Marta Magdalena Marta Magdalena
386
BLOG

Opowieść dygresyjna o leku częściowo zakazanym

Marta Magdalena Marta Magdalena Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 26
A nie... to nie o tym, o czym teraz się dyskutuje, ale o innym leku niemal równie dawno stosowanym, który działa na to, na co kiedyś działał, a nie tylko na to, na co się "systemowo" go przepisuje.

[ Rozmaitości ] -> [ Zdrowie ]


Był początek 1983 r., gdy do mnie - przyszłej matki - dotarła mała przesyłka zawierająca tubkę maści z dołączoną do niej niebieską karteczką, na której drżąca ręka starszej pani skreśliła słowa takie: "DLA, Dziecka smarowach jak ma tyLek czerwona". Starsza pani mieszkała od drugiego roku życia we Francji, gdzie znaleźli się jej rodzice (i ona sama) jakoś w czasie pierwszej wojny światowej, więc po polsku mówiła i pisała niedoskonale, ale na pewno lepiej, niż ja po francusku (po czterech latach nauki tego języka w liceum). Starszej pani już dawno nie ma między nami, ale karteczka jest pieczołowicie przechowywana w domowym archiwum...

Na szczęście maści nie trzeba było często stosować, więc - prawie niezużyta - spoczywała w lodówce jeszcze długo po swoim terminie ważności. Upłynęło lat dwadzieścia pięć... no co? tubka nie zajmowała dużo miejsca, poza tym ciągle kojarzyła się z tą niebieską karteczką - jak tu takie wspomnienie wyrzucić?

Był czerwiec 2008 r. Wybraliśmy się z kolegą na nadbużańskie łąki i przez cały dzień fotografowaliśmy świat bez słupów elektrycznych i innych oznak cywilizacji. Gdy spotkaliśmy stado krów przepływających odnogę rzeki, poczuliśmy się jak na safari. Zmrok zastał nas w odległości dwóch kilometrów od miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód. I wtedy zaatakowały nas moskity. To znaczy komary, ale w takiej masie, że powietrze było od nich gęste. Biegliśmy starając się nie otwierać ust, żeby tych komarów nie łykać (co nie całkiem się udało). Wreszcie znaleźliśmy się w samochodzie i wyruszyliśmy w drogę do domu. Ja za kierownicą, kolega jako pasażer (bo kolega wypił wcześniej trzy piwa, a ja byłam bezalkoholowa). No i w czasie tej jazdy zaczęły mi puchnąć nogi - stopy, kostki, łydki - tam gdzie komary kłuły najchętniej.

W połowie drogi stopy przestały mi się mieścić w butach i żeby kontynuować jazdę, musiałam pożyczyć od kolegi jego sandały (większe o kilka rozmiarów od moich). Gdy dotarłam do domu, wyglądałam, jakbym miała słoniowaciznę, moja skóra miała kolor krwisto-czerwony, a gdy wezwani na pomoc moi rodzice zaczęli liczyć widoczne ślady po komarzych ukłuciach, doliczyli się ich ponad dwustu i odpuścili dalsze liczenie. W międzyczasie łyknęłam już sporo wapna i zużyłam domowy zapas Fenistilu, ale bez jakiejkolwiek poprawy stanu. Temperatura skoczyła mi do 38,8 st.C. Tata powiedział: "zawiozę cię na nocny dyżur lekarski", ale że właśnie moczyłam się w wannie z chłodną wodą z krochmalem, odpowiedziałam: "może trzeba będzie, ale na razie zajrzyj - proszę - do mojej lodówki i przynieś mi wszystkie leki i maści, które tam znajdziesz". I wtedy właśnie po 25 latach światło dzienne ujrzała nieco przygnieciona tubka maści, co to była przeznaczona "DLA, Dziecka smarowach jak ma tyLek czerwona". Wylazłam z wanny, osuszyłam się i rozprowadziłam odrobinę maści po skórze na łydce. Co za ulga! prawie natychmiastowa! po kwadransie od zastosowania maści rumień zaczął ustępować, a po dwóch godzinach prawie nie było po nim śladu. Zostały tylko małe ciemne punkty po nakłuciach. Setki tych punktów, pewnie ponad pięćset (nie, nie liczyłam...). Do rana temperatura mi ustąpiła, ale to nie był koniec historii.

Od czasu tego komarzego ataku powstała u mnie nadwrażliwość na jad owadów. Średnio co trzecie ukłucie komara powoduje u mnie dramatyczną reakcję. Na szczęście bez wstrząsu anafilaktycznego (tzn. dotąd mi się nie przydarzył), ale zapalenie opon mózgowych było bliskie (stop! tu nie będzie kolejnej dygresji!)

Jedyne, co mnie ratuje i chroni przed powikłaniami, to właśnie ta maść "DLA, Dziecka smarowach jak ma tyLek czerwona". Ta maść teraz nazywa się Crotamiton (tamta francuska nosiła inną nazwę) i jest na receptę. Według Wiki: Krotamiton (łac. crotamitonum) – organiczny związek chemiczny, lek o działaniu przeciwświerzbowym oraz łagodzącym świąd. ... Mechanizm działania krotamitonu jest nieznany. Wskazaniami są leczenie świerzbu, objawowe leczenie świądu alergicznego i świądu po ukąszeniu owadów.

No super! Tylko że kilkanaście lat temu się okazało, że "system" pozwala lekarzowi POZ przepisać ten lek pacjentowi, który ma świerzba i tylko wtedy. Bo w moim przypadku, to już nie (bo nie!) Jak ten mój problem został rozwiązany przez rozumną lekarkę? Ano tak, że do mojej karty pacjenta zostało wpisane, że zdiagnozowano u mnie świerzba i odpowiednia furtka się otwarła. Od tego czasu mam zawsze na stanie trzy tubki Crotamitonu, a w sezonie komarowym z jedną z nich się nie rozstaję, tak jak inni alergicy nie rozstają się z EpiPenem.

Można więc uznać, że rzecz zakończyła się happy-endem. Przecież "system" łyknął mojego "świerzba" :) A poza tym to na Allegro można kupić Eurax z zawartością 10% krotamitonu. Ha!

Ale cicho sza! Niech no tylko Ministerstwo Zdrowia nie zleci Agencji Badań Medycznych przeprowadzenia "badań klinicznych" krotamitonu, zwłaszcza że mechanizm jego działania jest nieznany.

PS Bezlitosny Internet pamięta to

https://web.archive.org/web/20120714205823/https://pl.wikipedia.org/wiki/Amantadyna

Podobno o człowieku świadczy to, kto się boi jego pytań i komentarzy. Moich pytań i komentarzy boją się (chronologicznie): * Stary * Renata Rudecka-Kalinowska * Novalijka * Francis.de * trust and control * Starosta Melsztyński * slej2 * dziennikarzobywatelski * fgb * Iskra.SH * norach * Siff * AndrzejR2

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości