eif eif
374
BLOG

Pierwsze zatrzymanie.

eif eif Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

 

 
 Po raz pierwszy milicja zatrzymała mnie w Gdyni, kiedy miałem zaledwie osiemnaście lat. Nie miało to jednak nic wspόlnego z moją nieukrywaną już wόwczas niechęcią do peerelu. Nie było też rzeczą przypadku, lecz wynikało z samej istoty państwa totalitarnego, a więc takiego, ktόre usiłuje rozciągnąć ścisłą kontrolę nad każdą sferą życia swoich obywateli. Dość wcześnie doświadczyć więc mogłem, na czym polega funkcja państwa policyjnego. Zacznijmy jednak od początku.
 Od wielu już lat, kilkanaście sierpniowych dni spędzałem nad polskim morzem. Tak było i tego roku. Trόjmiasto. Czas dzielę pomiędzy gdyńską lub sopocką plaże, włόczęgi po portowych nabrzeżach, ktόre tak bardzo lubię oraz wypady poza miasto. Wieczorami zaś, sopockie kawiarenki i nowość – pierwsza profesjonalna w Polsce dyskoteka „Musicorama” w sopockim “Grand Hotelu”. Jest naprawdę cudownie… Trwa właśnie Międzynarodowy Tydzień Zatoki Gdańskiej, odbywają się regaty, na ktόre przybyli żeglarze z wielu krajόw. Biorę udział w uroczystym zakończeniu Tygodnia Zatoki, ktόry odbywa się w gdyńskim Yacht Clubie. Jest wielu zaproszonych gości, miłośnikόw żeglarstwa i reporterόw. Minister żeglugi Jerzy Szopa, wręcza medale najlepszym żeglarzom. Wśrόd nich jest – wtedy jeszcze nie znany szerzej nikomu i przygotowujący się właśnie do udziału w regatach samotnych żeglarzy przez Atlantyk - Krzysztof Baranowski. Kiedy spotkam go ponownie, po dwudziestuparu latach w Nowym Jorku, będzie miał on już za sobą nie tylko samotną żeglugę na jachcie “Polonez” przez Atlantyk, ale rόwnież samotną żeglugę wokόł ziemi oraz wiele innych żeglarskich sukcesόw i będzie już legendą polskiego żeglarstwa.
 Jako twardy antykomunista nigdy nie mogłem być i nie byłem maoistą. Jednak mimo to pewnego dnia tego lata odwiedziłem konsulat Chin Ludowych w Gdańsku. Był to bowiem czas, kiedy wciąż jeszcze żywe były wydarzenia nad Ussuri, gdzie w 1969 roku dochodziło do krwawych starć między żołnierzami radzieckimi i chińskimi. Każdy kto był wόwczas wrogiem Związku Radzieckiego mogł liczyć na moją sympatię. Przyjmujący mnie urzędnik konsulatu, w obowiązkowym chińskim uniformie, chociaż już na wstępie rozmowy zauważa, że “oni tutaj nie mόwią wam prawdy”, to pomimo moich pytań, wcale nie przejawia ochoty do wyjaśnienia mi tła konfliktu chińsko-radzieckiego. Obdarowuje mnie za to dużą ilością antyradzieckich materiałόw w języku polskim, dodając do nich odznakę Mao Tse-tunga, oraz czerwoną książeczkę – głośne myśli Mao. Materiały te zostaną mi zarekwirowane pόźniej, podczas jednej z rewizji. Odznaka i “myśli” Mao są w moich zbiorach do dzisiaj.
 31 sierpnia miał być ostatnim dniem mego pobytu na Wybrzeżu. Wieczorem miałem oglądnąć koncert Czesława Niemena w Operze Leśnej, a po występie piosenkarza chciałem zdążyć jeszcze na nocny pociąg do Katowic. Jednak za sprawą pewnej, przeczytanej w gazecie informacji stało się niestety inaczej. Wczesnym rankiem jestem już na mieście. Jem śniadanie w barze na Starowiejskiej i tu z “Głosu Wybrzeża” dowiaduję się, że “Stefan Batory” wpłynął właśnie do gdyńskiego portu. Mając dużą słabość do pięknych statkόw, postanawiam zobaczyć nasz transatlantyk ponownie. Nie wiedziałem jeszcze, ile ta słabość przysporzy mi kłopotόw. Gdy już znalazłem się przed Dworcem Morskim, oczom moim ukazał się widok dokładnie taki, jak przed rokiem: olbrzymi, wysmukły, czarny kadłub pasażerskiego statku wznosił się wysoko obok budynku dworca. I był to widok piękny. Bowiem statki pasażerskie, żaglowce i jachty były wtedy obiektem moich pragnień. Do dziś zresztą z trudem odrywam oczy od pięknego statku…Pasażerowie opuszczali już pokład naszego flagowca krytym pomostem, a na nabrzeżu aż roiło się od ludzi: jedni przyszli tu powitać przybyłych zza Atlantyku krewnych lub znajomych, inni zaś – podobnie jak ja – aby podziwiać wspaniały statek.
Jestem właśnie na Nabrzeżu Pilotowym, tuż koło Kapitanatu Portu, gdy nagle podchodzą do mnie dwaj mężczyźni. Wymachują mi przed oczami legitymacjami tajnej milicji i żądają ode mnie dokumentόw. Czar prysł! Szybko wracam na ziemię. Sięgam do kieszeni po dokumenty – pusto. Dokumenty zostawilem w pokoju. Jeden z tajniakόw prowadzi mnie do budynku Dworca Morskiego, gdzie na piętrze znajduje się komisariat MO. Przesłuchiwano już tutaj kilka osόb. Ludzie ci nie wyglądali bynajmniej na przestępcόw i byli – podobnie zresztą jak ja – zaskoczeni sytuacją w jakiej się znaleźli. Ktoś głośno tłumaczy, że czeka na przybyłego właśnie zza oceanu kuzyna. Nie wzrusza to jednak żadnego z obecnych w pokoju funkcjonariuszy. Jest to dla nich jeden z wielu podobnych dni pracy. A praca ich polega przecież na zatrzymywaniu ludzi, ktόrzy zawsze mogą okazać się przestępcami. Już francuski pisarz Armand Lanoux zauważył, że wolność i porządek to antynomie. Wolność zgodzi się raczej na bezkarność stu winnych niż na skazanie jednego niewinnego. Porządek zaś wymaga, żeby raczej powiesić stu niewinnych, niżby jeden winny miał ujść bezkarnie. A peerel była przecież państwem porządku. Składam wyjaśnienia, co robię w porcie, gdzie zatrzymałem się w Gdyni i mundurowy milicjant prowadzi mnie na zewnątrz dworca, do oczekującego tam już samochodu. Ruszamy. Po chwili samochόd zatrzymuje się przed parterowym, podłużnym budynkiem Komisariatu Portowego MO. Tu odebrano mi wszystko, co przy sobie miałem i odprowadzono mnie do…celi. Nie wiem już czy byłem bardziej zły, czy bardziej zdziwiony takim obrotem sprawy. W miarę jak promienie słoneczne, przedzierające się tutaj przez małe, zakratowane okienko, przesuwały się po scianie celi, aby zacząć wreszcie powoli zanikać, nabierałem coraz większego przekonania, że dzisiaj już stąd nie wyjdę. Za chwilę w Operze Leśnej miał zacząć się występ Czesława Niemena, na ktόry to bilet leżał teraz, wraz z innymi moimi rzeczami, w depozycie komisariatu. Z rozmyślań wyrwał mnie nagle zgrzyt odsuwanej zasuwy – chwila nadziei, może wszystko wyjaśniło się i zdąże jeszcze do opery – i drzwi otworzyły się. Ale nie, nie wyjaśniło się nic, do celi wprowadzono tylko mężczyznę. To wszystko! Koncert Niemena zobaczyć miałem dopiero po paru latach, w krakowskiej Filharmonii. Teraz nie byłem już jednak sam. Jakie to ważne, przekonuje się niebawem. Rozmowy zabijają czas. Miał z wyglądu czterdzieści lat. Ubrany był na sportowo, w jasne spodnie i białą marynarską bluzę. Typ bawidamka. Zatrzymano go ponieważ – jak twierdzi - mieszka od dłuższego już czasu w Sopocie bez zameldowania. Jest mocno zdenerwowany sytuacją w jakiej się znalazł, bo za kilka dni ma się żenić. Obawia się, że zatrzymanie przez milicję może zburzyć jego życiowe plany. Wkrόtce dołączy do nas młody, małomόwny chłopak, ktόrego zresztą rano gdzieś zabiorą. Tak nadszedł pόźny wieczόr. Byłem głodny; uświadomiłem sobie, że od śniadania nic nie jadłem. Musiałem jednak czekać – dopiero nazajutrz, przed południem podadzą nam chleb z margaryną i czarną kawę. W środku nocy drzwi celi otwierają się nagle i młody cywil z wielką fajką w zębach wywołuje moje nazwisko. Wstaję i wychodzę na korytarz. W końcu korytarza, pod oknem, stoją dwie młode dziewczyny; jedna z nich głośno płacze. Cywil wprowadza mnie do pokoju, w ktόrym jest kilku milicjantόw. Na planie Gdyni każą mi wskazać ulicę, na ktόrej mieszkam. Cywil jest wyraźnie zdziwiony moją dobrą orientacją w planie miasta. Ponownie padają pytania: co robiłem w mieście i w porcie? Nie trwa to dłużej niż dziesię minut, po czym odprowadzają mnie do celi. Zanim zdąże usnąć, usłyszę jeszcze kilkakrotnie, głośno wypowiadane moje nazwisko. Przez cały następny dzień nie dzieje się nic. Pomimo kilku moich interwencji, aby wreszcie sprawdzono moje dokumenty pod podanym przeze mnie adresem, funkcjonariusze pozostają zupełnie obojętni. Dopiero około szόstej wieczorem dochodzą nas z korytarza odgłosy ożywionego ruchu. Po chwili każą nam wychodzić z celi i wyprowadzają nas przed budynek komisariatu. Wsiadamy do oczekującej tu na nas milicyjnej “Warszawy”. Jest ciasno: eskortuje nas czterech funkcjonariuszy, w tym jeden z ORMO. Pytanie dokąd jedziemy pozostaje bez odpowiedzi. Samochod rusza. Jedziemy w kierunku centrum miasta. Mijamy Plac Kaszubski, ulice 10-Lutego i skręcamy w Starowiejską. Można w tym momencie powiedzieć, że wrόciłem do punktu wyjścia – to tutaj, wczoraj rano jadłem śniadanie w barze. Tyle tylko, że wtedy byłem wolny. Samochόd skręca nagle w lewo, w wąską uliczkę i zatrzymuje się przed wielką bramą. Brama otwiera się i wieżdżamy na mały dziedziniec. Jest to dziedziniec…więzienia! Plac i budynek otacza wysoki mur zwieńczony kolczastym drutem. Nic nie rozumiem, jestem w szoku! Czy aż tak trudno jest sprawdzić moją tożsamość, gdy zna się adres mieszkania, w ktόrym znajdują się moje dokumenty!? Oczywiście, że nie jest to trudne…Ale wόwczas miałem jeszcze zbyt małe doświadczenia z panującym systemem, aby to rozumieć. Pobierałem właśnie jedną z pierwszych lekcji... Wprowadzają nas na gόrę. Funkcjonariusz służby więziennej wprowadza mnie do małego, nieumeblowanego pokoju i każe mi rozebrać się do naga. Dokładnie, rzecz po rzeczy, sprawdza moje ubranie. Nie znajduje nic i każe mi się ubierać. Następnie prowadzi mnie do celi, w ktόrej jest już mόj znajomy. Od chwili zatrzymania moje nerwy po raz pierwszy nie wytrzymują i głośno – w drzwiach celi - wyrażam swoje niezadowolenie. Strażnik nie reaguje jednak i szybko zamyka za mna drzwi. Cela jest trzyosobowa, z muszlą klozetową, więc przynajmniej nie jest się zdanym na łaskę strażnika jak to było do tej pory. Nie upłynęła godzina i do celi wprowadzają starszego już człowieka. Mόj towarzysz, z uśmiechem na ustach rzuca do niego jakieś zdanie po angielsku, z ktόrego zrozumiałem tylko jedno słowo – dollars. Stary nerwowo zaprzecza, dodając, że nie wie o co chodzi. Czyżby handlarze walutą? Być może, ale nie ma to jednak dla mnie żadnego znaczenia. W końcu podają nam kolację, na ktόra składa się suchy chleb i gorzka, czarna kawa. Mamy trochę margaryny, ktόrą dostaliśmy jeszcze w Komisariacie Portowym, dzielimy się nią i szybko zjadamy tę pierwszą w mojm życiu więzienną kolację. Nadchodzi noc a wraz z nią dokuczliwe zimno. To już początek września. Rano mojemu towarzyszowi oznajmiono, że dzisiaj będzie miał kolegium. Korzystając z sytuacji pytam strażnika, co ze mną? Niebawem minie ustawowe 48 godzin od chwili kiedy mnie zatrzymano, powinienem więc być zwolniony albo aresztowany. Strażnik zaś przekonany jest, że zatrzymano mnie dopiero wczoraj po południu, więc – jak mόwi - jeszcze sobie posiedzę. Udaje mi się jednak przekonać go, w czym pomaga mi mόj towarzysz niedoli, że nie odnotowano faktu o przywiezieniu mnie tu z Komisariatu Portowego, gdzie spędziłem pierwszą noc. Sprawdza to i po chwili dowiaduję się od niego, że i ja wobec tego będę miał kolegium. Nie wiem wprawdzie za co, ale niech tam – lepsze to niż dalszy pobyt tutaj. Jedziemy na Al. Czołgistόw. Tutaj dwόch milicjantόw wyprowadza mnie z samochodu i – niczym groźnego przestępce – przytrzymując mnie z dwόch stron, wprowadza do budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Po godzinnym oczekiwaniu na korytarzu dowiaduję się, że kolegium nie odbędzie się, a ja jestem…wolny(!). Jednak dopiero wieczorem, po 56 godzinach bezprawnego przetrzymywania mnie zostaję wreszcie zwolniony. Już wkrόtce, w grudniu, przed tym prezydialnym budynkiem miało dojść do ciężkich starć, podczas ktόrych milicja użyje broni palnej. W proteście przeciwko drastycznej podwyżce cen żywnosci ludzie wyjdą na ulice. Komunistyczne władze w celu stłumienia buntu wprowadzą rόwnież do akcji oddziały wojska. Na ulicach pojawią się czołgi i transportery opancerzone. Padną strzały, zginą ludzie. To właśnie tutaj “Janek Wiśniewski padł”…
eif
O mnie eif

Edward I. Fialkowski Utwórz swoją wizytówkę Edward Ireneusz Fiałkowski, ur. 25 OI 1952 w Szczecinie. W wieku szesnastu lat rozpoczyna swoja walke z komunizmem. W wieku siedemnastu lat zalozyciel mlodziezowego sprzysiezenia antykomunistycznego; jako porucznik Horyn pisal i rozpowszechnial z przyjaciolmi antykomunistyczne ulotki w Olkuszu. W styczniu 1975 zatrzymany przez milicje w trakcie niszczenia tablicy z haslem 30-lecia PRL. Nie ulega wowczas szantazowi, ktoremu zostaje poddany w celu zmuszenia go do wspolpracy z SB. Kilkanascie tygodni pozniej, powolany do odbycia sluzby wojskowej, odmawia jej, za co zostaje skazany na kare wiezienia przez Wojskowy Sad Garnizonowy w Krakowie. Ucieka z Aresztu Wojskowego na Pomorzu, zatrzymany w Poznaniu przez milicje zostaje przetransportowany do wiezienia w Stargardzie Szczecinskim, gdzie odbywa calosc kary, dwoch lat pozbawienia wolnosci. Po opuszczeniu wiezienia, pozbawiony przez dluzszy czas mozliwosci zatrudnienia, jest jednoczesnie szykanowany za to przez milicje. W pazdzierniku 1980 zalozyciel "Solidarnosci" w olkuskim oddziale Wojewodzkiego Przedsiebiorstwa Wodociagow i Kanalizacji, ktory byl pierwszym wolnym zwiazkiem powstalym wowczas przy WPWiK w wojewodztwie katowickim. W 1981 redaktor dwutygodnika MKK NSZZ "S" Ziemia Olkuska, "Nasz Glos". Po 13 grudnia, unikajac aresztowania wspolorganizator podziemnych struktur "S" w Olkuszu. Jako czlonek kierownictwa podziemnych struktur olkuskiej "S", nalezy do tzw.szostki (obok Mariana Barczyka, Stanislawa Gila, Adama Giery, Kazimierz Grzanki oraz Jozefa Strojnego). Wspolpracuje z podziemnym pismem "Solidarnosc Olkuska". Wielokrotnie zatrzymywany, przesluchiwany, pobity przez milicje; w mieszkaniu rewizje. Uczestnik wielu antykomunistycznych demonstracji na terenie calego kraju (m.in. Gdansk, Warszawa, Krakow, Katowice). Po jednej z nich (VI 1982) zatrzymany przez milicje, skazany przez Kolegium ds. Wykroczen na kare wysokiej grzywny. W 1987 brutalnie pobity przez oficera ZOMO w Gdansku, w dniu wizyty Jana Pawla II w tym miescie. Od 1988 na emigracji w USA. Pozostaje aktywnym dzialaczem wsrod Polonii. W 1989 czlonek Nowojorskiego Komitetu Wyborczego Solidarnosci; w trakcie wyborow czerwcowych w konsulacie, maz zaufania "S" w Nowym Jorku z ramienia Komitetu Obywatelskiego Solidarnosc. W 1990 przewodniczacy Komitetu Kampanii Prezydenckiej Lecha Walesy w Nowym Jorku. W wyborach parlamentarnych 1991 reprezentuje w Nowym Jorku Porozumienie Centrum. W 1992, kiedy prezydent L.Walesa aktywnie zaczal zwalczac tendencje dekomunizacyjne, w porozumieniu z pozostalymi bylymi mezami zaufania Walesy na Wschodnim Wybrzezu, wydal oswiadczenie, w ktorym domagal sie jego ustąpienia oraz rozpisania nowych, przyspieszonych wyborow prezydenckich. Czlonek Instytutu Jozefa Pilsudskiego w Ameryce. W latach1989-1996 wspolpracownik polonijnych gazet w Stanach Zjednoczonych. Autor wspomnien z okresu PRL, "Ojczyzno ma...". Obecnie mieszka w okolicach Denver w Kolorado, USA.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura