„Łosoś norwesko-chiński” jest moim dzieckiem zrodzonym podczas świetnej zabawy. - Michał Krupa
„Łosoś norwesko-chiński” jest moim dzieckiem zrodzonym podczas świetnej zabawy. - Michał Krupa
ebooki ebooki
173
BLOG

„Łosoś norwesko-chiński” - przepis na udaną komedię

ebooki ebooki Kultura Obserwuj notkę 0

„Łosoś norwesko-chiński” to przepis na komedię. Z tak specyficznymi bohaterami, nawet kliszowy motyw szpiegowski nabiera rumieńców i zaczyna pobudzać czytelniczy apetyt. Stron konfliktu jest tyle, że trudno mówić o metaforycznej szachownicy. To bardziej plansza do gry w „Chińczyka” – nieprzypadkowo zresztą, bowiem czujne chińskie oko także stanowi utajonego zawodnika w tej rozgrywce.

Po jednej stronie Maciej Prus – do bólu egocentryczny i niedojrzały amant, a wręcz, niepoprawny, nachalny i nieznośny miłośnik kobiecych wzgórków miłości. Człowiek, który, co najważniejsze, w całym zamieszaniu politycznym nie ma żadnego interesu, prócz – paradoksalnie – interesu jego „interesu”. W jego hotelowym łożu z nagła pojawia się kobieta-cud i cud także zaczyna na nim odprawiać, po czym przerywa, zostawiając mężczyznę w stanie permanentnego pożądania, aby móc w spokoju kontynuować spektakularną ucieczkę. Prus decyduje się jej pomóc, ponieważ stara jak świat jest prawda, że libido ma większą siłę przebicia od instynktu samozachowawczego.

Podstawowym graczem jest ta tajemnicza kobieta, która przedstawia się Maciejowi jako agentka Agata. Ma ona tę fenomenalną cechę, że w przeciwieństwie do jej nieporadnego i nieplanowanego towarzysza, ów instynkt samozachowawczy ma rozwinięty silniej, choć i swoim libido potrafi operować doskonale. W sytuacji, gdy jej misja nie wypaliła i jako uciekinierka z tajnymi dokumentami stała się obiektem pościgu kilku wywiadów, w tym rodzimego, kobieta robi co może, by ugrać swoje. I trudno w tym wszystkim stwierdzić czy Maciej jej w tym bardziej pomaga czy przeszkadza.

Za Agatą podąża kapitan Lisiecki, jego wieczna złość i potrzeba przywalenia sekretarzowi-debilowi, kreski na uspokojenie oraz, niestety, ów sekretarz, Jakubiak, który to jest niewyczerpanym źródłem wspomnianej złości. Im towarzyszą także major wraz z naprawdę „specjalną” grupą uderzeniową.

Gdzieś w tym wszystkim miejscowi chłopi tłuką się z rozjeżdżającymi wszystkich Niemcami i Norwegami, policja obrywa w sumie przypadkiem, a smok patroluje strefę powietrzną – od czasu do czasu i w razie wyraźnej potrzeby.


Z bloga Michała Krupy:

… Lubię bawić się tekstem. Lubię testować granice ludzkiej tolerancji oraz ją przekraczać. Tematy tabu są dla mnie kopalnią z której pozyskuję szlachetne diamenty. „Łosoś norwesko-chiński” jest moim dzieckiem zrodzonym podczas świetnej zabawy. Pisząc Go nie mogłem oderwać się od klawiatury. Gdy przygody Macieja dobiegły końca poczułem… smutek. Taki prawdziwy.
Łosoś norwesko-chiński jest szaloną komedią o szybkiej akcji. Maciej Prus w wieku czterziestu lat spotyka na swojej drodze kryzys życiowy. Ten dotąd podrywacz i lekkoduch doznaje potrzeby rozliczenia swojego życia i spisania swoich wspomnień. Postanawia napisać książkę. Wiadomo jak to w życiu, praca, imprezy, kochanki… nigdy nie ma czasu na poważne zadania. Sprawę ułatwia mu Filip- przyjaciel Macieja. Sponsoruje mu tygodniowy pobyt w luksusowym hoteliku w Puszczy Noteckiej. Tam wszystko się zaczyna. Tam poznaje Agatę- agentkę kontrwywiadu polskiego i tam kończy się także jego dotychczasowe, bezpieczne życie. Na jego miejsce pojawiają się ucieczki, przesłuchania, trupy, agenci zainteresowanych krajów i kilka jeszcze osób mających wpływ na przyszłość bohatera. Po co to wszystko? Po jaką cholerę chłopi z Bogurodzicą na ustach idą na pewną śmierć? Co może być warte rozpieprzenia zabytkowej starówki jednego z największych polskich miast?… Odpowiedzi znajdziesz w książce, która pojawi się już już…
By nie być gołosłownym i udowodnić Szanownemu Gościowi powagę i gabaryt problemu zawartego w książce wklejam krótki fragment:
…- Mam na imię Helena Malinowska. Jestem tutaj sama i przyjechałam przedwczoraj a Pan?
Jeszcze powiedz, który jest twój pokój i że masz ochotę na dziki seks. Już chyba bardziej nie mogła dać mi do zrozumienia o co jej chodzi. Ja jednak zagrywam po dżentelmeńsku:
- Mów mi Maciej. Maciej Prus.
-Jest Pan z TYCH Prusów? Potomkiem tego słynnego pisarza?
Wyczułem nadzieję w jej głosie. Nadzieję przelecenia przez TEGO Prusa.
- Nie, nie z tych Prusów. Cóż sprowadza cię do Ruchanka Dolnego? Stanowczo zaakcentowałem ostatnie dwa wyrazy.

- Chcę odpocząć. Pracuję na wysokim stanowisku w banku co wiąże się z ogromnym stresem. Tutaj odpoczywam i mam w planach też trochę poszaleć. No wiesz, jak nastolatka… A ty? Po co tutaj przyjechałeś?
- Też uciekłem od miejskiego zgiełku, ale mam zamiar skoncentrować się na pisaniu mojej książki.
To powinien być jednoznaczny sygnał w delikatnej grze podrywu, że nie ma u mnie szans.

ebooki
O mnie ebooki

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura