Eastbook.eu Eastbook.eu
241
BLOG

“Wszyscy jesteśmy winni” – rozmowa z Aleksandrem Milinkiewiczem,

Eastbook.eu Eastbook.eu Polityka Obserwuj notkę 0

Prezentujemy drugą część wywiadu z Aleksandrem Milinkiewiczem – kandydatem na prezydenta Białorusi w 2006 r., działaczem społecznym i politykiem.

Aleksander Milinkiewicz, autor: Sasza Grożewski

[Pierwsza część rozmowy dostępna tutaj]

Łukasz Grajewski: Zostawmy na chwilę opozycję. Może Białorusini, którym prezydent zapewnia podstawowe potrzeby życiowe, po prostu nie chcą zmian…

Aleksander Milinkiewicz: Ludziom na Białorusi często żyje się lepiej niż w Związku Sowieckim. W niektórych regionach jest lepiej niż na Ukrainie, a nawet Rosji. Nie ma oligarchów, bandytów jak w Czeczenii. Łukaszenka zapewnił nam pewien średni poziom życia. U nas nie ma takich dysproporcji, takiej biedy. Ale przecież nie tylko chlebem człowiek żyje. Ludzie nie chcą dalej żyć w strachu i telewizyjnym kłamstwie. Zrozumieli, że kierownik państwa już nie jest Świętym Mikołajem, który przywozi z Moskwy miliardy dolarów. Około 2/3 społeczeństwa chce zmian.

Tylko, że tych chęci nie widać. Czy na Białorusi wciąż panuje widmo homo-sovieticusa? A może racje miał Oskar Kolberg, XIX-wieczny polski etnograf pisząc: „Lud białoruski jest dziwnie dobry i spokojny. Jest to materiał, z którego każdy rząd rozumny mógłby zrobić, co by chciał”.

Wie Pan, maszyna represji dotyka przeważnie tych, którzy walczą o wolność. Natomiast dla pozostałej większości, zresztą tak jest na całym świecie, to wcale nie jest najważniejsze. W telewizji zamiast twarzy Łukaszenki, lepiej obejrzeć dobry film. W pracy lepiej nie mówić o polityce, nie chodzić na protesty, nie agitować. Życie będzie płynęło spokojnie. Ci, co całe życie spędzili w ZSRR mówią nam tak: „O jakiej wolności mówicie? Przecież wyjeżdżamy z kraju, chodzimy po ulicach, w nocy jest spokojniej niż w każdym rosyjskim mieście albo nawet w Polsce”. I oni mówią to szczerze. Dla większości ludzi, względy materialne są absolutnie na pierwszym miejscu. Sondaże od 10 lat mówią o popieraniu opozycji przez 30% społeczeństwa. Są to ludzie młodzi, lepiej wykształceni, bardziej przedsiębiorczy. Wśród odwiedzających kraje unijne popiera nas 80%. Tylko, że po wprowadzeniu granic strefy Schengen wzdłuż Bugu szansa na takie wizyty okropnie zmalały.

Pomówmy o tych względach materialnych. Wystarczyło, że kryzys ekonomiczny zapukał do drzwi białoruskich domów, a raczej samochodów i Mińsk zobaczył protesty, jakich nikt sobie nawet nie wyobrażał – 7 czerwca kierowcy zablokowali główną ulicę w stolicy domagając się obniżki cen paliwa. Czy możemy już mówić o pewnym nowym zjawisku?

W strukturach demokratycznych działam od końca lat 80-tych. Zawsze staraliśmy się kłaść nacisk na samoorganizację. Tylko, że nam chodziło o pojawiające się problemy lokalne, które próbowaliśmy rozwiązać. Tym razem mamy do czynienia ze zjawiskiem obejmującym całe państwo. Ludzie buntują się przeciwko cenom paliwa, które przy jednoczesnej obniżce płac stają się nie do zniesienia. Ciekawe, że w tej akcji nie uczestniczyli politycy. Wygląda na to, że przy dzisiejszych możliwościach komunikacyjnych ludzie ich nie potrzebują. I to jest dobre, że takie bunty powstają spontaniczne.  To jest przemiana szarych sowieckich mieszkańców w obywateli.

Aleksander Milinkiewicz, autor: Sasza Grożewski

Wygląda to trochę jak ugrzeczniona, nazwijmy to „białoruska”, odmiana wydarzeń w Afryce Północnej. Mamy czynnik Internetu, są protesty, tylko ludzie zachowują się bardzo grzecznie.

Organizują się. To jest nowy poziom. Skala tych protestów jest duża, a przekaz wystosowany do władzy jasny – chcemy zmian, bo żyje nam się coraz gorzej i niepewnie.

Protesty narastają, dochodzi do teoretycznej sytuacji, gdy możliwa jest wymiana elit rządzących. Co wtedy zrobicie? Z całym szacunkiem, ale zarówno Pan, jak i Pana koledzy z opozycji, 17 lat temu zostali całkowicie wyłączeni z aparatu rządzenia.

Ja 15 lat temu, bo odszedłem w 1996 r. w ramach protestu przeciwko zmianom w konstytucji. To tak dla ścisłości. A już na poważnie, to czeka nas proces formowania się nowych elit, którym brakować będzie doświadczenia. Trzeba założyć potencjalną skalę błędów, które dotkną nasz kraj po przemianach. Żeby uniknąć sytuacji tragicznej, w której tych błędów będzie po prostu za dużo, trzeba już teraz myśleć o kadrach. I dlatego naszym zadaniem, oprócz dbania o prawa człowieka, demokrację i ubieganie się o zasady wolnorynkowe, jest praca w regionach, praca z ludźmi. Planujemy rozpocząć pracę Uniwersytetu Narodowego (na wzór waszych „latających” z czasów „Solidarności”) ze stażami absolwentów w Polsce, Słowacji, Estonii i innych krajach. Chcemy się uczyć na doświadczeniach sąsiadów.

Co innego praca z ludźmi w regionach, a co innego zarządzanie państwem, gospodarka, kilkanaście ministerstw i polityka zagraniczna. Tego się ot tak ludzi nie nauczy.

Na pewno. Proszę jednak pamiętać, że pod względem wykształcenia Białoruś wcale nie odstaje od Europy. Co nie zmienia faktu, że za mało jest menedżerów do przeprowadzenia transformacji, ludzi posiadających odpowiednie doświadczenie. Coraz więcej młodych i mądrych ludzi znajduje się za granicą. Myśląc o budowaniu nowych elit liczymy na ich powrót.

Czy najlepszym rozwiązaniem nie byłby pewnego rodzaju okrągły stół i przejęcie władzy przez kogoś z obecnych struktur z częściowym dopuszczeniem opozycji?

W strukturach władzy są różni ludzie. Z pewnością nie stać nas, żeby wymienić wszystkich – to absurd. W pionie Łukaszenki znajduje się dużo sprawnych, wykształconych, młodych specjalistów, którzy mogą być bardzo pożytczeni. Jestem przeciwko ucinaniu głowy wszystkim tym, którzy w tych rządach jakoś uczestniczyli. Karać trzeba tych, którzy popełnili przestępstwa. W tych przypadkach musi zadziałać sprawiedliwość, a nowa władza musi ją wyegzekwować. Tylko bez popadania w paranoję.

Białoruś chyba nie uniknie jednak problemu tak dobrze znanego Polakom. Niektórzy będą domagali się białoruskiego IPN-u, przeprowadzenia lustracji. A może sprawy te zostaną zamiecione pod dywan?

To jest bardzo skomplikowane pytanie. Badamy doświadczenie krajów unijnych, żeby wyrobić swoje podejście. Głowna zasada – sprawiedliwość i transparencja.

Policjanci, którzy bili demonstrantów w powyborczą noc – zasługują na karę?

Wierzę w szczerą, ludzką skruchę. Gdyby to zależało ode mnie, to liczyłbym na pewnego rodzaju publiczne przyznanie się do winy. Nowe władze nie powinny zaczynać od wsadzania do więzień. Na pewno jest parę wariantów nad którymi pracują obrońcy praw człowieka. Ważne, że decyzja nie będzie już należała do jednego człowieka, a do nowego parlamentu wybranego w wolnych wyborach.

Z obecnym prezydentem też trzeba będzie coś zrobić.

Nie jestem sędzią, ani prokuratorem. Podstawowe pytanie brzmi: czy ten człowiek odpowiada za śmierć opozycyjnych polityków, którzy zginęli ponad 10 lat temu? Jeżeli sąd udowodni jego winę, to musi ponieść karę. Jeśli to nie on, to należy odnaleźć tych, którzy zbrodni dokonali. Na ten moment najbardziej palącą jest potrzeba niezależnego śledztwa, a nie wskazywanie winnych. Metod Łukaszenki powtarzać nie możemy.

Rozmowę przeprowadził Łukasz Grajewski 11 czerwca 2011 r.

Tekst ukazał się na stronie Eastbook.eu - portalu o Partnerstwie Wschodnim

Eastbook.eu
O mnie Eastbook.eu

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka