eif eif
494
BLOG

Pierwsze aresztowanie.

eif eif Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 Rok 73. był dla mnie okresem nowych doświadczeń w mojch kontaktach ze strόżami socjalistycznego porządku. Poprzedni rok minął mi wprawdzie pod znakiem rewizji i zatrzymań na 48 godzin, ale to tego roku użyto wobec mnie po raz pierwszy przemocy fizycznej. Zostałem rownież po raz pierwszy aresztowany. Miało to zresztą bezpośredni związek z kolejnym brutalnym pobiciem mnie przez milicjantόw.
 Jak już wspomniałem, poprzedni rok zdążył przyzwyczaić mnie do wizyt milicji i rewizji w moim mieszkaniu, nie zdziwiłem się więc zbytnio, kiedy pewnego majowego dnia zobaczyłem w moich drzwiach trzech milicjantόw. Na samym wstępie powiedzieli, że chcą ze mną porozmawiać. Szybko jednak ujawnili prawdziwy cel wizyty, gdy jeden z nich stwierdził, że chcą przeszukać dom. Zapytałem wόwczas – mając już dobrą szkołę – o nakaz rewizji. Okazała się, że go nie mieli. Nie zezwolę na to, dopόki nie przedstawicie mi prokuratorskiego postanowienia o przeszukaniu – powiedziałem. Ich reakcja była gwałtowna i całkowicie mnie zaskoczyła. Jeden z nich wyciągnął kajdanki, a dwaj pozostali chwycili mnie za ręce. Wtedy ten pierwszy zaczął mi je zakładać. Przewrόcili mnie na ziemię i – już skutego – zaczęli bić. Już w samochodzie, jeden z funkcjonariuszy milicji – trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że cały czas byłem skuty – uderzył mnie silnie w twarz kastetem, zadając mi głęboką, ciętą i obficie krwawiącą ranę. Ten właśnie fakt zadecydował pόźniej o wydaniu nakazu aresztowania mnie przez prokuratora, ktόry osłaniał w ten sposόb milicjantόw, dokonujących przecież nic innego, jak tylko pospolitego, bandyckiego rozboju. Bito mnie jeszcze na komendzie. Byłem cały zalany krwią gdy odprowadzono mnie w końcu do celi. Pόźniej prokurator Dyląg uzasadniając zastosowanie wobec mnie tymczasowego aresztowania, stwierdził że dopuściłem się czynnej napaści na funkcjonariuszy MO(!) Była to w tym czasie w PRL, nagminnie stosowana forma represji wobec przeciwnikόw panującego systemu. Ale o tym miałem dowiedzieć się dopiero po latach. Pόki co, wywieziono mnie do Aresztu Śledczego w Sosnowcu. Miałem tu spędzić pięć, długich tygodni…

 Tymczasem poza murami więzienia trwały intensywne zabiegi mojej rodziny, przyjaciόł oraz koordynującego je obrońcy, mające na celu uwolnienie mnie. A nie były one wcale łatwe. Oskarżenie o czynną napaść na funkcjonariusza milicji podczas pełnienia przez niego służby należało do bardzo poważnych. To na skuteczności działań milicji opierała się przecież cała siła władzy ludowej. Jenak wiele osόb, znających mnie od lat, nie zawachało się wόwczas wydać mi bardzo dobrych opinii na piśmie, ktόre zebrane razem przesłane zostały do olkuskiego sadu, wspomagając apelację mego obrońcy od prokuratorskiego nakazu aresztowania. Mimo to, że zabiegi te wydawały się wtedy beznadziejne, dały jednak w końcu oczekiwany rezultat, gdy pod koniec czerwca uchylono areszt wobec mnie i nareszcie znalazłem się poza murami więzienia. Podczas całego mego pobytu w celi sosnowieckiego aresztu, Gabi, dziewczyna z ktόrą spotykałem się przed aresztowaniem, pisała pamiętnik, ktόry ofiarowała mi pόźniej, w dniu mego uwolnienia. Motto jej codziennych notatek brzmiało: “kocham wolność, swobodę, wolną drogę przez świat, gdzie nikt mnie nie powstrzyma…”. Ale do wolności była jednak długa droga i jeszcze wiele miało się wydarzyć…Po powrocie do domu oddano mnie pod dozόr milicji. Oznaczało to, że muszę meldować się w olkuskiej komendzie milicji dwa razy w tygodniu. Na prośbę mego obrońcy, prokuratura wydała mi zezwolenie na opuszczenie miasta w sierpniu, co pozwoliło mi odwiedzić Wybrzeże. Pierwszym celem mojej podrόży była jednak Częstochowa, gdzie 16 sierpnia, na Jasnej Gόrze odbywała się pielgrzymka hippisowska, niezależne uroczystości w imię miłości i wolności. Zlot młodych ludzi, dla ktόrych J. Joplin, J Hendrix i festiwal w Woodstock to symbole Wolności, a nie jak niektόrzy chcieli to widzieć, tylko długich włosόw, narkotykόw i “zgniłego zachodu”. Zlot był też formą protestu przeciwko odgόrnie narzuconemu modelowi życia. Ale na takie, niezależne ruchy młodzieżowe – tak jak i na każde inne – w peerelu nie było miejsca. Już samo zainteresowanie subkulturą zachodnią było czymś wysoce nagannym. Należało patrzeć na Wschόd, a nie na Zachόd. Do Częstochowy udaliśmy się w czwόrkę. Poza Jerzym G., ktόry będzie mi pόźniej towarzyszył w podrόży do Gdańska byli jeszcze, zaprzyjaźniony ze mną Leszek Szczurowski oraz T., nasz znajomy z Warszawy. 

Byliśmy już u podnόża Jasnej Gόry, gdy nagle zatrzymało nas pięciu oficerow Służby Bezpieczeństwa. Elegancko ubrani panowie, w jasnych garniturach, w krawatach zaprowadzili nas do Komendy Milicji, niedaleko hotelu “Patria”. Tam, na czwartym piętrze budynku komendy zostalismy pobici w sposob jakiego nie powstydziłoby się osławione gestapo. W stosunku do mnie użyli pięści, nόg, a na koniec pałek. A dlaczego? Dlatego, że tego dnia chcieliśmy być w klasztorze jasnogόrskim. Już na samym początku, z okrzykiem: co!, Polska Ludowa ci się nie podoba!?, czemu towarzyszył silny cios zadany mi w twarz, jeden z esbekόw zerwał z mojej piersi pamiątkowy medal z okresu Powstania Styczniowego, na ktόrym wokόł orła w koronie był napis: Boże zbaw Polskę. Pobicia uniknął tylko T. Gdy dowiadują się, że jego ojciec przebywa na placόwce w Moskwie, natychmiast wyprowadzają go do sąsiedniego pokoju i zwalniają. Tego dnia już go więcej nie spotkamy. Po jakimś czasie, pojedynczo wypuszczają i nas, dając każdemu trzydzieści minut na opuszczenie mista. Na dworcu kolejowym, gdzie się spotykamy, żegnamy się z Leszkiem Szczurowskim, ktόry wraca do Olkusza, a z Jerzym udajemy się w dalszą drogę do Gdańska.

 Po tym co wydarzyło się w Częstochowie, sopocki deptak na ul. Monte Cassino mόgł wydać się innym światem. I takim mi się wydawał. Ale były to tylko złudzenia... Radosny, wakacyjny nastrόj deptaka pozwalał mi jednak na chwilę zapomnieć o ponurej peerelowskiej rzeczywistości. Chociaż co jakiś czas skutecznie przypominały mi o tym zbolałe miejsca po ciosach zadawanych u stόp Jasnej Gόry…

 Pod koniec pobytu na Wybrzeżu, w gdyńskim basenie jachtowym poznałem znanego żeglarza, Zbigniewa Puchalskiego, ktόry – obok T. Remiszewskiej i K. Baranowskiego – brał udział w ubiegłorocznych Atlantyckich Regatach Samotnych Żeglarzy. Przygotowywał się właśnie do regat wokόłziemskich na jachcie “Copernicus”. Był to czas, kiedy jachty i żeglowanie były moim wielkim marzeniem. Prawie tak wielkim, jak marzenia o upadku komunizmu. Właściwie nigdy nie spełnionym, jeśli nie liczyć tych kilku drobnych przygόd na wodach Zatoki Gdańskiej i na Mazurach. Bo przecież nie o takim żeglowaniu wtedy marzyłem…Po miłej rozmowie otrzymałem autograf od Z. Puchalskiego i zaproszenie żeglarza do odwiedzin pokładu “Copernicusa” następnego dnia. Był to człowiek, ktόry mόgł naprawdę imponować: bardzo energiczny, pewny siebie i jednocześnie pełen wewnętrznego spokoju…Było widać, że jest człowiekiem szczęśliwym, spełnionym, a takich w peerelu nie spotykało się często. Gdy w pewnej chwili zapytałem go, co dzieje się z “Mirandą”, jachtem na ktόrym odbył samotną żeglugę przez Atlantyk /pόźniej opłynie jeszcze samotnie na tym jachcie Ziemię/, uśmiechnął się głęboko, jakgdyby pytanie moje wyzwoliło w nim uśpiony, nową wyprawą, sentyment do tego jachtu i wskazując na wyslipowany jacht na nabrzeżu odpowiedział mi: “Miranda”?…,o tam, odpoczywa sobie. Niespodziewaną pamiatką z tego dnia były dla mnie zdjęcia robione przez reporterόw, ktόre pόźniej zamieszczono w rόżnych czasopismach /jak np. “Morze”/, na ktόrych ze zdziwieniem odnalazłem rόwnież siebie na pokladzie “Copernicusa”.“Copernicus” był już wόwczas gdzieś na Oceanie Jndyjskim. Zanim to jednak nastąpiło, pod koniec września, w sądzie olkuskim odbyła się rozprawa przeciwko mnie z oskarżenia o “czynną napaść na będących w służbie funkcjonariuszy milicji”. Zostałem uznany winnym, bo inaczej przecież, wbrew oczywistym faktom, być nie mogło i skazano mnie na jeden rok i cztery miesiące pozbawienia wolności, z zawieszeniem kary na cztery lata. Tak naprawde wyrok ten, w όwczesnych warunkach politycznych, pomimo że uznający mnie winnym, był dowodem mojej niewinności, ze względu na łagodność orzeczonej kary. Obciążono mnie rόwnież kosztami sądowymi w wysokości 3.237 zł. Tak więc socjalistycznej sprawiedliwości stało się zadość. Przed sądem wystąpiłem w dzinsowej kurtce, ktόra na wysokości serca wyszyte miała slowa: Boże zbaw Polskę. Dokładnie takie, jak na medalu zerwanym mi z piersi przez esbeka w Częstochowie.
eif
O mnie eif

Edward I. Fialkowski Utwórz swoją wizytówkę Edward Ireneusz Fiałkowski, ur. 25 OI 1952 w Szczecinie. W wieku szesnastu lat rozpoczyna swoja walke z komunizmem. W wieku siedemnastu lat zalozyciel mlodziezowego sprzysiezenia antykomunistycznego; jako porucznik Horyn pisal i rozpowszechnial z przyjaciolmi antykomunistyczne ulotki w Olkuszu. W styczniu 1975 zatrzymany przez milicje w trakcie niszczenia tablicy z haslem 30-lecia PRL. Nie ulega wowczas szantazowi, ktoremu zostaje poddany w celu zmuszenia go do wspolpracy z SB. Kilkanascie tygodni pozniej, powolany do odbycia sluzby wojskowej, odmawia jej, za co zostaje skazany na kare wiezienia przez Wojskowy Sad Garnizonowy w Krakowie. Ucieka z Aresztu Wojskowego na Pomorzu, zatrzymany w Poznaniu przez milicje zostaje przetransportowany do wiezienia w Stargardzie Szczecinskim, gdzie odbywa calosc kary, dwoch lat pozbawienia wolnosci. Po opuszczeniu wiezienia, pozbawiony przez dluzszy czas mozliwosci zatrudnienia, jest jednoczesnie szykanowany za to przez milicje. W pazdzierniku 1980 zalozyciel "Solidarnosci" w olkuskim oddziale Wojewodzkiego Przedsiebiorstwa Wodociagow i Kanalizacji, ktory byl pierwszym wolnym zwiazkiem powstalym wowczas przy WPWiK w wojewodztwie katowickim. W 1981 redaktor dwutygodnika MKK NSZZ "S" Ziemia Olkuska, "Nasz Glos". Po 13 grudnia, unikajac aresztowania wspolorganizator podziemnych struktur "S" w Olkuszu. Jako czlonek kierownictwa podziemnych struktur olkuskiej "S", nalezy do tzw.szostki (obok Mariana Barczyka, Stanislawa Gila, Adama Giery, Kazimierz Grzanki oraz Jozefa Strojnego). Wspolpracuje z podziemnym pismem "Solidarnosc Olkuska". Wielokrotnie zatrzymywany, przesluchiwany, pobity przez milicje; w mieszkaniu rewizje. Uczestnik wielu antykomunistycznych demonstracji na terenie calego kraju (m.in. Gdansk, Warszawa, Krakow, Katowice). Po jednej z nich (VI 1982) zatrzymany przez milicje, skazany przez Kolegium ds. Wykroczen na kare wysokiej grzywny. W 1987 brutalnie pobity przez oficera ZOMO w Gdansku, w dniu wizyty Jana Pawla II w tym miescie. Od 1988 na emigracji w USA. Pozostaje aktywnym dzialaczem wsrod Polonii. W 1989 czlonek Nowojorskiego Komitetu Wyborczego Solidarnosci; w trakcie wyborow czerwcowych w konsulacie, maz zaufania "S" w Nowym Jorku z ramienia Komitetu Obywatelskiego Solidarnosc. W 1990 przewodniczacy Komitetu Kampanii Prezydenckiej Lecha Walesy w Nowym Jorku. W wyborach parlamentarnych 1991 reprezentuje w Nowym Jorku Porozumienie Centrum. W 1992, kiedy prezydent L.Walesa aktywnie zaczal zwalczac tendencje dekomunizacyjne, w porozumieniu z pozostalymi bylymi mezami zaufania Walesy na Wschodnim Wybrzezu, wydal oswiadczenie, w ktorym domagal sie jego ustąpienia oraz rozpisania nowych, przyspieszonych wyborow prezydenckich. Czlonek Instytutu Jozefa Pilsudskiego w Ameryce. W latach1989-1996 wspolpracownik polonijnych gazet w Stanach Zjednoczonych. Autor wspomnien z okresu PRL, "Ojczyzno ma...". Obecnie mieszka w okolicach Denver w Kolorado, USA.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura