"Pierwszym zadaniem poety jest stać się podobnym do siebie, a więc stać się człowiekiem."
- szokujące :) a przecież prawdziwe. Każdy z nas bardziej staje się człowiekiem, jesteśmy żywi, w trakcie rozwoju, procesu, wzrastania. Bycie sobą to też nie taka oczywista sprawa. Jak być sobą, skoro ciągle "trzeba być kimś", spełniać oczekiwania od najmłodszych lat... A potem wypełniać swoje role.
Czy rola jest mną? Bycie mamą to ja? Żoną? Pracownikiem? Może nawet te role są też mną, ale gdzie jest reszta mnie? I czy jestem w każdej roli... sobą? Autentyczną?
A siebie czasem nie okłamuję? z obawy? z innych powodów?
i dalej pisze poeta:
"Pierwszym obowiązkiem - albo raczej najlepszym środkiem do osiągnięcia tego celu - jest przyznanie się przed sobą do nieuleczalnej samotności i bezsensu ziemskiego żywota. Dopiero wtedy poeta potrafi obnażać rzeczywistość, pozbawiać ją wszelkich kulis teatralnych, dekoracji i zamaskowań. W żaden inny sposób nie może być użyteczny ludziom jak tylko w ten, że znajdzie się razem z nimi w ich trudnym położeniu, które jest położeniem wszystkich bez wyjątku! Bezsensowność jest tym, co nadaje życiu sens."
- mimo tej bezsensowności nie wyczuwam tu nihilizmu ani fatalizmu, bo poeta zdaje się mówić o sensie pomimo bezsensu.
Może to dla niego warstwy? Warstwą zewnętrzną, postrzeganą w pierwszej chwili jest bezsens, ale pod tą warstwą leży druga - sens?
A może chodzi mu tylko o to, że z powodu powierzchownego bezsensu człowiek jest ZMUSZONY do szukania sensu, niestrudzonego i ciągłego przeciwstawiania się bezsensowności, która chciałaby mu się narzucić?
I to ZMUSZENIE wcale nie jest czymś negatywnym, raczej jest czymś wartkim i żywotnym.