Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer
87
BLOG

Ech, ta profesorska subkulturka...

Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer Polityka Obserwuj notkę 10

Nasz salonowy Sorre, nadworny specjalista od dzielenia włosa na czworo, popełnił dzisiaj coś niesamowitego. Rzecz pionierską. Można by rzec epokowo-opokową. Tylko tak można nazwać recenzję recenzji książki, której się nie czytało (Ryszard Legutko "Esej o duszy polskiej"). Kiedy zaznajamiałem się z tekstem, przed oczyma stanęła mi pamiętna scena z "Rejsu" Piwowskiego, gdzie "kałowiec" grany przez Stanisława Tyma recenzuje na zebraniu pokładowym do swoich kolegów: "Ja, ponieważ nie słyszałem tej piosenki, chciałbym powiedzieć parę słów na jej temat". Profesor Sadurski - jak przystało na ważną osobę na naszej salonowej krypie - wychodzi z podobnego założenia.

A ja? Cóż. Wiedziony oślepiającym blaskiem postępu, postanowiłem podąrzyć śladem naszego promyka wygibaśności i napisać rzecz równie pionierską (recenzje recenzji recenzji). I podobnie jak wielce szanowny Profesor Sadurski zastrzegam - nie czytałem książki profesora Legutki, która jest bazą niniejszego dyskursu a moje żałosne wypociny są jedynie reakcją na reakcje omówienia.

Zaczynając od początku. Pierwsze przekłamanie, jakim kłuje tekst profesora, to mała sugestyjka, że Bronisław Wildstein jest "entuzjastycznym zwolennikiem tez Profesora Legutki". Abstrahując od tego, że za tą drobną szpileczką sugerującą intelektualny bezwład redaktora z "Rzeczpospolitej" nie stoją żadne fakty, należy stwierdzić, że słowo entuzjazm jest wyjątkowo źle użyte w stosunku do wypowiedzi o charakterze minorowym. Przeczytałem tekst Wildsteina kilkakrotnie i uważnie. Niezauważyłem tam entuzjazmu. Jedyne co, to zgoda z Legutką jeżeli chodzi o ważność porusznych problemów i żal z powodu ich braku w powszechnej debacie.

Dalej, Profesor bierze na widelec cytat z w/w wypowiedzi Wildsteina o następującej treści:

"...ostatnie 70 lat historii naszego kraju to konsekwentne niszczenie polskiej tradycji, które powoduje, że Polska dziś to kraj o zerwanej ciągłości. Przez ten okres „Polacy są nieomal wyłącznie przedmiotem historii, a Polska [współczesna] jest wspólnotą względnie nową, zakorzenioną w dziejach ostatnich 70 lat, o słabym związku ze wszystkim, co ten okres poprzedzało". Jest to kraj o słabej tożsamości, którą elity nasze egzorcyzmują ciągle pod hasłem walki z nacjonalizmem, powodując, że, jak pisze Legutko, Polska jest „krajem antynacjonalizmu bez nacjonalistów". W efekcie u Polaków dominuje kompleks niższości, tak odmienny od pewności siebie narodów, które potrafią sprostać wyzwaniom czasu".

Po czym dziarsko, z precyzją prawnika i zajadłością specjalisty od odwracania kota ogonem, punktuje (cytaty kurysywą):

1. "Niszczeniem polskiej tradycji były oczywiście rządy komunistyczne, ale nie jest to - MOIM ZDANIEM - równoznaczne z „konsekwentnym niszczeniem polskiej tradycji" w ogóle, bo depozytariuszem tradycji jest społeczeństwo, a nie rząd.(...)"

Czym się różni "niszczenie" od "konsekwentnego niszczenia"? Wydaje się, że jedynie nieznacznym stopniem precyzji. Czy żaden rząd (nawet totalitarny) nie jest w stanie zmienić lub zaszkodzić rządzonemu społeczeństwu? Praktyka naszej historii oraz problemy z mentalnością społeczeństwa po wyjściu z komunizmu pokazują coś odwrotnego. Nadto, Profesor prześlizguje się po zasygnalizowanym w tekście Wildsteina problemie, beztrosko pomijając zjawisko postkomunizmu. Zapomina o tym, że III RP w swojej istocie zapewniała ciągłość władzy (do pewnego stopnia) i elitom (w pełnym stopniu) z czasów PRL-u, a co za tym idzie - konsekwentnemu stosowaniu metod z czasów komunistycznego totalitaryzmu.

2. "Nie jest prawdą, MOIM ZDANIEM, że „wspólnota" polska ma słaby związek z tradycjami poprzedzającymi ostatnie 70 lat : w moim przekonaniu, Polska jest o wiele bardziej „historycznym społeczeństwem" niż wiele innych, w tym sensie, że odniesienia do historii (zwłaszcza XIX-wiecznej) mają dużo większą nośność niż w innych społeczeństwach, zwłaszcza na zachodzie Europy i w USA."

O tym jak silny jest związek z ową przeszłością świadczy poziom wiedzy historycznej u młodych ludzi w wieku maturalnym. Połowa z nich nie jest w stanie odróżnić Powstania Listopadowego od Styczniowego. Co do Stanów Zjednoczonych - mam wrażenie, że profesor Sadurski przekroczył granice nonsensu. Amerykanie świetnie znają XIX-wieczną historie swojego państwa (był to między innymi czas wojny secesyjnej, która zaowocowała zniesieniem niewolnictwa) i co dużo bardziej istotne - są z niej bardzo, ale to bardzo dumni.

3. "Nie jest prawdą, MOIM ZDANIEM, że polskie elity w kółko walczą z nacjonalizmem. Jedne z nacjonalizmem walczą, inne - nacjonalizm promują.(...)". I dalej w punkcie 4. "Nie jest prawdą, MOIM ZDANIEM, że Polska jest krajem antynacjonalizmu bez nacjonalistów.(...)"

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w tym miejscu Sadurski dokonuje charakterystycznej i typowej dla środowisk związanych z Czerską manipulacji. Utożsamianie nacjonalizmu z patriotyzmem jest dosyć popularną metodą walki z rzekomym Ciemnogrodem. Te same rzeczy, które na codzień robią Amerykanie (wieszanie flagi, podkreślanie wagi narodowej wspólnoty i szczególnej roli swojego kraju, etc.) w Polsce są powodem do tanich, żeby nie powiedzieć niechlujnych oskarżeń o nacjonalizm. Gdzie, Panie Profesorze, znajdzie Pan w Polsce "nacjonalizm", który jest chociażby w połowie tak groźny jak środowisko niemieckich neonazistów? Czy na tle takich krajów jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania Polacy rysują się jako społeczeństwo rzeczywiście zagrożone nacjonalizmem? Wolne żarty.

5. "Nie jest prawdą, MOIM ZDANIEM, że wśród Polaków dominuje kompleks niższości, odróżniający nas rzekomo od pewności siebie innych narodów.(...)."

Hmm...Tutaj wystarczy przypomnieć całą politykę zagraniczną prowadzoną przez pierwsze 16 lat III RP i zestawić je z powiedzeniem profesora Bartoszewskiego o tym, że "Polska jest brzydką panną bez posagu, która powinna się uśmiechać...". Jeżeli to nie jest kompleks niższości to co nim jest?

Sadurski swoim tekstem potwierdza moje obawy, co do tego że dla wielu ludzi w Polsce nie tyle istotny jest sam dyskurs ile pozycja jaką się w nim zajmuje. Nie ważne jest jaką masz wiedzę na dany temat. Ważne jest jaki jest twój przysłowiowy punkt siedzenia. Możesz mieć kompedium informacji i sprawdzony komplet recept, ale jeżeli nie posiadasz odpowiedniego miejsca w hierarchi - won! Twoje uwagii popłyną prostą drogą do kosza. I odwrotnie - jeżeli jesteś osobą na właściwym miejscu i po właściwej stronie, możesz sobie pozwolić na mędzenie bez sensu. Bez dogłębnej znajomości tematu. Ludzie tego nie zrozumieją, ale niewykluczone, że będą musieli kupić.

Nie mam żalu do Pana Sadurskiego o to, że z właściwą sobie dyskrecją i delikatnością wbija zęby w swojego kumpla, wobec którego ma kompleksy. Długa tradycja podsrywaczy mieniących się inteligencją do czegoś zobowiązuje. Mam żal o to, że jako profesor nauk prawniczych przystępuje do dyskusji bez dogłębnej znajomości tematu i w sposób zamierzony dokonuje zniekształcania pojęć.

Byłoby to dopuszczalne gdyby oprócz atakowania (tych których należy atakować rzecz jasna) dołączył do wywodów swoje definicje pojęć jakimi się posługuje (najlepiej poparte przykładami). Coś co świadczyłoby o świadomym operowaniu pojęciami pejoratywnymi. Niestety, nie zrobił tego. Być może dlatego, że polityczna poprawność polegająca na zwalczaniu wszelkiego rodzaju *izmów rzuciła się wyżej wymienionemu luminarzowi europejskich nauk prawnych na mózg, przez co najlapiodarniej mówiąc - something pojebałos.

Pozdrawiam

 

PS: A swoją drogą. Problemy podniesione przez Legutkę w "Eseju..." są istotne. I z tego powodu Profesorowi Sadurskiemu należą się podziękowania za podjęcie tematu.

Polecam:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka