unukalhai unukalhai
1233
BLOG

Kosmologia i Biblia

unukalhai unukalhai Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

albo remanentów ciąg dalszy.

Przyjmijmy, na użytek niniejszego tekstu, następujące założenie. Mianowicie wyobraźmy sobie, że nam, jako mieszkańcom planety Ziemia, ktoś chciałby przekazać, jak powstał świat. I dalej, że żyjemy w bardzo dawnych czasach, nic nie wiemy na temat nowożytnej kosmologii, Big Bangu, teorii ewolucji, budowy atomu, nie znamy Tablicy Mendelejewa, nie mamy zdjęć z teleskopów naziemnych ani z tych wynoszonych w przestrzeń kosmiczną. Może nawet jesteśmy po prostu analfabetami i zajmujemy się przepędzaniem stad bydła i kóz po niezbyt urodzajnych w trawy pustkowiach. I znamy tylko okolice bezpośrednio przylegające do naszych terenów wypasu, te do których corocznie przemieszczamy się ze stadami. Jak można by takim ludziom opowiedzieć o powstaniu świata?  Okazuje się, że można. Co więcej, przekaz ten będzie spójny i koherentny, a co najważniejsze, zgodny ze współczesnym obrazem kosmosu. 

Jednym z podstawowych „argumentów” za ateistyczną, materialistyczną percepcją istnienia takiego fenomenu jak wszechświat, który jest lansowany przez niektórych współczesnych naukowców, i który ma służyć za dowód, iż nauka wzięła nieodwołalny rozbrat ze Słowem Bożym znanym w  wersji biblijnej, jest wskazywana przez nich, oczywista ponoć, niezgodność danych współczesnej kosmologii z biblijnym opisem dni stworzenia. 

Jeśli jednak przyjmiemy opisane we wstępie założenie, a mianowicie że Słowo Boże zostało skierowane do mieszkańców planety Ziemia po to, aby mogli, przy posiadanym poziomie percepcji,  zrozumieć zawarty przekaz, oraz że  obrazowanie biblijne w formie następujących po sobie dni określa jedynie kolejność zdarzeń, bez przesądzania o ich faktycznym czasie trwania, to okaże się, że z punktu widzenia hipotetycznego obserwatora – mieszkańca planety Ziemia, nie występują postulowane niezgodności. Przeciwnie, odnajdujemy zbieżność z obecnym stanem wiedzy kosmologicznej, w tym zwłaszcza z przyjmowanym  modelem planetogenezy, który obrazuje powstanie naszego Układu Słonecznego oraz formowania się warunków geofizycznych na naszej planecie. 

Przeanalizuję  pierwsze trzy dni stworzenia wg wersji biblijnej i odniosę je do parametrów kosmologicznego Modelu Standardowego, czyli takich jakie przyjmuje się aktualnie za standardowe.

Rzecz jasna, budowane są również modele niestandardowe i  wcale  nie tylko w kosmologii. 

Fragmenty I Księgi Mojżeszowej (rozdz. 1) podaję (kursywa) za przekładem polskim wydania z 1975 r. The British and Foreign Bible Society. Numerowany jest tekst w podrozdziałach. 

1.     Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. 

W tym miejscu nie muszę niczego wyjaśniać w kontekście kosmologicznym, bowiem kosmologia na ten temat „niczego nie wie”. 

2.     A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód. 

Wg obecnie przyjmowanego modelu kosmologicznego Ziemia została ukształtowana z materii obłoku międzygwiezdnego, który zapadając się pod wpływem grawitacji, spowodował,  iż w jego środku uformowała się gwiazda (Słońce), zaś wokół tej gwiazdy uformowały się planety. We wnętrzu protogwiazdy (Słońca) wodór zapalił się na określonym etapie kondensacji obłoku gazowego, wówczas gdy efekt kondensacji osiągnął odpowiednie ciśnienie, a co za tym idzie temperaturę niezbędną do zainicjowania reakcji syntezy termojądrowej. W tym czasie Ziemia formowana była przez scalanie cięższej materii okołosłonecznej, okrążającej Słońce w okolicach toru orbity Ziemi, poprzez przechwytywanie ich wskutek różnicy w grawitacji powstającej planety oraz mniejszych fragmentów wchodzących  w zasięg jej oddziaływania. Ponadto Ziemia była intensywnie bombardowana kometami i asteroidami, które również były rodzajem takich  brył materii, a zwłaszcza zawierały wodę (uprzednio w postaci lodu). 

3.     I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość. 

Słońce na pewnym etapie formowania się zapaliło wodór w swoim jądrze i wyniku tego,  uruchomiło emisję fotonów w przestrzeń, czyli  zaczęło świecić w zakresie światła widzialnego dla hipotetycznego obserwatora. Możemy założyć, iż to właśnie może oznaczać biblijny opis, iż  w sferze ekosfery okołosłonecznej, która w swoim zasięgu obejmowała Ziemię,  „stała się światłość”.

 4.     I widział Bóg, ze światłość była dobra. Oddzielił wtedy Bóg światłość od ciemności.

5.     I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień pierwszy. 

Dla hipotetycznego obserwatora, który  znajdowałby się na powierzchni ówczesnej Ziemi zapalenie się Słońca było odbierane jako światłość w momencie, gdy jedna półkula Ziemi była zwrócona do Słońca, zaś na drugiej półkuli panowała wówczas ciemność (cykl dzień – noc). Ze względu na to, że atmosfera ówczesnej Ziemi była nieprzezroczysta, zatem można było odróżnić jedynie stan „światłości” i stan „ciemności”, bez dostrzegania konkretnego źródła dla tych zjawisk z powodu zbyt gęstej warstwy chmur i pyłów. Tzw. „niebo” i obiekty znajdujące się na nim (Słońce, Księżyc, gwiazdy), nie mogły być jeszcze wówczas dostrzegalne dla obserwatora na powierzchni Ziemi właśnie z powodu zbyt małej przejrzystości atmosfery. 

6.     Potem rzekł Bóg: Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody od wód.

7.     Uczynił więc Bóg sklepienie, i oddzielił wody pod sklepieniem od wód nad sklepieniem; i tak się stało.

8.     I nazwał Bóg sklepienie niebem. I nastał wieczór, i nastał poranek  -  dzień drugi.

Ziemia, w początkowym stadium formowania się, była planetą znacznie bardziej gorącą, z intensywnymi procesami geologicznymi, tektonicznymi i sejsmologicznymi, w tym gwałtownym wulkanizmem oraz poddawana była bombardowaniu wspomnianym wcześniej rumowiskiem materii kosmicznej. Woda wchodząca w skład ziemskiej materii pierwotnej oraz dostarczana jako  składnik owego rumowiska, ochładzała powierzchnię planety, jednocześnie intensywnie parując i tworząc bardzo grubą warstwę  pary wodnej w atmosferze. Nagrzana powierzchnia planety powodowała prawdopodobnie, iż ówczesna  atmosfera, w porównaniu z obecną nie mogła się skutecznie ochładzać, zatem grube warstwy chmur otulały nieprzerwanie powierzchnię planety przez długie interwały czasowe. Dopiero gdy niektóre fragmenty litosfery planetarnej  wystarczająco się ochłodziły, mogły utworzyć się w takich miejscach stałe zbiorniki wodne. W jakimś momencie zaszło zjawisko rozdzielenia dwóch obszarów wód  -  wody nad sklepieniem – tu może chodzić o zamarznięte bryły lodowe uwięzione przez grawitację globu ziemskiego w postaci wokół planetarnego pierścienia lodowego.  

Pierścień taki nie mógł zbyt długo stabilnie krążyć po orbicie, gdyż Ziemia znajduje się, jak na odległości kosmiczne blisko Słońca, zatem ciepło tej gwiazdy w stosunkowo szybkim czasie spowodowałoby destrukcję lodowego pierścienia  i jego nieuchronny z agęstymi warstwami atmosfery planetarnej.  Takie odłamki lodowe w wyniku tarcia o górne warstw atmosfery stopniowo zasiliły by w wodę jej zasoby już znajdujące się na planecie (zanikły by  wody nad sklepieniem). Należy tutaj dodać, iż wedle modeli ewolucyjnych Słońca, dochodziło ono stopniowo do obecnie rejestrowanej wydajności energetycznej w zakresie promieniowania cieplnego. Modele takie wskazują, iż początkowo Słońce było o ok. 20 do 30  procent mniej wydajne niż obecnie.

Potem rzekł Bóg: Niech się zbiorą wody spod nieba na jedno miejsce i niech się ukaże suchy ląd! I tak się stało.

9.     Wtedy nazwał Bóg suchy lad ziemia, a zbiorowisko wód  nazwał morzem. I widział Bóg, że to było dobre.

Stopniowe ochładzanie powierzchni planety powodowało, iż coraz większa część pary wodnej, zawartej w atmosferze, wracała na powierzchnię Ziemi w postaci opadów. Wody te zebrały się w stabilnym objętościowo oceanie, określając wielkość lądu, będącej efektem końcowym tego procesu. Wypada dodać, iż żaden model teoretyczny nie przewiduje akurat takiej, a nie innej ilości wody na planecie Ziemia. Można również zbudować modele, w których cała powierzchnia naszej planety zostaje pokryta wodą, albo przeciwnie, że tej  wody jest zbyt mało, aby jej parowanie powierzchniowe mogło pozwolić na zaistnienie wystarczająco wydajnego metabolizmu, związanego z procesem fotosyntezy i obiegiem dwutlenku węgla w biosferze.

Potem rzekł Bóg: Niech się zazieleni ziemia zielona trawa, wydająca nasienie i drzewem owocowym, rodzącym według rodzaju swego owoc, w którym jest jego nasienie na ziemi! I tak się stało.

10. I wydała ziemia zieleń, ziele wydające nasienie według rodzaj ów jego, i drzewo owocowe, w którym jest nasienie według rodzajów jego. I widział Bóg, ze to było dobre.

Stopniowy wzrost przeźroczystości atmosfery powodował, iż  coraz większa ilość światła słonecznego (fotonów) docierała do powierzchni planety, mimo iż atmosfera była jeszcze nasycona aerozolami pary wodnej, wyziewów wulkanicznych itp. Ale stopniowo stawała się bardziej przejrzysta, tyle że jeszcze nie w takim stopniu, iż hipotetyczny obserwator mógłby oglądać czyste niebo.  Dopiero zwiększająca się absorpcja dwutlenku węgla  przez rozwijającą się roślinność pozwoliła na rozerwanie stałej powłoki tych chmur-aerozoli i wykształcenie się nowego cyklu obiegu wody w atmosferze, z formowaniem się chmur i cyklicznych opadów. Większa dawka promieniowania uruchomiła fotosyntezę w oceanach, i skąd, w ramach rozwoju mechanizmu chlorofilialnego, zaczęła się ekspansja na ląd (zazielenienie ziemi).  

W efekcie związania pary wodnej w obieg biosfery i wchłaniania jej przez rozwijający się świat flory, także opadu większości pyłów  w atmoserze na powierzchnię planety, wyhamowaniu natężenia aktywnej tektoniki i bombardowania jej kosmicznym śmieciem, powstała możność dla ukazania się. przed oczami hipotetycznego obserwatora, widoku „czystego” nieba, na którym można było wreszcie dostrzec Słońce, Księżyc i gwiazdy. O czym właśnie  mówią następne fragmenty tekstu biblijnego.

11. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień trzeci.

12. Potem rzekł Bóg: Niech powstaną światła na sklepieniu niebios, aby oddzielały dzień od nocy i były znakami dla oznaczania pór, dni i lat!

13. Niech będą światłami na sklepieniu niebios, aby świecić nad ziemią! I tak się stało.

14. I uczynił Bóg dwa wielkie światła: większe światło, aby rządziło dniem, i mniejsze światło, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy.

15. I umieścił je Bóg na sklepieniu niebios, aby świeciły nad ziemią.

16. I rządziły dniem i nocą oraz aby oddzielały światłość od ciemności. I widział Bóg, że to było dobre.

Na etapie dzieła stworzenia w trzecim dniu kończą się odniesienia  kosmologiczne. Według obowiązującego współcześnie  modelu kosmologicznego dotyczącego etapów powstawania Układu Słonecznego i etapów rozwoju  geofizycznego planety Ziemi nie występują wykluczające się  niezgodności pomiędzy tym modelem, a narracją zawartą w Biblii. Pod warunkiem, że dla oceny stopnia tej zgodności przyjmiemy, iż narracja miała za zadanie przedstawić akt stworzenia z punktu widzenia mieszkańca planety Ziemia, w sposób w jaki byłby on zdolny postrzegać etapy dzieła stworzenia.

A niby dlaczego nie moglibyśmy przyjąć takiej właśnie interpretacji zapisu biblijnego?

 

 

 

 

 

unukalhai
O mnie unukalhai

Na ogół bawię się z losem w chowanego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie