Kataryna napisała dzisiaj krótki tekst na temat kontrolowanej ekspiacji pani Weroniki M-P w programie Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego. Informacja o prawniczej "autoryzacji" jednego z flagowych programów TVN mówi sama za siebie. Żurnaliści zgadzając się na warunki podyktowane przez prawnika oskarżonej o łapówkarstwo wystąpili w roli narzędzia adwokata, łamiąc przy okazji kilka podstawowych zasad dziennikarskiej rzetelności.
Po pierwsze. W swoim programie zaprezentowali tylko i wyłącznie punkt widzenia osoby przyłapanej na gorącym uczynku. Nic mi nie wiadomo o tym, żeby była przynajmniej próba zaproszenia do studia rzecznika CBA lub człowieka odpowiedzialnego za ich prowokację. Po drugie. Cały program został przygotowany przed postawieniem zarzutów co można i należy odbierac jako medialny nacisk na rozpatrzenie sprawy zgodnie z życzeniem oskarżonej. Po trzecie. Fakt, iż Morozowski z Sekielskim zgodzili się na faktyczne ocenzurowanie wypowiedzi oskarżonej Weroniki M-P może sugerować, iż nie tylko zadbano o "upudrowanie" odpowiedzi, ale zrezygnowano także z zadawania kłopotliwych pytań. Po czwarte. Pani Weronika M-P jest związana z koncernem TVN co pozwala wysnuć wniosek, iż mamy do czynienia z medialną obroną koleżanki (jedni piszą listy, inni robią programy).
W związku z powyższym nasuwa się kilka pytań. Co by się stało gdyby do studia "Teraz My" przyszedł Mariusz Kamiński ze swoim adwokatem i poprosił o prawo do podobnej cenzury? Z tego co mi wiadomo były szef CBA również znajduję się w sytuacji procesowej więc teoretycznie rzecz biorąc mógłby wykonać podobnego łamańca. Czy gdyby zarządał tego samego co Weronika M-P i jej pełnomocnik prawny, panowie Morozowski i Sekielski przyjeli by to z podobnym zrozumieniem? Powiem wprost: Nie chce mi się w to wierzyć.
Powyższy wywód skłania do wniosku, iż panowie Morozowski z Sekielskim, laureaci wielu prestiżowych nagród środowiska dziennikarskiego, popisali się złą wolą, głupotą lub w najlepszym wypadku kolesiostwem. Z premedytacją zrezygnowali z obiektywizmu na rzecz zorganizowanej obrony swojej koleżanki z pracy. Oblekanie mało wiarygodnych wyznań osoby przyłapanej na gorącym uczynku w medialne show dodatkowo dyskretnie moderowane przez sowicie opłacanego prawnika trudno nazwać dziennikarstwem. Trzeba i warto powiedziec wprost, że wyżej wymieniony program można było odebrać jako element medialnej osłony zwyczajnych przestępców, którzy dzisiaj próbują nam wmówić, że ich wrobiono.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka