Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski
903
BLOG

Spożywcza bomba

Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski Gospodarka Obserwuj notkę 6

 

Czytając lokalną prasę, natrafiłem w Expressie Bydgoskim, na artykuł pt:”Misiaczki szprycowane chemią”. Tekst autorstwa Katarzyny Boguckiej, poruszył tematykę spożywcza – a dokładniej tego, na co możemy trafić w uwielbianych przez wielu żelkach. Przez wielu, bo zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, znajdziemy amatorów tych łakoci, do których zaliczam się między innymi i ja.

 

Tekst jednak, nie traktuje o gustach Polaków, a o tym, co w produktach spożywczych możemy znaleźć. Od dawna wiadomo, że różne produkty naszpicowane są wręcz chemią. Różnego rodzaju barwniki, substancje smakowe, czy też sproszkowane składniki produktów (ze źródeł dość sprawdzonych, wiem, ze Sowa lubi sproszkowane składniki). Każdy wie, jednak mało kto sprawdza, co rzeczywiście zakupił. I tak dochodzimy do historii przedstawionej w artykule z Expressu.

 

E 124, czyli czerwień koszenilowa, to stały składnik słodkich żelków. Odpowiedzialny jest za czerwonawą barwę. Sprawdzając w internecie:

 

Może powodować typowe dla barwników azowych działania niepożądane oraz katar sienny.

Czerwień koszenilowa A jest wymieniona w Tabelach dodatków i składników chemicznych jako substancja kancerogenna. Wg kryteriów RTECS jej działanie nowotworowe (guzy wątroby) jest niejednoznaczne. Natomiast wg IARC związek ten nie jest prawdopodobnym, możliwym ani potwierdzonym czynnikiem rakotwórczym dla ludzi

 

Rzecz jasna, czerwień koszenilowa ma dużo szersze zastosowanie, jak jedynie produkcja żelków. Znajdziemy ją w napojach, dżemach, jogurtach, owocowych nadzień, a nawet w przetworach mięsnych.

 

Z innego źródła:

 

Czerwień koszenilowa może powodować reakcje alergiczne, astmę oraz nadpobudliwość u ludzi uczulonych na salicylany.”

 

Substancja ta, jest obecnie wycofywana z rynku spożywczego, a producenci mają obowiązek informowania o szkodliwych działaniach E 124. Niestety jednak wielu producentów tego nie robi. Powód jest prosty – ostrzeganie przed trucizną we własnym produkcie, jest strzałem we własną stopę. Czemu więc ryzykować spadek liczby sprzedawanych produktów, jeżeli można prawo nagiąć bądź też go nie przestrzegać i zapłacić jedynie symboliczna karę?

 

Niestety, takie praktyki wśród wolnorynkowych przedsiębiorstw nie są niczym dziwnym. Widać to także na rynkach innych, jak polskie. W Niemczech, wykryto ostatnio dioksyny, które zawarte były w mięsie. Mięso rzecz jasna, szło także na eksport. Swego czasu głośną sprawą, było także „odświeżanie mięsa”, przez pracowników różnych marketów. Praktyką, która zapewne ciągle ma miejsce i dalej podkopuje zaufanie klienta do sieci handlowych, jak i producentów.

 

I tu właśnie przydaje się świadomość konsumencka. Czyli robienie zakupów w sprawdzonych punktach i sprawdzanie produktów, jakie się zakupuje. Zarówno pod względem składu i pochodzenia, jak i również pod względem jakości oferowanego przez producenta produktu. Rzecz jasna, takie zachowanie nie wykluczy w pełni negatywnych zjawisk na rynku spożywczym, ale bez wątpienia może przyczynić się do szybszej eliminacji nieuczciwych elementów z rynku i ogólnej poprawy jego jakości.

Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Gospodarka