Wyznanie Natalii Przybysz w sprawie aborcji, na długo pozostanie w pamięci opinii publicznej, choć na początku nie wielu mogło przypuszczać, że stanie się ono orężem dla zwolenników pro life, a nie pro choice. W sieci pojawiło się bowiem wiele gorzkich słów krytyki pod adresem piosenkarki i to od feministek oraz uczestniczek Czarnego Protestu
„Aborcja jest złem i tragedią dla kobiety, ale czasami jest konieczna i właśnie w tych koniecznych przypadkach musi być dostępna” - Takie słowa padały najczęściej podczas czarnych marszów. A tu się okazuje, że osoba, która być może, miała okazać się symbolem narodowego zrywu kobiet w sprawie walki o prawo do decydowania o swoim ciele, mówi, że aborcja wcale nie jest traumatycznym przeżyciem, wręcz przeciwnie - trwa tylko pięć minut, a potem następuje ulga oraz jakieś niesamowite uczucie szczęścia i wyzwolenia. Co więcej może być super doświadczeniem, przygodą i tematem na piosenkę. Dzięki Natalii Przybysz piekło kobiet nabrało nowego znaczenia. Okazało się, że „piekłem” nie jest rodzenie zdeformowanego dziecka, które niedługo po porodzie umrze, ani ryzykowanie życiem matki. Piekłem kobiet może być 60 metrowe mieszkanie, które trzeba dzielić nie na 4, ale na 5 osób.
Jednak pani Przybysz tak naprawdę pokazała coś więcej, niż tylko strach przed utratą przestrzeni życiowej. Obnażyła bardzo niewygodną dla aborcjonistów prawdę. Otóż w Polsce tzw. aborcja na życzenie, czyli taka jakiej poddała się artystka, jest zakazana. Skoro jest zakazana, jakim więc cudem ona tego dokonała? Nie chciała, to nie urodziła, legalnie wyjechała na Słowację, legalnie stamtąd wróciła. W związku z tym nie jest prawdą iż polskie kobiety zmusza się do rodzenia. Nawet jeśli w naszym kraju wprowadzono by całkowity zakaz aborcji, to i tak pozostanie prawo wyboru, czyli prawo udania się do kraju, gdzie wykonanie pożądanego zabiegu jest możliwe.
Natalia Przybysz pokazuje więc Polkom, że problem zakazanej aborcji właściwie nie istnieje. Wystarczy tylko mieć 1000 zł, pokonać trasę (odległość w zależności od miejsca zamieszkania) bez pozwoleń, bez paszportu, zabrać euro, zamiast złotówek, a reszta już bez problemów, nawet język podobny. W dodatku pani w autobusie jest bardzo miła, jak i personel w klinice.
W czym więc problem? Po co walczyć o legalizację czegoś, co i tak jest powszechnie dostępne.
Wyobraźmy sobie, że w jednym ze stanów, np. republikańskiej Arizonie, wprowadza się całkowity zakaz aborcji. Czy Stany Zjednoczone by się od tego zawaliły albo zachwiał się fundament amerykańskiej demokracji? Nie. Dlatego, że osoby, którym nie odpowiadają dane przepisy, załatwiają sobie sprawy tam, gdzie jest to dla nich korzystne. Kto chce się szybko ożenić lub rozwieść, jedzie do Nevady itp. Tak samo, kto chce dokonać bezpiecznej aborcji, jedzie sobie do kraju w którym jest to legalne. A to właśnie Europa według wielu wizji, miała tworzyć się na podobieństwo federacyjnych Stanów Zjednoczonych.
Podczas gdy Polska należy zarówno do UE, jak i do strefy Schengen, nie ma takiej możliwości prawnej, aby zmusić jakąkolwiek kobietę do rodzenia, albo, żeby przeszkodzić jej w dokonaniu zabiegu. Chodzi tylko o symbol. O to, że polscy podatnicy, nie chcą pośrednio przykładać ręki do eugeniki, jaka odbywa się na dzieciach z zespołem Downa, obciążonych innymi chorobami genetycznymi, lub co gorsza, do unicestwiania dzieci zupełnie zdrowych, których ojciec popełnił przestępstwo względem matki.
Nawet gdyby (choć jest to w praktyce nieprawdopodobne) wprowadzono penalizację aborcji w Polsce łącznie z możliwością karania kobiet dokonujących na sobie takich zabiegów, to i tak nie byłyby one przecież ścigane listami gończymi po całej Europie, albo nie groziłaby im ekstradycja ze Stanów Zjednoczonych. Możliwe zaostrzenie obecnej ustawy aborcyjnej to tylko wewnętrzna sprawa Polski.
Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule; wbrew telewizyjnej propagandzie, nikt nie może zmusić kobiety do urodzenia dziecka. Be względu na prawodawstwo, jest to jej decyzja oraz sprawa jej sumienia.
Inne tematy w dziale Polityka