W głośnym ostatnio raporcie "Polska 2030" do najważniejszych wyzwań stojących przed Polską zaliczono m. in. gospodarkę opartą na wiedzy, oraz kapitału intelektualnego. Trudno się z tym nie zgodzić. Podstawowym warunkiem osiągnięcia wyżej wymienionych ambitnych celów jest oczywiście jak najlepsza oświata w Polsce, z czego zdaje sobie sprawę każde średnio bystre dziecko.
Rząd (trzeba uczciwie przyznać, że nie on pierwszy) jednak zdaje się zdążać w dokładnie przeciwnym kierunku. Nie tylko nie widać działań które zmierzałyby do poprawy oświaty, ale zdaje się robić wszystko aby poziom oświaty się obniżał. Najwięcej przy tej okazji mówiono o posłaniu 6-latków do szkół a jako główny problem stawiano tu skrócenie dzieciństwa i nieprzystosowanie szkół dla tak małych dzieci. To oczywiście ważne argumenty, ale mało kto jednak przy tej okazji zwrócił uwagę na inny problem. Wcześniejsze wysłanie dzieci do szkół w opinii wielu komentatorów ma jednak służyć poprawie poziomu nauczania i gdyby polegało ono na dodaniu roku edukacji na początku ścieżki szkolnej naszych pociech, mogło by rzeczywiście przynieść takie skutki. Stało się jednak inaczej, po prostu przesunięto o rok cały system nauczania. W praktyce, oznacza to obniżenie poziomu edukacji. W pierwszej klasie dzieci będą teraz robić w znacznej części to co wcześniej w zerówce, w drugiej, to co wcześniej w pierwszej itd... Nawet jesli nieco upraszczam, a co mądrzejsi nauczyciele będą podnosić poprzeczkę, musi się to skończyć obcięciem jakiejśc części materiału. Przy okazji wojny o 6-latki zapomniano o tegorocznych 7-latkach. W kończącym się roku szkolnym były objęte starym programem, teraz w 1 klasie będa więc powtarzać w dużej mierze to, co robili w zerówce.
Na drugim końcu machiny edukacji wychodzą maturzyści którzy, jak można by sądzić po niektórych wypowiedziach, powinni "z automatu" zdawać maturę. Później maturzyści powędruja na studia a tam okazuje się, że wielu z nich nie potrafi sensownie sklecić kilku zdań. Przecież nie tego się od nich wymagało, prawda? Wielu jest także zaskoczonych, że aby zaliczyć kolokwium trzeba otrzymać ponad połowę punktów. Przecież w szkole wystarczyło 30%.
Widoczna jest coraz wyraźniej tendencja, że uczniowie nie powinni się przemęczać. Nie powinno się od nich wymagać nawet czytania książek bo przecież tego nie chcą, a po za tym i tak nie będą więc po co ich drażnić. Po reformie treści nauczania liceum ogólnokształcące jest tylko w pierwszej klasie. Później już przyszła inteligencja się specjalizuje. Po co przyszły fizyk ma coś wiedzieć z historii, a historyk uczyć się fizyki?
20 lat "poprawiania" edukacji zaowocowało znacznie większym odsetkiem ludzi posiadających formalnie wyższe wykształcenie, ale dumni ze wskażników ministrowie nie zauważają, że stało się to kosztem jakości kształcenia. Także na studiach. Ale to już temat na inny wpis....

Deszczowy na twitterze
Obrazki Wybrane
“Słychać było dwanaście wściekłych głosów, a wszystkie brzmiały jednakowo. Nie było już żadnych wątpliwości, co się zmieniło w ryjach świń. Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać kto jest kim.”
G. Orwell "Folwark zwierzęcy"(tłum. B. Zborski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka