Jestem gorącym zwolennikiem filmu "Dom nad rozlewiskiem" jego sielskość , malowniczość i spokój sprzyjają wyciszeniu przed moim każdym następnym tygodniem pracy. Z ekranu telewidz wita się z Panią Brodzik, po której widać 2-letni okres rozbratu z aktorstwem ale nie jest to wg mnie minusem ponieważ Pani Joanna posiada tyle aparycji i sympatii, że przyjemnie patrzeć na naszą jedną z najpiękniejszych aktorek niedawną "Magdę M.". Mnie jednak zadziwiia sama realizacja filmu z napisami na ekranie (chyba dla tych mądrych inaczej) i dla natarczywej i krzykliwej reklamy. Otóż na ekranie możemy upiec ciasto na oleju słonecznikowym, możemy przejechać się samochodem SUZUKI czy konstruktywnie popracować przy pomocy laptopa TOSHIBA.
Każdy następny odcinek będę oczekiwał na podobne czynności, np:
Czym Joanna myje naczynia ?
Czym Joanna robi zupę?
Jakie ubrania Joanna kupuje?
Jaką gazetę Joanna czyta?
itd.
Przypominam sobie pewien fragment powieści "Ani z Zielonego wzgórza", jak to Ania używała proszku do pieczenia w swojej powieści przesłanej do pisma i wygrała 25 $.
Czy telewidzowie też muszą oglądać tą kryptoreklamę
Inne tematy w dziale Kultura