Dam Zuchowski Dam Zuchowski
86
BLOG

Dlaczego należy chodzić na każde referendum? cz. III

Dam Zuchowski Dam Zuchowski Polityka Obserwuj notkę 1

MORAŁ PŁYNĄCY Z DĄŻEŃ PARTII POLITYCZNYCH I ICH ZAPLECZA INTELEKTUALNEGO PO 1989 ROKU I ICH KSZTAŁT NA OBECNY USTRÓJ POLITYCZNY POLSKI 

Pomimo masowości ruchu solidarnościowego z pierwszej połowy lat 1980. formacje społeczne i polityczne, które nawiązywały do tej tradycji wcale nie zamierzały po 1989 roku zapisać tego doświadczenia w nowym ustroju politycznym na którego formowanie posiadały wpływ. Wprowadzając swoich posłów do Sejmu i Senatu za pośrednictwem wyborów personalnych będących emanacją systemu przedstawicielskiego, opowiadały się za uczynieniem tego mechanizmu podstawową regułą życia politycznego. Jeżeli nawet wywieszały na swych sztandarach jakieś hasła związane z demokracją bezpośrednią, na ogół robiły to w celach propagandowych, czego egzemplifikacją jest choćby punkt. 2 art 4. obowiązującej Konstytucji z 2 kwietnia 1997 roku, gdzie co prawda czytamy, że naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio, lecz dalsze regulacje i przyjęta praktyka, czynią z tych instytucji narzędzie usługowe i uruchamiane na osobiste życzenia ciał przedstawicielskich: Sejmu oraz Senatu na wniosek Prezydenta.

Konstytucja z 1997 roku sygnowana pieczęcią Aleksandra Kwaśniewskiego nie przewiduje nadania  stronie obywatelskiej  prawa do bezpośredniego i merytorycznego udziału w formułowaniu zapisów prawa i sprawowania kontroli nad wydarzeniami w sferze społeczno-politycznej. Obywatele posiadają prawo do złożenia swojego wniosku o przeprowadzenie referendum po zebraniu 500 tys. podpisów, jednakże o jego ostatecznym rozpisaniu decyduje Sejm, który większością głosów w dowolnym momencie może wniosek ten oddalić. Kolejnym ustępem służącym zachowaniu czysto przedstawicielskiego charakteru systemu III RP jest próg frekwencyjny, który czyni referendum ważnym tylko wówczas jeżeli weźmie w nim udział 50% osób uprawnionych do głosowania. Wymóg ten narusza zasadę dobrowolności udziału w życiu publicznym i umożliwia przeciwnikom referendów i poszczególnych pytań unieważnianie ich ważności poprzez celową absencję. Tymczasem doświadczenie demokracji bezpośredniej w Szwajcarii potwierdza, że frekwencja referendalna wynosi zazwyczaj od 28% do 45%, a ogólny przedział frekwencyjny oscyluje w zależności od wagi sprawy dla społeczeństwa od 15% do 60%. Częściowe zaangażowanie ogółu społeczeństwa w wydarzenia społeczno-polityczne potwierdzają również wybory personalne, które nie są obarczone jednak progiem frekwencyjnym [2].

Fakultatywne referendum, ludowa inicjatywa ustawodawcza procedowana przez Sejm, wprowadzenie progów frekwencyjnych podczas głosowań obywatelskich, a także brak innych form demokracji bezpośredniej, potwierdzają, że obecność partycypacyjnych form sprawowania i kontroli władzy w ustroju III RP ma charakter czysto dekoracyjny, służący uwiarygodnieniu całego systemu i zakamuflowaniu jego wybitnie przedstawicielskich fundamentów.

Z przeprowadzonego zestawienia wynika, że demokracja przedstawicielska w Polsce jest pokłosiem ideologicznych postaw i osobistych motywacji poszczególnych formacji politycznych oraz reprezentujących je polityków. W obecnej Konstytucji dostrzegamy rozwiązania w pełni lub częściowo forsowane w latach 1990. przez Polskie Stronnictwo Ludowe, Unię Pracy, Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Przymierze dla Polski, Unię Demokratyczną, Unię Wolności i  Sojusz Lewicy Demokratycznej. Wszystkie te formacje dążyły do pełnego lub częściowego zawężenia udziału społeczeństwa w bezpośrednim sprawowaniu władzy. W pełni popierały system demokracji przedstawicielskiej i robiły wszystko, aby taki kształt nadać modelowi ustroju mającemu w Polsce obowiązywać przez następne dziesięciolecia. Warto zauważyć, że środowiska związane z Jarosławem Kaczyńskim, które współtworzyły później Prawo i Sprawiedliwość, jak i środowiska bliskie Donaldowi Tuskowi i Platformie Obywatelskiej, czyli Unia Wolności, Unia Demokratyczna, a nawet niektórzy reprezentanci ZcHN, należały wówczas do ścisłego grona dążącego do umniejszenia elementów społecznej partycypacji lub ich całkowitego wykluczenia. Jarosław Kaczyński przestrzegał przed „wmontowywaniem demokracji plebiscytarnej”, politycy Unii Wolności domagali się natomiast wysokiego pułapu 2 mln podpisów koniecznych do rozpisania referendum, a później zupełnego wykreślenia takiej prerogatywy.

Jakie przesłanki przemawiały za tym aby poszczególne formacje i politycy popierali właśnie system demokracji przedstawicielskiej? W dużym uproszczeniu motywacje przejawiane przez poszczególnych posłów, mogły przejawiać się następująco: 1) motywacja czynna – niektórzy spośród nich swoją wiedzę na temat ustrojów, polityki i prawa pozyskiwali na uczelniach, w klubach dyskusyjnych i w procesie samooedukacji. Możemy przyjąć więc, że ta grupa posłów swoje motywacje zawdzięczała własnym przekonaniom politycznym lub ideologicznemu formowaniu. Byli więc demokratami przedstawicielskimi z samej swej istoty i swe idee starali się skodyfikować w nowym ustroju; 2) motywacja bierna – ta grupa posłów nie posiadała wcześniej wyrobionego zdania na tematy ustrojowe, wchodząc do Sejmu z myślą o innych celach politycznych. Podczas dyskusji konstytucyjnych zawierzali zdaniu swoich bardziej ideologicznych w tej materii kolegów i głosowali zgodnie z ich wskazaniem; 3) motywacja negatywna – ta grupa posłów wchodząc do parlamentu szybko przyjęła pozycję „ludzi władzy”. Będąc członkami parlamentu, mając moc stanowienia prawa i piastowania wysokich urzędów, a ponadto posiadając jednocześnie nadzieję na kontynuacje tego stanu dzięki przyszłej reelekcji, dążyli do umocnienia pozycji izby, która zapewniała im prestiż i pozycję. W tej sytuacji najracjonalniejszym działaniem z ich punktu widzenia było popieranie rozwiązań podtrzymujących wysoką pozycję ciał ustawodawczych i zabezpieczanie ich prerogatyw przed rozmyciem w pianie partycypacji obywatelskiej.

Doprecyzowaniu wymaga ustęp o ideologicznym formowaniu. Otóż od samego początku nowożytnego wzrastania postaw demokratycznych w Europie, poza małymi wyjątkami, ostawała się wizja demokracji jako systemu reprezentacyjnego w ograniczonym zakresie wykorzystywanego wcześniej lub jednocześnie w ciałach stanowych, w monarchiach konstytucyjnych i w niektórych systemach republikańsko-cenzusowych. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku w okresie odradzania się autorytaryzmu rozpoczynali swoją działalność teoretycy demokracji, których poglądy przyczynią się później do ukierunkowania sposobów myślenia o demokracji i wyłonienia szkół propagujących pewien model postrzegania zjawisk w tej sferze. Należeli do nich między nimi Joseph Schumpeter, Giovanni Sartori i Robert Dahl. Przejawiali oni ograniczone zaufanie do demokracji w znaczeniu etymologicznym jako „władzy ludu” i uznawali go za nieprzystający do rzeczywistości złożonych, wielomilionowych społeczeństw ludzkich. Idąc za słowami Schumpetera partycypacje obywatelską postrzegali jako możebność wyłonienia swojego przedstawiciela w wyborach powszechnych. Metoda demokratyczna to jego zdaniem: „rozwiązanie instytucjonalne dochodzenia do decyzji politycznych poprzez walkę konkurencyjną o głosy wyborców”.

Przez kolejne dziesięciolecia ich poglądy były ugruntowywane przez ich uczniów. Umacniały je starożytne przestrogi Platona i Arystotelesa – którzy w ogóle potępiali demokracje preferując autorytatywne formy sprawowania władzy – oraz materialny sukces państw Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, gdzie akurat system reprezentacyjny dominował. Przekonania te spływały do fundacji, stowarzyszeń i na uczelnie poszczególnych krajów, stając się oficjalną wykładnią rzeczywistości oraz tego jak należy o systemach społeczno-politycznych mówić. Dzisiaj, w okresach przedreferendalnych, zapraszani do studiów telewizyjni goście przedstawiani jako „eksperci” z reguły nie robią nic innego jak dostarczają tylko logicznej wykładni pod utrzymanie i racjonalność obowiązującego systemu. Doświadczenie formowania uniwersyteckiego na wydziałach politologicznych i socjologicznych oraz oficjalna wykładnia rzetelnego ustroju będąca podstawą instytucji, które akurat reprezentują, sprawiają, że osoby te nie zestawiają w oficjalnych dyskusjach wszystkich „za” i „przeciw”, nie przedstawiają całego spektrum rozwiązania jakiegoś problemu jak np. różne modele głosowania wyborczego jakie można by zastosować, lecz skupiają się na zaakcentowaniu znaczenia instytucji demokracji przedstawicielskiej i na umniejszeniu rangi głosowania referendalnego, które mogłoby dominującą pozycję demokracji przedstawicielskiej pomniejszyć. Występują więc w roli demokratów przedstawicielskich i bywają  nimi autentycznie z przekonania. W liczbie kilku osób są też często jedynymi gośćmi w medialnym studiu. Sprawiając wrażenie mnogości stron i światopoglądów przemawiają do odbiorcy tym samym głosem – co służy upowszechnieniu opinii o pewnym zjawisku.

DO CZEGO POTRZEBNE SĄ REFERENDA DEMOKRATOM PRZEDSTAWICIELSKIM, KTÓRYCH STATUTOWYM CELEM JEST SPROWADZENIE CZYNNEJ ROLI OBYWATELA DO UDZIAŁU W PERSONALNYCH GŁOSOWANIACH WYBORCZYCH PRZEPROWADZANYCH RAZ NA KILKA LAT?

Jak wykazaliśmy w drugim rozdziale naszego opracowania, formacje polityczne, które wykreowały się po 1989 roku i sprawowały naprzemiennie rządy w dotychczasowej historii III RP, od samego początku starały się usunąć z treści przyszłej Ustawy Zasadniczej instytucje demokracji bezpośredniej, a gdy zdecydowano się wreszcie na ich wprowadzenie zrobiły wszystko, aby obecność ich miała charakter dekoracyjny i usługowy wobec ich pozycji. Głównym celem jakie sobie obrały przywoływane partie polityczne w kwestiach ustrojowych było nadanie Polsce statusu demokracji przedstawicielskiej, które to zadanie całkowicie osiągnięto. Nie obecność wielu instytucji demokracji bezpośredniej i fakultatywna forma referendum, mogącego upaść nawet po wniesieniu do Sejmu wielu milionów obywatelskich podpisów jest ilustratywnym potwierdzeniem tej tezy.

W obecnym kształcie, w takim jakim je zapisano w Konstytucji z 1997 roku, referendum stanowi narzędzie realizacji doraźnych celów poszczególnych formacji politycznych. Obywatele poprzez zbiorową akcję nie posiadają możliwości samoistnego uruchomienia procedury referendalnej po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów. Referendum w żadnym momencie nie ma statusu instytucji obligatoryjnej. Warunkiem utrzymania korzystnego dla tych formacji systemu demokracji przedstawicielskiej jest zachowanie ograniczonego kształtu referendum – postąpienie inaczej oznaczałoby utratę dominacji klasy rządzącej nad społeczeństwem. Dzięki ustrojowemu ograniczeniu instytucji referendum, politycy rządzących obozów zyskują nie tylko narzędzie realizacji swych doraźnych interesów, ale również zniechęcają stronę obywatelską do instytucji referendum jako takiego; wszakże rzeczą powszechnie wiadomą jest fakt, że w każdej sferze działalności narzędziem nieużytecznym zostanie okrzyknięte te, które dostarczono w stanie niekompletnym, a więc uniemożliwiającym jego praktyczne zastosowanie. Takie przedmioty i instrumenty po prostu się odstawia i z nich nie korzysta. Nie ma się do nich zaufania. Tak jak nie sposób usiąść na krześle bez jednej nogi, tak trudno sięgać po referendum pozbawione swej właściwej substancji składowej.

Po usunięciu jego funkcji demokracji bezpośredniej, w ustroju III RP referendum służy stronie rządzącej za narzędzie realizacji doraźnych celów politycznych. Doskonale ten fakt przejawia się w środkach jakie podjęto w sprawie referendum akcesyjnego do Unii Europejskiej w 2003 roku. Wstąpienie do Unii Europejskiej było ważnym celem kluczowych partii politycznych w parlamencie, popieranym przez znaczną część społeczeństwa. W sprawie tak doniosłej potrzebna była narodowa zgoda, a narzędziem służącym jej potwierdzeniu stało się referendum. Rządzący obóz SLD wiedział jednak, że po celowym uśmierceniu idei referendum w latach 1990. poprzez narzucenie progu frekwencyjnego 50%, teraz te ograniczenie może okazać się nieprzekraczalne. Dlatego chcąc pokonać zasieki, które sam popierał sfinansował zakrojoną na szeroką skalę kampanię proreferendalną i wydłużył czas głosowania do dwóch dni: soboty i niedzieli, uzyskując w całej historii III RP ten jeden, jedyny raz frekwencję referendalną wyższą niż 50%. Zgodność celu prawie wszystkich partii politycznych sprawiła, że niemal jak jeden mąż zachęcały wówczas do wzięcia udziału w referendum – wrzucenie głosu do referendalnej urny miało być dowodem społecznej odpowiedzialności i dojrzałości. Dzisiaj dla odróżnienia gdy brak zgodności celów w sprawie referendów skierowanych do Senatu przez Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudę jako objaw obywatelskiej dojrzałości promowany jest bojkot referendum, i robią to często politycy i osoby publiczne, które w każdym innym przypadku zachęcały do udziału w wyborach personalnych – parlamentarnych i prezydenckich.

Nie należy mieć złudzeń. Bronisław Komorowski jako polityk Unii Demokratycznej, Unii Wolności, AWS i Platformy Obywatelskiej zawsze był gorącym zwolennikiem demokracji przedstawicielskiej, w VII. kadencji Sejmu (2011-2015) entuzjastycznie przyjmującym odrzucenie obywatelskich wniosków referendalnych w sprawie sześciolatków, reformy emerytalnej i lasów państwowych. Ogłoszenie referendum przewidzianego na 6 września było z jego strony działaniem propagandowym dokonanym tuż po porażce w I rundzie wyborów prezydenckich. Doskonale wiedział, że w obecnym ustroju politycznym referendum do niczego nie zobowiązuje parlamentu, lecz na wypadek celowo (bo chyba nie z powodu niedostatków intelektualnych) pytania odnośnie JOW i finansowania partii politycznych sformułował w taki sposób by izba sejmowa mogła później dowolnie zinterpretować wskazania udzielone przy urnie przez społeczeństwo. Andrzej Duda ze swoją inicjatywą referendalną proponowaną na 25 października jawi się jako prezydent, który podnosi z ziemi odrzucone przez Sejm wnioski obywatelskie. W sensie faktycznym akt ten tak właśnie wygląda i byłoby godnym gdyby mógł zostać przekuty w autentyczne referendum. Sceptycy mają jednak wątpliwości na ile Andrzej Duda robi to po to by zadośćuczynić stronie obywatelskiej, a na ile by sprokurować przedwyborcze starcie z Platformą Obywatelską na linii „słuchający obywateli – nie słuchający obywateli”. Na korzyść intencji Andrzeja Dudy przemawia argument, że ogłosił on również swoje poparcie dla inicjatywy obligatoryjnego referendum. Wszem i wobec deklaruje on niemniej równocześnie, że do rozpisania referendum w jego projekcie potrzebne będzie zebranie aż miliona podpisów!

To bardzo wysoki limit poparcia  przypomina forsowany przed laty projekt Unii Wolności zakładający konieczność zebrania dwóch milionów podpisów. Jak pamiętamy, Unia Wolności robiła to po to by zminimalizować prawdopodobieństwo rozpisania referendum na wniosek obywateli, zmierzając do supremacji demokracji przedstawicielskiej. Duda opowiadający się za milionem podpisów zbliża się do tego stanowiska, mając prawdopodobnie świadomość, że taki limit jest w stanie przekroczyć w krótkim czasie tylko aktyw partyjny i organizacja ludzka posiadająca szerokie struktury w terenie. W tej sytuacji referendum stanie się instrumentem zorganizowanych struktur takich jak związki zawodowe, zrzeszenia przedsiębiorców, partie polityczne, w pewnych sytuacjach do zebrania tak wielkiej sumy podpisów może przyczynić się także masowe oburzenie społeczne. W ostateczności będzie to oddanie społeczeństwu instytucji referendum bardzo zdeformowanego, umożliwiającego jego koordynacje bardzo określonym grupom. Obecna granica 500 tys. podpisów dla referendum fakultatywnego wydaje się maksymalną granicą w warunkach polskich dla referendum obligatoryjnego, a żeby uspołecznić ten proces należałoby obniżyć ją jeszcze do poziomu 100 tys.-360 tys. podpisów. Widmo bezustannego referendum nie jest zagrożeniem ponieważ dojrzała i mądra decyzja suwerena powinna ustanowić kilka sztywnych terminów w ciągu roku (od 1 do 4), w których odbywałyby się referenda pod które zebrano wymaganą liczbę podpisów.

Publikacje z zakresu: praw człowieka, etyki, praw ludności tubylczej, historii, filozofii, społeczeństwa, przyrody, enwironmentalizmu, polityki, astronomii, demokracji, komentarze do wydarzeń. Artykuły mojego autorstwa ukazywały się między innymi na: wolnemedia.net; krewpapuasow.wordpress.com, amazonicas.wordpress.com i ithink.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka