Premier czuje się osaczony. Przez służby specjalne, wielki biznes i złych ludzi, którzy chcą go dopaść. Spodziewa się najgorszego: podsłuchów, prowokacji.
Newsweek, 2012
Nie wiem na ile Newsweek (tradycyjnie powołując się na anonimowe źródła) pisze prawdę, a na ile chcę zaszokować przebijając ostatnie publikacje, ale nie da się ukryć, że na politycznym boisku premier z pozycji "atakera" przesunięty został do gry w głębokiej defensywie, i kto wie czy następnym krokiem nie będzie rozpaczliwe murowanie bramki.
A w życiu jest trochę jak na boisku - gdy ktoś broni tego co ma (przy raczej ostro niekorzystny wyniku), to raczej nie może wygrać meczu, licząc tylko na grę z kontry. I o ile pozycja Tuska jako szefa PO mnie słabo interesuję, to o tyle dopóki jest on szefem rządu mojego kraju - to sprawa wygląda zgoła inaczej.
Bardzo nie chciałbym aby szef rządu mojej Ojczyzny (tak, tak!) był szantażowany przez jakieś niejasne grupy nacisku. Nie chciałbym również, aby okazało się - nie daj panie Boże ;-) - by zdradzał jakieś objawy paranoi lub niestabilności psychicznej.
Warto przypomnieć, że nie tak całkiem dawno bo we wrześniu, dzienikarze (tfu!) "Wprost" ujawnili szczegóły rozmowy off- the - record z synem premiera, który również potwierdzał, że ojciec boi się podsłuchów i ma przekonanie, że jest obserwowany.
W 2008 roku jeden poseł PO uważał, że należy ujawnić raport o stanie zdrowia ówczesnego prezydenta. No więc ja się pytam dzisiaj:
Czy pytanie o ujawnienie stanu zdrowia premiera (w tym zdrowia psychicznego) jest sprzeczne czy zgodne z polską racją stanu?
Bo w końcu ile można siedzieć w szafie...
Każdy w końcu by oszalał.