Nie ma to jak świeża porcja plotek z obozu władzy, prawda? Ile w tym prawdy, powiedzieć ciężko, ale pośmiać się można a przy okazji spotkać z ciekawymi ludźmi. Chcecie posłuchać? To lećmy z tym koksem, jak mawia mój wnuczek:
Szmit z Ministerstwa Infrastruktury będzie miał ciężkie życie, zagaił rozmowę tymi słowami zaprzyjaźniony budowlaniec, wręczając przy okazji spóźniony imieninowy prezent. Siedliśmy sobie przy elektrycznym kominku i rozprawialiśmy o marności stanu transportu drogowego w Polsce. Przy okazji zeszło na podsekretarza stanu, który - jak głosi stugębna plotka - zostanie wkrótce wystawiony na rytualny odstrzał przez swojego szefa.
Budowlaniec, człowiek poważny, prawie że prezes jednej z tych większych firm, z sumiastym wąsem, rzadko mnie odwiedza, bo więcej siedzi po różnych poważnych gabinetach, na pielęgnowanie starych kontaktów brak czasu. A wpadł pogadać, bo przyniósł mi paczkę tajemniczych informacji o sytuacji w polityce transportowej. Obyty chłop jest, wiedzę ma wspaniałą a główna część naszej rozmowy jak zawsze o drogach traktowała. Bo budowlaniec głównie drogi produkuje.
Szmit będzie miał przechlapane - uśmiechnął się i pociągnął kolejny łyk single malta, w czasie, gdy ja, z uwagi na stan zdrowia, zadowolić się musiałem dobrym czerwonym winem - ładują go na niezłą minę - dodał a uśmiech miał jeszcze szerszy.
Wybaczcie, drodzy Czytelnicy, o drogach wiem niewiele, a już o tajemnicach Ministerstwa Infrastruktury jeszcze mniej. Ostatnio bardziej pochłonęły mnie pasjonujące dyskusje o wyższości amerykańskiego braku przetargu nad marnością francuskiego widelca. Bieda Hołki kontra Karakale były w końcu tematem wiodącym i przedmiotem licznych podejrzeń, w stronę ministra Maciarewicza, które to podejrzenia oczywiście niesłusznymi się okazały.
Jednak gdy usłyszałem nazwisko Szmit, uszy czujnie podniosły mi się do góry, bo tego pana kojarzyłem do tej pory tylko z Olsztynem i jego aferą z kochanką.
Budowlaniec, w doskonałym humorze i z dobrym trunkiem w ręku, uśmiechał się coraz szerzej. Dzisiaj to jeszcze nie wyjdzie, ale tyle tematów ile spadło z planu, to już dawno nie widziałem - mówił. Wkurzeni (padło inne słowo, ale wybaczcie, nie będę tu Was epatował wulgaryzmami) są wszyscy, od Podlasia po Zachodniopomorskie. Te wszystkie pierdoły o podpisywaniu nowych umów to tylko pijarowy pic na wodę. Rzeczywistość jest inna. I koledzy, z jego partii, mają mu po prostu za złe, że nie dba o lokalne interesy. Nawet w swoim okręgu narobił sobie potężnych wrogów. I chwalą się, że mają coś na niego.
Dopytywałem o szczegóły, ale prawie prezes mnie zbył machnięciem ręki.
- Zrobią mu z dupy jesień średniowiecza - powiedział tylko. Facet tak się zapędził, że zapomniał o nadzorze i wpuścił nie tych ludzi nie tam gdzie trzeba.
Indagowałem go dalej, ale nie był skłonny do rozmowy. - Zobaczysz, to kwestia czasu. Wywalą go na zbity pysk, jak się dowiedzą. Może go nie lubią... ha ha ha - zaczął się śmiać. A potem rozmowa zeszła na stare dobre czasy, szkolne jeszcze, koleżanki, kto z kim, kiedy i gdzie... No i wieczór minął.
Tyle było naszej rozmowy. Budowlaniec wstał, chwiejnym lekko krokiem poszedł w stronę wyjścia a ja pozostałem w domu, rozmyślając nad marnością żywota ludzkiego i nietrwałością stanowisk.
- Ministrem się bywa, człowiekiem się jest - zadźwięczała w głowie nuta cytatu.
Poszedłem spać a rano zacząłem sprawdzać w internecie, czy budowlaniec wiarygodną wiedzą dysponował. Wynalazłem nawet ze trzy afery, w tym jedną z prezydentem. Znaczy się prawdę mówił chłop. Ciekawe.
Inne tematy w dziale Polityka