Tragiczna katastrofa pod Smoleńskiem, bardziej niż cokolwiek innego, ukazała całą słabość demokracji parlamentarnej w Polsce. Zginęło trzydziestu kilku parlamentarzystów i działaczy politycznych, a ich koledzy nie byli w stanie zachować się w adekwatny sposób. To zwykli ludzie zorganizowali żałobę po prezydencie Kaczyńskim, a póżniej dopomogły im w tym Kościół Katolicki i władze samorządowe.
Jedynym politykiem, który próbował nawiązać kontakt z narodem był marszałek Komorowski. Uczynił to jednak z wdziękiem czołgu, organizując coś w rodzaju wiecu wyborczego. Ludzie go wygwizdali i słusznie. Patrząc na te setki tysięcy osób stojacych po kilka, a nawet kilkanaście godzin w kolejce, by oddać hołd zmarłemu prezydentowi, nie sposób nie zadac sobie pytania: gdzie oni wszyscy byli, gdy przez cztery i pół roku środki masowego przekazu oczerniały i wyszydzały Lecha Kaczyńskiego?
Odpowiedź jest prosta - nikt ich nie zorganizował, ani nie podpowiedział, jak należy przeciwstawić się nagonce. Nie jest przecież prawdą, że na media nie ma mocnych. Można je bojkotować i wysyłać do nich tysiące listów, maili i sms-ów z protestami. Jak pokazują przykłady z USA, jeszcze bardziej skuteczne jest wysyłanie do siedzib firm, reklamujących się w środkach masowego przekazu, informacji o tym, iż jeśli nie przestaną zamieszczać reklam w tych szmatławcach, to my przestaniemy kupować ich produkty. Perspektywa utraty setek tysięcy klientów spowoduje wywarcie nacisku na redakcje i zakończenie kampanii oszczerstw.
Czemu nikt nie skorzystał z tych wzorów? Wynika to bezpośrednio z charakteru polskich partii politycznych i polskiej klasy politycznej. Przypomina ona oddziały okupacyjne w podbitym kraju, nie mając praktycznie żadnego zaplecza w narodzie. Tylko PSL ma w terenie swoich wójtów, sołtysów i strażaków z OSP. Dawniej także SLD mogło korzystać ze struktur dawnego PZPR-u, ale po dwudziestu latach wykruszyły się one w sposób naturalny. Inne partie nie istnieją poniżej szczebla miasta powiatowego. Politycy nasi utworzyli wyizolowaną i nieliczną kastę, panicznie obawiającą się swoich wyborców. Tylko raz na cztery lub pięć lat działacze polityczni starają się zachęcić ludzi do głosowania. Poza tym najchętniej zapomniano by o istnieniu szerokich rzesz obywateli.
Trzeba też przyznać, że i sami obywatele bynajmniej do polityki się nie palą. Panuje powszechne przekonanie, iż jest to dziedzina wstrętna i brudna, której lepiej unikać. Frekwencja w wiekszości wyborów nie przekracza czterdziestu kilku procent. Z 47-iu tysiecy członków PO tylko 22 tysiace wzięło udział w szeroko reklamowanych prawyborach. Tak więc demokracja parlamentarna w Polsce jest właściwie tylko fasadą, za która kłębią się różne mafie i grupy interesów.
stara, tłusta, goła i wesoła (http://naszeblogi.pl/blog/196) (http://niepoprawni.pl/blog/6206)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka