Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski
1149
BLOG

Imigrancka paranoja

Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski Polityka Obserwuj notkę 25

Dosyć powszechnym ostatnio zjawiskiem stało się w kraju nad Wisłą przekonanie, jakoby Europa nie była w żaden sposób odpowiedzialna za sytuacje na Bliskim Wschodzie. Że nie naszą winą jest wojna domowa w Syrii, działania zbrojne i zbrodnicze ze strony Państwa Islamskiego czy innych, pomniejszych, grup fanatyków islamskich. Większość tych haseł oczywiście podsycana jest dziesiątkami internetowych postów o treści antyimigranckiej.Imigrancka paranoja

Posty te w ogóle stanowią ciekawą tematykę dla badań socjologicznych. W kraju, z którego wyjechało za pracą (nie z powodu konfliktu) kilka milionów obywateli, obrzucanie błotem imigrantów wydaje się być niezwykle ciekawe. Jak widać, zapomnieliśmy już jak traktowały nas brytyjskie czy holenderskie media o charakterze prawicowym. Już nam nie przeszkadza nawoływanie do nienawiści wobec Polek i Polaków oraz deportowania ich z powrotem do kraju nad Wisłą. Oczywiście warto też w tym miejscu uwzględnić historię naszego kraju – historię rzeszy imigrantów, która osiadła nie tylko w przeciągu ostatnich kilu dekad na Wyspach Brytyjskich czy w Niderlandach i w RFN. Nasi rodacy emigrowali przecież także do wielu różnych zakątków świata. Stanowimy zwartą mniejszość w USA, Brazylii czy Argentynie. Wszędzie tam przywieźliśmy nie tylko swoją historię, ale i tradycję oraz kulturę. W niektórych państwach wsławiliśmy się jako bohaterowie, ale i część naszych rodaków okryło się złą sławą biorąc udział w spiskach, mordach czy zamachach. O tym jednak nie jest wygodne nam pamiętać.

Na dniach swoją premierę ujrzy film Karbala – opowiada on historię obrony Polskich i Bułgarskich żołnierzy stacjonujących w Iraku przed nacierającymi islamistami. Czy ktoś z nas jednak zastanowił się nad jedną sprawą? Mianowicie, skąd tam się wzięli? Po co tam pojechali? Zapewne nie. Na co dzień nie zaprzątamy przecież sobie głowy tym, jak funkcjonuje polityka międzynarodowa. Wiemy o wojnie w Iraku i Afganistanie, o kryzysie w Somalii czy problemie dotyczącym Palestyny. Słyszeliśmy o obaleniu rządów w Libii, czy w Egipcie. Czy czujemy się za to współodpowiedzialni? Raczej nie. I niesłusznie. Tajemnica poliszynela jest to, że każdy ten przewrót miał swoje odpowiednie wsparcie. Nie tylko w postaci lajków na fejsie, ale konkretne. Wyrażane poprzez szkolenie i uzbrajanie oddziałów oraz wysyłanie (jawnie lub nie) swoich machin wojennych ku wsparciu „walczącego ludu”. To właśnie w takich warunkach powstała Al-Kaida. W podobny sposób doszło do powstania ISIS. Do powstania obu tych organizacji przyczyniły się niejawne działania rządu USA i państw Europejskich. I w części nie obyło się przy tym bez współpracy rządu w Warszawie. Tu kłania się sprawa tajnych więzień CIA w Polsce.

Wojna w Syrii nie wzięła się z powietrza. Została wywołana. Tak samo jak wywołuje się przejawy nacjonalizmu i antysemityzmu. Tak samo jak steruje się zachowaniami konsumentów. Imigranci rzekomo zalewający Europę są jedynie efektem tych działań. Rzekomo zalewający, gdyż nikt podobnego określenia nie używał, gdy mieszkańcy państw byłego Bloku Wschodniego wyjeżdżali na Zachód za pracą. Nikt też nie sprawdzi, bo przecież ważniejsze są chwytliwe tytuły zyskujące popularność, ile uchodźców przyjęły państwa graniczące z Syrią. Turcja – 1,8 mln. Liban – 1,2 mln., Jordania – 628 tysięcy, Egipt – 133 tysiące. Jak te liczby mają się do „planowanych” dla Polski 10 tysięcy? Liczba ta wygląda raczej biednie. Tak jak ogólny szacunek imigrantów „zalewających Europę”.

I tu pewnie podniesie się larum dotyczące kwestii bezpieczeństwa – bo wśród uchodźców mogą być terroryści, lub różnic kulturowych – bo inna religia. Owszem, wśród uchodźców mogą być terroryści. Mogą oni także być w grupie wycieczek (w tym i szkolnych), kibiców czy przedstawicieli świata mediów i nauki, którzy regularnie podróżują po świecie. Zaś co do zagrożenia kulturowego. Przypomnę tutaj, że Polska liczy 38 milionów obywateli, z czego zdecydowana większość to jednostki narodowości Polskiej. Nikt nie wmówi mi, że rozłożone na kilka lat przyjęcie 10 tys. imigrantów z odmiennego kręgu kulturowego nagle zachwieje równowaga społeczną w Polsce. Nie robi tego przyjmowanie uchodźców z Ukrainy czy swego czasu nie zrobili tego uchodźcy z Czeczenii. Ba, z jednego takiego imigranta jesteśmy nawet dumni. Mimo, iż jest wyznawcą Allaha. Nazywa się on Mamed Chalidow.

W tym temacie zapamiętajmy jeszcze jedną kwestie – Ci ludzie nie przyjeżdżaliby tutaj, gdyby nie wojna. Wojna, za którą nasze rządy są współodpowiedzialne. Gdyby tym osobom udzielono odpowiedniego wsparcia tam, na miejscu, nie oglądalibyśmy teraz scen z martwymi ludźmi na plażach Grecji. I być może już dawno rozwiązalibyśmy kwestie ISIS, odpowiednio wspierając chociażby syryjskich Kurdów.

Na koniec pozwolę sobie przytoczyć dane, które pomogą nam zobrazować to, jak „wielkim zagrożeniem” są dla nas imigranci:

„Na dzień 1 stycznia 2011 r. łączna liczba cudzoziemców (osób niebędących obywatelami kraju zamieszkania) przebywających na terytorium państwa członkowskiego UE wynosiła 33,3 mln osób, a zatem 6,6 % ludności UE-27 (zob. Tablica 2). Ponad jedną trzecią (łącznie 12,8 mln osób) wszystkich cudzoziemców mieszkających w UE-27 w dniu 1 stycznia 2011 r. stanowili obywatele innego państwa członkowskiego UE.”*

 

*źródło: http://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php/Migration_and_migrant_population_statistics/pl

Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka