Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka
471
BLOG

Avatar czyli Boże wyspy nad Pandorą

Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka Kultura Obserwuj notkę 4

Jest jeszcze jeden wątek, którym zachwycił mnie Cameron. Wyspy w powietrzu – kawałki lądu pokryte trawami i drzewkami, i mniejsze skały obrośnięte potężnymi korzeniami. Tu ówdzie potoki spadają wodospadami. Wszystko majestatycznie unosi się na parokilometrowej wysokości.

Nie wiem czy autor zaplanował to w fizyce świata przedstawionego jako skały złożone z tego cennego pierwiastka o własnościach antygrawitacyjnych, to on sprowadził tę rabunkową ekspedycję; próbka unosi się nad biurkiem szefa kopalni; nazywają to onobtanium (czy jakoś tak), to z pewnością gra słów z unobtainable.

Ale nawet jeśli to tylko wizja wysp napowietrznych, niezależna od tamtej fizyki, a tylko pokazująca inność, to nie zmniejsza jej uroku.

Piszę o tym dlatego, że jest to z kolei całkowita wizualizacja motywu Bożej wyspy, który przewija się u pisarza holenderskiego, którego tłumaczyłem 30 lat temu: Nescio, Pierwsze wzruszenie (Warszawa 1980). Jedno opowiadanie jest mu poświęcone w całości, to Insula Dei. Przytaczam zeskanowany kawałeczek (s.138-9), w którym narrator - realista Dikschei rozmawia ze starym przyjacielem imieniem Flip (Filip), poszukiwaczem boskości, rozczarowanym marzycielem, a ten po raz pierwszy opowiada o "Bożej wyspie" – miejscu przechowywania szczęśliwych chwil, i ucieczki z nieprzyjaznego świata, który w dodatku teraz jest pod niemiecką okupacją (1942).

W mojej pamięci, w mojej wyobraźni która towarzyszyła przetwarzaniu tamtej wizji na język polski, wytworzył się obraz fizycznej wyspy unoszącej się wysoko w powietrzu, na kształt widoków fata morgany. Nieco bardziej płaskiej, niż brylaste wyspy Pandory, ale niezwykle podobnej.

 

Nescio

Insula Dei (fragment rozdziału II)

 

– Często o tobie myślałem, Dikschei, i zazdrości­łem ci, że zostawisz po sobie coś dobrego. Coś do­brego, przynajmniej dla mnie i paru innych. Teraz już to mi przeszło. Nie żeby mi się przestało podo­bać, ta odrobina dobrego dla mnie i paru innych, ale ja sam... z nieśmiertelności dawno już zrezygno­wałem. Wszystko i tak kończy się... – urwał, po­patrzył smutno na dwór: – śniegiem i lodem. – Po­drapał się. Znowu obtarł usta. Naraz spojrzał na mnie bystro przez swoje binokle i powiedział: – Co ty właściwie myślisz sobie o mnie? - Przez chwilę musiałem się zastanowić. – Mów spokojnie. Wiem dobrze, jaki jestem, i wiem też, co sobie o mnie myślisz. Uważasz, że jestem smutny.

Milczałem jeszcze przez chwilę, popatrzyłem na jego binokle i w końcu skinąłem.

– Ja nie jestem smutny. Ja jestem wyspą.

– Wyspą – powiedziałem możliwie obojętnie. – Czy my wszyscy nie jesteśmy wyspami?

– Możliwe, nie myślę wiele o· wszystkich, ale ja jestem wyspą.

Chwila milczenia. Patrzyłem na krążek na po­wierzchni stołu. – Tego już nie da się usunąć – powiedział Flip i potarł go swoją na wpół czystą chusteczką. Kelner stał niedaleko nas, ciągle czeka­jąc na klientów, którzy nie przychodzili, i popatrzył z naganą.

– Nie taką sobie zwykłą wyspą. Jestem wielką wyspą. Wszystko na niej jest. Przypominasz sobie Dommel z jego zakolami, na wpół zmurszałymi mostkami, nadbrzeżnymi łąkami i polami zboża, jego wierzbami i topolami? Przypominasz sobie Valkens­waard, Dommelen, Keersop, Breugel i Son?

Kiwnąłem głową.

- A Moerdijk? A katedrę w Tongeren? A kredo-[138]we skały w Dover, kiedy je oglądaliśmy z pokładu "Sangatte" na leciutko pomarszczonym błękitnym morzu? A widok na IJssel i na krajobraz Veluwe pod Westervoortem? Czy stąd możesz zobaczyć za sta­wami loosdrechckimi lasy wokół Hilversum? A kie­dy czekasz na przewóz, to widzisz w półmroku Schoonhoven na drugim brzegu Leku i słyszysz, jak zegar na wieży bije ósmą?

Potakiwałem głową, widziałem wszystko dokład­nie. We wszystkich tamtych miejscach byłem potem jeszcze nie raz.

– Nie śnieg i lód, ale całe rzeki ruchomej wody. Ren, Waal, Moza, Skalda poniżej Antwerpii. Nie mogę wszystkiego wymienić. I miasta: Middelburg, jaki był kiedyś, i Maastricht, i Hattem, i Lier, i St. Omer, nie mogę wszystkiego wymienić. Cała Holan­dia i Belgia i ten rożek Francji. Kawałki, które są do niczego, wyciąłem.

- I nie okupowane? - zapytałem.

Uniósł wzrok. Teraz on musiał się zastanowić. Pa­trzył na ciemny krążek.

- Czy nie okupowane? - powiedział w zamyśleniu. ­Nigdy o tym nie myślałem. Nie, nie okupowane. Jak może mnie ktoś okupować? To nie ma nic wspólnego ze mną. Moja bieda też nie ma nic wspólnego ze mną. Moja wyspa jest klasztorem. Wielkim klasztorem bez ścian. Dapperplein tam nie istnieje. A kiedy stoję na tym placu, to nie ja stoję.

Staram się robić tylko to, czego nikt inny nie potrafi, a ktoś powinien. Ten blog jest zakończony. Powody są podane w komentarzach do ostatniej notki, ukrytej przez Administrację. Od 6 sierpnia 2012 działa nowy blog w innym miejscu. .

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura