Właściwie jest tokontynuacja mojej poprzedniej notki. Te nieszczęsne zarzuty są chyba wyjątkowo trudne w łączeniu z innymi słowami.
Otóż ledwo skończyłem z "zarzutami dla" i myślałem, że będę mógł się wygodnie rozsiąść na laurach, a tu masz - fanga w nos.
Wychodzę sobie niczego nie podejrzewając do pracy. Pułapka czyhała przy kiosku. Z przyzwyczajenia spojrzałem na szyld reklamujący dzisiejszą Wyborczą. Wypisane wielkimi literami, jak byk, na stronie głównej stało: „Od wczoraj Andrzej Lepper ma dwa zarzuty”. Ręce mi opadły. Zarzuty ciążą na kimś, do cholery! Ciążą!
Po zastanowieniu stwierdziłem, że to, wbrew pozorom, wcale nie taka błaha sprawa. Również wbrew pozorom, nie chodzi o purytanizm językowy. Problem leży w społecznym odbiorze takiego zwrotu.
Zestawiając słowo „zarzut” z typowo posesywnymi łącznikami lub czasownikami: typu „dla” lub „ma”, powstaje wrażenie, że rzeczony zarzut jest jeszcze jedną rzeczą którą można mieć, ma się, lub po prostu się nie ma. Ot, coś w rodzaju kluczy, scyzoryka, portfela.
Tymczasem zarzut jest sprawą poważną. Jego postawienie komuś powinno ściągać odium społecznego potępienia na tą osobę. Stąd tak nietypowe słowa występujące obok: „sformułować -> wobec”, „przedstawić”, a szczególnie „ciążyć”. Bo zarzut ma komuś ciążyć. Ma być powodem hańby. Taki jest przecież sens twego słowa.
Nie bójmy się wykorzystywać bogactwa znaczeń ukrytego w naszym języku. Nie spłycajmy znaczeń prymitywnymi anglicyzmami. Angielski jest bowiem w gruncie rzeczy językiem bardzo prostym. Jest to oczywiście jego zaletą, jako języka międzynarodowego. Jednak w tekstach adresowanych do Polaków nie ma powodu, by zubażać język.
Nie zubożajmy go zatem.