Jako mała dziewczynka chodziłam z dziadkami na cmentarz w dniu Wszystkich Świętych. Stosunkowo mało osób było wsród grobów - to był nowy cmentarz poniemiecki. Ślązacy byli na małych starych cmentarzach, Niemców już prawie nie było. A "nasi", ze Wschodu, palili świeczki pod krzyżem - to było morze ognia - za tych, co zostali tam, za granicą rosyjską, lub gdzieś w gułagach, obozach.
Dziś ten sam cmentarz wygląda zupełnie inaczej. Po pierwsze - jest już pełen nowych, powojennych grobów, po drugie zbrzydł bardzo pod rządami miasta, a po trzecie - tłum, szum, szaleństwo.
Ja zawsze przychodzę w przeddzień Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny. Natomiast jutro, jak od już kilku lat, pójdziemy do lasu.
Bo w lesie niedaleko mnie są zadbane przez "niewidzialną rękę" wsi anonimowe groby - żołnierzy, więźniów z Oświęcimia, nieznanych ofiar wojny. Ukryte głęboko, trzeba umieć trafić - i tam idziemy zapalić światełka, może gdzieś na bezmiarach nieludzkiej ziemi i byłych województw wschodnich Polski ktoś też zapali świeczkę na nieznanej mogiłce?

Tyle zostało z cmentarza w rodzinnej miejscowości mojej Mamy (Dubno, Wołyń)
Inne tematy w dziale Rozmaitości