„....zetknąłem się ze szczególnym ateizmem moich kolegów z więzienia i klawiszy. Pisałem tu o recydywistach, z którymi siedziałem we Wronkach, ludziach na dnie człowieczeństwa, w których od początku człowieczeństwo zabijano. Otóż byli oni wrogami Pana Boga. I te straszne bluźnierstwa, jakie wykrzykiwał Jaś Orzechowski przeciwko Jezusowi Chrystusowi i Matce Boskiej, raniły mnie w serce. Skoczyłem na niego, powiedziałem żeby zamilkł natychmiast. Od tego czasu zaczęli do mnie przychodzić różni wierzący, bardzo tam nieliczni i szeptem mi deklarować, ze się ze mną zgadzają, ale robili to po cichu. Pytali mnie, czy jestem wierzący. Mówiłem, że nie. – No to czemu się oburzasz? Wtedy znalazłem taką formułę, w której oczywiście było coś, mianowicie tłumaczyłem, że zareagowałem jak na atak na sacrum, ponieważ jest to święte dla ludzi, których kocham i on atakując Boga, zaatakował ich.
Ale to miało jeszcze inny wymiar – nagle odkryłem, że do religii trzeba dorosnąć. Jeszcze się broniłem: że nie, że można ją przerosnąć, ale już czułem, że to ona przerasta wymiar ludzkiej egzystencji. W czystej postaci namacalnie ukazał mi to Trzęsiłeb, kierownik pralni, który był przewodniczącym kółka Towarzystwa Kultury Świeckiej, takim urzędowym ateistą na to więzienie. Bardzo był z tego dumny i tłumaczył:
- Kto chce, niech wierzy w Boga, ja wierzę w schabowego i setkę wódki.
Tak to zobaczyłem, co jest przeciwieństwem wiary w Boga. Uświadomiłem sobie, że człowiek bez sacrum, bez czegoś, co przekracza jego życie i co jest najgłębiej zakorzenione w kulturze, co właśnie jest kulturą ludzką, staje się zwierzęciem. To był dla mnie wielki wstrząs.”
Jacek Kuroń „Wiara i wina „
Wyd. NOWA 1989
Inne tematy w dziale Polityka