Po porażce swojego pupila Janukowycza prezydent Putin próbuje rozwalić Ukrainę. Nie popadając w panikę, trzeba robić wszystko, żeby go zatrzymać. Między innymi po to, by mieć na wschodzie choćby jedno zaprzyjaźnione państwo, a nie Związek Radziecki lub długotrwały chaos polityczny z rozlewem krwi, migracjami uchodźców itd.
Tak się zarazem składa, że granice Ukrainy są przedmiotem międzynarodowych gwarancji traktatowych i m.in. dlatego działania Putina są nielegalne. Wspomniane gwarancje to memorandum budapeszteńskie z 1994 r. podpisane przez USA, Wielką Brytanię i – he, he – Rosję. Na tę ostatnią liczyć nie można, ale można apelować do pozostałych sygnatariuszy.
Rządy państw Zachodu na ogół rozumieją, o co chodzi w całej rozgrywce, ale działają nieruchawo, bo liczą się z potencjalnymi problemami. W szczególności obawiają się negatywnej reakcji Rosji, która mogłaby podkopać interesy wielu zachodnich przedsiębiorców i spółek. Nie można się temu dziwić, ale nie ma sensu opuszczać rąk.
Dlatego jest ważne, żeby potrzeba ukarania Rosji dotarła do zachodniej opinii publicznej tak mocno, jak to możliwe. Możemy w tym celu wykorzystać amerykańską instytucję petycji do Białego Domu. Taka petycja została już zarejestrowana na oficjalnej stronie administracji USA: https://petitions.whitehouse.gov/petition/take-agreed-responsibilities-accordingly-budapest-memorandum-security-assurances-ukraine/bWPC8gLx
Drogą elektroniczną może ją podpisać każdy, kto ją popiera. Wymaga to jedynie prostej rejestracji użytkownika Internetu. Warunkiem rejestracji jest przekazanie adresu e-mailowego, imienia i nazwiska oraz udzielenie odpowiedzi na banalne pytanie, weryfikujące, czy jesteśmy przy zdrowych zmysłach (ja odpowiadałem na pytanie, czy 96 to więcej niż 53, 44 i 12).
Wielka prośba: podpisujcie i podawajcie tę informację dalej. Trzeba zebrać 100 tys. podpisów do końca marca. Inaczej petycja przepadnie.
Inne tematy w dziale Polityka