Kończy się w Europie i na świecie panowanie szczytowej formy lewactwa. Opcja uprawiania celebryckiej post-polityki dała rządzącym i ich podopiecznym 2 kadencje ciepłej wody w kranie i błogi spokój bez podejmowania trudnych decyzji.
Mułłowie w meczetach nie spali i nie spał też Putin.
Coś co jeszcze dziesięć lat temu można było kontrolować przy pomocy trochę bardziej stanowczej dyplomacji, teraz urosło do rangi dużego problemu.
Największe zasługi w hodowli zagrożeń ma Barack Obama, który tak się zachwycił faktem, że jest pierwszym czarnoskórym prezydentem, że na realpolityk, nie starczyło mu ani sił, ani czasu. Ogłaszając kolejne resety w stosunkach z Putinem wytrwale naśladował Neville'a Chamberlaina, po spotkaniu z Hitlerem. Wtedy był to początek II WŚ, teraz mamy aneksję Krymu, dezintegrację Ukrainy, panoszenie się Rosji w Syrii i radykalizację islamu.
W tej sytuacji może to i lepiej, że PAD, nie spotka się z Obamą. Amerykańska wersja Tuska, właściwie już się pakuje i jakiekolwiek z nim ustalenia, nie mają szans na realizację.
Niech tam sobie Barack lata na Cubę, gdzie na lotnisku wita go szofer Raula i tancerki, a my zajmijmy się naszymi problemami. Czas skończyć z rolą rynku zbytu i terenem eksploatacji w czasie pokoju i buforem do zniszcznia w czasie wojny. Druga kategoria naszego członkostwa w NATO, właśnie do tego się sprowadzała.
A tak na koniec : Chyba idą takie czasy, że EU i USA, bardziej będą potrzebowały nas, niż my ich. W takiej sytuacji liczy się rozmiar i miejsce na mapie. Spotkania z praktycznie byłymi już prezydentami, nie są istotne. Jak będą potrzebowali, przyjadą sami i przywiozą co trzeba.
___________________________
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka