Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
długodystansowiec długodystansowiec
2340
BLOG

LALEK ŻOŁNIERZ WYKLĘTY

długodystansowiec długodystansowiec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Jest 1 marca dlatego wklejam esej o Lalku, który już wcześniej opublikowałam. W między czasie napisałam list do Marka Pawłowskiego aby zainteresować go tematem, z nadzieją że będzie zainteresowany zrobieniem filmu o Franczaku. Niestety, nie był. Szkoda. Życie Franczaka to fantastyczny materiał.

LALEK -ŻOŁNIERZ WYKLĘTY

 

„W małej wsi w województwie lubelskim zginął jesienią 1963 roku podczas obławy 45-letni Józef Franczak, poszukiwany listem gończym były AK-owiec. Był ostatnim żołnierzem antykomunistycznego podziemia. Z bronią w ręku ukrywał się dokładnie 24 lata”.http://podziemiezbrojne.blox.pl/2006/03/Ostatni-niezlomny-Jozef-Franczak-ps-Lalek-czesc-1.html
 
 
  Od niedawna mieszkam w tej małej podlubelskiej wsi, z której pochodził Franczak. Jest rzeczywiście mała – kilkanaście biednych gospodarstw usadowionych pomiędzy wijącymi się, wąskimi jak wstążka, malowniczymi poletkami niedaleko lasów Bórkowszczyzny. Prowadzi do niej droga wysypana białym tłuczonym kamieniem - piaskowcem - kiedyś najbardziej popularnym materiałem budowlanym w tej okolicy. Najbardziej popularnym, gdyż można go było wydobywać na wielu polach gdzie był ukryty pod płytką warstwą ziemi. Niedaleko miasteczko Piaski. Kiedyś uderzały białością małych kamiennych domków i urokliwych kamieniczek gdzie mieściły się żydowskie sklepiki. Te domy z białego kamienia, które mnie tak zauroczyły nie są jednak dumą tutejszych mieszkańców. Przypominają im o przedwojennej i powojennej biedzie w jakiej żyli. Pewnie dlatego z taką gorliwością przykrywają je tynkami. Aby nie przypominały.
 
   Mój dom też jest z białego kamienia. Zerwałam pokrywające go liszajem tandetne tynki, spod których warstw ukazał się biały jak śnieg ręcznie ciosany kamień. Pieczołowicie zakonserwowałam odciśnięte w nim muszle ślimaków na zawsze już uwiezione w skamielinie. Ma prawie sto lat. Na pewno wiele pamięta. Franczaka również. Ukrywał się przecież tuż obok, w ziemiance po drugiej stronie płotu, u Starego Dzierby co ponoć pakt z diabłem podpisał. Najstarsi mieszkańcy wioski zaklinają się, że widzieli o północy karetę Czarnego zaprzeżoną w czarne jak on sam konie, zajeżdżającą na podwórzec Starego. Niespokojne, zarzucające grzywą, w srebrnej uprzęży, spod kopyt których iskry sypały się gorące jak z samego piekła. Tak gorące, że trawa przy gościńcu nosiła na sobie wypalone ślady ich podków. A on musiał im o samym północku słomę młócić a głos młockarni rozchodził się głuchym echem aż po same lasy bórkowszczyzny. A potem udawali się na konszachty. I nie wiadomo co Stary Czarnemu obiecał. Musiał się jednak z cyrografu dobrze wywiązywać bo miedziaków u Dzierby było pod dostatkiem. Pewnie dlatego na wiejskiej drodze naprzeciw jego domostwa ludzie kiedyś postawili krzyż. Tak na wszelki wypadek aby Czarny to miejsce szerokim omijał łukiem. I do dzisiaj palą przed nim świece, których płomyk rozświetlający mrok wiejskiej nocy daje im bliżej nieokreślone poczucie bezpieczeństwa i przynależności do świata, który jeszcze wierzy w moc przebłagalnej modlitwy. Widzę go z mojego okna w kuchni. W mgliste jesienne noce sama tam pod nim płomyk rozniecam. Tak na wszelki wypadek gdyby duch Lalka tam się kiedyś w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca zaplątał...
 
   Ale Czarny tak łatwo wypłoszyć się nie dał. „Pani, tam na polu za tym krzyżem to wiele Żydów leży”, mówią mi miejscowi. „I tam też” - wskazują palcem sąsiednią miedzę. „Niemce ich zabiły a potem Bronkowi kazali ich grzebać. Pani, on to się grobów nakopał”. Ale miejscowe gadatliwe nie są. Jeszcze się boją. O Franczaku też gadać nie chcą. Podają sobie szeptem: „Kanadyjka o Lalka pyta”. I mnie ostrzegają, że nie powinnam. Kiedyś po mszy św. na Wszystkich Świetych na cmentarzu w Piaskach odprawionej pytałam gdzie jest grób ostatniego z żołnierzy wyklętych. Świeczkę chciałam zapalić. Odwracano się ode mnie bez słowa. Dano mi do zrozumienia, że o Franczaka się nie pyta. Dlaczego? Znowu milczenie. Nietutejsza. Nie rozumie.
 
   Dla nich już zawsze będę Kanadyjką i tak będą mnie pamietać. Poza listonoszem mało kto tutaj zna moje imię. Kanadyjka – to im wystarczy i to mówi wszystko. Obca. Tutaj każdy ma swoje drugie imię, ksywkę, która do nich przylgnęła. Józków i Stachów na wsi co niemiara, trzeba ich jakoś odróżniać. Józek Franczak przystojny był. Babom się podobał. Twarz miał jak malowanie, delikatne rysy, łagodny głos i ciepłe oczy. Czasami filuterne. I jak na młodą dziewczynę popatrzył to tak jakoś jej się miękko na sercu robiło i na koniec świata za nim by poszła. W mundurze też tak galantnie wyglądał, że nawet generał mu nie dorównywał. Taki czysty, zadbany. Dlatego Lalek go przezwali. Ale on tylko jedną wybrał - Dankę Mazur i jej wierny pozostał.
 
   Franczak po skończeniu Szkoły Podoficerskiej w Grudziądzu pełnił służbę w Plutonie Żandarmeri w Równem i tam zastała go wojna. 17-go września 1939 roku został aresztowany przez Sowietów. Z niewoli udało mu się uciec i od tego momentu pozostanie już uciekinierem do końca swojego tragicznego życia. Walczył w ZWZ a następnie w AK. Kiedy wojna skończyła się miał zaledwie 27 lat. W 1944 roku siłą wcielony do 2 Armii Wojska Polskiego stał się świadkiem mordu w Kąkolewnicy , w Uroczysku „Baran”, zwanym później przez miejscową ludność Małym Katyniem, donanego na żołnierzach AK, WiN-u i Batalionów Chłopskich. Za to, że o Polskę walczyli. Do dzisiaj nie wiadomo dokładnie ilu żołnierzy tam zamordowano. Jedni twierdzą, że kilkaset, inni że ponad dwa tysiące. Do 1980 roku nie mieli nawet symbolicznej mogiły. Przykryci ziemią mieli zostać na zawsze zapomnieni. Franczak zdezerterował. Nigdy już nie opuścił go widok rozrzuconych ciał pomordowanych towarzyszy broni. Utkwił mu pod powieką jak gorące ziarnko piasku, którego nie mógł usunąć. I paliło tak mocno, że żadna łza usunąć go nie mogła.
 
  Od tego momentu nie było już dla Lalka bezpiecznego miejsca. Poczatkowo nie wiedział co z sobą zrobić. Ukrywał się trochę w Łodzi, trochę w Sopocie. Niektórzy mówią, że do Szwecji chciał ucieć bo w kraju dla siebie miejsca nie widział. Ponoć rozpoznany przez kobietę z rodzinnej wsi poniechał tego zamiaru i wrócil tam, gdzie się urodził. Na nową Polskę pod czerwonym sztandarem zgodzić się nie chciał. Wyboru więc nie miał. Nawiązał kontakt z lokalnym podziemiem. Aresztowano go w czerwcu 1946 roku wraz kilkoma innymi mężczyznami. Zaatakowali knwój wiozący ich do Lublina. Podczas walki czterech ubeków zginęło a trzech zostało rannych. Franczakowi udaje się uciec. Mówią, że pod szczęśliwą gwiazdą urodzony gdyż wielkorotnie potem udaje mu się „ubejcom” wywinąć. Nie korzysta z pierwszej amnestii ogłoszonej w 1947 roku. Nie wierzył nowej władzy. Pamiętał Uroczysko „Baran” i strzały w tył głowy. Jeżeli miał zginąć to tylko w walce a jak żyć, to nie na kolanach.
 
   Został dowódcą patrolu w oddziale kpt. Brońskiego, „Uskoka”. Ma zbierać informacje o działaniach UB mających na celu eliminację podziemia jak i o zdrajcach donoszących na niepokornych. Osacza funkcjonariuszy MO i wykonuje wyroki na tych co podjęli się współpracy z znienawidzonym reżimem. Mówią jednak, że Lalek najpierw ostrzegał a wykonanie wyroku było ostatecznością. Nie było to łatwe życie. Komuniści wytoczyli najcięższe działa przeciwko niepodległościowemu działaniu polskiego zbrojnego podziemia. Musi uważać i coraz trudniej jest mu znaleźć tych, którym można zaufać. Ludzie coraz bardziej się boją. W 1948 ucieka z zasadzki. Traci żolnierzy. W Wygnanowicach odwiedza współpracownika – znowu zasadzka. Franczak ucieka cieżko raniony w brzuch. Kuruje się kilka miesięcy.
 
   "Coraz więcej ludzi popada w apatyczny nastrój i przestaje wierzyć w rychłe zmiany na lepsze. Ludzie coraz bardziej dostosowują się do znienawidzonego, a umacniającego się porządku - bo przecież trzeba żyć. My garstka straceńców - jak nas nazywają - stajemy się oazą wiary i woli zwycięstwa na pustyni zwątpienia i beznadziejności"– zapisał w swoim notesie Uskok. Rok później ginie a jego oddział zostaje rozbity. Ocalał tylko ppor. Kuchcewicz. Zbrojne podziemie jest systematycznie likwidowane. Przez następne 15 lat Lalek ukrywa się już sam. Potem raz jeszcze, razem z Kuchcewiczem w 1953 roku dokonuje nieudanej akcji ekspropriacyjnej na Kasę Oszczędności w Piaskach. Kuchcewicz ginie.
 
   Przyszedł rok 1956. Ukrywa się jeszcze 250 żolnierzy głównie w wojewodztwie lubelskim i na białostocczyźnie. Nie mają ze sobą kontaktu. Lalek śmiertelną pętlę zaczyna czuć na swoim gardle. Odwilż. Kolejna amnestia. Szansa dla Franczaka? Nie bardzo. Kontaktuje się z lubelskim prawnikiem Rachwaldem. Jeżeli dostanie 15 to wyjdzie, jak nie to dalej pozostanie w ukryciu. Rachwald pozbawia go złudzeń. Najlżejszą karą byłoby dożywocie tylko na podstawie oskarżeń prokuratury. SB miało jednak z Lalkiem swoje porachunki. Ze śledztwa nie wyszedłby żywy.  „Józek się wahał, ale się nie przemógł. Objął mnie i powiedział, że nie wyjdzie już nigdy” wspomina jego słowa Danka Mazur.
 
   Kryptonim „Pożar” to zorganizowana akcja UB na zlikwidowanie Franczaka. Ukrywając się polegał na rodzinie i znajomych. Ich to właśnie szczególnie inwigilowano. W 1958 roku Lalkowi i Danucie urodził się syn. Chcieli wziąć formalny ślub. Udali się do kościoła dominikanów w Lublinie. Nie udało się. Ksiądz zbyt obawiał się prowokacji. A może zwyczajnie się bał? Kto teraz wie? Chociaż Danuta nie ujawniła, kto jest ojcem dziecka dla UB było jasne z kim utrzymywała kontakt. Zabrano ją na cmentarz i grożono śmiercią gdy nie wyda ukochanego. Wszystko na nic. Mały nie poznał ojca. Ten oglądał go tylko z daleka. Tulił kiedy spał.
 
   UB nie ustawało. Już nie chodziło o złapanie Lalka ale o jego unicestwienie. Zakładano podsłuchy. Aresztowano, inwigilowano, torturowano, rozpruwano brzuchy i wyciągano jelita. Nikt Franczaka nie zdradził. Cała wieś go chroniła. Miał u nich posłuch i szacunek. Czasami przez lata nie mieli informacji co robi, gdzie się ukrywa. W aktach SB znajduje się notatka: "Ludzie ci z uwagi na brak możliwości ich rozpracowania stanowią dla nas pewien problem". Dr Sławomir Poleszak z lubelskiego oddziału IPN ocenia liczbę udzielających pomocy na ponad 200.
 
   Pod koniec 1960 roku akcja rozpracowania partyznata ruszyła ze zdwojonym impetem. Masowo wzywano na przesłuchania z nadzieją na znalezienie konfidenta, który zaprowadzi ich na właściwy trop. Udało się dopiero wiosną 1963 roku. Zwerbowano Stanisława Mazura, bratanka ojca Danuty. Sypnięto pieniędzmi. Niedużymi nawet jak na owe czasy – 5 tysięcy złotych. Nie odmówił. Dom chciał w Świdniku kupić. Otrzymał pseudonim „Michał”.
 
   21 października 1963 roku po południu Majdan Kozic Górnych otoczono szczelnym kordonem. Lalek wychodził od Wacka Becia, w którego obejściu spędził noc. Nie poddał sie łatwo. Oddawał strzały. Jego granaty jednak nie wybuchły. Potem pistolet się zaciął. Zdjęto go serią z karabinu. Rany były zbyt ciężkie aby mógł przeżyć. Taki był koniec ostatniego z żołnierzy wyklętych.
 
    Pochowano go, jak i innych żołnierzy zbrojnego podziemia, na cmentarzu przy ulicy Unickiej w Lublinie. Po czterech dniach rodzina w tajemnicy wykopała ciało. Leżał nagi, bez głowy. Na cmentarzu w Piaskach mógł zostać złożony dopiero w 1983 roku.
 
   Wieś winiła Becia za zdradę i z piętnem tej zdrady umarł. W końcu to w jego obejściu Lalek zginął, mówili. Nikt nie wiedział o Stanisławie Mazurze. Dopiero w ostatnich latach IPN ujawniło jego nazwisko. Ale nikt mi tutaj nie daje wiary. „To Wacek”, mówią. Przez tyle lat wierzyli w to co im SB sugerowało. „Po co nam pani teraz w głowie miesza”? Nie wiem. Pewnie dlatego, że mi szkoda Becia bo był uczciwym człowiekiem a przez gehennę przeszedł. I jeszcze 5 lat odsiedział. 
 
   Pierwsza wiosenna burza przetoczyła się przez moją wieś. Grzmoty i błyskawice rozrywały niebo. Teraz tylko wiatr tarmosi mokrymi gałęziami i zapach mokrych pól wciska się przez okno.
Lalek, to ty? Znowu widzę Twój cień we mgle. Pomiędzy drzewami. W darniach. Za krzyżem. Psy szczekają. Nie bój się. Gadzina już jest taka zajadła. Chodź. Moja chałupa bezpieczna – niejedno widziała i milczy jak zaklęta. Osuszysz się. Pajdę chleba smalcem ze skwarkami posmaruję. Na przyzbie usiądziemy. Skręta zapalimy. O Polsce pogadamy… Wiem, Ty teraz w lepszej kompani honory odbierasz. Twój uśmiech widziałam jak odeszłeś. Spokojny taki, spełniony jakbyś spotkał to, za czym już tak długo tęskniłeś. Ja rozumiem. Danusi mówiłeś, że nie masz już siły na polach mieszkać, w lasach spać, na deszczach moknąć. Twoją Polskę i Ciebie strzałami skoszono jak żyto.Teraz wszystko inne. Twoja wioska rozpita. Tak na umór, do dna. Czy dlatego, żeby zapomnieć o biedzie czy dlatego, że wycięto jej korzenie jak u tego starego dębu co w wawozie Firka usycha?
 
   I tylko te domki z białego kamienia zostały i chaty drewniane. I poletka wąskie jak wstążeczki gorącą żółcią rzepaku rozkwitnięte. I mlecze. I wąwóz Firek taki sam dzikim bzem pachnący i obsypany białym kwiatem tarniny, jak wtedy wiosną gdy nocą do wioski chodziłeś. I to drzewo, pod którym pochowano Cygankę, z dzieckiem przy piersi, strzałami z cekaemu na wpół przeciętą. Tylko krzyż na nim drżącą z przerażenia ręką kiedyś wycięty już coraz trudniej zobaczyć.
I krzyż przy domu Starego Dzierby stoi. A on z Czarnym dalej miedziaki za sprzedane dusze liczy. Świeczkę Ci w nocy u krzyża palę abyś w ciemnych polach drogi do domu nie zatracił
  
   Nie wszyscy grubą kreską oddzielili się od historii dlatego, że była im niewygodna.
 
17-go marca 2008 roku Lech Kaczyński, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał pośmiertnie Józefowi Franczakowi  Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 90-tą rocznicę jego urodzin. Odznaczenie odebrał Marek Franczak, syn Danuty Mazur i Józefa Franczaka.
 
 
 

 

 

 

http://www.youtube.com/user/Rewersor88  

 
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura