dana alfabet dana alfabet
384
BLOG

To On obronił Warszawę

dana alfabet dana alfabet Polityka Obserwuj notkę 30
"Znajdą się historycy, którzy stwierdzą, że Piłsudski był to pseudonim Sikorskiego." (J. Piłsudski "Myśli, mowy i rozkazy")

image

Józef Piłsudski wyrażając taką obawę, rzeczywiście miał się czym martwić, bo w czasie tzw. Bitwy Warszawskiej, w której praktycznie nie brał udziału, stolicę przed nawałą bolszewicką obronił generał Władysław Sikorski, tocząc na czele Piątej Armii ciężkie walki na jej przedpolach.  Zakodowana na trwałe w świadomości Polaków (i nie tylko) świetlana postać Marszałka – jako tego, który „wybawił Polskę i cały kontynent manewrem iście napoleońskim” – nie wytrzymuje konfrontacji z faktami, które większość naszych “dziejopisarzy” stara się ukryć lub przekłamać.

Piąta Armia utworzona została rozkazem z dnia 6 sierpnia 1920 r. jako część frontu północnego i miała za zadanie: "Na północy nie dopuścić do oskrzydlenia wzdłuż granicy niemieckiej oraz osłabić rozmach nieprzyjaciela przez krwawe odbicie jego oczekiwanych na przyczółkach warszawskich ataków".  Dowództwo nad nią przejął 11 sierpnia gen. Sikorski.

Podział ról dla poszczególnych armii na trzech frontach podyktowany był przeświadczeniem, iż celem marszałka Michaiła Tuchaczewskiego jest przede wszystkim zdobycie Warszawy.  Stąd w skład frontu środkowego weszły najlepiej wyposażone i wyszkolone armie, w tym Grupa Uderzeniowa, której osobiste dowodzenie objął Naczelny Wódz, J. Piłsudski, bo postanowił zostać drugim Napoleonem.  Sama Warszawa też została na atak wroga solidnie przygotowana przez otoczenie okopami i zgromadzenie dużej ilości broni, wozów bojowych i armat. Obroną miał dowodzić generał Franciszek Latinik.  J.Piłsudski tak się wyraził po latach:

W czasie tak zwanej [sic!] obrony Warszawy przekonałem się, że było tam tyle artylerii, że można było odeprzeć każdy atak  na Warszawę samym ogniem artylerii.  [Według niego] Ugrupowanie wojska na przedpolu Warszawy było nonsensowne, bo miało za dużo wojska na przedpolu, a za mało w Grupie Uderzeniowej do ofensywy. [J. Piłsudski, Rok 1920]

W rezultacie, na skutek zmian w taktyce M. Tuchaczewskiego, kiedy gen. Sikorski toczył na północy krwawe walki z prawie trzy razy liczniejszym wrogiem, armie zgromadzone nad Wieprzem, mając pięciokrotną przewagę nad bolszewikami czekały, aż Naczelny Wódz raczy ruszyć z zapowiedzianą kontrofensywą.  Kiedy 15 sierpnia, na odprawie oficerów któryś z nich zapytał: "Czy to  już pewne, że jutro rano mamy wyjść?" –  J. Piłsudski odpowiedział:  "Na dwoje babka wróżyła".A babka wywróżyła, że wraże wojska sromotnie pobite salwują się ucieczką i że jak dobrze naciśnie pedał gazu, to jeszcze zdąży poharcować na ich tyłach i usiec kilku bezbożników na chwałę Przenajświętrzej Panienki, by dopomóc jej w cudzie.  Będzie wtedy mógł, jak imć Zagłoba spokojnie skonstatować:  „Jam ci to, nie chwaląc się, sprawił”.

Tymczasem marszałek Tuchaczewski po rozpoznaniu planu kontruderzenia znad Wieprza (goniec z rozkazami polskiego sztabu został pojmany i zabity), główne siły skierował na północ, by odciąć Warszawę od alianckiej pomocy dostarczanej przez Gdańsk i w ten sposób otworzyć sobie drogę na zachód Europy.*

Początek operacji wyznaczył na 13 sierpnia.  Nad Wkrą zgromadziła się ponad połowa jego wojsk i nagle na barki Piątej Armii spadł główny ciężar obrony stolicy.  Sytuację pogarszał dodatkowo fakt, że była ona dopiero w trakcie organizacji i większość jej jednostek taktycznych stanowiły formacje improwizowane lub ochotnicze.  Generał Sikorski tak opisuje kondycję wojska, którym przyszło mu dowodzić:  

Stan wymienionych niżej oddziałów, jak się naocznie, względnie przez wysłanych specjalnie oficerów sztabu przekonałem, był na ogół fatalny. […] Różnorodność uzbrojenia poszczególnych dywizjii sprawiła, że w obrębie armii mieliśmy podówczas wszystkie możliwe rodzaje karabinów, a więc karabiny francuskie, rosyjskie, niemieckie, austriackie, włoskie i angielskie. Ta szalona pstrokacizna w uzbrojeniu armii była w normalnych warunkach niezmiernie trudną do opanowania, a cóż dopiero przy niezorganizowanym kwatermistrzostwie i braku jakichkolwiek urządzeń etapowych, przy zdezorganizowanych sztabach dywizji i grup, przy bezsilnym prawie w tej dziedzinie dowództwie frontu.
[…] Piąta armja, jako twór ostatnich dni, nie posiadała ponadto tradycji bojowej. Nie istniała w jej szeregach, owa niewidoczna, niemniej jednak niezawodna nić wzajemnego zaufania, jaka winna łączyć żołnierza z dowódcą, jeśli dany oddział ma być zwycięskim. … W tej chorej gromadzie ludzkiej trzeba więc było wskrzesić zamierającą duszę, trzeba ją było uleczyć i uczynić z powrotem zdolną do czynu i walki. Trzeba było obudzić wśród żołnierzy poczucie pewności i wiarę w zwycięskie zakończenie rozpoczynającej się bitwy, pomimo liczebnej przewagi przeciwnika.

Mimo tak tragicznej sytuacji, gen. Sikorski podjął się arcytrudnego zadania utrzymania frontu północnego, dzięki czemu J. Piłsudski mógł dokonać planowanej kontrofensywy znad Wieprza.  14 sierpnia wydał rozkaz następującej treści:

Żołnierze! W dniu dzisiejszym rozpoczyna się zdawna przez armję polską i przez cały Naród oczekiwana kontrofensywa nasza. Piątej armji przypadło to najszczytniejsze dziś zadanie, by pierwszem uderzeniem rozpocząć i zdecydować rozstrzygający okres polsko-rosyjskiej wojny.
Żołnierze, gdy w wichurze ognia ruszycie do ataku, pamiętajcie, że nie tylko o wiekopomną sławę, lecz o wolność i potęgę naszej Ojczyzny walczycie! Na ostrzach Waszych bagnetów niesiecie dziś przyszłość Polski. Sercem i myślą jest z Wami cały Naród. Cała Polska wierzy i ufa, że w walce, która się dziś na śmierć i życie zaczyna, jeden może być wynik: Zwycięstwo i triumf wojsk Rzeczypospolitej Polskiej.
Wytrwania i mocy! Rzekoma potęga bolszewicka rozpadnie się w gruzy pod Waszym uderzeniem. Mieczami wykujemy dawne granice Polski. Naprzód, żołnierze! Śmiało patrzcie śmierci w oczy, bo śmierć to sława, zwycięstwo, to przyszłość nasza! Naprzód, aż do zupełnego zniszczenia wroga! Niech żyje Polska!  (W.Sikorski,  Nad Wisłą i Wkrą)

Aby utrzymać całą tą menażerię w ryzach,  gen. Sikorski, łagodnego z natury usposobienia, wprowadził drakońską dyscyplinę, zarówno wśród żołnierzy jak i kadry oficerskiej. Oto jego słowa:

Służba żołnierska jest na wojnie twardym obowiązkiem, w którym obowiązują tylko dwie drogi, a mianowicie: ścisłe i bezwględne wykonanie rozkazu lub śmierć na stanowisku.  Usuwając narazie nieudolnych dowódców, zapowiadam sądy doraźne przeciwko oficerom, którzyby się dopuścili  w obecnej poważnej chwili jakichkolwiek zaniedbań służbowych.  Na zajmowanych obecnie pozycjach każdy dowódca wytrwać musi do ostatniego człowieka, chociażby chwilowo był otoczony ze wszystkich stron, jeżeli nie otrzyma rozkazu cofnięcia się.  Opuszczenie stanowiska pociągnie za sobą dochodzenia sądowe przeciwko dowódcy, na którego odcinku ono nastąpiło…Zaznaczam, że rozstrzeliwując szeregowych za ucieczkę z pola bitwy, tem bardziej nie cofnę się przed stosowaniem kary śmierci w stosunku do oficerów, którzy ponoszą pełną odpowiedzialność za stosunki panujące w podległych im oddziałach.  Na odcinku 5-tej armii rozgrywają się losy Warszawy i losy Polski. Nie dopuszczę do tego, by lekkomyślność czy bezmyślność niektórych oficerów zgubiła Ojczyznę. Złych oficerów usunę bezwzględnie, z dobrymi wytrwam na stanowisku i zwyciężę. (Nad Wisłą i Wkrą, s.126 )

O tym, że Sikorski nie żartuje, przekonał się generał Aleksander Osiński,  który otrzymał ultimatum: zdobycie Nasielska albo sąd wojenny.  Generał Nasielsk zdobył i otrzymał Order Virtuti Militari.

Ośrodek siły Piątej Armii stanowiła XVIII Dywizja Piechoty generała Franciszka Krajowskiego (wł. Frantiska Kralicka – generał był Czechem), nazywana “żelazną dywizją”. J. Piłsudski dobrze znał jej wartość bojową, wsławiła się bowiem w walkach ze słynną konarmią Siemiona Budionnego na południowym froncie i koniecznie chciał ją włączyć do swojej Grupy Uderzeniowej znad Wieprza.  Tylko dzięki zdecydowanemu oporowi generała Sikorskiego pomysł ten nie doszedł do skutku, a “żelazna dywizja” wsławiła się akcjami, które w dużej mierze przyczyniły się do zwycięstwa nad bolszewikami.  15 sierpnia VIII Brygada Kawalerii generała Aleksandra Karnickiego samowolnie wkroczyła do Ciechanowa i zajęła miasto. Szczególnie zasłużył się tu 203. pułk ochotników pod dowództwem majora Podhorskiego, opanowując  kwaterę IV armii gen. Szuwajewa, który w popłochu uciekł, a dowódca jego sztabu zniszczył jedyną ruchomą radiostację (druga – stacjonarna – znajdowała się w Mińsku Litewskim), by nie dostała się w polskie ręce.  Skutkowało to tym, że Tuchaczewski na trzy dni stracił łączność z resztą swojej armii, w którym to czasie wojsko  jego poddawane było indoktrynacji kościelnej.  Polacy bowiem, po przestrojeniu swojej radiostacji na częstotliwość sowiecką, nadawali teksty z Ewangelii Św. Jana.  Jak widać, czasami niesubordynacja przynosi nieoczekiwane, zbawienne w skutkach korzyści, ale na wojnie obowiązują inne prawa i gen. Karnicki musiał ponieść stosowną karę.

 “Żelazna dywizja”, oprócz ochotników, miała też w swoim składzie… Murzynów.  Tego samego dnia, po ciężkich walkach, żołnierze z tej formacji udali się na zasłużony odpoczynek.  Gen. Krajowski, chcąc się zabezpieczyć przed nocnymi wypadami bolszewików, posłał do śpiących 144. pułk ochotników. Jego młody dowódca z ułańską fantazją wydał podkomendnym rozkaz, by poszli do pobliskich chałup, wysmarowali sobie twarze i ręce sadzą i udawali Murzynów. Zapowiedział, że jak dojdzie do spotkania z wrogiem, mają wydawać dzikie wrzaski, nie strzelać i używać tylko bagnetów. Po krótkim marszu natknęli się na oddział około stu śpiących bolszewików. Ci, zaskoczeni, nie mieli żadnych szans w starciu z “Murzynami”.  Części udało się uciec, a 10-ciu z nich poddało się. Tym jeńcom powiedziano, że wzięli ich do niewoli Murzyni z wojsk kolonialnych, które przybyły z Francji w sile 10-ciu dywizji (ochotnicy mieli na sobie błękitne mundury, które przyjechały z wojskiem gen. J. Hallera) i odesłali ich do macierzystych oddziałów.  Wieść o wojskach kolonialnych szybko dotarła do Tuchaczewskiego, a następnie do naczelnego dowódcy – marszałka Kamieniewa.

16 sierpnia o godzinie siódmej rano rozpoczęła się bitwa o Nasielsk**, która okazała się decydującą w całej operacji. W południe gen. Sikorski wydał rozkaz: " Ze względu na wagę bitwy, która się rozgrywana na tym odcinku, ponownie jak najsurowiej nakazuję przejść wszystkimi siłami o wyznaczonej godzinie do koncentrycznego ataku na Nasielsk, który bez względu na straty musi być w nakazanym terminie zajęty" .  Miasto zostało zdobyte o godzinie czwartej po południu. Następnego dnia marszałek Tuchaczewski nakazał odwrót… Później, w cyklu swoich wykładów wygłoszonych na Akademii Wojskowej w Moskwie, tak pisał:

Było oczywiste, że straciwszy czas i możność zadania przeciwnikowi klęski, sami wpadliśmy w ciężkie położenie i zmuszeni jesteśmy do odwrotu […] Tak kończy się ta nasza świetna operacja, wobec której drżeć musiał cały kapitał europejski, który odetchnął swobodnie dopiero po jej ukończeniu! (M. Tuchaczewski,  Pochód za Wisłę)

Generałowi Sikorskiemu przyszło walczyć w ekstremalnie ciężkich warunkach.  Wojsko jego w znakomitej części składało się z ochotników, którzy pierwszy raz w życiu trzymali w rękach karabiny i strzelali głównie “Panu Bogu w okno”.  Brakowało umundurowania i obuwia (300 tys. par czekało zablokowane w niemieckich pociągach), nie działał wywiad – o ruchach wojsk nieprzyjaciela donosili miejscowi chłopi.  Jak napisał po latach w swojej książce, gen. Sikorskiemu  bardzo brakowało chociaż kilku samolotów zwiadowczych, które z niewiadomych przyczyn zostały na froncie południowym i straszyły stepowe koniki watażki Budionnego. Maciej Rataj pisał, że gdy 16 sierpnia zobaczył generała: "Znać było na nim trud wojny i straszliwą odpowiedzialność, którą dźwigał na sobie. Chudy, wyraz twarzy zmęczony, skóra prawie pergaminowa, pomarszczona.  Zaimponował mi spokojem, równowagą, z jaką przyjmował meldunki, wydawał rozkazy".

Dowódcę Piątej Armii docenił też gen. Weygand:  "Gdyby nie bitwa Sikorskiego na północy, cały manewr znad Wieprza by się nie udał". A lord d’Abernon, brytyjski polityk, dyplomata i pisarz, wyraził się następująco:   "Piąta Armia pod dowództwem Sikorskiego odegrała doniosłą rolę w walkach polskiej obrony narodowej. […] Waleczności Piątej Armii i dzielności jej dowódcy zawdzięczać należy, że plan rosyjski polegający na przeprawieniu się przez Wisłę spełzł na niczym. Chwila ta została wykorzystana na urzeczywistnienie ataku flankowego."

Tak więc docenili wysiłek gen. Sikorskiego wszyscy, oprócz… Piłsudskiego.  Ten po skończonej operacji zwieńczonej sławną kontrofensywą znad Wieprza, która okazała się przysłowiową musztardą po obiedzie, stwierdził, że pod Warszawą była tylko bijatyka, nie bitwa,  i 25 sierpnia Piątą Amię rozwiązał.  Resztki jej żołnierzy wcielił do 3 Armii, której dowództwo “w nagrodę” oddał gen. Sikorskiemu i wysłał go, razem ze “zbuntowanym” gen. Żeligowskim, do zdobywania Wilna.  28 sierpnia gen. Sikorski wydał pożegnalny rozkaz, w którym w pięknych słowach podziękował swoim żołnierzom i podległym dowódcom:

W przełomowej chwili  walki naszej o byt i wolność powstała Piąta Armia. […] Zadanie było niełatwe – zdawało się przechodzić nasze siły: front rozbity, porwana łączność oddziałów, żołnierz nasz przemęczony 600-kilometrowym odwrotem, zeżarty niewiarą w siły własne, nieprzyjaciel u wrót Stolicy. Piątej Armii przypadło zaszczytne i święte zadanie podjęcia pierwszego uderzenia, pierwszej próby zmierzenia się z niezwyciężoną -zdawało się – nawałą wroga. […] Dzięki zharmonizowaniu całej akcji, dzięki niezmordowanej i pełnej wiary, pracy poszczególnych Dowódców, dzięki krwawemu, pełnemu mocy wysiłkowi wszystkich żołnierzy zwyciężyliśmy.

Po latach, w książce  "Nad Wisłą i Wkrą" gen. Sikorski umieścił dedykację:   "Pamięci tych niezapomnianych żołnierzy, którzy walcząc pod memi rozkazami w 1919 i 1920 roku oddali swe życie za przyszłość i wielkość Rzeczypospolitej Polskiej na polach bitewnych Małopolski wschodniej, Polesia, Mazowsza, ziemi lubelskiej i Wołynia – książkę tą poświęcam".

Oprócz suchych faktów i rozliczeń dużo jest w niej uznania dla podkomendnych:  "Jestem dumny, że dowodziłem oficerami, którzy dzieląc wszelki trud z żołnierzem, potrafili, jak sam widziałem, prowadzić boso pułk do ataku; lżej ranni uciekali ze szpitala na wiadomość, iż oddziały ich w ciężkich znalazły się walkach; którzy po odniesieniu śmiertelnej rany prosili w odpowiedzi na moje zapytanie o ostatnie zlecenie o opiekę nad rannymi szeregowcami ich oddziałów. […] Dumny jestem, że pod memi rozkazami służyli szeregowi, którzy na chwilę przed śmiercią pytali o wieści z pola bitwy, a na wiadomość o polskiem zwycięstwie konali z uśmiechem na ustach…"

J. Piłsudski też napisał książkę o tych wydarzeniach pt. Rok 1920, ale poświęcił ją głównie promowaniu swojej osoby jako genialnego stratega i zbawcy narodu.  To na jej lekturze opierali się niedoinformowani dziejopisarze i ignoranci grasujący w polskiej historiografii (H. Pająk o brytyjskim historyku Normanie Davisie w książce "Ponura prawda o Piłsudskim") tworząc własną historię.  Bitwę Warszawską wygrał J. Piłsudski, bo tak napisał w swojej książce.

Piąta Armia była efemerydą, która w czasie swojej krótkiej, bo niespełna trzytygodniowej egzystencji, zapisała się piękną kartą  w walkach o Warszawę, ale musiała odejść w historyczny niebyt, bowiem jej istnienie zagrażało legendzie J. Piłsudskiego.  Los bywa jednak często przewrotny i to generał Sikorski, a nie Marszałek Piłsudski, spoczął jako “królom równy”  w krypcie św. Leonarda na Wawelu. Stało się to dopiero 17 września 1993 roku, czyli pięćdziesiąt lat po jego tragicznej śmierci, ale fakt ten świadczy, że pamięć o tym wielkim człowieku jest wciąż żywa, a szacunek do niego nie musi być egzekwowany przez ustawy, jak w przypadku J. Piłsudskiego (ustawa o ochronie imienia J. Piłsudskiego została uchwalona w r. 1938, trzy lata po jego śmierci). 
                               
Władysław Sikorski był przywódcą, który troszczył się o powierzony sobie naród i jego  przyszłość. Nie wymagał ciągłego, bezsensownego przelewania krwi i umierania za ojczyznę, jak to czynił Marszałek. Dlatego w lipcu 1941 r. zawarł „pakt z diabłem” (umowa Sikorski-Majski), by wyrwać z nieludzkiej ziemi tysiące Polaków zesłanych przez reżim Stalina w głąb Rosji i więzionych w więzieniach. Za co odsądzili go od czci i wiary zaprzysięgli piłsudczycy.

Było to wydarzenie bez precedensu w dziejach ZSRR, w praktyce oznaczało wyzwolenie od śmierci setek tysięcy polskich obywateli. Sikorski doskonale to rozumiał i jest to jego największa zasługa wobec narodu, całkowicie rekompensująca wszelkie błędy generała. […] Miał rację Sikorski, mówiąc Kukielowi, że gdy “miał ten układ podpisać i walczył ze sobą, czy nie odczekać jeszcze, słyszał jakby szept tysięcy ust, spiesz się, ratuj” […] Generał jednym podpisem ocalił więcej ludzi niż poległo w polskich szeregach na wszystkich frontach drugiej wojny światowej  – pisał S. Koper w książce Polskie piekiełko.

Pozwolę tu sobie na małe odejście od tematu i wyrażenie własnych refleksji.  Otóż myślę, że gdyby generał Sikorski nie zginął w katastrofie gibraltarskiej, to jako Naczelny Wódz  nie dopuściłby do wywołania w sierpniu 1944 roku powstania w Warszawie, które, jak się wyraził generał Anders, "było nie tylko głupotą, ale wyraźną zbrodnią". A Paweł Jasienica w „Tygodniku Powszechnym” napisał:  "Powstanie było wymierzone militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, a faktycznie przeciw Polsce".

Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się na rynku księgarskim monografia poświęcona Piątej Armii,  przygotowywana przez prof. L. Wyszczelskiego. Będzie to pierwsze opracowanie na ten temat.

PS. Bardzo pięknym zwyczajem jest uhonorowanie ludzi czy placówek  przez upamiętnianie ich w nazwach kwiatów, którą to tradycję kultywuje Akademia Roślin. I tak imieniem generała Sikorskiego został nazwany niebieski powojnik (clematis). Swoje kwiaty – właśnie clematisy – mają też: Jan Paweł II (biały), kardynał Wyszyński (czerwony), Stanisław Moniuszko (szafirowy) oraz Westerplatte (amarantowy).
Generał Sikorski ma także swoją ławeczkę w Inowrocławiu, gdzie można przy nim przysiąść i pomedytować.

image

*Według ostatnich badań prof. L. Wyszczelskiego na zmianę decyzji Tuchaczewskiego miały mieć wpływ obrady II Kongresu Międzynarodówki Komunistycznej, który odbywał się w tym czasie w Leningradzie i Moskwie. Na tajnym posiedzeniu Kominternu, w dniach 6 i 7 sierpnia, zapadła decyzja, że należy jak najszybciej rozpocząć marsz na Zachód, by połączyć się z komunistami niemieckimi, bo Polska i tak jest w zasadzie pokonana.
**Bitwa o Nasielsk, która była kluczową w całej Operacji Warszawskiej, jest z premedytacją marginalizowana w polskiej historiografii; nie jest nawet umieszczona na Grobie Nieznanego Żołnierza.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka