Co już wszyscy dobrze wiedzą, wybory samorządowe 2014 okazały się wielką organizacyjną klapą. Farsa, nadal prowadzona z udziałem PKW, wywołana została przez wadliwy system liczenia głosów i związaną z nim falę niekompetencji, która dodatkowo sprawę kompromituje. Mimo iż wybory odbyły się w minioną niedzielę, to nadal nie znamy pewnych ich wyników. Pewnych, bowiem część z nich próbuje się publikować. Efektem tego jest sytuacja jak ta ze Szczecina, gdzie wg PKW wybory wygrała osoba, której w ogóle na listach nie było. Co pokazuje nam ta sytuacja? Ano kilka stosunkowo ciekawych i ważnych rzeczy.
Miliony na igrzyska, grosze na państwo
W Polsce w ostatnim czasie udało się zorganizować dwie bardzo ważne i wielkie imprezy sportowe. Euro 2012 oraz Mistrzostwa Świata w Siatkówce. Obie imprezy były kosztownymi festiwalami sportu, na które potrafiliśmy zbudować znacznej wielkości obiekty sportowe, stworzyć prowizoryczną infrastrukturę, wydać miliony na promocję i ugościć w swoim kraju całe rzesze kibiców. Obie te imprezy, wraz z niezbędnymi systemami i kadrami, kosztowały nas grube miliardy złotych. Bo przecież budować trzeba było nie tylko stadiony, ale i autostrady, hotele, rozbudowywać strefy kibica czy tworzyć specjalne portale informacyjne i rozwijać systemy sprzedaży biletów. Potrafiliśmy znaleźć na nie odpowiednie fundusze i przystąpić do realizacji projektu. I choć teraz okazuje się, że i w tym wypadku część środków była defraudowana, a niektórzy pracownicy odpowiedzialni za organizacje imprez sportowych pracowały na niezwykle korzystnych dla siebie warunkach, to jednak projekty zostały zrealizowane i można było odtrąbić jakiś sukces. Co zawiodło więc w przypadku systemu wyborczego? PKW, KBW, firma realizująca zamówienia, czy może wszystko razem?
Portal dla bezdomnych, witryny za setki tysięcy
Całą Polskę obiegła informacja o stworzeniu przez nasze państwo specjalnego portalu dla bezdomnych, który ma pomagać odnaleźć się im w otaczającym ich świecie. 3,3 milionów złotych wydanych na stronę internetową dla osób, które nie mają w większości możliwości skorzystania z niego – bo przecież nie mamy pewności, że ktoś jednak z tego nie skorzysta – pokazuje poziom abstrakcji w jakiej żyją rządzący i administrujący naszym państwem. Do tego regularnie na jaw wychodzą wielotysięczne kwoty, jakie wydają nasze samorządy na strony związane z regionami. Strony wojewódzkie, miejskie, powiatowe. Każda z nich pochłania setki tysięcy złotych idących z naszych podatków, które pokrywają koszta nie tylko stworzenia samych portali ale i organizowania specjalnych imprez towarzyszących oddaniu witryn do użytku. Potrafimy więc wydać duże pieniądze na mało znaczące strony www ale mamy problem jeżeli chodzi o stworzenie sprawnie działających systemów zliczania głosów.
Gdzie jest reakcja, na (nie)akcję?
W większości komisji w kraju, niedzielne wybory przebiegły spokojnie. Owszem, okazało się że nie wszystkie urny pasują do kart wyborczych (stąd czasem mieliśmy do czynienia z plastikowymi lub kartonowymi ich zamiennikami), a tu i ówdzie kilka osób próbowało zakleić cudze plakaty i dostawić swoje (łamiąc tym samym ciszę wyborczą), to jednak nie wydarzyło się nic takiego, co w znaczącym stopniu wpłynęłoby na przebieg wyborów. Przynajmniej nie do godziny 21, kiedy to zamknięto lokale wyborcze. Od tej godziny bowiem wszystkie media, i znaczna część obywateli RP, oczekiwała wyników wyborów. Chcieliśmy wiedzieć kto i gdzie się dostał. Kto będzie miał stołek od razu, a kto będzie musiał się jeszcze pomęczyć w drugiej turze. Jasnym było, że nikt od razu wyników nie otrzyma – w końcu karty trzeba sprawdzić, przeliczyć i policzyć głosy. To zajmuje trochę czasu. Problem pojawił się jednak wtedy, gdy pierwsze wyniki miały zacząć spływać do PKW – jak wszyscy wiemy, okazało się że system komputerowy jest niewydolny i przestał działać. Mieliśmy akcję, ale nie było reakcji. No poza stwierdzeniem, że wyniki będą jutro. Jednak w rzeczonym „jutro” wyników też nie było – problemy już tak. Niestety, nikt nie wydał żadnej decyzji, która osobom odpowiedzialnym za organizację wyborów mogłaby uratować skórę. W końcu na szybko można było jeszcze policzyć głosy ręczne. Z jakiegoś powodu tego nie zrobiono. Czemu? Tego nie wiemy.
Nieudolność planowana?
Nie jest to jednak pierwsza wpadka przy organizacji wyborów. System komputerowy miał już problem 4 lata temu. Również przy wyborach do PE problemem było szybkie przeliczenie głosów. Niestety, żaden organ nie zareagował. Dopiero w tak kompromitującej sytuacji, jaką mamy w chwili obecnej, do pracy wzięła się NIK i pozostałe organy kontrolne i śledcze. Mimo iż do dymisji podał się członek KBW, Prezydent Komorowski broni organizatorów Wyborów 2014. I choć ma rację, że problem polega nie na uczciwości ich zorganizowania – w końcu głosy oddano normalnie – to nie ma racji w próbach obrony stanu obecnego. Nie ma żadnego wytłumaczenia dla tego, ze PKW nie potrafi odpowiednio zareagować na paraliż systemu komputerowego. Tym bardziej, że co sprytniejsi hakerzy włamując się na serwery PKW dodatkowo ją ośmieszyły. W większości normalnych państw, do dymisji podałaby się już większość osób za to odpowiedzialnych, a władze same przewodziłyby kampanii mającej na celu jak najszybciej sytuację wyprostować i wdrożyć plan naprawczy. Tego jednak u nas nie ma. I jest to oznaka pewne planowości w „niedziałaniu państwa”. Nie jest to bowiem pierwszy przypadek, kiedy próbuje się coś zamieść pod dywan i nie wyciąga się konsekwencji wobec nadużyć organów sektora publicznego.
Niewolnicy państwa
Media co dzień nagłaśniają nieudolność PKW. I robią to słusznie. Kto jednak wspomniał o sytuacji osób pracujących w Komisjach Wyborczych, którzy przez kilka dni muszą co chwila liczyć ponownie głosy i próbować walczyć z protokołami? 350 złotych jakie za to dostają, rozłożone na czas, jaki muszą pracować, całkowicie niweluje opłacalność uczestnictwa w takowej Komisji. Nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłym roku pojawił się problem z chętnymi do pracy przy liczeniu głosów. Ale praca członków Komisji Wyborczych nie jest jedyną, która okazuje się bardzo nisko opłacaną. W niejednym Urzędzie Skarbowym, pracowników zatrudnia się na umowach śmieciowych – trwających miesiąc i nisko opłacanych. W ramach walki o tanie państwo, szuka się także tanich pracowników. A raczej już niewolników, którzy za niskie pieniądze (ledwie pozwalające na przeżycie kolejnego miesiąca) zmuszeni są do ciężkiej pracy ku chwale ojczyzny.
Analizując więc po kolei wszystkie ważniejsze i drobniejsze wydarzenia z ostatnich 4 lat w naszym państwie, okazuje się prawdą stwierdzenie, że Polska jako kraj, państwem jest tylko teoretycznie. Praktycznie bowiem stanowi folwark dla osób mających odpowiednio wielkie środki pieniężne i władze polityczną. Ludzi, których stać na ochronę własnych interesów i poniesienie dużych strat dla zakrycia swoich fałszerstw i oszustw. Rzeczpospolita Polska przestała być państwem, którego zwierzchnikiem jest naród. Zwierzchnikiem RP jest prywatny interes, który kupuje prawo i urzędników. Płaci za przywileje takie jak strefy ekonomiczne i ulgi podatkowe. Ustawia przetargi i lobbuje za legalizacją niewolnictwa – upowszechnienie umów śmieciowych, brak odpowiednich kompetencji dla PIP i coraz niższe stawki za godzinę pracy sprawiają, iż wielu pracowników pracuje wręcz w niewolniczych warunkach. I tutaj już żadne wybory nie pomogą. Bo i niewiele są same z siebie warte.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka