Jest jeszcze jeden wątek, którym zachwycił mnie Cameron. Wyspy w powietrzu – kawałki lądu pokryte trawami i drzewkami, i mniejsze skały obrośnięte potężnymi korzeniami. Tu ówdzie potoki spadają wodospadami. Wszystko majestatycznie unosi się na parokilometrowej wysokości.
Nie wiem czy autor zaplanował to w fizyce świata przedstawionego jako skały złożone z tego cennego pierwiastka o własnościach antygrawitacyjnych, to on sprowadził tę rabunkową ekspedycję; próbka unosi się nad biurkiem szefa kopalni; nazywają to onobtanium (czy jakoś tak), to z pewnością gra słów z unobtainable.
Ale nawet jeśli to tylko wizja wysp napowietrznych, niezależna od tamtej fizyki, a tylko pokazująca inność, to nie zmniejsza jej uroku.
Piszę o tym dlatego, że jest to z kolei całkowita wizualizacja motywu Bożej wyspy, który przewija się u pisarza holenderskiego, którego tłumaczyłem 30 lat temu: Nescio, Pierwsze wzruszenie (Warszawa 1980). Jedno opowiadanie jest mu poświęcone w całości, to Insula Dei. Przytaczam zeskanowany kawałeczek (s.138-9), w którym narrator - realista Dikschei rozmawia ze starym przyjacielem imieniem Flip (Filip), poszukiwaczem boskości, rozczarowanym marzycielem, a ten po raz pierwszy opowiada o "Bożej wyspie" – miejscu przechowywania szczęśliwych chwil, i ucieczki z nieprzyjaznego świata, który w dodatku teraz jest pod niemiecką okupacją (1942).
W mojej pamięci, w mojej wyobraźni która towarzyszyła przetwarzaniu tamtej wizji na język polski, wytworzył się obraz fizycznej wyspy unoszącej się wysoko w powietrzu, na kształt widoków fata morgany. Nieco bardziej płaskiej, niż brylaste wyspy Pandory, ale niezwykle podobnej.
Nescio
Insula Dei (fragment rozdziału II)
– Często o tobie myślałem, Dikschei, i zazdrościłem ci, że zostawisz po sobie coś dobrego. Coś dobrego, przynajmniej dla mnie i paru innych. Teraz już to mi przeszło. Nie żeby mi się przestało podobać, ta odrobina dobrego dla mnie i paru innych, ale ja sam... z nieśmiertelności dawno już zrezygnowałem. Wszystko i tak kończy się... – urwał, popatrzył smutno na dwór: – śniegiem i lodem. – Podrapał się. Znowu obtarł usta. Naraz spojrzał na mnie bystro przez swoje binokle i powiedział: – Co ty właściwie myślisz sobie o mnie? - Przez chwilę musiałem się zastanowić. – Mów spokojnie. Wiem dobrze, jaki jestem, i wiem też, co sobie o mnie myślisz. Uważasz, że jestem smutny.
Milczałem jeszcze przez chwilę, popatrzyłem na jego binokle i w końcu skinąłem.
– Ja nie jestem smutny. Ja jestem wyspą.
– Wyspą – powiedziałem możliwie obojętnie. – Czy my wszyscy nie jesteśmy wyspami?
– Możliwe, nie myślę wiele o· wszystkich, ale ja jestem wyspą.
Chwila milczenia. Patrzyłem na krążek na powierzchni stołu. – Tego już nie da się usunąć – powiedział Flip i potarł go swoją na wpół czystą chusteczką. Kelner stał niedaleko nas, ciągle czekając na klientów, którzy nie przychodzili, i popatrzył z naganą.
– Nie taką sobie zwykłą wyspą. Jestem wielką wyspą. Wszystko na niej jest. Przypominasz sobie Dommel z jego zakolami, na wpół zmurszałymi mostkami, nadbrzeżnymi łąkami i polami zboża, jego wierzbami i topolami? Przypominasz sobie Valkenswaard, Dommelen, Keersop, Breugel i Son?
Kiwnąłem głową.
- A Moerdijk? A katedrę w Tongeren? A kredo-[138]we skały w Dover, kiedy je oglądaliśmy z pokładu "Sangatte" na leciutko pomarszczonym błękitnym morzu? A widok na IJssel i na krajobraz Veluwe pod Westervoortem? Czy stąd możesz zobaczyć za stawami loosdrechckimi lasy wokół Hilversum? A kiedy czekasz na przewóz, to widzisz w półmroku Schoonhoven na drugim brzegu Leku i słyszysz, jak zegar na wieży bije ósmą?
Potakiwałem głową, widziałem wszystko dokładnie. We wszystkich tamtych miejscach byłem potem jeszcze nie raz.
– Nie śnieg i lód, ale całe rzeki ruchomej wody. Ren, Waal, Moza, Skalda poniżej Antwerpii. Nie mogę wszystkiego wymienić. I miasta: Middelburg, jaki był kiedyś, i Maastricht, i Hattem, i Lier, i St. Omer, nie mogę wszystkiego wymienić. Cała Holandia i Belgia i ten rożek Francji. Kawałki, które są do niczego, wyciąłem.
- I nie okupowane? - zapytałem.
Uniósł wzrok. Teraz on musiał się zastanowić. Patrzył na ciemny krążek.
- Czy nie okupowane? - powiedział w zamyśleniu. Nigdy o tym nie myślałem. Nie, nie okupowane. Jak może mnie ktoś okupować? To nie ma nic wspólnego ze mną. Moja bieda też nie ma nic wspólnego ze mną. Moja wyspa jest klasztorem. Wielkim klasztorem bez ścian. Dapperplein tam nie istnieje. A kiedy stoję na tym placu, to nie ja stoję.
Inne tematy w dziale Kultura