Pan Premier z godnością powiedział "nie". Dziennikarze się zachwycają. Robota stoi. Dzisiejszy spektakl Premiera był jak zwykle fotogeniczny i starannie wyreżyserowany. Na pierwszym planie - On. Pan Premier. Na drugim - Ona. Polska. Zrobiona na zielono. Garść całkiem zgrabnie dodanych komunałów układających się w narrację o potrzebie modernizacji i jakimś wyścigu. Żadnych konkretów na temat reform i zmian w państwie. Fajowo jak zwykle. Tylko założyć trampki i pobiegać.
Wydaje się, że cały ten sitcom powinien już znużyć. Wynika z niego, że sztuka sprawowania władzy to żonglerka pustym słowem i tanim gestem. Miało być miło i nowocześnie. Tymczasem jest tak jak było przed aferą Rywina. Po Lwie przyszedł Rychu z Mirem a Rokitę z Nałęczem zastąpili Sekuła z Czumą.
Po dwóch latach należy zapytać do czego obecnie rządzącym potrzebna jest włądza i co pozostało z obietnic PO? Co się stało ze słynnymi dziesięcioma deklaracjami Donalda Tuska? Co takiego mogą nam zaproponować spryciarze z PO poza rytualną nienawiścią do politycznej konkurencji i bliźniaków?
Pozdrawiam
PS: Dzisiejsza deklaracja Tuska nie oznacza kompletnie nic. Mam wrażenie, że Tusk się jeszcze może z niej wycofać. Wszystko zależy od stopnia kompromitacji Platformy w komisji hazardowej.
Inne tematy w dziale Polityka