dominikistoji dominikistoji
67
BLOG

Apel, lecz do kogo?

dominikistoji dominikistoji Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

15.02

Miałem nie wysyłać dziś, ale złapałem Cię... zakładam na laptopie więc skorzystałem z okazji :) Najwyżej mnie czymś walniesz... Założyłem, że lepiej, jeżeli otwierasz, podrzucić Ci to tak żebyś odebrała od razu niż żeby leżało dłużej (bo tak mozesz szybko usunąć, jeśli chcesz) I nie musisz tego ściągać na smartfon czy inne urządzenie. To wszystko oczywiście przy założeniu, że to Ty, że na laptopie itd. Myślę po prostu, że stronę łatwiej obsługiwać na większym urządzeniu, z poziomu Windowsa, ale oczywiście mogą to być tylko moje przyzwyczajenia. Jeśli wyświetlił to ktoś z załogi to problemu nie ma.

Teraz nie muszę już zwlekać do jutra. Nawet nie pisałem przez 2 godziny tylko sobie myślałem spokojnie :) A teraz komentuję na bieżąco ucieszony wyświetleniem :) Prawdziwa radość plus oczywiście ciekawość czy to naprawdę Ty i czy raczysz przeczytać. Gdybym miał pewność przecież wysłałbym bez hasła, albo napisałbym coś wprost. Jeśli to Ty to wiesz, ze tak zakładam, dlatego gdy zobaczyłem wyświetlenie plus aktywność skorzystałem z okazji. Ten tydzień był trudny i to widać w tej części, ale kończy się spokojnie więc... i tak się trochę niepokoję jak to odbierzesz. Nic nie ukrywałem, napisałem jak było. Że jakieś rzeczy mogą niezbyt dobrze o mnie świadczyć - trudno, nie jestem doskonały...bardziej martwi żeby Tobie nie psuć humoru, który zakładam, że jest dobry po wczorajszym święcie i sukcesach zawodowych zakładam :) Czy to oznacza, że nie będę mógł zasnąć? Zobaczymy. Czy mogłem poczekać do jutra? Jeżeli otwierasz to znaczy, że to co przesyłam nie jest dla Ciebie problemem. Jeśli nie otwierasz to i tak nie ma znaczenia wiec podjąłem szybką decyzję jak na siebie :) Zakończoną sukcesem czyli wyświetleniem :) Liczę na Twój dobry humor i dzień dobroci dla... :) Jeszcze przed wysłaniem zdążyłem sprawdzić skrzynkę, żeby upewnić się, że moja ostatnia propozycja była potrzebna... coż jestem pewien, że potrzebuję czegokolwiek z Twojej strony... To, że chcę sobie pomóc może oznaczać, że nie jest ze mną jeszcze tak źle... Rozumiesz przecież... i się nie obrazisz...

Ręce marzną nawet przy 9 stopniach...to już przesada... Zakładam, że teraz pracujesz...tak sobie wyobrażam :) Na szybką odpowiedź nie liczyłem, bo jeśli czytujesz to zajmie to trochę i nawet jeśli podejmujesz błyskawiczne decyzje to jednak sporo napisałem...nie sprawdzałem ile to stron. W wariancie negatywnym nie zrobisz nic tylko będziesz czekać jak dalej będę się  pogrążał i jeszcze powiesz czy pomyślisz, że to moja wina, ze szkodzę itd. Taki wariant jednak w zasadzie wykluczyłem ale nie siedzę w Twojej głowie więc pewności nie mam. Odbierz to pozytywnie... Stan ducha utrwala mnie w przekonaniu, że zrobiłem dobrze. To miłe uczucie. Spokojne, ale miłe. Nie fruwam, ale jest OK. W drugim wyobrażeniu o tym co teraz robisz: czytasz... i tu też są co najmniej 2 wersje: jedna, którą odpędzam, że się nabijasz, a druga, że po prostu czytasz z ciekawości czy coś tam...

Temperatura spada zgodnie z prognozą, ale noc ma być trochę cieplejsza niż ostatnia więc nie ma problemu. W dodatku jest o 7 stopni cieplej niż wczoraj o tej samej porze, ale spada dalej. Teraz będę czekał na odpowiedź. Naprawdę z dużą nadzieją. Przy pozytywnych, ale realnych założeniach...musi być. Przecież widzisz, że Tobie w żaden sposób nie zaszkodzę, a pomóc mogę. Widzisz, że panuję w jakiś sposób nad przekładaniem emocji na działanie, a jednak sam naprawdę nie potrafię sobie pomóc. Naprawdę nie widzę powodu żeby nie, a  o bezinteresowną złośliwość czy sadyzm Cię nie podejrzewam. Że jestem uparty przecież wiesz... Ty też...też wiem, ale czemu mam się dłużej męczyć?

Z tym wyszukiwaniem na 3m, znowu sprawdziłem, jest trochę dziwnie i zależy z jakiego poziomu się wyszukuje. Można by dodać tagów, ale zakładam, że rozumiem dlaczego ograniczyliście się do 2 kategorii. Plan na wieczór to oczywiście coś zjeść, obejrzeć (zaczynają mi sie kończyć filmy, więc może będę musiał znaleźć jeszcze jakiś serial, polecisz coś? - pierwsza konsultacja ) i zasnąć. Jutro? To co przyniesie dzień w zależności od pogody i wyniku oczekiwania na  Twoją odpowiedź... Proste, nie?

Temperatura spada szybko i powinienem przewietrzyć klatkę, żeby zapobiec kondensacji. Wróciłem i fizyki nie da się oszukać mimo moich zabiegów, skrapla się sporo przy spadku temperatury o 10 stopni. Dobranoc :)

16.02

Jednak zasnąć nie było łatwo mimo miłych, spokojnych myśli. Dokończyłem niewciągającą niemiecką fantasy "Zieleń szmaragdu", a potem zmęczyłem płaską, w zasadzie gayowską komedię "To jest już koniec". Niby wyciszony, ale z myslami o Tobie przewracałem się do rana. Nie było to jakieś straszne, ale nie wiem czy w sumie przespałem więcej niż 2 godziny. Spać co druga noc też można :) Rano...nie ma sensu wstawać wcześniej niż się ociepli. Dziś nie szło to szybko, ale w końcu dopadły mnie mysli o moim losie więc wolałem się ruszyć niż rozważać co mnie czeka w przyszłości... Zjadłem standardową południową porcję, wytarłem skropliny i na powietrze. Dziś chłodniej... Różnicę robi chłodny wiatr i to, ze do południa były chmury. Sprawdziłem komunikator - nic, aktywność 17 godzin temu. Czekam, mam nadzieję. Powróciła. Nie wyobrażam sobie Ciebie bez serca. Wiem, kto jest dla Ciebie najważniejszy i że potrafisz wszystko temu podporządkować, ale nie powinno to uniemożliwić jakiegokolwiek kontaktu ze mną, który jestem pewny jest mi niezbędny. Nawet jeżeli jest/był ktoś jeszcze to nie zmienia mojej potrzeby. Nic jej nie jest w stanie zmienić. To było pisane naprawdę spokojnie... Językiem melodramatycznym...tylko to trzyma mnie przy życiu :) Dlatego chcę się podnieść. Staram się od 3 tygodni... 3 tygodnie temu zadzwoniłem i doszedłem do wniosku, że żyjesz na 100% i masz się w miarę dobrze. To było coś mimo nieudanej próby usłyszenia Cię po tylu miesiącach. No dobra, mogę sobie wspominać ale jak to wpłynęło na moje życie? Trudniej mi zasnąć, huśtam się emocjonalnie itd. Ale jednak czasem mi się czegoś chce, jest powód by wstać, poruszać się, nie snuć czarnych wizji itd. Czyli pojawiłasię jakaś motywacja, nadzieja czy światełko w zależności od użytego schematu pojęciowego. Czy to oznacza, że na pewno czeka mnie z Twojej strony coś dobrego? NIe wiem. Tak jak napisałem w poprzedniej części: emocje emocjami, a różnimy się głównie tym co z nimi zrobimy czyli działaniami, które czasem sprowadzają się do schematów postępowań. Jeżeli to miałaś na myśli ostrzegając prawie na początku żebym nie oczekiwał niczego dobrego to powinienem się martwić. Znamy się sami najlepiej tzn. wiemy w jaki sposób myślimy i działamy, a czasem stać nas na autorefleksję, podzielenie się nią z kimś co może być chwilą absolutnej szczerości. Czyli mam wpaść w rozpacz? Nie, bo mam nadzieję na dwoistość natury, że jednak coś może Cię przekonać do zmiany postępowania... coś... nie wiem już co. Chcę sobie pomóc, sytuację opisałem szczerze i jak potrafiłem najlepiej, potrzebuję Twojej pomocy. Jakiejkolwiek. Po raz kolejny się powtarzam :) Wracam na słońce.

Temperatura spada mimo słońca. Czynnik chłodzący wiatru przeważa... No tak, pewnie zauważyłaś, że często gdy piszę "my" mam na myśli rodzaj ludzki, a nie 2 osoby. Napisałem to, żeby była jasność, a miałem to zrobić za poprzednią refleksją :) Puścić jakąś muzykę czy nie - oto jest pytanie. Cóż, wiem, że gdy się wzmocnię, będzie mi się chciało więcej, będę miał więcej energii i będę musiał ją jakoś zagospodarować. To co wydawało się bez sensu czy budziło obawy wcześniej może stać się faktem. Może np. zobaczę co się stało z moim starym samochodem...jest zaledwie kilkanaście kilometrów stąd...jeśli coś z niego zostało... To oczywiście było w planie końcówki tych 2 tygodni... czy nawet początku zakładanych wiosną 2 miesięcy. Mogę odebrać swoje inne rzeczy, które są niecałe 100 km stąd, spotkać ludzi którzy pomogli mi 1,5 roku temu. W zasadzie, dzięki którym wtedy przeżyłem. Tak więc jeżeli poziom mojej aktywności wzrośnie jakoś zajmę sobie czas, choćby porządkując czy usprawniając "klatkę". O...jesteś aktywna. Zaczepiać? Lepiej sprawdzę pocztę... Nic... Zapytać? Zniknęłaś. Puszczę muzykę... W głowie pojawiła się pierwsza myśl o Aha więc wybrałem pierwsze z listy " Take on me". Pogodne więc leci. Czekam... to nie gra, to moje życie... Pcham dobrą energię na północ :) Dlaczego po Aha weszło The Police z "Every Breath You Take" ... pewnie wspólne słowo "take" :) Rozpogadzam się ale wysyłam telepatycznie "Babe please..." Tylko na tyle mnie stać... Możesz "pojechać" po mnie ale odezwij się. To mnie nie zabije... Fajna lista bo teraz Cyndi Lauper... Pewnie nie masz czasu na pogaduchy, ale mam ochotę zapytać: co tam u Pani słychać? Znowu znikasz i zacznie się następna piosenka...Bon Jovi "Livin on the Prayer" Idę na słońce...

Wracam po krótkim wietrzeniu na U2 "With You Without You" ... życie :) Przełomu nie ma. Cóż na to moge poradzić? To tylko moje wyobrażenia. Co myślisz wiesz tylko Ty, a o tym co zrobisz decydujesz też Ty... Zaczynam gwizdać wraz z "Wind of Change", piosenką, która nakręcała mnie w 2009 roku... Czym to się skończyło? Działaniami, które miały coś zmienić w mieście, a doprowadziły do nieprawdopodobnego wypadku, w którym mogłem...powinienem według wszelkiego prawdopodobieństwa zginąć z całą rodziną (trudno to inaczej ocenić z punktu widzenia inżynierii), a potem... dużo się działo. Cholercia...gdybym nie próbował angażować wcześniej kumpli z różnych "dziwnych firm" myślałbym, od dawna, że to był jakiś sen czy film... Jaki byłem wtedy naiwny, że rzutowałem na nich wtedy swój dziecinny idealizm. Byłem najwyżej dziwnym pionkiem, który być może znał zbyt wiele osób w dużo większej grze... I nie była to żadna schiza, w każdym stanie pamiętam to tak samo i mam pewnie gdzieś jeszcze jakieś nagrania, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że wszystko działo się naprawdę. Historia..., której nie mogłaś wyczytać z internetu, bo nikt jej jeszcze nie spisał z tego punktu widzenia... Pamiętam rok później, gdy spotkał się ze mną prawie przypadkiem major kontrwywiadu wojskowego i sobie pogadaliśmy o...życiu i polityce, bo... chciał mnie poznać :) Potem inny major innej służby, z którym od kilku lat grywałem w ping ponga pokazał mi w końcu, ot tak sobie, swoją legitymację służbową. Napisałem tylko o nowopoznanych i zdeklarowanych... Zresztą Ty też pewnie niejednego znasz. Nie zapomnę również, gdy później, w przełomowym i bardzo trudnym momencie życia, z niezrozumiałych powodów zaczęła mi pomagać, przez jakiś tydzień, grupa cholernie bystrych i dojrzałych "studentów" AMW, po czym przestała... Ktoś doradzał, pomagał, próbował być mentorem...to z tych pozytywniejszych i samookreślonych. Naprawdę wiele "zabawnych" i mniej zabawnych historii przeżyłem, a samoistne pojawienie się naklejki w samochodzie to przy tym był pikuś :) Byłem tylko pyłkiem na wietrze, więc wyobraź sobie co musiał przeżyć ktoś ważniejszy, kogo dłużej znasz i pamiętaj o starej zasadzie, że najłatwiej i najskuteczniej jest uderzyć w rodzinę, w osoby które kochamy...ta uwaga oczywiście dotyczyła historii... Z ostrzeżeń, które dostałem kilka lat temu, od być może życzliwych osób, było jeszcze, że najłatwiej kogoś zniszczyć psychicznie i materialnie... Ktoś doświadczony nazwał to nawet tresurą... Byłem śmieszny, bo chciałem być myszą, która tupnęła :) 

A teraz "Send me an Angel", potem "Humanity" i w końcu "Soldier of Fortune" Deep Purple. No to sobie powspominałem. O jeszcze ostatnią czerninę u dość znaczącego, czy po prostu promowanego 45 latka, który po tygodniu przestał...oddychać. Więc wróciwszy porzednio długo wyrażałem radość, że żyję :) Po co Ci piszę takie rzeczy? Nie po to by Cie straszyć czy upewniać w z poglądzie o moim szaleństwie. To wszystko udokumentowane fakty i tak sobie tylko wspominam :) Jak pisałem na początku sporo przeżyłem, a szczegółów nie miałem okazji Ci opowiedzieć... Po co niby miałbym, kiedy w pewnym momencie stwierdziłem, że w zasadzie lepiej nie wiedzieć za dużo, a nawet sobie tego nie wyobrażać :)

No tak, a w pewnym momencie powiedziałaś, że odwiedził Cię "pies". Najpierw w ogóle nie załapałem o co chodzi, ale wiadomo, że w tej branży przypadków nie ma... Dostałaś sygnał, który na pewno nie zadziałał na Ciebie uspokajająco :( Nie, nie myślę żeby to miało jakiś związek ze mną. Coś mogło się komuś nie "podobać", niezależnie od "układów" właściciela. Tylko raz w życiu spróbowałem angażować moich...starych kumpli i chyba tego pożałowałem. Zabawy w boga kierują się jednak innymi zasadami... Coś Ci kiedyś o tym  bardzo oględnie napisałem w sms-ie, który Cię dość... zdenerwował. Czy to jakaś teoria...spiskowa? Absolutnie nie... nie mówię przecież, ze wszystko jest sterowane poprzez kombinację operacyjną... Raczej skłaniam się ku teorii kluczowych momentów, punktów zwrotnych i wielowarstwowym modelu świata. Wszystko wymaga przecież określonych środków... Po prostu jakoś musiałem kiedyś sobie pewne rzeczy wytłumaczyć. Ale mnie dziś naszło na refleksje w stylu Bourne'a :) Muzyka gra, na powietrzu chłodno, zresztą słońca już nie widać i pisze się lekko. Z lekkim uśmiechem. Tutaj wszystko jest spokojne i nic się nie dzieje... O przypomniała mi się zabawna przygoda sprzed 1,5 roku w tym kraju, ale w dużym mieście. Dosiadła się do mnie, w lokalu prowadzonym przez anarchistów, dziewczyna podająca się za dziennikarkę twierdząc, ze jest przekonana, że jestem agentem, ni mniej ni więcej, tylko CIA :) I chciała ze mną przeprowadzić wywiad. Pośmiałem się trochę z niej :) Byłem rzeczywiście dość aktywny, ale to był tylko sposób na przeżycie :) Pewnie sporo gadałem z różnymi ludźmi, szukałem kontaktów i niewiele spałem, bo nie bardzo miałem gdzie... Powiedzmy, że moja wydolność i zdolność do dość intensywnego tańczenia przez dobrych kilka godzin bez przerwy też była zdumiewająca dla niektórych. Ktoś myślał, ze coś biorę, a ja piłem tylko wodę, bulion, herbatę i kawę jednak czasem :) Byłem po kilku miesiącach prostego, ale regularnego treningu więc się rozkręciłem :) O...już nie myślę o tym jak o koszmarze :) Postęp czy łapię się po prostu na kolejną falę? Muzyka, lekki uśmiech, miłe myślenie o Tobie, czy do Ciebie, zabijanie czasu pisaniem robi swoje :)

Wziąłem sobie gorącej wody do picia. Miło by było gdybyś coś napisała. Odniosła się jakoś do ostatniej propozycji czy wysłała chociaż służbowo na drzewo... Dlaczego myślę, że czytasz? Jeny...ciekawość, głód książek o niej świadczy, bystrość i inteligencja łaknie nowych danych :) Niestety nie przekłada sie to na działania, zmianę decyzji itd. Chyba, że o czymś nie wiem... Na razie... W cuda wierzę? Pewnie tak :) Daję Ci czas. Być kochanym to chyba miła świadomość? A że przez niegroźnego, grzecznego świra? Czy to coś zmienia?

Rytmiczna muzyka nadal gra mimo, że ktoś przyszedł. Nawet nie wiem co to ani kto to :) Ręce marzną o tej porze...za szybko. Może w końcu napiszę jakąś książkę skoro już się rozpisałem, a wspomnienia same wracają czyli odświeżam sieć synaptyczną. Wymądrzam się? Nie, po prostu tak sobie to wyobrażam :) Siła wizualizacji, pozytywnego myślenia. Pamiętasz "czary" Isinbajevej przed skokiem? Zabójczo skuteczna. Nie, nie czuję jeszcze "mocy" :) Kiedyś wierzyłem w autosugestię. Niekoniecznie w jej siłę...byłem racjonalny do bólu... w końcu matematyka, fizyka i technika były moim hobby :) Później dopiero socjologia i psychologia. Nieważne, było minęło, teraz jestem gdzie jestem i...pogadałbym z Tobą. Wczoraj pomyślałem sobie, że fajnie byłoby z wizją na jakimś Skype czy czymś tam. Pomarzyć sobie mogę, nie? Z opcji głosowych mam jeszcze działającego WhatsUp-a na niedziałającym dzięki mojej...ulubionej partii numerze. Oczywiście w razie czego mógłbym się postarać o działający. 1,5 roku temu zdobyłem najpierw ze 2 numery na inne osoby. Dopiero później odpaliłem coś na siebie, gdy już wiedziałem, że bez pomocy z kraju ciężko mi będzie przeżyć...

Muzyka przestała grać. No tak, wczoraj zaproponowałem co zaproponowałem też pamiętając, że ostatnio powrót przyśpieszył mi brak środków do życia. Więc analogicznie teraz im szybciej je... wydam tym szybciej być może wrócę... Że dopiero okoliczności mogą mnie zmusić. Bo do czego i do kogo mam wracać? Gdy nie ma szacunku to nie ma już nic...taki tekst. Szanujesz/szanowałaś mnie kiedyś w jakiś sposób? Tak sobie pytam... Inny tekst to, że na szacunek trzeba zasłużyć... Pamiętasz jak powiedziałem, że szanuję Twój cel?

Gdybym wiedział, że czytasz i nie jest to dla Ciebie problemem, to wysłałbym Ci to co napisałem już dziś... Pytania rzucane w kosmos mają niewielki sens. Jeżeli chcesz mi pokazać, ze mogę sobie pisać ile chcę i co chcę, a Ty nie zmienisz swojej decyzji to Ci się udaje. Przyszłość więc nie rysuje się kolorowo...pisząc zupełnie spokojnie. Co moge jeszcze zrobić? Zaproponować? Muszę przyjechać osobiście? Przecież, jeśli się zawzięłaś to nic to nie zmieni... O negatywnych działaniach wobec Ciebie nie jestem w stanie nawet pomyśleć. Wolę siebie zniszczyć czy lepiej skrócić męki :) Pozostaje więc trzymać się dziś znowu zaczynającej wyglądać na irracjonalną nadziei. Jak długo to się jeszcze będzie udawać? Cierpliwość nigdy nie była moja mocną stroną. 3 tygodnie...a ja nie rozumiem dwóch słów "Nie" Powinienem zakładać, ze wyszły od Ciebie. Takie są fakty... Popłakać się? Spróbuję nie... Jeśli czytasz to wiesz co przeżywam, jeśli nie czytasz to nie. Coś tam piszę w zajawkach, ale to łatwo zignorować. Tego co napisałem nie potrafiłbym... ale nie jesteś mną... Ocenianie Cię, nie zmieni moich uczuć ani potrzeb, więc nie ma to sensu. Skończyć to choćby w tej chwili...myśl o tym chwyta za gardło, ale wiem że byłbym w stanie... Co będzie...nie wiem. Przypomina to tortury :) Poczytam sobie coś, ale wpierw sprawdzę skrzynkę... Nic... Życie... :(

Czy zawsze muszę czuć radość? Nie mogę być po prostu smutny, zniechęcony, rozczarowany życiem? No byłem i wyglądało to fatalnie. Czy pozostaną mi tylko bardziej szalone działania. Bo przecież będę próbował coś zrobić. Odczuwasz z tego powodu satysfakcję? Dziś więcej nie zrobię, a po słabo przespanej nocy powinienem jakoś zasnąć, ale do tego zostało jeszcze kilka godzin. Złapać się nadziei, że nie masz czasu, że nie skończyłaś czytać, że musisz przemyśleć, nie ma za bardzo sensu... Jeżeli czytasz to wiesz, że każda chwila w oczekiwaniu na kontakt jest trudna dla mnie...może nie literalnie, ale jednak.

Nie chce mi się wietrzyć jak wczoraj. Sytuacja międzynarodowa sie podgrzewa a tu tylko 7 stopni.

A teraz 5...zimniej niż wczoraj. Dziś sobie czekam. Brak nowych odcinków serialów. Staram się nie mysleć źle tzn. nie tracić nadziei na dziś, może jutro... Gdybym poczekał do dziś z wysłaniem przedłużałbym nadzieję. No ale napisałem dlaczego wczoraj. Ograniczyć się do radości z wyświetlenia nie potrafię. Zwykłe rozterki. Czytać mi się nie chce. Czekać, muszę sobie pomyśleć, że jutro na pewno się odezwiesz. Rozumiesz teraz jak żyłem w marcu i później, jak pragnąłem kontaktu z Tobą? Co przeżywałem, gdy nie było to możliwe? Przeklinać miłości nie potrafię. Więc będę czekał. No tak, mówiłaś jeszcze, że wcześniej byłaś inna. Wtedy zrozumiałem, że przed złym doświadczeniem z Twoim prześladowcą, ale może to było jeszcze wcześniej. Nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy. 

Oj...źle wygląda moja sytuacja. Jeśli Twoim wzorcem jest Fish to nie ma nic łatwiejszego niż się nie odezwać... Gdy to myślę czuję bunt...chrzanię ten świat i odpływam...to wtedy jedyne pocieszenie. Dlaczego obrażam się na cały świat, a nie na Ciebie? Wierzę, że to Twoje trudne doświadczenia Cię zmieniły... utwardziły. Nie mogę myśleć o Tobie źle... Po prostu. Pułapka. Nie wiem co zrobić. Aktywności nie widzę więc albo jeszcze pracujesz, albo już skończyłaś.

Zrobiło się głośniej, a temperatura spada nadal. Nie wiem nic i mogę tylko czekać. Zacząć pisać do Ciebie otwartym tekstem kanałem służbowym? Słabo zrównoważone, nie? Wysyłać maile na skrzynkę, którą prawdopodobnie obsługujesz? Co to może zmienić? Jakie to dziwne, że tak nieuchwytna rzecz jak uczucie ma tak ogromny wpływ na życie, postrzeganie świata itd...

Dostałem kieliszeczek anyżówki jakby na pocieszenie... Coś słodkiego. Wzdycham sobie, uciekanie w alkohol nie ma sensu, już lepiej szybko się zabić. Mówię, ze dobre i dostaję drugi może ma ze 20 ml. Pytam ile to ma procent...podobno dużo. Jak zabijać siebie - powinien wiedzieć każdy, to oczywiście z piosenki Oddziału Zamkniętego...chyba pierwsza kupiona przeze mnie płyta, bodajże za 120 zł...miałaś wtedy 5 lat :) Oj...joj,joj jak ja Cię kocham...dopiero zaczynam drugi kieliszek... Jak odejść to z hukiem, nie? Porównuję to do amaretto, które zdarzyło mi się używać do lodów. Wrócę i położę Ci się na kozetce :) Tak sobie wyobraziłem :) Wieszać przed wejściem nie muszę, stać mnie jeszcze na jakiś zabieg. No tak...później bym nie chciał wychodzić z firmy jakbym był w kraju... masakra...skąd my to znamy? Więc wiedziałaś, że mnie masz i stałem się całkowicie przewidywalny i Ci się znudziłem? Mogło tak być? To nie zmienia faktu, że Cię nadal kocham i tylko od Ciebie potrzebuję pomocy. Pomóż, pomóż, pomóż...wysyłam jak w sms-ach przez prawie 4 miesiące. Jeszcze jeden kieliszek i wyślę to komunikatorem. I po to jest pewnie alkohol, żeby się nie hamować. Bo po co? Jeśli w przyszłości nie zmienisz zdania co do kontaktów, to lepiej naprawdę przywalić mi teraz żebym się dłużej nie męczył. Czy mogę w ogóle o cokolwiek Cię prosić? Tak się żalę, nie lubisz tego, wiem. Co mogę zrobić. Tego drugiego kieliszka jeszcze trochę zostało więc pijany być nie mogę... Czas leci i zaraz nadejdzie pora wylogowania z Fb. Przeraża Cię to, że podporządkowuję to co robię cyklowi Twojej pracy? Wariactwo? Miłość, która zmienia wszystko. Nigdy tak nie miałem, żebym musiał tak skomleć... No tak, ale jakie ja mam doświadczenie? Sprawdzam opóźnienie reakcji - OK. Dziś już pewnie nic, choć ten drugi komunikat poszedł przed zamknięciem. Nie udaję, nie podszywam się, idę po prostocie, z sercem na dłoni... i nie działa :( Na co czekasz? Na totalne wariactwo? Co to za akcja? - tak zapytałaś, gdy czekałem na Ciebie, bo miałaś być, a się spóźniałaś. Pełen dobrej wiary. Ten wyraz oczu, intonacja... bolało i niczego nie zmieniło. Ech...wszystko tłumaczyłem chorobą, odsuwającym się celem. Wiem, że to pułapka zakochanych, ale to nie zmienia faktu, że sobie nie radzę sam. Od długiego czasu. Niby żyję, ale opisałem jak... Bez nadziei nie dam rady. Prosić Cię o ostatnią przysługę? Wolałbym nie, ale jeśli nie miałoby być innego wyjścia... Dlaczego? Przecież potrafię się ograniczać... Nie rozwiążę tego problemu sam... Jutro też jest dzień. Czy mogę Ci jeszcze coś dać? Wszystko co zechcesz i nie przeraża mnie to... Piekło czy czyściec? Może nie będzie tak źle, bo jednak wyświetlasz...Dobranoc

17.02

Zasnąć jednak nie mogłem. Za dużo myśli. O tym, że fakty mówią, że po prostu mnie olewasz. Że będę musiał się z tym pogodzić i jakoś żyć. Nie chce mysleć o ostatnim ponad roku mojego życia, że był i jest bez sensu, ale sam faktów nie zmienię. Nie chcę myśleć, że miłość jest złudzeniem, pułapką, pozwala wykorzystywać, daje władzę. Że tylko władza, pieniądze czy siła się liczą. Doszedłem już kiedyś do trochę podobnych wniosków, ale spotkanie Ciebie wszystko wywróciło do góry nogami tzn. w sumie wróciłem do młodzieńczych ideałów. Uczucia...to nie takie proste. Starać się odkochać...porzucić nadzieję na kontakt. Jeszcze tego nie zrobiłem. Leżę teraz w klatce i piszę, mimo że nie jest zbyt ciepło, ale nie mogłem już tylko leżeć i myśleć. Bez histerii, ale jednak niewesoło. Rano czułem jakieś pieczenie w okolicach serca. Dziwne to było, ale w ciągu ostatnich 22 dni przeżyłem sporo stresu spowodowanego rozterkami. Wybudziło mnie to trochę. Nic nie zmieni oczywiście faktu zadowolenia z tego, że Ci się udało, że moja pomoc nie poszła na marne, że miało to sens. Tego mi bardzo brakowało wcześniej. Poza tym szaro... Trudno mi zrozumieć czemu się nie odzywasz. To trwa już tak długo. Trudno mi jeszcze wierzyć, że się odezwiesz. Pewnie jeszcze spróbuję coś zrobić, ale szanse wyglądają marnie. Smutne to, ale widocznie nie bierzesz tego pod uwagę i starasz się być jak ostrzegałaś. Cóż, odebrałem kilka ostrzeżeń ale i tak chciałem Ci pomóc, pomijając uczucia. Czy to się da pominąć? Pewnie można zepchnąć je głęboko... w procesie decyzyjnym. Chyba jednak nie wpływa to na nas dobrze, raczej czujemy się z tym źle. No tak, a jak ja się teraz czuję, mimo że poszedłem za uczuciem? W długiej perspektywie ziemskiej wszystko przemija. Wypieramy, zastępujemy. Jedni szybciej, inni wolniej. Zostaje złoto, pieniądze gdy nie ma wojny. Siła zawsze się przydaje i zdrowie. Przyjaźń... do momentu konfliktu interesu. Tak to teraz szaro wygląda. Tylko niektórzy przemykają gdzieś po marginesie życia próbując udowodnić (sobie?), że pieniądze nie są najważniejsze. Stworzyliśmy to narzędzie władzy i wartościowania i wykorzystujemy je bezlitośnie. Przechodząc od ogółu do szczegółu. Czemu Cię poznałem? No i to nie takie proste... Ale bez pieniędzy nie byłoby to możliwe...akurat w tamtym momencie miałem ich jednak niewiele. Zadecydowały potrzeby: ciepła, poczucia blliskości, kontaktu, relaksu. Gdy pojawiło się zaangażowanie przepadłem, zgłupiałem, oszalałem. Byłem niedoświadczony, spodobało mi się. Nie było w tym żadnego poczucia władzy, przewagi, zapominałem w ogóle o pieniądzach. To pewnie błąd. Było mi dobrze, a najlepiej mi jest gdy daję coś drugiej osobie. Współodczuwanie, więc na początku było po prostu wspaniale. Potem się skomplikowało i nie miałem już nad tym żadnej kontroli. Czy to oznacza, że po prostu mnie uwiodłaś, wykorzystałaś i odrzuciłaś, bo nie byłem Ci już potrzebny? Nie chcę tak myśleć i do tej pory nie potrafię się pozbierać. Wyczuwałem emocje, ale tak jak wcześniej napisałem różnimy się jednak tym co z nimi robimy, jak postępujemy. To było jednak skomplikowane, bo konwencja zakładała niby prosty układ, ale gdy pojawiły się w moim przypadku ekstremalne emocje to wykroczyło znacznie poza ramy. Z drugiej strony przez jakiś czas jakbym nie zdawał sobie z tego sprawy stąd wrażenie, że to dobre miejsce, to nic złego więc nie powinno być problemu że spędzę chwilę z kimś innym... Ale gdy w grę wchodzą takie emocje wszystko się komplikuje. Muszę się przyznać, że w zasadzie wyglądało, że to Ty szybciej zareagowałaś, przemyślałaś, dotarło do Ciebie. I do tej pory nie wierzę, że to nie było prawdziwe. Zdaję sobie sprawę, że mogłaś mieć to przećwiczone, ale nie wierzę. Reagujesz szybciej...pisałem, że jestem powolny... Zarówno w zaczynaniu jak i kończeniu. Więc gdy ja się dopiero "rozkręcałem" Ty już zamykałaś... W ten sposób także można to opisać, chyba że było tak jak nie mogę uwierzyć. Czyli można dodać kolejną przyczynę porażki czy mojego upadku: niedopasowanie prędkości, dynamiki uczuć. Zrozumieć, że nie jesteś dla mnie, czy żebym nie liczył na nic dobrego już się nie dało. Tylko czemu wtedy nie oddałaś mnie innym? Czy to skomplikowane czy jednak chodziło juz tylko czy prawie tylko o pieniądze? Widzisz, nawet racjonalnie to nie było zbyt spójne. Po co to piszę? Widzisz, dopóki tego nie przetrawię, nie zrozumiem, nie zaakceptuję nie mogę odejść w spokoju. Do czego to prowadzi w moim przypadku też widzisz. Nie potrafiłem tego zrobić rok temu dlatego dziś tu leżę i czasem kwiczę. Piszę to całkiem spokojnie, bez wielkich słów. Napiszę też, że uważam, czuję, że jesteś mi winna rozmowę, może ostatnią, ale taką bez pośpiechu, długą i szczerą. Żebym mógł dalej żyć, wyciągnąć wnioski... Żebym w końcu chciał sobie z tym poradzić a nie tylko się buntował, wypierał, obrażał na świat itp. Wiem, że zawsze możesz rzucić, że nic mi nie jesteś winna...wyobrażam to sobie. Ostatnia propozycja w tym co wysłałem miała dać Ci racjonalną podstawę do pogadania ze mną. Nie wiem czy przeczytałaś, ale nie widzę odpowiedzi. Męczę się. Ciebie nie chcę, więc redukuję wszystko. Może poradzenie sobie zajmie mi kilka lat, może nie wrócę, może nie wiem...ale chcę się ratować. Wiem, że muszę z Tobą pogadać i bez tego nie dam rady, najwyżej znajdę jakiś sposób autodestrukcji. Słońce jakoś dziś nie chce wyjść zza chmur, a czas się ruszyć :(

Czy w ogóle jest dla mnie jakaś szansa? Lata lecą. Jak spojrzę na ostatnie lata tosłabo to widzę. Naprawdę potrzebuję rady, żebym mógł się czegoś złapać. Inaczej może byc tylko żałośniej... Byłaś trochę aktywna koło 11. Jeżeli to Ty. No tak, ponieważ niewiele mi nadziei pozostało pewnie spróbuję Cię pozaczepiać na Fb. Miło, ale jednak, bo widzę, ze trzymanie się konwencji służbowej nic nie zmienia. Jak pisałem, przy Tobie jestem jak mały dzieciak, więc nawet nie wiem co możesz myśleć. Pisanie po murach nie jest w moim stylu, ale potrzebuję żebyś się odezwała. Mi już niewiele może zaszkodzić, Tobie nie chcę więc pewnie będzie to wyglądało rozpaczliwie...

Niby ma się przejaśnić, ale na razie cisza. Nie... właśnie rozwiązałem problem z kompem...nie swoim. I chwilę to zajęło i w końcu zaczęło przypominać mały atak... Ciekawe :) Potem dowiedziałem się, że mogę zostać... ogrodnikiem, sprzątaczem, bo ktoś chce mi pomóc i myślał o tym 10 dni... To pewnie spełni moje aspiracje... No bo przecież za coś trzeba jeść... Miłe :) Czy to ma mnie nauczyć pokory? Wiem, jak może wyglądać moja sytuacja w oczach osób, które mnie tu widzą... Czy mi to przeszkadza? Chciałem napisać, że to prości ludzie... ale przecież człowiek, który mi to zaproponował chwali się, że w wojsku zbadali mu IQ i wyszło 142 czyli chyba mógłby zostać członkiem Mensy :) Oczywiście nie wyklucza to prostoty. W tzw. międzyczasie puściłem płytę Marillion "Script for a Jester Tears" Zawsze mnie to nakręcało pozytywnie... dobre i intensywne emocje, w zasadzie przeżycia, obrazy :) Jeżeli za tym wszystkim stoi Bóg, to znaczy, że nie wrócę szybko do kraju, a jeżeli to sprawka przeciwnej strony mocy... to jeszcze gorzej... Jak mam się ratować to tylko sam? Pogadać... Potrzebuję... Swoje kwalifikacje i umiejętności mogę sobie tu schować do kieszeni :) Wczuwam się w rolę leśnego dziadka :) Bez szans na lepsze życie. Może to właśnie będzie dla mnie najlepsze? Przyszłość jest niezdefiniowana, może nawet czasem mamy wybór...

Raaatunku! Krzyczę z lekkim uśmiechem. Co pozostało staremu szaleńcowi? Powspominać i zająć się czymś spokojnym. Spociłem się od tych emocji, musiałem się umyć. Ja to dopiero jestem prosty...a moja skala pokory jest chyba inna niż Twoja. Potrafisz sobie mnie wyobrazić w takim stanie...przyjrzałem się sobie w lustrze...? Ktoś kiedyś niezbyt miło powiedział mi, że mniej więcej tak będę wyglądał w przyszłości... jakiś "smutny" i niezbyt przyjazny pracownik... nie ważne czego..., który nie wiadomo skąd mnie znał... Było, minęło...raaatunku! Idę się powietrzyć :)

Wróciłem, a tu cisza...jakieś diabelstwo w tle młóci po dysku. Zmieniłem muzę na Vangelisa Gold, zaczęło się od "Rydwanów Ognia" :) Nawet jeśli obchodzę Cię mniej niż zeszłoroczny śnieg to, jeżeli czytasz, być może czekasz z ciekawością, co jeszcze wymyślę :) By się pogrążyć? Wprawdzie, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że ktoś po mnie tu przyjedzie, ale szacuję je na bardzo małe. Tak więc delikatnie upajam się nastrojową muzyką, którą słyszałem dawno temu podczas mszy...wiesz gdzie? Ile później plotek słyszałem o księdzu, który ją puszczał... Ile zawiści jest w ludziach... Ile goryczy...czasem po prostu nie mogą znieść, że ktoś się nawet lekko uśmiecha. Jaka jesteś naprawdę? W innych warunkach? Nigdy nie miałem szansy tego poznać, mimo że bardzo chciałem... A teraz nawet nie mogę Cię zaczepić, bo nie widzę aktywności. Złamałem wcześniej szczoteczkę do zębów i będę musiał zmierzyć się także z tym problemem :)

Posiedziałem trochę z nogami w górze. No tak. Skala pokory, kojarzy się jednak co jest dla nas upokarzające, a co nie... Właśnie pomogłem przerzucić trochę drewna. Zawsze jakaś rozrywka :) Przy tym się nie spociłem... tak to jest z emocjami :) Pogadałbym... Nie daje mi to spokoju... Czemu z Tobą? To że w jakims teście wyszłoby Ci może 160? Nie wiem...to tylko testy. Poważnie nigdy się nie testowałem, może coś tam wychodziło ponad 150 w jakichś prostych testach :) I co z tego? Jak w realu lepiej jest udawać niezbyt bystrego, a czasem nawet być. Zresztą to też zależy od fazy w jakiej się znajduję. Np. stan gdy w sklepie postrzega się tylko niektóre ceny różni się od tego gdy widzi się wszystkie...albo ma się tylko takie wrażenie... To tak jak ze sztampowym tzn. wywiadowczym testem na spostrzegawczość. Niektórzy mają to zawsze, zapamiętują szybko i dużo, trudno odwrócić ich uwagę. Mając to, lub będąc w takim stanie czasem trudno pojąć jak inni mogą tego nie widzieć... Takie refleksje przy miłej muzyce... było 1492, a teraz nie pamiętam tytułu ale dobrze mi znane...muzyka mojej duszy :) Harmonia... Modlitwa... Spokój... Spełnienie... Szczęście... Uśmiech... w tle chorał gregoriański. Piękna, samotna chwila :) Jak to mówią: niepoprawny marzyciel :) Niestety już nie młody. Przeżyłem więcej niż wielu więc... nie wiem. Czegoś jeszcze dokonać? Czy już coś zrobiłem? Trochę poblefowałem, udało się ciut... Całe życie blefować nie można. Poznałem Ciebie...czy masz być moją fem fattale? Jeszcze miesiąc temu w zasadzie byłaś martwa... Chyba w czerwcu szukałem twego imienia w nekrologach... Istniała minimalna nadzieja, że żyjesz więc się wyciszałem i nie ożywił mnie nawet Sylwester. Mrok. Dopiero 23 dni temu zabłysło światełko, poczułem dawno nie odczuwaną radość. Później nadzieje odżyły, wspomnienia stały się wyraźniejsze... Huśtawka była męcząca ale jakimś cudem wspinam się do góry w co zwątpiłem. W przebłyskach dociera do mnie, że szansa, że mi pomożesz jest nikła ale myślę, wymyślam nowe sposoby, nowe nadzieje...trochę to smutne...ale życie...tzn. zaczynam się trochę ruszać. Co dalej? Jutro może zgolę brodę, bo ktoś przyniósł mi maszynkę...co nie oznacza, że nie mam swojej, ale musiałbym ją naładować. Jest postęp.

Patrzę na aktywność, ale dziś piątek więc możesz być zarobiona. Nie chcę przeszkadzać...naprawdę potrafię pogodzić się z wieloma rzeczami, żyć np. jak pustelnik i czasem po prostu pogadać... Czemu nie z Moniką dla przykładu? Przecież też mi to coś dało... Nawet to, nawet służbowo, jednak to nie to samo. Zupełnie. Żeby przeżyć potrzebuję chociaż ostatniej przysługi od Ciebie. Piszę to całkowicie poważnie. Nie da się Ciebie zastąpić, ale pozwól mi chociaż zrozumieć. W tle lecą jakieś nastrojowe, magiczne jęki :) Dalej Vangelis, ale pewnie z wycieczką do kultury indiańskiej czy środkowoafrykańskiej.

Lepiej gdy jestem tak daleko? Dla Ciebie? Powiedz co sądzisz na ten temat. Rzucam w przestrzeń. Dorzucam do ognia i unoszę się znowu z motywem z 1492 :) Nie potrzebuję do tego żadnych narkotyków, zresztą nigdy nie próbowałem nawet. Zawsze wystarczała mi muzyka. Patrżąc realnie, mówiąc kolokwialnie, pewnie źle skończę. Fajnie byłoby się jeszcze na koniec dla kogoś poświęcić...najlepiej dla Ciebie :) No nic nie poradzę, że mam takie schematy wdrukowane i się do nich uśmiecham. Męcz mnie, dręcz mnie itd... :) Czy to z Twojego punktu widzenia jest chore? Janowy konflikt świata z dobrem...bo chciałem wpierw napisać "z punktu widzenia tego świata". Czy potrafiłbym się zmienić, wyrazić gniew, zrobić coś tak minimalnie brutalnego jak kiedyś mnie potraktowałaś, gdy zezłościłaś się na mnie. Dałaś to wtedy mi odczuć...Już nie pamiętam czym wtedy sobie zasłużyłem czy to był tylko wyraz Twojego buntu wobec sytuacji. Później, gdy już jakiś czas ledwie tolerowałaś moją obecność, poskarżyłaś się, że kogoś wyprosiłaś. Co miałem wtedy sobie pomyśleć? Było Ci źle i nadal chciałem Ci pomagać, wyciągnąć Cię z tego. Rozterka i mnóstwo ciepłych, dobrych uczuć. Ale to tylko uczucia? Nie mogłem sobie wyobrazić, że już nigdy więcej Cię nie zobaczę, nie usłyszę nawet. Najokrutniejsze chyba jednak co pamiętam było stwierdzenie, że nawet już nie czytasz sms-ów, w których starałem się zawrzeć jak najwięcej. Śmieszne? Moja skala okrucieństwa :) No i spojrzenie na mnie z wyrzutem, jak na...wroga, winnego, czego?

Chyba się wzmacniam, bo tymi wspominkami nie doprowadziłem się jeszcze do rozpaczy :) Wiadomo, że pojawił się, w którymś momencie wniosek, że im więcej Ci daję, tym jesteś gorsza dla mnie. I co z tego? Najpierw wyrzuty, że niby wykorzystałem sytuację, później, ze czując żal dokończyłem wino i się rozklekotałem w ogromnym żalu połączonym z  przeświadczeniem o niewinności...Taki żal czułem tylko kilka razy w życiu. Potem nabijanie z zakupami, że wszystko łykam - ufałem Ci, wierzyłem i stałem się "taki przewidywalny". Z WhatsUp-em powiedzmy, że zrozumiałem, ale mogłaś ostrzec, ze naprawdę jesteś zajęta, bo inaczej wyorażałem sobie Twój udział w 100 dniówce tzn. bazując na swoich doświadczeniach, myślałem, że jesteś po prostu w domu, a nie że coś Ci dzwoni gdy się udzielasz. Pewnie juz o tym mówiłem i pisałem. Piszę o ekstremalnych dla mnie emocjach, ale wspomnienie o nich łagodzi trochę muzyka. Czy napisałem już wszystko o czym pamiętam? Wiem, że zawracałem Ci kiedyś głowę, trochę bez sensu, gdy miałem jakieś przygody z ochroną na meczu koszykówki. Ale chciałem wtedy wrócić, pewnie trochę jednak dla Ciebie, żeby było Ci łatwiej...wtedy spadł Ci telefon i być może akurat ktoś inny Cię denerwował, a może tylko ja...że niby próbowałem Cię "osaczać" Trudne chwile, ale czym byłoby życie bez emocji? Tym prawie co przeżywałem jeszcze niecały miesiąc temu. Wyciszenie, depresja...wtedy też są jakieś emocje tylko raczej same negatywne...

Nie wiem czy po pisaniu widać, że zmienia się trochę mój sposób myślenia? Kocham Cię i gdy to piszę, zawsze robi mi się cieplej i radośniej, a poza tym nie poddaję się :) Czyściec? Kto wie? Czytałaś coś? Kto wie? Nigdy nie lubiłem stanu niepewności. A kto lubi? Wyobraź sobie, że latem, a jesienią i zimą pewnie jeszcze bardziej unikałem zupełnie kontaktu z ludźmi, czułem się gorszy i wyglądałem pewnie jak zbieg. To pewnie były objawy klasycznej depresji więc to nic szczególnego. A teraz? Szału nie ma, ale stać mnie na dystans do siebie i lekki uśmiech, czasem kilka słów. Terapia pisaniem :) W zasadzie myśleniem i przelewaniem myśli przez klawiaturę... Cokolwiek się stało, żałuję tylko, że tak późno, bo mogłem Cię znaleźć szybciej. Mogłem do tej pory żyć w nieświadomości i wyciszeniu nie oznaczającym raczej równowagi. Słońce pewnie by trochę pomagało, ale nie przeżyłbym prawie drugi raz tego co rok temu :) Emocjonalnie...

Racjonalnie powinienem dojść do wniosku, że albo nie przeczytałaś, albo Twoja sytuacja jest na tyle dobra, że moja ostatnia propozycja nie zdołała Cię skłonić do kontaktu, pogadania ze mną. Czyli zakładając, że zaspokajasz ciekawość w zasadzie powinienem być zadowolony, bo chcę żeby Twoja sytuacja była jak najlepsza. Mój Aniele ;) A, że masz być może jeszcze jakieś zaległości, które wyskoczyły mi 23 dni temu? Swoich nie sprawdzałem... Nieważne...jak to mówią Never Mind :) Być może nie będę juz pisał o nodze przez komunikator, bo pewnie jest trochę lepiej, a poza tym wierzę, że to mnie jeszcze przez jakiś czas nie zabije. Czyli w zasadzie lekceważę, czego nie miałem robić :) Na pytanie o dietę i tak nie doczekałem się odpowiedzi, o zimnej wodzie wyczytałem, że pomaga tzn. wzmacnia podobno żyły i w praktyce sprawdziłem, że trochę działa. I tak się nie odzywasz od 2 tygodni. Co ja przez to przeżyłem...opisałem. Będziesz chciała to przeczytasz. Proste. Nie wymuszam, nie przyciskam, nie kombinuję z mnogością "wcieleń". Może tylko wyświetlasz dla świętego spokoju, albo przypadkiem...raczej nie, chyba, że to nie Ty. Niepewność dziś mnie tak nie gryzie...raczej brak rozmowy. Jeśli czytasz to w tym tygodniu miałaś sporo, jeśli informacja o wyświetleniu wiąże się jakoś z czasem rozpoczęcia czytania. Nie muszę sie więc śpieszyć z wysyłaniem, choć pewnie takie 2 razy w tygodniu dawałoby mi więcej...pozytywnych emocji, nadziei. Weekend jest dla mnie trudniejszy, ostatnio też dlatego, że daje krótszą nadzieję na dostanie czegoś od Ciebie zgodnie z godzinami pracy. Niepewność pozostawia jednak możliwość, że wszystko dzieje się tylko w mojej głowie i nic do Ciebie nie dociera, bo np. jesteś zupełnie gdzie indziej. Odpowiada Ci taka sytuacja? Jestem zwyczajnie ciekaw. 

Skończyła się muzyka. Poprzeglądałem trochę newsy. Aktywności brak więc nie zaczepiam, dostałaś jeszcze przecież niedawno aniołka :) Wczoraj skończyłem resztkę filmów. Dość nudny fiński film o smutnych ludziach i kopalni, a potem porąbany "Srpski Film". Chyba tylko Serbowie mogli coś takiego nakręcić...może jeszcze Japończycy... Totalna masakra o hyperekstremalnych emocjach. Teraz ściągam nową Godzillę. Na zadane kiedyś pytanie co robiłaś w Japonii nie odpowiedziałaś. Nie wymyśliłem sobie tego chyba, a pamiętam, że było to wtedy intrygujące. Było, było... czy jestem w stanie coś jeszcze przeżyć? Jakaś niekonsekwencja, nie? Raz pogodzony z losem pustelnik, a drugi raz jeszcze bym coś chciał przeżyć... Kto by nie chciał? Dodawać z kim? Nie muszę i potrafię to stłumić, czy zaakceptować. Chciałem Ci coś puścić bez hasła, ale chyba jeszcze nie to. Nie chce mi się czytać, temperatura spada, ale może będzie trochę cieplej niż wczoraj. Zaczepiłbym jednak, tylko...nie chcę naprawdę rozpraszać, gdy jesteś zajęta. Delikatność mnie zgubiła? No tak, przecież jak powiedziałem wpierw, że OK, ale przecież zrobiłaś biznesplan i będziesz w stanie wypracować nadwyżkę, nie powiedziałaś, że głównym problemem byłoby spotkanie się ze mną w przyszłości, a teraz wynika, że to zakładałaś. Mówiłaś o niepewnym zdrowiu. Czy nadal mam się o nie martwić? Czy rzeczywiście wyglądało to tak źle jak opisywałaś? Oczywiście wolałbym żeby to nigdy nie był Twój problem, ale chciałbym wiedzieć jak jest teraz. Może potrzebne mi jest to do autooceny czy jestem totalnym głupcem, czy tylko zakochanym :) Nie będę pytał wkoło...pytam Ciebie. Rozumiesz przecież. Staram się coś podsumować i bez tego naprawdę nie mogę ruszyć z miejsca.

No tak, na myśl o podsumowaniu jednak zrobiło mi się smutno...no ale życie to nie bajka, do tanga trzeba dwojga i takie tam :( Trudne wspominki dziś, ale jakoś się trzymam... Jutro idę do sklepu :) Dziś myślę o tym jak o niemalże atrakcji, a miesiąc temu odbierałem to jak pewien problem. Czyli jest lepiej. A Tobie? No dobra, co by się stało gdybym jednak puścił dziś jakieś bezpośrednie pytanie w stylu: 

Pani Dominiko, proszę się odezwać, bo umieram nie tylko z ciekawości

Niby formalne. a dramatyczne...chciałbym napisać po prostu "Niko", ale wtedy "pani" zupełnie nie pasuje i znika pozór formalności. Co wysłanie czegoś takiego może zmienić? Może mi dać nadzieję na jutro. Poważnie. Może jutro?

 Myślę o tym, jaki możesz mieć problem z odezwaniem się. Nie wiem, w ogóle nie wiem co u Ciebie. Czy dobre serce pozwala Ci tylko na wyświetlenie? Takie serce chcę w Tobie widzieć. Problemy, problemami, sytuacja, sytuacją ale serce pozostaje sercem. No tak, ale przecież nie odezwałaś się, a mi sie jednak podobno poprawia. Trochę tak, ale te huśtawki były wyczerpujące, a pragnienie kontaktu wzrasta... Dziś jest lepiej. Koniec pracy więc się zaraz wyloguję. Prośby nie puściłem, więc postaram się przeżyć do jutra. 

Pozamykałem okienka i pojawiła się refleksja czy można w ogóle kupić szczerość. Jak czytałaś poprzednią część to wiesz już, że chcę nawet zapłacić za rozmowę. Czy to jest naprawdę "nawet"? Potrzebuję tego tak bardzo, że wymyślam co mogę...

Myślę i myślę i nic... Gdybyś zechciała ze mną od czasu do czasu pogadać byłoby mi miło, byłabyś kimś o kim mógłbym ciepło mysleć. Jak byłoby Tobie? Nie wiem. Wiem, że masz raczej złe doświadczenia z jakichś układów, ale one nie były chyba tak niewinne. Zresztą nie o układ mi chodziło tylko o normalne rozmowy osób, które się znają. Potem dopiero gdy widzę, że nie chcesz się na to otworzyć, czy zrobić tego dla mnie zaproponowałem konsultacje tzn. że jeśli nie ma innej możliwości mogę kupić Twój czas. I tak nie powinno to być dla Ciebie niemiłe. Czas jednak płynie i jeśli przeczytałaś to raczej znaczy, że na nic się nie godzisz. Jeśli nie czytasz to wszystko wymyślam bez sensu. I tak doszedłem do prośby o ostatnią przysługę. Smutne to dla mnie i nic już chyba mniej nie jestem w stanie wymyślić. Popijam wodę bez rozpaczy, ale w melancholijnym nastroju. Dobranoc.

18.02

 Ech...wczoraj z tym zaśnięciem nie było dobrze. Godzilla okazała się beznadziejna. Źle tłumaczona, słabo nakręcona itd. Myślenie o perspektywach nie było budujące. Chciałem sobie sprawić ból. Fizyczny. Odejść skoro nic dobrego mnie już nie czeka. Dziś jest rano, tzn. w klatce wcześniej niż zwykle ale już szukam Twojej aktywności na Fb. Śniłaś mi się. Pisałem do Ciebie list na fioletowej koszulce. Sen był poplątany z dawniejszymi wspomnieniami. Konflikt z moją byłą, torby, autobus, jakieś formularze, mieszkanie mojego kumpla blisko miejsca spotkań. Prosiłem Cię o telefon, starałem przekonać. We śnie chyba nic z tego nie wyszło. Czuję, że Cię kocham. Budzę się z taką myślą. Nic to. Aktywności nie widzę, tylko że przybyło Wam 3 fanów od wczoraj. To dobrze. Konkurs powoli się rozwija. Zaraz pójdę do sklepu, może się rozchmurzę :)

Poszedłem. Było jak miało być. Kupiłem ostatnie 3 chleby przypieczone jak lubię choć bez sezamu. Ostatnie dwa opakowania goudy i 4-pack piwa. Czekolady z orzechami nadal brak. Przejaśniło się też. Czy to oznaczało, że świat mi dziś sprzyja. Poszedłem na ławeczkę, mysląc żeby wyprzedzająca mnie para z niej nie skorzystała... Udało się. Powoli zaczynam dostrzegać szczegóły otoczenia, ale chyba jestem jeszcze pod osią sinusoidy. Gdy naprawdę jestem nad bawię się np. analizą numerów rejestracji mijanych samochodów. To taka zabawa wielu matematyków...czymś trzeba zająć mózg :) No tak, w jakim punkcie sinusoidy byłaś Ty, gdy Cię poznałem? Pewnie w górnej. Potem się to zmieniało. Teraz jestem na linii wznoszącej. Co nie oznacza, ze myśli o końcu mnie opuszczają. Wtedy jestem bardziej odważny i szybciej podejmuję decyzje przecież. Więc usiadłem na publicznej ławeczce, zagryzłem chleb i popiłem piwem. Nawet trzy seryjki po 70 pompek nie rozgrzały mi dostatecznie dłoni. Przysiadów nie chciało mi się robić. Za to zrobiłem 30 skłonów na twardej ławce na początek. Popatrzyłem w dal z myślą, ze mogę popłynąć kilka kilometrów w dal w zależności od temperatury wody. Bo nic nie zapowiada żebyś się odezwała. Nie skrzywdzisz mnie też na odległość tak żebym nie potrafił Cię usprawiedliwić, więc nie będę potrafił się odkochać. Platoniczna miłość to też miłość, ale bez kontaktu prędzej czy później zamieni się w rozpacz z tęsknoty. Posiedziałem, podumałem. Przypomniałem sobie jak mówiłaś o 10-15 kg więcej pokazując swoje zdjęcie. No o co chodziło? Kochałem Cię, czułaś to. To, że jeszcze wtedy w pełni tego nie rozumiałem to inna sprawa. Kochałem Cię jako osobę, zafascynowany osobowością, takiej fascynacji wcześniej nigdy nie przeżyłem. To, że "czegoś chyba nie ze mną", że "nie używasz przecież" też odebrałem. Przecież nie było to na zimno z premedytacją powiedziane. Łączyły nas emocje...nigdy tego nie zapomnę! Potem były rozczarowania mną i negatywne emocje, ale nie zapomnę tych pozytywnych, co utwierdza mnie w przekonaniu, że schrzaniłem i zasługuję na koniec. O tak to własnie piszę wprost. I o ile nie potrafię krzywdzić świadomie innych to siebie mogę. "Nie jestem dla Ciebie" do tej pory nie rozumiem. Potrafię być naprawdę niezły, po pewnym czasie z reguły najlepszy. Mogę zagrać prawie wszystko, osiągnąć też, jeśli mam cel i mam dla kogo to robić. Nie potrafię tylko być brutalny. Nie nauczyłem się do tej pory. Uczenie zawsze jednak było moją pasją. W zasadzie siedziałem i pisałem do Ciebie list w myślach. Wypiłem w końcu drugie piwo, bo pierwsze się skończyło. Dawno nie wypiłem tak dużo alkoholu, ale to jakoś nie zmieniło mojego stanu. Wiadomo, że wtedy staję się torchę bardziej odważny, czy bezpośredni. Teraz piszę w cieniu, mimo świecącego słońca. Chciałem to napisać. Gdy napiszę już wszystko nie pozostanie już nic...no niby można wracać w nieskończonośc do wspomnień, może jeszcze coś mi się przypomni. Z dostępem do internetu nie pohamuję się przed zajrzeniem na...Waszą stronę, więc bez kontaktu... będzie bolało. Jednak nigdy przedtem nie miałem takich krystalizujących się myśli. No nie jestem, aż taki głupi. Jeśli do tej pory się nie odezwałaś to co musiałoby się stać żebyś zmieniła zdanie? Czy wystarczyłby przylatujący anioł, siadający na kolanach? Łapię się każdej, najmniejszej i najbardziej irracjonanej nadziei...widzisz to przecież jeśli czytasz.  Aktywności dziś nie widzę więc może już nie zaczepię. Idę na słońce.

Wróciłem, pewnie dziś zgolę brodę. może wpierw zrobię sobie jednak zdjęcie. Takiej długiej chyba nie miałem nawet 2 lata temu. A może? Widzisz, pewne rzeczy już przerobiłem, przećwiczyłem, ale jednak wtedy nie było tak. Wtedy to była decyzja o ucieczce, czyśćcu, bo jednak straciłem wtedy coś co było dla mnie najważniejsze. Pierwszą miłość i rodzinę. To była ogromna cena za pozytywną działalność, w interesie rodziny, w zasadzie dla dzieci i pro publico bono. Ale od początku, mimo głębokiej depresji było to zaplanowane z powrotem po latach. Nie wiadomo do czego, ale jednak. Stało się inaczej, bo straciłem środki do życia, być może głównie dlatego, że sie rozkręciłem tzn. wszedłem na górną połówkę sinusoidy. Teraz nic nie jest zaplanowane. Model z sinusoidą spodobał mi się już w szkole średniej przy okazji omawiania okresów literatury :) Pierwszy uśmiech dzisiaj :) No tak, cykliczność. Czy to oznacza, że teraz się rozkręcę i wszystko się jakoś ułoży? Niby jestem tylko 2 lata starszy, bardziej siwy. Różnicę robisz Ty w moim sercu i trochę inna sytuacja finansowa. Niby lepsza niż zakładałem 2 lata temu. Czyli niby racjonalnie lepiej. Niby skoro poradziłem sobie z myślami o kimś, kto był w moim sercu przez 25 lat, powinienem sobie poradzić również teraz...jednak nie widzę tego. Jeśli w sierpniu i wrześniu, siedziałem tu, patrzyłem na kobiety i myślałem o tym, że Ciebie kocham mając tylko nikłą nadzieję, że żyjesz...to teraz, gdy wiem, że żyjesz raczej się to nie zmieni. Czyli jestem w pułapce, z której sam mogę wyjść tylko w jeden sposób... Do tego doprowadza mnie naprawdę logiczne myślenie, zgodne z zasadą prostej indukcji matematycznej...pewnie pamiętasz co to jest, choć nie sądzę by przy Twojej dynamice matematyka w szkole podstawowej za bardzo Cię pociągała :) No tak...miałem napisać o czym miałabyś ze mną gadać, żeby mi było lepiej. O tym co robisz, jestem bardzo ciekaw np. jak ostatecznie się udało, jak rozwiązałaś trudności, jak się czujesz. Nie musiałabyś wracać do przeszłości. Chcę Cię posłuchać, poczytać...cokolwiek. Oczywiście zawsze możesz mi coś doradzić jeśli masz jakiś pomysł. Swoją sytuację opisałem już chyba prawie w pełni tak dobrze jak tylko potrafiłem. Pomysły mam takie jak opisałem. Po co miałabyś to robić? Jeny, jeśli żadne emocje, czy uczucia na to nie pozwalają to zrób to po prostu dla pieniędzy. Tobie się bardziej przydadzą niż mnie, bo ich brak zmusza mnie z reguły do działania. Nic więcej nie potrafię wymyślić, żeby się ratować. Znam siebie. Mogę jeszcze sporo zrobić, bo zdrowie jako takie, ale muszę mieć cel, powód, kogoś dla kogo to robię, nawet daleko. 

Dziś żadnej aktywności :( Zrobiłem zdjęcia, zgoliłem brodę, zostawiłem wąsy, trochę to zajęło ale teraz wyglądam jak...Asterix... 2 osoby, które mnie zobaczyły były co do tego zgodne...czyli z wyglądem nie jest tak źle :) Sympatyczne. Poza tym to niewiele zmienia, bo nie zamierzam się regularnie golić. Brak motywacji i potrzeby. Do tamtej chyba 3 miesięcznej brody też się przyzwyczaiłem, ale już od dawna straszyłem ludzi, a niestety jestem dośc wrażliwy i odbieranie negatywnych nawet niezwerbalizowanych emocji od mijających mnie ludzi nie jest zbyt przyjemne. Co tam, tego Galijczyka też zdejmę... :) Jednak na zdjęciach wygląda to gorzej niż w lustrze. Ostre światło robi swoje... Obiektyw jest bezlitosny, nie skupia się na oczach, które jednak trochę znowu się uśmiechają. No tak, na tym niby też się znam, bo w życiu zrobiłem...miliony zdjęć? Nawet z tego nieźle żyłem i o tym raczej wyczytać nie mogłaś. Dawno temu. Światło zmienia wiele, dlatego czasem fajnie jak jest nie za przytłumione :) Jak zechcesz ze mną gadać to Ci coś opowiem :) Na razie staram się zinterpretować dzisiejszy brak aktywności. Nie ma Cię, byłaś zarobiona, nie włączyłaś, czy po prostu nikt się do Was nie odzywał więc nie musiałaś reagować? Czy to ważne? Cóż, jak wszystko związane z Tobą... Diagnoza o beznadziejności mojego stanu się nie zmienia. Puszczę muzykę... 

Puściłem dla odmiany Jarre'a. Nie jest tak nastrojowy jak Vangelis, ale raczej pozytywny, pobudzający. Widzisz, staram się przeżyć. W zasadzie pozytywnie nakręcić. Co z tego wyniknie? Nie mam pojęcia. Czego można spodziewać się po Asterix-ie? Wszystkiego...dobrego. Kolejny pozytywny, dziecięcy bohater. Byliśmy fajnie programowani kreskówkami...później się pomieszało wraz z Pokemonami chyba dopiero... Piszę z końcówką -my myśląc o pokoleniu, bo jednak załapałaś się na moje bajki też... Zastanawiam się czy właśnie nie zaprzeczyłem temu, ze piszę o całym pokoleniu, a nie o Tobie i mnie. Myśli nie są takie proste jak tekst pisany, jest ich po prostu więcej, mają swoje warstwy, głębię, odcienie. A to co mówimy...ech...reagujemy na bieżąco. Gdybym np. wyfiltrował z tego co mówiłaś najbardziej emocjonalne w moim odbiorze fragmenty to musiałbym się zacząć już dawno bać Twojej ciemnej strony. Cóż, niestety muszę się przyznać, ona też była dla mnie fascynująca :) Znane zjawisko np. u artystów. Ale to wszystko pewnie jest dla Ciebie oczywiste. Banały Cię drażnią czy nudzą? Zależy kiedy? Tak bardzo chciałem Cię poznać. Wnętrze...czyli w jaki sposób myślisz. Przez chwilę miałem szansę :)

Jak kiedyś podsumowała mnie...wróżka czy kto, w każdym razie z dziwnego mocowego stowarzyszenia, związanego raczej z wojskiem niż z duchami, mam zwyczaj zaglądać tam gdzie nie należy i może się to dla mnie źle skończyć. Widziałem ją wtedy chyba pierwszy raz w życiu. Może po prostu ludzie lubią tak gadać, tylko coś im się wydaje, albo spotykałem zbyt wielu wariatów? Kto wie? Przeżyłem mimo kilku podbramkowych sytuacji :) Gdy jeden dużo starszy sympatyczny znajomy ostrzegł mnie niespodziewanie raz przed autobusem o konkretnym numerze, naprawdę zacząłem uważać przez kilka dni i było blisko... Czy uległem tylko sugestii, czy było to realne ostrzeżenie do dziś nie wiem. Nie mam żadnych dowodów, a człowiek umarł po jakimś roku... Już gdy go poznałem kilka lat wcześniej miał Parkinsona i czasem mu delikatnie pomagałem. To, że musiał mieć ponadprzeciętną wiedzę i kontakty wynikało z jego kariery zawodowej. Przecież musisz zdawać sobie sprawę z tego, że to nasze miasto jest totalnie porąbane... znasz historię, statystyki ile było w nim wojska, różnych służb państwowych, prywatnych. No tak, ja też o tym nie myślałem żyjąc od dziecka w bloku, na osiedlu, w którym większość mieszkańców na początku była z tym związana, bo taką mieli pracę. Nawet moi rodzice zaczynali w wojsku. Dopiero, gdy na własne oczy zobaczyłem akcję "starych" o tym pomyślałem. Profeska. A gdy po powrocie odwiedziłem kumpla w 3m, który mi opowiedział, że jak mnie nie było wyświetliło się, kogo i na jakich warunkach zatrudniała firma, w której też pracowało, na nietylko technicznych stanowiskach, wielu moich kumpli, tylko się uśmiechnąłem. Chłopcy z państwówki mogli się tylko od nich uczyć i zazdrościć wyposażenia., a ja nie wiedząc w pewnym momencie czym naprawdę się "bawię" byłem totalnie głupi i naiwny próbując połączyć pewne fakty, a w pewnym momencie w zasadzie kogoś sprowokować. Po cholerę to robiłem? Parę poważnych osób zadało mi to pytanie w dziwny sposób, jakby pytali co z tego mam, "kto za mną stoi" (wtedy nawet się odwróciłem żeby sprawdzić kto), czy kto mi płaci? Niektóre nawet musisz znać. A tamto w zasadzie robiłem z czystej ciekawości, wyszło jakby przypadkiem, przy okazji małej, ale społecznie ważnej sprawy... Dlatego też wierzę, że to czytasz :) Oczywiście mogę się mylić. Byłem naprawdę idiotą, nawet nie wiem dla kogo i czy w ogóle pożytecznym. Gdy jeden ze starszych dobrych znajomych w pewnym momencie zasugerował, że przeze mnie s...ła się jedna duża gospodarcza sprawa o mało mi kapcie nie spadły. Dlaczego, jak, w jaki sposób? A potem niektórzy koledzy zaczęli się do mnie zwracać bardzo zdrobniale, jak do dziecka. Miłe nie? Ja tylko dużo gadałem z różnymi ludźmi, sporo się ruszałem, miałem czas, byłem sympatyczny, a raz coś nagrałem myśląc, ze to niesamowicie ciekawe połączenie historii z teraźniejszością. Wczułem się w rolę dziennikarza...obywatelskiego, a człowiek, który to opowiadał po roku już nie żył. Zawsze opowiadał dużo i interesująco, ale błędem było przyprowadzenie do niego niby zaufanego posła, który jednak chwalił się z uśmiechem, ze pije ze starymi ubekami. Potem, gdy zaczęło się wkoło robić delikatnie mówiąc dziwnie, na dodatek porozsyłałem to i jakieś zdjęcia trochę na oślep, a trochę nie, myśląc, że to może być jakieś zabezpieczenie dla mnie i rodziny. Naoglądałem się filmów i myślałem, że to tak działa. Dopiero po trzech dniach od tego mogliśmy, jak pisałem powinniśmy byli zginąć. Gdy wróciliśmy po 7 tygodniach relaksu, dziwnie być nie przestało, a kumpel, który w zasadzie mnie trochę wkręcił czy zainspirował powiedział, że właśnie miał podobny wypadek. Do tej pory nie wiem, czy dalej mnie wkręcał (nie miał już powodu, chyba że chciał mnie wpędzić w paranoję, co przy jego oficjalnej funkcji byłoby totalnym sk....em) czy to była prawda.

Dziś dopiero zebrało mi się na wspominki :) W zasadzie nie da się tego porównać z żadnym filmem. To był fragment życia, który naprawdę przeżyłem, więc nie dziw się, że mój pogląd na świat trochę się zmienił... kilka lat temu. Dopiero w kolejnym roku zaistniałem w internecie i dopiero o tamtych "faktach" medialnych mogłas wyczytać. Po co to wszystko piszę, mimo że po tamtych wydarzeniach przypomniałem sobie stare dobre przysłowie...pszczół, które mówi, że im mniej mówisz tym dłużej żyjesz. Dodatkowo mocno ustosunkowany ojciec dobrego kolegi po wypadku obejrzał mój samochód, zadumał się na głos czemu jego syn nie jest taki...spostrzegawczy i doradził ni mniej ni więcej tylko "przyczaić się" dopóki władza się nie zmieni, a potem się zobaczy tzn. pogada z kim trzeba wymieniając kluczowe nazwisko, które nie było mi znane zanim wspomniany wcześniej inny kumpel nie zaczął mnie wkręcać...   I po co ja to wszystko wspominam i jeszcze piszę o tym? Czy teraz już można? Jeszcze do Ciebie. Powinnaś znać i rozumieć te...klimaty, mimo że zdaję sobie sprawę, że raczej nie były dla Ciebie miłe w dzieciństwie. Zresztą wspomniałaś o tym kiedyś. Wyobraź sobie, że wiosną myślałem nawet żeby zapytać w jakiś zawoalowany sposób czy żyjesz wiesz kogo, ale pamiętałem, że powiedziałaś, żebym o Tobie nie wspominał więc się powstrzymałem. Zamiast tego skazałem się na rozpacz... Bez sensu, ze to napisałem, bo przecież jak pisałem wcześniej mogłem sie odważyć sprawdzić osobiście w taki czy inny sposób, czy żyjesz. Mój błąd, brak wiary. Skąd inąd czy naprawdę sądzisz, że ten ktoś może czegoś o Tobie nie wiedzieć...w ogólności rzecz jasna? Wiadomo, nikt nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego, ale to naprawdę mały "grajdołek" z wielowarstwowymi połączeniami. W sumie nie powinnaś o tym mysleć i tym bardziej ktoś powinien innego ktosia powiesić za nie napiszę co...ale nie oficjalnie w dodatku przez sąd. Jedyne dobre dla Ciebie co w tym widzę, to że być może powstrzymało go to przed dalszym nękaniem. Ale nie wiem jak było/jest w rzeczywistości. Sama wiesz, że oficjalne drogi często powodują dodatkowe problemy czy opóźnienia. Przerobiłem to wiele razy nie tylko na swoim przykładzie, jak już pisałem. Znowu...ciężkie tematy. Ale za to czas zleciał szybciej :) Piwo wyparowało już dawno temu, minęło 6 godzin od wypicia, zresztą nie stwierdziłem opóźnienia reakcji czy innych "sensacji". Mam nadzieję, że stać Cię na pewien dystans do przeszłości, którą zamknęłaś mam nadzieję...razem ze mną być może niestety. Z dwojga złego i tak wolę...zadumałem się czy na pewno...tę sytuację. Tobie jest z pewnością lepiej. Chciałbym z Tobą pogadać, żeby usłyszeć to od Ciebie. Wiadomo, pewne rzeczy są tak oczywiste, że nie trzeba o nich pisać...znowu się zadumałem...to nie tylko o to chodzi. Zrezygnować można z prawie wszystkiego co do końca nie zmienia... Nie dzisiaj, nie tutaj :)

Rozpogodziłem się trochę :) Może jednak piszę to tylko dla siebie i nikt inny tego nie przeczyta? Wszystkim podoba się mój nowy image i dostałem cukierka na gardło :) Dziś znowu wygłosiłem wobec młodego człowieka, który pożyczył mi maszynkę do strzyżenia, umoralniającą prawdę, że najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, jednak nie da się żyć bez pieniędzy. Co pewnie wiąże się trochę ze stwierdzeniem, że ktoś nie jest do kupienia, czy nie wszystko można kupić. Ale czy zgodzisz się sprzedać mi swój czas na odległość? Jeśli czytałaś propozycję to oznacza, że nie. Niewesoła to dla mnie wiadomość, ale sprawdzę skrzynkę, choć wątpię żebyś potrzebowała dużo czasu żeby podjąć decyzję. Z drugiej strony nie jesteś krową więc zawsze możesz zmienić zdanie :)

Sprawdziłem i nic :( Konsekwentna czy po prostu nie czytasz? Nie potrafiłbym tak, ale Ty to nie ja. Co mogę jeszcze zrobić? Kiedy skończą mi się wspomnienia? Czas pokaże...powtarzam to tutaj jak mantrę... Dotarłem dziś do ciekawych wspomnień, z czasów, które wpłynęły na sposób postrzegania przeze mnie świata, zmieniły moje życie diametralnie, ale jednak rdzenia, mnie w środku chyba za bardzo nie zmieniły. Jak tu się zdefiniować? Lubię o sobie od dawna myśleć w wieku 17,5, kiedy poznałem swoją pierwszą miłość, albo tuż przed... Niestety lata minęły i to widać, co nie oznacza, że już nie mogę pograć w kosza, w siatkę czy posłuchać muzyki. A były to rzeczy, które pamiętam wtedy lubiłem naprawdę najbardziej. Prawie bez obowiązków. Wyjść 3 razy dziennie z psem, wynieść przy okazji śmieci i nauka, która nie sprawiała mi żadnych problemów :) Bajka. Czy czułem się wtedy samotnie? Nie, miałem swój pokój, swoją muzykę: płyty, kasety, sprzęt, który udało się zgromadzić i grał nieźle, stary czarno-biały telewizor (czasem w snach powraca motyw, że widzę w nim kolory). Proste,uporządkowane życie bez problemów...na dziewczyny miałem jeszcze czas. W męskiej w zasadzie szkole nic nie "kłuło" w oczy, ktoś coś opowiedział, był jakiś Sylwester, ale byłem bardzo grzecznym chłopcem. Ty w tym wieku "grzeczną" dziewczynką dawno nie byłaś... I teraz już wiesz dlaczego jestem jaki jestem... Gdy mam kontrolę nad sobą i nie muszę kombinować (nie musiałem dodawać tego zdania, bo zdarzało się to niezmiernie rzadko. Jednak chcę być szczery i precyzyjny). Taki chcę być, takiemu sobie chcę patrzeć w oczy w lustrze. Potrafię...zadumałem się nad implikacjami...wrócić w myślach do tamtych czasów, czasu jednak nie cofnę. Ale potrafię być dobry...najlepszy...no właśnie narcyz mi wyszedł :) Skojarzyło mi się w dodatku z W. Allenem, który też w którymś filmie twierdził, że jest w czymś naprawdę dobry... ;) No tak, żarty mnie się trzymają w takiej sytuacji. Miałem jeszcze swoje książki tzn. wypożyczone, wyczerpując zasoby pobliskich bibliotek. Byli oczywiście kumple z podwórek, boisk i szkół. Dawne czasy :) Dopiero później zacząłem głównie czytać i odpowiadać na listy przyszłej żony... A teraz piszę pewnie w podobnym stylu. Mimo tylu lat, które minęły. Nie wyciągnąłem wniosków z tego, że moja absolutna szczerość zwalała na mnie czasem, niezasłużone wg. mnie gromy. Chciałem się dzielić z nią wszystkimi myślami. Schowałem przed nią te listy. To była moja zemsta... za to co mi zrobiła. Ona zabrała mi potem prawie wszystkie zdjęcia :( Zemsta na moją skalę...przecież wiadomo, że nie przestałem jej kochać od razu. Musiała później jeszcze wiele razy się postarać. I...nie piszę tego teraz z jakimiś ogromnymi emocjami. Udało mi się to przykryć, ogarnąć, oswoić, zaakceptować stan, mimo że pamiętam, że nie było łatwo. Po prostu z każdą kolejnym działaniem, które odbierałem jako podłość było łatwiej. Może nie do końca, bo jeszcze po pierwszej rozprawie byłem totalnie rozbity, a nawet już przed... Coś podobnego przeżyłem dopiero rok temu kiedy dokończyłem wino, a w zasadzie już przed i później, bo trochę taki stan trwa. Rozumiesz? Chodząca "niewinność" oskarżona przez kogoś ważnego dla niej o złe intencje, bez szansy na wytłumaczenie. Chwyta za gardło. Z czymś takim sobie nie radzę, ale zdarzyło mi się to tylko parę razy w życiu. Czy właśnie uprawiam autoreklamę, czy publicznie się obnażam? Zależy od tego czy i kto to przeczyta. 

Masz ubaw czy... nie wiem co? Dlaczego Ci ufam? Bo chcę, bo chcę o Tobie miło myśleć :) Strasznie naiwne czy nierealistyczne? Przed chwilą zabrzmiał tu śmiech kogoś, kto mi się kiedyś podobał, zafascynował uśmiechem i zwiewnością, przed poznaniem Ciebie. I co? Nie działa, nie działało już latem. Siedziałem chwilę, patrzyłem i myślałem o tym, że Cię kocham. Nawet odechciało mi się wtedy tańczyć. Stąd wniosek, że mój stan jest permanentny. Jakoś się utrwalił. Dla mnie to oznacza samotność lub... krótszą samotność :) Dla Ciebie, że masz wiernego, grzecznego fana :) To chyba już rozumiesz. Możesz mieć zupełnie inne doświadczenia, co nie zmienia faktu, że jestem niezwykłym szaleńcem... Mówiąc inaczej: wystawiłem się i pewnie będę się wystawiał do końca. Nie wiem jakiego. Nie wiem, może to powinno być dla mnie przerażające, że myślę, ze nawet jakbyś jakoś mnie skrzywdziła to bym Ci wybaczył i nie zmieniłoby to mojego stanu. Piszę to w zadumie, a nie w euforii. Czyli jednak wariat, z objawami wielu chorób, o czym świadczy choćby to co dziś napisał...do tego teraz pisze o sobie w 3 osobie ;) 

Mam nadzieję, że skończę dziś bez dołowania siebie. Zobaczymy... i tak sobie pisząc na kanwie galijskiej zmiany zapomniałem ściągnąć film na wieczór. Postaram się poprawić.

Jest nowy Arrow, więc biedy nie ma. Dziś naprawdę wciągnęło mnie pisanie. To pewnie dlatego że wspomnienie niebezpiecznych "zabaw" jednak dalej kojarzy mi się z podchodami, które bardzo lubiłem jako dziecko. No i zmiana wizerunku na weselszy chwilę zajęła. Temperatura wieczorem jak wczoraj czyli szału nie ma, a jutro ma być deszcz. Przetrwałem dziś bez zaczepiania, ale jeśli jutro Cię zobaczę to nie będę się powstrzymywał... Nawet jeśli to nic nie da to będzie coś co przeczytasz...znowu tylko prawie na pewno. Żałosne? Dopóki nie wrócę do Polski nie bardzo mogę zrobić coś więcej. A z powrotem mam problem, bo nie wiem czy byłabyś dla mni miła. To słowo chyba najlepiej opisuje czego bym oczekiwał gdybym wrócił. Tyle i aż tyle :) Kiedyś to straciłem...myślę kiedy ostatni raz się starałaś. Przypomniałem sobie przytulenie, ale to ostatnie wyproszone było takie "z łaski". Więc ostatniego nie pamiętam. Miłe było to suszenie... nie za dużo piszę? W zasadzie chodzi głównie o odniesienie, spojrzenie, ton głosu, poczucie, że moja obecność jest dla Ciebie miła, czy po prostu nie jest niemiła. Zreflektowałem się trochę, mimo że w tej chwili jestem już przekonany, że trafia to tylko do Ciebie, bo inaczej coś byś rzekła lub mnie zablokowała. W zasadzie konsekwencją tego toku myślenia powinien być wniosek, że coś czytałaś i Ci to nie przeszkadza, że piszę. Poza tym zima...tzn. nie odzywasz się. 

Właśnie sprawdziłem, że to już 19 strona, ale pewnie czytasz jedną nie dłużej niż minutę więc dużo czasu Ci nie zająłem. Może jednak dłużej, bo te strony są pewnie trochę większe niż w książce i żeby zrozumieć dobrze o co mi dokładnie chodziło być może trzeba to przeczytać uważniej. No ale na tym nie musi Ci zależeć. Co ja bym zrobił na Twoim miejscu? Czytał z czystej ciekawości. Nie czekałbym na to, aż autor jeszcze bardziej się pogrąży, czy zaproponuje coś nie wiem jakiego. Odpowiedziałbym po prostu :) Stracić bym nic nie stracił, skoro i tak bym czytał, a pomóc bym mógł. Co mógłbym zyskać? Może lepsze samopoczucie, zadowolenie, satysfakcję, może coś więcej. Tak to widzę z mojej perspektywy...

Cóż mogę jeszcze dziś zrobić? Zjem, obejrzę i powiem: Dobranoc :)

19.02

Co ja Ci do cholery wysyłam w nocy? Zasypiam ciężko po kolejnej niewesołej analizie swojego położenia może o 1, budzę się po śnie przed 3 już nie pamiętam jakim. Muszę się napić, bo w gardle sucho ...pojawia się myśl, że już nie zasnę, to odpalam lapka. Wysłać  przygotowaną zaczepkę o tej porze wydaje się bez sensu, a na wpisany początek tekstu wujek goog podsuwa taką piekną ilustrację odpływu. Myślę kilka minut zanim klikam, ale tak się właśnie często czuję...dopiero ostatnio...głównie nocą. Czyli wujek namierzył kolejnego potencjalnego...romantyka, który w dodatku wysłał coś takiego kanałem służbowym. Idiota no...i jak tu teraz zasnąć? Tym się kończy ożywianie bez szans na kontakt. Budzeniem w nocy...rok temu byłem na koncercie Strachów więc "już" odważyłem się nazwać to co czułem. W moim "zawrotnym" tempie. I tak nie podoba mi się zakończenie tego tekstu tzn. podpisu. Kto niby ma to przyznać? Ten wypuszczający bąbelki? Gada do siebie? Czy ktoś gada do niego? Kto? To ma go zmotywować do walki czy zdołować? Pewnie tak pokrętnie po prostu opisuje stan ducha. Rozterka, rozpacz czy akceptacja i pogodzenie się z losem? Jednak nieźle opisuje... Dłonie marzną więc skończę...przepraszam, że to mogło nie być miłe, ale sam tego nie wymyśliłem... Jakiś "czort" mi to podsunął po trzeciej nad ranem, a ja "tylko pociągnął" czyli kliknął...parę razy. Wiesz jak mi ciężko... Dobranoc ponownie...dobrze, że dostarczy się dopiero w normalnych godzinach... 

No dobra, jest 4:57, i tak nie mogę spać, myślę, ręce się zagrzały więc piszę. Deszczyk lekko pada. Niby zapowiadało się, że zasnę, ale próbuję odtworzyć ciąg myśli... Skończyło sie na pieniądzach, a w zasadzie na wspomnieniu jak odebrałem zarzut wypowiedziany z rozczarowaniem, że "Tobie też tylko zależy na pieniądzach"... źle, tego po Tobie się nie spodziewałem...też zarzut, nie? Tekst wytrych, który nie był już potrzebny, bo wcześniej pytałem ile Ci potrzeba, żeby dokończyć. Myślałem o tym, że najlepiej byś nie musiała się tym dzielić... Dopiero później powiedziałaś, że początkowo musiałaś oddawać wszystko (jakiż piekielny i wyniszczający to był układ wiesz tylko Ty, skąd go wytrzasnęłaś i jak bardzo Cię motywował również...) No tak, ale słowa padły i pomyślałem, że albo byłaś w złym stanie, negatywne emocje zaburzyły Twój osąd, zapomniałaś o faktach i co robiłem, nie znasz mnie tak naprawdę, albo miało to charakter manipulacyjny. Pamiętasz pewnie, że matma była od zawsze moją najmocniejszą stroną, lubiłem bawić sie liczbami, a nauczyłem sie liczyć jak miałem może 4 lata... To, że straciłem kontrolę nad swoimi finansami gdzieś w lutym tego nie zmieniło, więc liczyć nadal potrafiłem, i wiedziałem gdzie, ile jest, ale małostkowy nie byłem. Rozbujałem się emocjonalnie i gdy nie miałaś czasu rekompensowałem to sobie elektronicznym gadżetem, które nomen omen starzeją się teraz w kraju :) Liczeniem pieniędzy i robieniem planów finansowych bawiłem się w dzieciństwie, potem jakieś symulacje i arkusze na początku małżeństwa, a później zawsze samo jakoś leciało, a źródeł przychodu było tak wiele, że nie było sensu się bawić.  Zdawałem sobie również sprawę, że ostatnio przez długi czas nie zarabiałem i wrócić do tego wcale nie musiało być łatwo. Najpierw nawet nie planowałem, bo w styczniu jeszcze wyglądało, że w ogóle nie będę musiał... No ale stało się jak się stało. Cieszę się, że mogłem Ci pomóc. Na to nie narzekam. Jasne, że nie lubie być obciażeniem dla innych i jedzenie sobie sam kupuję. Jesienią, wstawiony człowiek, z którego uprzejmości tu korzystam (staram się nie wykorzystywać za bardzo) powiedział, że jakbym potrzebował na jedzenie żebym mówił śmiało. No tak, ale pewnie w końcu poczułby się jednak "niekomfortowo" więc staram się, będę się starał tego uniknąć. Mnie każda nawet najdrobniejsza pomoc jednak zobowiązuje. Tak mam, tak mnie wychowali, czy coś tam więc brak kontaktu z Tobą w czerwcu oznaczał dla mnie, że musi być z Tobą baaardzo źle, a wręcz, że nie żyjesz. Istniała minimalna szansa, nadzieja, że wyjechałaś. Wiadomo, z punktu widzenia psychologii to tylko mechanizm, czesto wykorzystywany nie tylko przez sprzedawców itd. Jasne, jednak działa, wiąże się z moralnością, która jest dużym słowem i lepiej o niej nie mówić, ale jednak. Czy to oznacza, że mam jakiś żal czy coś? Do siebie, że straciłem wiare i nie sprawdziłem. Nie jesteś mną, życie Cie nie rozpieszczało i zmuszało do trudnych wyborów itd, Usprawiedliwianie mi Ciebie nadal przychodzi mi z łatwością. Jednakże uważam, że i tak lepiej własnie dla Ciebie będzie jak się ze mną skontaktujesz, bo w głębi serca chyba prawie każdy z nas chce być dobrym dzieckiem... Jesli czuje, że nie jest a wie, że mógłby być coś w nim się psuje, czasem sam siebie podświadomie każe, nie jest mu z tym dobrze, świat przestaje mu sprzyjać i takie tam... Wiesz o co mi chodzi. Wierzę w Ciebie, w Twoje dobro i nie chcę stracić tej wiary, bo ogólnie wiąże sie to też w wiarą w ludzi. Bo jeśli Ty nie to dlaczego inni? Diabłem wcielonym nie jesteś. 

Popisałem sobie o pieniądzach...rozwałkowałem temat. Nie do końca. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach tylko je mają... OK. Wtedy akurat tyle powinienem był zgodnie z prawem, ale nie z moim poczuciem sprawiedliwości, wysłać byłej. Wywoływało to u mnie sprzeciw i wybrałem Ciebie, wolałem Ci pomóc... Wspomniałem wtedy o tym, ale tylko byłaś rozczarowana, że nie napisałem nic od siebie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że mnie za to kiedyś ścigną. Poprzednie zobowiązania, na informację, o których zareagowałaś jednak miło dla mnie, są mniej...jak to napisać? Może niepokojące i z nimi liczyłem się już ponad 2 lata temu. Zresztą niecały miesiąc temu wyszło, że wiedziałaś po sobie jak to jest. No tak...dokładniej chyba już nie muszę. Jeśli wrócę do kraju będę musiał sie z tym zmierzyć, co było dla mnie oczywiste jeszcze w czerwcu, czy nawet w sierpniu. Potem nie miałem już powodu. Co nie oznacza, że tu jest koniec świata. Przyszłość wprawdzie jest jeszcze nieokreślona. Z ciekawostek, jak juz walę z tzw. grubej rury, gdy znalazłem pracę, ktoś przypadkiem zamienił mi warunkowo zawieszenie na grzywnę, a potem na areszt. Ktoś musiał coś komuś przynajmniej zasugerować, żeby mi stworzyć kartotekę, gdy byłem oficjalnie zaginiony...być może zupełnie przypadkiem choć wygląda to w aktach trochę dziwnie... Za to, że rowerzysta przefrunął kiedyś nade mną. Jechał z górki zdecydowanie szybciej ode mnie, nie zachowując żadnej ostrożności, ściął skrzyżowanie i naprawdę mnie przestraszył, ale wina wg połamanej, gdy juz do niej dotarłem, ekspertyzy była moja choć udowodniłem, że było to przed przejazdem dla rowerów. W maju oczywiście wpłaciłem tę grzywnę i kumpel miał odkręcić sprawę, ale nie wiem jaki jest obecnie stan rzeczy. Mimo tego musiałem nieźle wyglądać i mnie zatrudnili, bo było to nieumyślne i całe szczęście chłopakowi się nic nie stało... Gdybym nie znalazł pracy w ogóle bym o tym nie wiedział i pewnego dnia mógłbym sie zdziwić... To z ciekawostek...

Miałem jeszcze napisać o Dodzie ale bateria mi siada. Nie wziąłem nawet nowego laptopa... Wcale się nie zakochałem, podobasz mi się bardziej i byłem tylko ciekaw jaka jest naprawdę. Była taka jak oczekiwałem, choć kontakt nie był długi. Bardzo cenię szczerość, a jedna płyta po rozstaniu z Majdanem spodobała mi się kiedyś bardzo. I w tym momencie bateria się skończyła...

Teraz jestem już pod prądem. Wstałem szybciej niż od dawna, szybciej zjadłem, próbowałem skleić szczoteczkę, ale nie chwyta. Wstałem po to żeby zobaczyć kiedy bedzie dostarczono. Tylko to wyciągnęło mnie w deszczu z klatki. Bo o ile o 6.30 kiedy straciłem zasilanie chciałem jeszcze pisać i trochę jeszcze myślałem to teraz mam "piasek" w oczach po krótkiej drzemce. No i zobaczyłem, że nawet wyświetliłaś o 9:09 gifa, którego wysłałem o 3:37. Mam nadzieję, że Cię nie zdenerwował itp. Jest wyświetlony wcześniej niż sądziłem, mimo że aktywności nie widzę. Pojawiła się aktywność 1d temu więc w końcu wiem, że oznacza to tylko info o tym, że wtedy ostatnio pisałaś. Wolno wyciągam wnioski i mam braki jak widzisz. No ale miałem dokończyć ranne myśli... Teraz jednak popatrzyłem na...nurka i pomyslałem, że można go jeszcze inaczej zinterpretować, w zależności od skojarzeń, nastroju, doświadczeń, przypadku. Jak prawie wszystko wieloznaczne. Nie odezwałaś się, co mnie powoli przestaje dziwić. Jednak żeby się mnie pozbyć musiałabyś się postarać bardziej :) To trochę żart, bo pisałem, że musiałby to być dla mnie szereg traumatycznych przeżyć. Tak jak ten wypadek na przykład, który wywołał silny stres, ale bez utraty kontroli. W takich sytuacjach zachowuję się dorze. Udzieliłem pomocy, pogadałem z "psami", nie mogłem znaleźć papierów wozu, ale mi odpuścili, że niby mam rację, ale to ja powinienem zachować szczególną ostrożność i nawet jak nie mogłem zauważyć zjeżdżającego "na wariata" rowerzysty życzyli mi żeby skończyło się na ewentualnym mandacie. Nie skończyło, musiałem się pofatygować po kilku miesiącach, żeby zeznać co pamiętałem. Ze zdjęć dało się wywnioskować i nawet obliczyć (dopilnowałem żeby dobrze je zrobili) jak szybko kto jechał i gdzie miało miejsce zdarzenie, ale ekspert za 1100 nie potrafił. Takiego eksperta...mógłbym powołać kontreksperta, gdybym się wtedy tym specjalnie przejął, ale zanim była rozprawa skupiłem się na sprawie z byłą. A teraz to się za mną ciągnie i...okazało się przypadkiem, że z pewnymi sprawami mogę mieć przez to problemy... Zaciera się to chyba po 3 latach i pewnie trzeba o to wystąpić. To chyba kompletny opis mojej sytuacji. Normalnie o tych sprawach z nocy w ogólę nie myślę, ale przypomniał mi się taki "suchy" zestaw to opisałem. Oczywiście otoczenie temu sprzyja. Bo piszę o wszystkim co myślę od 25 dni. Być może coś umyka, bo jednak myśli się szybciej niż pisze. A teraz stoję przed dylematem czy wysłać Ci coś dziś czy nie. Gif w zasadzie oddaje lepiej niż zdanie, które wcześniej wymysliłem. Tam jednak zawarta jest jeszcze prośba. Myślę, że jednak trochę się ze mnie śmiejesz. Jesteś silniejsza i wiele razy myślałem, że proporcje pierwiastka żeńskiego i męskiego są we mnie niezwyczajne. Choć może to tylko stereotyp. 

Pada, wstałem za szybko, boję się odezwać, zachowuję się jak dziecko, które w pobliżu chowa się za grą komputerową. Jak wyślę to teraz, będzie to być może przesadne wzmocnienie gifa. Tak wydaje mi się w tej chwili, a wieczorem będzie to pewnie zupełnie zgodne z diagnozą. Nie chcę Ci podsyłac takich "pozytywów" codziennie więc może jednak dziś? Gdybym zobaczył aktywność pewnie by to przeważyło. Możesz teraz pracować i oczywiście zakładam, że to Ty. Jak napiszę do Ciebie wprost to złamię pewną konwencję...może jednak nadszedł na to czas. Minęło 25 dni od mojego odkrycia i rok od innego. Mógłbym nawet wysłać dziś tę część, mimo że planowałem to zrobić jutro. To chyba ciężki gatunkowo kawałek. Nie wiem co myślisz, nie wiem co czujesz, co robisz. Bazuję na domysłach. Mówiąc innym językiem: moja sytuacja nie jest komfortowa... 

Była jeszcze jedna dygresja, o której zapominałem napisać. O...panie Sułku. Bo zachowuję się trochę jak Eliza :) Sporo emocji, ale w końcu noszę te spodnie...krótkie bo krótkie, ale zawsze :) Czy jestem po prostu starym durniem? Lepiej pewnie przekonać się o tym wcześniej niż później. Po kawie, piasek z oczu trochę odpuszcza...to chyba już trzecia noc pod rząd poniżej trzech godzin. Miałem czasem takie dość długie okresy...Ty też. Czy mam się czuć jak Leonardo? Mógłbym jeszcze dużo pracować...gdybym zobaczył tylko cel. Rozwązywanie problemów też potrafi mnie nakręcić. Moja ostatnia praca? NIe była aż tak wymagająca...miała się rozwinąć od września i wtedy już mógłbym wrócic do dawnego rytmu. Se ne vrati. Wiosną byłem już na opadającym fragmencie sinusoidy, a to co zrobiłem ze soba latem spowodowało, że znalazłem się głęboko pod osią. Nawet gdybym wyjechał jak planowałem pod koniec czerwca, byc może nie byłbym się w stanie skontaktować dostatecznie szybko, by jej nie stracić. Byłem zbyt niefrasobliwy i okazałem się być zastąpialny. Mimo że poinformowałem, że mogę być daleko od cywilizacji i mieć problem z kontaktem. Widocznie nie zdążyłem się dostatecznie wykazać...w czerwcu naprawdę myślałem już tylko o Tobie i wyjeździe, tylko proporcje się zmieniały. A potem popełniłem błąd zaniechania. Raz kozie śmierć...wysyłam... Na razie niedostarczone więc może bez sensu dziś...sprawdzę skrzynkę...nic. Minęło 17 dni od ostatniej odpowiedzi więc tak czy inaczej rozumiesz co czuję... Oczywiście możesz się oburzyć np. tak: co ten ... na...la w niedzielę? Gorzej mu czy co? Czasem lepiej, czasem gorzej, bez rozpaczy, ale jednak z brakiem pozytywnych wniosków... Nie wiem jak jest u Ciebie, więc wszystkiego mogę się spodziewać. Poczekałem prawie do pełnej godziny, trochę się podgrzewając. Z braku dostarczenia mogę na razie co najwyżej domniemywać, że dziś byłas tylko rano...chyba, że jesteś zarobiona i wrócisz na koniec czy już w przerwie do kompa. Nie wiem.

Rozprostowałem kości. Powiedzmy, że masz inną dynamikę, ale możesz mieć też inny zakres przeżywanych emocji i to co opisuję może wywoływać tylko nawet w najlepszym przypadku  życzliwy uśmiech u Ciebie. Nie wiem. Powiedz mi...wysyłam zaklęcie na odległość :) Tylko informacja o wyświetleniu jakby szybszym niż 3 tygodnie temu sugeruje jakby lepszy humor. Tak sobie wizualizuję, bo przypomnienie o moim istnieniu wcale nie musiało być miłe dla Ciebie, mimo że 25 dni temu tak wcale nie myślałem...

Zrobiłem postęp, bo uściskałem właśnie na dzień dobry kobietę, zgodnie z jej zwyczajem, ale jednak pierwszy raz w czasie mojego pobytu. Mam nadzieję, że nie przeżyła szoku węchowo-wzrokowego :) Puściłem wcześniej Ennio Morricone po rozwiązaniu kolejnego problemu z siecią. Oznacza to, że obiektywnie jestem w stanie jak może pod koniec kwietnia, a może nawet marca. Nie pamiętam czy w maju potrafiłem jeszcze na dzień dobry uściskać kogoś. Generalnie kiedyś byłem dość zamknięty z dużą bańką prywatności. Czy to coś więcej oznacza? Terapia pisaniem działa, czyli jednak jakoś mi pomagasz :) Musi boleć? Wiem, że te listy nie są piękne... Mógłbym zacząć pisać poezję, która jednak jest tak nieprecyzyjna, wieloznaczna i pojemna jednocześnie. Trochę to oczywiście przypomina autoanalizę, więc funduję sobie autoterapię. Jeśli działa to dobrze, nie? Prosty chłopak jestem jak widzisz. Czy czytanie tego może Ci coś dać? Zrozumieć? NIe kręcę, nie kombinuję, piszę jak jest...no po prostu muszę za to dostać plusa :) Nie potrafię sobie wyobrazić innej sytuacji. Czy może Cię to wzmocnić, poprawić humor, dać satysfakcję? Może tak, w końcu ...sia lubi rządzić :) Zdominowałaś mnie :) Staram się sobie z tym poradzić, a efekty widzisz. Właśnie stwierdziłem, ze Ennio musiał juz lecieć 3 dni temu bo przecież...no nie, mylę się muzyka do 1492 jest jednak Vangelisa. Przyznanie sie do błędu nie stanowi dla mnie problemu więc chętnie wysłuchuję rad...gdybyś tylko zechciała. Chyba opisałem już prawie wszystkie zmienne mojej sytuacji. Nie lubisz doradzać? W zasadzie jednak pewnie bardziej mi zależy na tym żeby dowiedzieć się co u Ciebie. Ze swoją sytuacją muszę poradzić sobie sam. Wybrać drogę i ponieść konsekwencje wyboru, mimo że jesteś w stanie mi w tym pomóc. Brak dostarczenia przekonuje mnie, że trafiłem kulą w płot tym zdaniem...natomiast do wysłania tego gifa niewątpliwie coś mnie skusiło lub natchnęło. Ech...te noce :) Raz się żyje... Zaraz się skoncentruję i na odległość będę starał się wyczuć co u Ciebie :) Spróbuję ulec pozytywnej autosugestii :) Jak skończy się ta część jeszcze nie wiem. Na razie leci monumentalna muzyka filmowa. Koncentruję się wysyłając pozytywny strumień energii na północ :) Fajna wizja :) Jestem wewnętrznie rozgrzany więc siedzę sobie tylko w koszulce NBA, co być może dziwi tubylców. Tylko dłonie trochę marzną... Głowa gorąca, ale klasycznej gorączki chyba nie mam. Normalnie dopiero bym się ruszył z klatki. A tak...wydłużyłem sobie czas bez jedzenia. Przeżyję... dziś. Co mnie czeka jutro, czas pokaże. Czyli cos przekonuje mnie, że dziś już skończyłaś robotę, a została jeszcze godzina. Mylę się czy nie? Wróżenie z fusów, parapsychologia, intuicja czy autosugestia? Dziś w końcu niedziela. I co z tego? Wiara, tradycja, religia, misterium. Wdrukowane pojęcia, bez których bylibyśmy inni, byłbym inny... Nikt nie jest doskonały...

No tak, nad ranem chciałem napisać o kobietach, z którymi po powrocie szukałem kontaktu, o których póxniej Ci coś niecoś opowiadałem, a jedną byc może poznałaś osobiście. Może nie jest zbyt zręczne pisanie o nich, no ale patrz wyżej... Więc gdy wróciłem wiadomo, że byłem spragniony każdego kontaktu. Pogadać było dużą frajdą. Z jedną można było coś zjeść, wypić kawę i potruchtać w lesie, z drugą potańczyć. Obie miały swoje rozterki, o których potrafiłem słuchać. Gdy Ciebie poznałem, żadna nie była w stanie Cię zastąpić, czy w zaden sposób się z Tobą równać. Poczułem dopasowanie delikatnie mówiąc. Niestety, nie udało mi się Ciebie wyciągnąć z jednego miejsca, a kompensowanie sobie głodu kontaktu z Tobą słabo wychodziło. Wyjazd na Dodę to emocjonalnie była porażka, bo pomimo, że od początku byliśmy z jedną tylko na stopie koleżeńskiej przypominającej czasem przyjacielską, to zostawianie mnie samego na parkiecie nie należy do najprzyjemniejszych przeżyć nawet po koncercie Dody. Dziewczyna dała się wyrwać grupie miejscowych osiłków, a następnego dnia się dziwiła, że jeden, nawiasem mówiąc, całkiem miły, ma rodzinę. Dzięki niemu ponownie zwiedziłem mostek pewnie głównie z ciekawości kto zacz. Opowiadałem Ci w skrócie, pewnie pamiętasz, skomentowałaś coś o braku szacunku z jej strony...Oczywiście mogło być tak, że wyczuwałaś po prostu co chcę usłyszeć. Pamiętam też, że mówiłaś, że nie olewasz ludzi i na to pewnie jeszcze liczę :) Tego dnia jeszcze pozwoliłaś się przytulić...może ostatni raz. Wiadomo, że chciałem popłynąć z Tobą.

Druga...,jeszcze dłużej ją znam, i gdy ją poznałem pomogła mi zapomnieć, oderwać się. Wtedy to było ważne i jej się odwdzięczyłem. Starała się być fair, ale trudno mi o niej myśleć inaczej niż jak o dobrym acz zwariowanym i lekkomyślnym dziecku. Mówiłaś, że nie może być dobra, bo ma złą datę urodzenia... Niezbyt jednak wierzę w numerologię, czy inne paranauki. Fakt, na początku przeczołgała mnie kilka razy, ale potrzebowałem tego pewnie po traumatycznym rozstaniu. Z czegoś ją wyciągnąłem, potem wpakowałem idąc trochę za Twoją sugestią (być może w pewnym momencie chciałaś ją po prostu poznać), ale myśląc głównie o tym, że być może przez nią dowiem się w jakiś sposób co z Tobą. Niestety na agentkę raczej się nie nadaje, a jako źródło informacji może działać w dwie strony i jej interpretacje jakichś zdarzeń mogą być...jej :) Zawsze dziwiłem się, że spada na cztery łapy i mam nadzieję, że to się nie skończyło, choć wiosną komplikowała swoją sytuację bardzo...masakrycznie. 

Teraz nie mam pojęcia co się z nimi dzieje, ale mam nadzieję, że dobrze. Nie sprawdzałem. Szczerze mówiąc chciałbym być dla Ciebie chociaż kimś takim. Awansować na kolegę, czy z czasem przyjaciela. To takie marzenie. Na razie nierealne. Wiem, że może być to w jakiś sposób skomplikowane, ale wierzę, że zależy od Ciebie. I tak się wyspowiadałem po raz kolejny :) Wezmę sobie gorącej wody... Mówiłem pewnie Ci już wiele razy: Nothing Compares To You... i to może być mój wieczny problem...

No tak, nie myliłem się i do końca godzin pracy dostarczenia brak. Nie będę z tego powodu dziś płakał. Czym zajmę to popołudnie i wieczór? Pozytywnym myśleniem o Tobie, pisaniem, obserwowaniem deszczu z nastrojową muzyką w tle... Może coś jeszcze sobie przepomnę. Czy wiele jeszcze zostało niewypowiedziane? Może jedna moja...miłosna historia. Gdy po traumatycznym rozstaniu, miotaniu się, wypadku, przeczołganiu przez wiesz kogo, zgubieniu portfela z kartami i dokumentami, w zwątpieniu poznałem przez przypadek moją drugą...miłość? Tak wtedy myślałem, mimo że później dostrzegłem, że pewnych elementów zabrakło. Ale gdy powiedziałem najpierw, że jesteś trzecia, to było szczere i tamtą miałem właśnie na myśli jako drugą... w życiu. Takie właśnie bogate było moje uczuciowe życie... Teraz myślę o Tobie jak o drugiej miłości, mimo że chyba najbardziej intensywnej choć niespełnionej. Szczegółów tamtej nie będę opisywał z wiadomych przyczyn, jakbyś chciała kiedyś to oczywiście Ci opowiem, ale kobiety jakoś niezbyt lubią słuchać o byłych... Właśnie się zreflektowałem czy sobie przypadkiem bezpodstawnie nie generalizuję... Czy chciałbym słuchać w szczegółach o byłych, czy sama informacja o ich istnieniu w przeszłości wystarcza i czy w ogóle jest potrzebna? Cholera, wiem, że na początku Cię nieświadomie zraniłem kilka razy coś opowiadając czy robiąc, chyba że świetnie udawałaś...nie musiałem tego dopisywać, bo to wykluczam, ale trzymając się obecnej zimnej logiki nie powinienem tego robić. 

Wszedłem na początku w konwencję, która mi się spodobała, przecież nie zaprzeczę. Nie widziałem w tym nic złego. Wydawało się, że nikt nikogo nie krzywdzi więc jest OK. Poznawanie kogoś nowego po Tobie było tylko, wymuszonym brakiem czasu, zastępstwem i robiło tło dla Ciebie, na którym błyszczałaś. Cóż, jednak nie potrafię tego oddzielić od uczuć i pamiętasz co napisałem o swoich emocjach, gdy pochwaliłaś się komentarzami. Być może w ogóle niewiele osób potrafi to oddzielić, więc jak widać jest to problematyczne i później pojawiają się... poszukiwacze zaginionej Arki :) To pewnie i tak są oczywistości dla Ciebie, ale chciałem by to do końca wybrzmiało z moich ust... Czy warto potem tak cierpieć? Czy nie da się tego jakoś ograniczyć? Żeby wilk był syty i owca cała? Niby na początku uległem złudzeniu, że może da, a może po prostu... w ogóle o tym nie myślałem. Z Tobą na pewno się nie da. To była mocna kropka :) 

Dobra, przeszedłem się i pomyslałem, że może niepotrzebnie generalizuję. Może po prostu ja szczególnie nie potrafię o Tobie zapomnieć, wyprzeć Cię, przysłonić...czegokolwiek poradzić. Uwierz, próbowałem długo i na wiele sposobów. Czemu jednak ma Cię to obchodzić, że jakiś szalony pacjent się w Tobie zakochał? Moja Pani. Nie chcę się rozwodzić już nad swoim beznadziejnym stanem. Jest jak jest. Może jutro zaświeci dla mnie znowu słońce :) Na dodatek ktoś zażyczył sobie włączenia tv i własnie leci ni mniej ni więcej tylko "All is Need is Love". Noo tak...a to: "Noo tak" w zasadzie powtarzam po Tobie i zawsze w tym momencie wyobrażam sobie Ciebie gdy to mówisz :) Kiedyś tego zwrotu nie używałem.

 Co to wszystko co napisałem zmienia? Wyspowiadałem się, obnażyłem wady, dziwactwa i co dalej? Zawsze staram się zakończyć coś wnioskami. Potrzebuję tego, jest to dla mnie naturalne. Wnioski na przyszłość... Jaką przyszłość? Na jutro...dziś przecież nie pójdę pływać :) Mam jednak nadzieję, że noc będzie lepiej przespana. Widzisz, pewne rzeczy opisałem kilka razy pewnie w nieco inny sposób. Znalazłaś jakieś niekonsekwencje? Pisałem za każdym razem szczerze, może nie wprost i być może pod porównaniami czy metaforami możemy widzieć, rozumieć inne rzeczy. Siostra mi kiedyś zarzuciła, że raz piszę tak, a raz inaczej, ale wynikało to właśnie z różnych skojarzeń. Nie jesteśmy tacy sami...i muszę dodać, że strofowanie mnie za mówienie "my" odbierałem kiedyś niezbyt miło, ale wtedy już się odsuwałaś... W związku z tym logiczne wtedy było odejść i więcej nie wracać. Nie zrobiłem tego wtedy, a teraz raczej nie jestem bardziej logiczny. Nie chcę Cie męczyć... Brak wniosków dziś, więc zrobię sobie przerwę... 

Przestawiłem klatkę, czym wywołałem zdziwienie tubylców, że po takim czasie obyło się bez problemów. Co ja tutaj robię? Co ja robię tu? Żeby chociaż liść na głowie :) Jednak żałosne to moje życie. Wyspowiadałem się szczerze i... Podobno taki jest ostateczny cel złego, żeby doprowadzić człowieka do ostateczności. Jak będzie? Staram się szacować swoje szanse. Na co? Na to, że się odezwiesz w końcu. W nowym tygodniu minie miesiąc od zabłyśnięcia światełka. Kawałek czasu. W ciemnym scenariuszu będę tak sobie pisał do końca... Czy odezwanie się to naprawdę taki wielki problem dla Ciebie? Nic więcej już nie wymyślę poza zapłaceniem Ci za rozmowę, jak zaproponowałem w poprzedniej części. Jeśli ją przeczytałaś to wynika, ze się nie zgodziłaś. Brakuje mi już pomysłów. Bez pomysłów zabraknie nadziei na kontakt itd... Logicznie jestem głęboko w lesie. Nie rozpaczam, godzę się z losem? No nie. Jeszcze nie umarłem. Sprawdzam Fb...jednak dziś się nie dostarczy więc hipoteza o laptopie w firmie jest prawdopodobna. Co jeśli nie czytasz, tylko się nabijasz, że coś wysyłam? Powiedz mi to wprost. Postaram się to przeżyć... Jak nie czytasz to oczywiście tego też nie.

Wczoraj obejrzałem najnowszy Arrow i Deepwater Horizon. Strzała, jak strzała, a historia wybuchu platformy BP była dość ciekawa jeśli prawdziwa. Tam wygrały pieniądze i taktyka nadziei, że nic złego się nie stanie mimo zaniedbania procedur. Może to naprowadziło mnie na tematy nocnych refleksji. Oczywiście nie zabrakło amerykańskiego bohaterstwa. Nadzieja to coś co mną powoduje od 25 dni, a kasa? Opisałem, teraz na dodatek ktoś proponuje mi kupno mojej klatki. I gdzie ja bym wtedy spał? Wychodzi, że planuję jednak długo. Wszystko się kiedyś skończy i nie będziemy mieli już żadnej szansy na... miłość? Na nic. My było użyte znowu w trybie ogólnoludzkim, ale wszak jesteśmy ludzi. Staram się wyczuć, czy masz kogoś, kto Cię kocha w pełni blisko...masz chyba. Bierzesz co chcesz, a to raczej pomaga niż przeszkadza. Raczej nie jest to już problem jak kiedyś powiedziałaś, ze nie możesz się wtedy o kogoś troszczyć. Masz co robić to jasne, ale...nie żałuj sobie :) Czy gdzieś spod ciepłego uczucia przebija zazdrość? Czy jest nieodłącznym składnikiem miłości? Szczerze, gdzieś głęboko w tle, w zasadzie żal. Chcę dla Ciebie naprawdę jak najlepiej :) Czy potrafię zapomnieć o sobie? Mam siebie tu cały czas więc to trudne :) Czy myślenie o moim uczuciu powoduje jeszcze euforię? Nie, stwierdziłem fakt, zwerbalizowałem, napisałem i się ucieszyłem, ciepło pozostało połączone z tęsknotą. Czemu w takim razie nie wsiądę w coś, nie przyjadę i nie zastukam do Twych drzwi? Nie wiem co u Ciebie, a Ty nie chcesz zaspokoić mojej ciekawości, w ogóle nie chcesz sie odezwać więc na co mam liczyć? Czy mógłbym być problemem dla Ciebie? Nie. Proste. Czy poradziłbym sobie ze swoimi nieuczuciowymi problemami? Tak. 

Tak to dziś wygląda, a jutro znowu będę czekał...jak na zmiłowanie - tak się kiedyś mówiło :) Jak zakończyć tę część? Pomyślałem, że być może ostatnią. Nie wiem - to była smutna myśl. Nie będę Cię niczym szantażował...jeśli coś zrobię to będzie moja wina. Prosić po raz kolejny o cokolwiek wydaje się bezcelowe. Proponować też. Masz już wszystko, prawie całą moją, trochę jednak naszą historię :) Apelować jeszcze do czegoś w Tobie? Już to robiłem wielokrotnie. Nie, nie żegnam się. Zupełnie nie wiem co będzie. Ty wiesz? Że jak zdecyduję się pójść po zakupy nie przejedzie mnie np. samochód? Ma być optymistyczne zakończenie...

Napiszę to jednak dużymi literami:

NIKO! ODEZWIJ SIĘ! ZGADZAM SIĘ NA WSZYSTKO!

tzn. na każde warunki rozmowy, kontaktu...nie musiałem tego precyzować, nie?

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości