W połowie sierpnia dwa koncerty w Polsce da zespół Skinny Puppy z Kanady. Niby nic takiego, ale zaciekawiło mnie hasło na plakacie: LEGENDA INDUSTRIALU PIERWSZY RAZ W POLSCE. Ja jako ślepy fan tego gatunku zacząłem się nad tym zastanawiać. Bo cóż ma nam dziś do zaoferowania Skinny Puppy? Niewiele. Estetyka jaką uprawia - i nie chodzi mi o szeroko pojęty industrial, ale raczej o dokładną charakterystykę elementów ich muzyki – trochę się już wyczerpała i to lata temu. Nie neguję absolutnie legendarności tej kapeli, wciąż pamiętam jak w nieodżałowanym Brumie (miesięcznik, wydanie papierowe) był tekst o industrialu i jedna z płyt Skinny Puppy (nie pomnę, ale chyba Back and Forth) została umieszczona przez Bodka Pezdę w swojej „10” najlepszych płyt industrialnych ever. Pamiętam, że w tej dziesiątce było jeszcze Einsturzende Neubauten ze swoim Halber Mensch, ale pozostałych pozycji nie pamiętam, a bądź co bądź, Bodek jest zasłużoną personą dla polskiego industrialu. Z drugiej strony, to kiedy słucham pierwszej płyty Skinny Puppy oraz nagrań Agressivy 69, to się nie dziwię. Halber Mensch nie da się podrobić. Pal sześć, chciałem zacząć od tego czym jest teraz industrial.
Nie bardzo wiadomo od której strony to ugryźć. Przyjeżdża legenda do Polski i co? Legenda czego? Pojęcie industrialu w pewnym momencie pojawiało się na prawo i lewo, bez względu na kontekst, wszystko co miało trochę nieokiełznanej elektroniki otrzymywało to miano. Najlepiej jakby jeszcze połoić trochę gitarą. Gitara plus elektroniczne dźwięki - industrial jak ta lala. Rammstein bywał industrialny, Nine Inch Nails to w ogóle jest prekursorem w Stanach, Marylin Manson, Pitch Shifter, Stabbing Westward, Killing Joke, wszyscy grają industrial. Wiem, że tym pojęciem szafowano, bo sam nim szafowałem na prawo i lewo, czytywałem recenzje. Industrialne wpływy miał Prong, industrialne było White Zombie. Wszystko było industrialne, tylko wiecie co? Industrial już praktycznie jako gatunek nie istnieje i wtedy też nie istniał. To wszystko co nazywamy industrialem, to co teraz gra Skinny Puppy, cały Reznor to jest jeden wielki rock industrialny. Tak, tak, industrial wszedł do rocka jako zwykły przymiotnik. Rock chłonie wszystkie style jak gąbka, a potem je wysrywa i beka, a odbija mu się starym mięchem. Każdy gatunek stworzony na jakichkolwiek przesłankach ideologicznych lib stricto muzycznie, ma swoją pierwszą falę, która jest najciekawsza w treści, potem druga fala, najciekawsza w formie, bo w treści to już jest jedna wielka ściema, pozostawia się wizerunek, doprowadzając go do przaśnej perfekcji, a potem jest już tylko trzecia fala. Ale ta już jest w rękach mainstreamu. Tak moi drodzy, ja załapałem się niestety tylko na tą ostatnią, ale starczyło mi zapału, żeby zgłębić wszystkie. I powiem wam, że ta pierwsza, ach ta pierwsza, jest jak pierwsze imprezy w ogólniaku, pierwsza wódka, pierwszy seks, pierwsza trawka. Ja sobie szedłem od trzeciej fali do tej pierwszej, coraz bardziej mnie to wciągało i wciąż jeśli wracam do industrialu, to właśnie do tych pierwszych, klasycznych płyt. No chyba, że Einsurzende Neubauten, bo za tą kapelę dam się pociąć, ale z reguły wracam do przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. To jest moje królestwo. Choć wiele z tych płyt to istna katorga dla uszu.
Lody dla ludu ewidentnie przełamał Trent Reznor. Ze swoim
The Downward Spiral wprowadził industrial na salony. Niech będzie, że industrial, choć to co było na tej płycie, to był właśnie rock industrialny, ale będę się posługiwał pojęciem „industrial” z czystej wygody. Wyborna to płyta, do dziś zachodzę w głowę czy Reznor przypadkiem nie przypłacił jej jakąś depresją. Wyrzucił z siebie wtedy całe
ja i niewiele mu już zostało na później, ale cóż począć, jak to Bojadżijew już w swoim podsumowaniu rzekł, chyba odnośnie Tiamatu, opus magnum zdarza się w karierze muzyków tylko jeden raz.
agle okazuje się, że jakiś industrial jest fajny, ładnie opakowany da radę pójść na całość. Ja wtedy klękałem na kolana przed Reznorem i miałem dylemat. Ciężko było dokopać się w latach dziewięćdziesiątych do płyt pierwszej fali, gdyż były one kompletnie niedostępne. Można było się jeszcze w miarę natknąć na późniejsze nagrania tuzów industrailu, jak Cabaret Voltaire, ale to były już inne, późniejsze płyty. Nazwy Throbbing Gristle, Cabaret Voltaire, Einsturzende Neubauten budziły głód muzyki, wyobrażenia o tym jak te pierwsze płyty mogą brzmieć. To zadziwiające, jak ten problem zniknął. Nagle. Dla przykładu, niejaki Genesis P. Orridge ( o nim będzie dużo, ale później), ojciec założyciel industrialu nagrał swoją pierwszą płytę Early Worm w 1968r. I teraz można to zdobyć. Wiadomo w jaki sposób, ale mozna. Ktoś myślał w latach 90 – tych, że to będzie możliwe?
To be continued...
Inne tematy w dziale Kultura