Od niemal dwóch tygodni Mołdawią trzęsie afera związana z polowaniem. W nieszczęśliwym wypadku uczestniczyli przedsiębiorcy i wysocy urzędnicy państwowi związani z wymiarem sprawiedliwości. Nie o wypadek tu jednak chodzi, choć zginął w nim jeden z uczestników polowania, a o to, że sprawę starano się ukryć. O tragedii wiedziały najważniejsze osoby w kraju. Stawia to poważne pytania o kondycję mołdawskiego państwa i zdolność do pociągnięcia do odpowiedzialności najwyższych państwowych urzędników.
VIP-polowanie - jak nazywają je mołdawskie media - odbywało się w rezerwacie w okolicach Falesti; autor: randihausken; źródło: Flickr.com
Skandal wybuchł 6 stycznia br. – dwa tygodnie po feralnym polowaniu w rejonie Falesti, we wschodniej Mołdawii – gdy Sergiu Mocanu, lider antykorupcyjnego ruchu Antymafia, oskarżył prokuratora generalnego Valeriu Zubco o śmiertelne postrzelenie Sorina Paczu, 34-letniego biznesmena z Kiszyniowa. Mocanu zarzucił liderom partii rządzących, że chcieli zatuszować incydent i wydali MSW zakaz prowadzenia śledztwa w tej sprawie. Przez dwa tygodnie od nieszczęśliwego wypadku nie podjęto w tej sprawie żadnych działań. Paczu został pochowany po cichu, a prokurator Zubco wyjechał za granicę.
Jakby tego było mało, o sprawie niechętnie informowały mołdawskie media. Natalia Morari, popularna dziennikarka mocno zaangażowana w twitterową rewolucję 2009 roku, w proteście opuściła cieszącą się dużym zaufaniem społecznym stację Publika TV. Powodem odejścia było oburzenie na redakcyjnych kolegów, którzy po ujawnieniu afery chcieli zamieść ją pod przysłowiowy dywan. - Jest mi po prostu szalenie wstyd, że w dniu, w którym w naszym kraju nie było ważniejszego tematu, z telewizora płynęły stare i nikomu niepotrzebne pytania. Byle tylko mówić o czymś innym. A najlepiej w ogóle udawać, że nic się nie dzieje. Wstyd mi bardzo. I ogromnie przykro. Teraz, gdy nas będą oskarżać o to, że jesteśmy sprzedajni i nieobiektywni, nie będziemy mogli zaprzeczyć i wytykać palcem błędy politykom. To my przyczyniliśmy się do tego własnymi rękami – napisała na swoim blogu.
Po ujawnieniu afery premier Filat zasugerował prokuratorowi generalnemu, by honorowo podał się do dymisji. W odpowiedzi Valeriu Zubco wydał specjalne oświadczenie, w którym stanowczo zaprzeczył, że śmiertelnie ranił Paczu, a doniesienia prasowe w tej sprawie uznał za medialną nagonkę przeciwko sobie i całej prokuraturze. Głos zabrała również prokuratura rejonowa w Falesti, która oświadczyła, że głównym podejrzanym w sprawie nieumyślnego zabójstwa jest wiceprezes Izby Apelacyjnej Kiszyniowa Gheorghe Cretu. Ten ostatni w telewizyjnym wywiadzie szybko zaprzeczył doniesieniom prokuratury i oświadczył, że nie brał udziału w polowaniu. Zmuszony był to odwołać zaraz po tym, jak mołdawska dyrekcja lasów upubliczniła listę trzydziestu sześciu osób, które uczestniczyły w polowaniu (to m.in. dyrektor agencji lasów państwowych Moldsilva, dyrektor Tirex Petrol – właściciela sieci stacji benzynowych, prezes Izby Apelacyjnej i dyrektor rezerwatu, w którym odbywało się polowanie). W odpowiedzi Cretu przeprosił i podał się do dymisji. A kilka dni później to on, a nie Zubco, został oficjalnie uznany za podejrzanego w sprawie nieumyślnego spowodowania zabójstwa. Ostatecznie i Zubco podał się do dymisji. Jego decyzja wymaga akceptacji parlamentu, który zbiera się 21 stycznia na specjalnej sesji po to, by powołać komisję śledczą w tej sprawie.
Bez wątpienia afera uderzy w rządzący Mołdawią Sojusz na rzecz Integracji Europejskiej, a zwłaszcza w Partię Demokratyczną i jej lidera Mariana Lupu, z którym związany był Zubco, a także – zgodnie z umową koalicyjną – prokuratura. W Mołdawii już mówi się o tym, że Partia Demokratyczna nie pozostanie dłużna. Niektórzy wieszczą, że rozpocznie się wojna na górze i w prokuraturze już szykowane są materiały kompromitujące premiera Filata i jego partię, m.in. dotyczące niejasnych prywatyzacji po 2009 roku. Mołdawię czeka więc bardzo trudny okres. Incydent na polowaniu i reakcja najwyższych urzędników państwowych - a raczej jej brak – rodzą poważne pytanie o potrzebę dogłębnej reformy systemu sądownictwa i prokuratury. Nie udało się tego zrobić na Ukrainie, czego efektem jest sprawa Julii Tymoszenko i Jurija Łucenki. Dobrze by było, gdyby mołdawskie władze potrafiły wyciągnąć z tej lekcji właściwe wnioski - może się to okazać fundamentalne dla budowania trwałej demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka