Jackowo
Dzielnica Chicago w upadku. Kiedyś centrum zycia Polaków w Stanach Zjednoczonych, uważana za drugie pod względem wielkości, po Warszawie, polskie miasto na świecie. Pełno jeszcze reklam i napisów sklepowych po polsku, ale wiele z nich zamkniętych. Dużo opuszczonych domów. Centralny punkt dzielnicy, który nadał jej nieformalna nazwę, kościół pod wezwaniem Świętego Jacka, przemianowano na Świętego Hiacynta.
Jedna trzecia katolików w parafii to dziś śniadzi i skośnoocy latynosi, którzy w coraz większej liczbie napływaja na północ Stanów Zjednoczonych. Mimo, że ciemnoskóra ludność z południa deklaruje te same wyznanie, co osiadła Polonia, nie ma wspólnoty. Podobnie jak w przypadku innych wyznań, podziały etniczne, kulturowe przeważaja nad jednościa religijną. Tak jak w przypadku Polaków, latynoski katolicyzm jest przede wszystkim wyróżnikiem potwierdzającym przynalezność do określonej grupy społecznej, która charakteryzuje się ponadto innymi jeszcze czynnikami: wspólnotą języka (hiszpański), odmiennych zwyczajów kulturowych, tradycji, kuchni, wygladu zewnętrznego (latynosi to na ogół niscy, śniadzi, czarnowłosi potomkowie Idnian z krajów położonych na południe od granic USA.)
Kościół w USA stanowił dla Polaków, emigrujacych do Stanów oazę swojskości, gdzie mogli się spotkać ze swoimi rodakami, porozmawiać po polsku, napić się wódki lub piwa, zjeść pierogi i bigos, gdzie ksiądz dawał wykładnię aktualnych problemów społecznych zgodnie z ich oczekiwaniami – czyli tak, jakto było w starym kraju. Nic od ich nie oczekiwano, nie wymuszano wspólnych działań społecznych – wystarczała składka na potrzeby kościoła, udział w odpustach, pielgrzymkach i mszach. Tak było w ich ojczystym kraju – ustalona relacja między księdzem a wiernymi, w której to duchowny był przewodnikiem, narzycajacym swoja wolę.Duchowieństwo także funkcjonowało na podobnych zasadach, zamknięte w swoim środowisku, w niewielkim stopniu kontrolujące funkcjnowanie kościoła poza parafią. Władza w diecezji Chicago, mimo, iż Polacy prawie do końca XX wieku stanowili ponad 50% wyznawców katolicyzmu, należała przede wszystkim do biskupów irlandzkiego pochodzenia. Nawet dziś na czele archidiecezji stoi arcybiskup, kardynał Francis George, z rodziny o irlandzkich korzeniach, natomiast lista biskupów pomocniczych w historii diecezji obejmuje 26 biskupów o irlandzko brzmiacych nazwiskach, pięciu polskich i tylko dwóch latynoskich. Ostanie nominacje (czerwiec 2011 roku), księży AndrzejaWypycha i Alberto Rojasa oznaczają, że władze kościoła katolicki w Chicago zdają sobie sprawę ze zmiany w strukturze wiernych. Nowi biskupi pomocniczy są w dużym stopniu symbolem przemian – obaj nie urodzili się w Stanach Zjednoczonych: A.Wypych w Kazimierzy Wielkiej w Polsce w roku 1954. Biskup Alberto Rojas w roku 1965 w Malpaso w Meksyku. Symboliczny jest fakt, że dzieli obu biskupów pokolenie – Polak reprezentuje stary katolicyzm Jackowa, Meksykanin – nowych, przybyłych emigrantów, którzy w coraz większym stopniu nadają kształ katolicyzmowi w Stanach Zjednoczonych. Katolicyzm latynoski ma odmienny kształt od polskiego – uległ dużym wpływom teologii walczącej, inaczej widzacym rolę duchowieństwa w społeczności wiernych. Ta teologia ma swego męczennika arcybiskupa Oscara Romero i aktywnego politycznie rewolucjonistę ojca Ernesto Cardenala, dla których najważniejsi byli wierni, biedni i pozbawieni praw obywatelskich przez rządzace elity. Dla nich Jezus był takim niepiśmiennym, pogardzanym chłopem, walczacym o prawa swego ludu. Oficjalny Kościól stanął po stronie elit. Teologia wyzwolenia to „wewnętrzny wróg Kościoła” zdaniem papieża Jana Pawła II (za „Popular Religion, Protest, and Revolt: The Emergence of Political Insurgency in the Nicaraguan and Salvadoran Churches of the 1960s – 80s” w „Disruptive Religion” Ch. Smith, Rutledge, New York,1996). Meksykański Biskup Pomocniczy ukształtowany został przez te trendy – opuścił na jakiś czas seminarium, jak to stwierdził: „Chciał poznać, jak to jest, gdy się pracuje”. O innym klimacie społecznym, tak odmiennym od polskiego, świadczy też postawa jego matki, która nie była zachwycona biskupią nominacją syna („Dlaczego Ci to zrobili?”.) Biskup Wypych nie tylko wiekowo należy do innej epoki, także mentalnościowo pozostał w ramach odchodzącego w przeszłość Kościoła, który władał wiernym i był absolutnym autorytetem w mistycznych i ziemskich sprawach. Oświadczenie polskiego biskupa: „Z całego serca kocham zarówno Kościól, jak i Pana Boga” (A.Wypych, wywiady w „Katolik w Archidiecezji Chicago”, nr 8, 2011, także ww cytaty z wypowiedzi Biskupa A. Rojasa) świadczy o tym jednoznacznie. Stawianie na jednym poziomie Boga i Kościół, czyli w domyśle hierarchię, było możliwe w Średniowieczu oraz zamarłym w bezruchu polskim Kościele czasów PRLu, a nie we współczesnym świecie, w którym każdy człowiek ma szeroki wybór konkurencyjnych ofert rozlicznych religii. Oczywiście Kościół jest przede wszystkim instytucją polityczną, ale działajacą w określonym środowisku społecznym, w którym, aby skutecznie funkcjonowac i oddziaływać, musi reagować na zachodzace zmiany, w przeciwnym przypadku przestanie być atrakcyjny dla rzeszy wiernych. Reakcja Wojtyły przyczyniła się do spadku liczby katolików w krajach latynoskich na rzecz licznych kościołów protestanckich. Protestanci nie mają hierarchii duchownych, łączacych jak w Kościele Katolickim pozycję wyroczni w sprawach doktrynalnych z wpływami politycznymi. To najczęściej zgromadzenia wiernych wokół charyzmatycznych pastorów, akceptowanych lub odrzucanych zależnie od ich umiejętności odziaływania i ich cech osobościowych. To de facto wierni decydują, kto będzie ich religijnym przywódcą. Młody biskup Rojas musi dostosować się do tego nowego świata katolicyzmu swoich ziomków z Maksyku, Boliwii, Nikaragui.
Cóż się dzieje z Polakami w Jackowie? Zostaje ich tam coraz mniej, tylko ci, co nie potrafią się dostosować, w więkzości nowi emigranci z wsi i małych miasteczek Polski na wschód Wisły. Byłem w Kościele św. Jacka w czasie odpustu święta Wniebowstąpienia NMP 15 sierpnia. Niewielu przyszło wiernych, choć na placu obok kościoła ustawiono przewożne wesołe miasteczko. Przeważali latynosi, trochę starszych Polaków i grupa kilkunastu młodych Polaków trenujących pod kierunkiem przedstwaicieli firmy procedurę ślubną. Dziewczyny o ostrym makijażu, kojarzonym w Polsce głównie z Rosjankami handlującymi na bazarach i żonami oficerów, wyrażne znamię nowobogactwa. Chłopaki z krótko obciętymi i mocno wyżelowanymi fryzurami, także nie kojarzyli się z prawdziwymi wyznawcami, taki jakich można zobaczyć w synagogach lub kościołach chrześcijańskich innych denominacji – skupionych, przeżywających zasady swojej wiary. Nic więc dziwnego, że Polacy, którzy odnoszą sukces w Stanach, opuszczaja swój polsko katolicki zaścianek, przenosząc się do innych dzielnic miast i innych kościołów – oferta jest szeroka. Niewątpliwie także napływ latynoskich katolików kojarzonych z niskim statusem społecznym powoduje, że Polacy, śladem Irlandczyków i Włochów – kiedyś także podpór katolicyzmu, przenoszą się do kościołów protestanckich, tym bardziej, że zanikła bariera językowa. Nawet w Jackowie tamtejsi Polacy rozmawiają między sobą po angielsku – to już pokolenie, które ukończyło miejscowe szkoły, pracowali w środowisku anglojęzycznym, oglądają tamtejsze amerykańskie wersje „M jak miłość” i tem podobne seriale będące w centrum zainteresowania całego społeczeństwa USA – poza Latynosami, którzy póki co mają swoje, hiszpańsko języczne.
Mam wrażenie, że Polska nie zauważa zmian jakie zachodzą wśród Poloni amerykańskiej. W kościele Świętego Jacka (pozostańmy przy bliższej nam nazwie) w dalszym ciągu wyłożone są prawicowe konfesyjne gazetki: „Nasz Dziennik”, „Rzezypospolita”, „Uważam Rze” oraz oczywiście czasopismo diecezji w języku polskim. Nikt ich nie bierze. Ludzie, którzy mają poglądy zbliżone lub identyczne jak wymienione powyżej czasopisma, nie czytają – nie tylko po polsku, ale po prostu wogóle. Dla bardziej ambitnych, ciekawych świata, jest bogata oferta gazet anglojęzycznych – kolejny przyczynek prowadzący do zaniku języka polskiego.
Biskup Wypych prowadzi swą zmniejszajaca się z roku na rok grupę wiernych zapatrzonych, tak jak on, w przeszłość. Cóż, miejscowi Polacy się amerykanizują, podobnie jak to zrobili wcześniej Niemcy, Irlandczycy, Włosi. Po tych ostatnich została dobra kuchnia, a po Polakach „real Polish kielbasa” i „pierogi” (choć reklamowane jako koszerne).
Inne tematy w dziale Rozmaitości