Najpierw, 5 listopada 1922 roku odbyły się wybory do Sejmu i Senatu. Scena polityczna była bardzo charakterystyczna dla II Rzeczpospolitej: chwiejna, skłócona i podzielona. Sejm po wyborach podzielił się na 17 kół. Żadne z ugrupowań nie było w stanie rządzić samodzielnie. Nastała konieczność na szukanie sojuszników i tworzenie koalicji.
Według konstytucji marcowej prezydenta Rzeczpospolitej wybierało Zgromadzenie Narodowe, czyli Sejm i Senat. Po trzech turach głosowania pozostali trzej kandydaci: Stanisław Wojciechowski wspierany przez część lewicy, Gabriel Narutowicz - kandydat części lewicy i mniejszości narodowych oraz wystawiony przez prawicę Maurycy Zamoyski. W ostatecznej rozgrywce walka toczyła się między Narutowiczem a Zamoyskim. Na Narutowicza swoje głosy przerzucili posłowie z PSL "Piast" i Narodowej Partii Robotniczej. Narutowicz wygrał stosunkiem 289 do 227 głosów. Trzeba tu także podkreślić, że ponad jedna trzecia głosów oddanych na Narutowicza pochodziła od mniejszości narodowych, które były od lat już zaciekłym wrogiem endeków
Krótka kadencja Narutowicza
Po wyborze na prezydenta, Narutowicz był ostro krytykowany przez grupę narodowców. Zarzucano mu ateizm, nieznajomość realiów polskich, ponieważ długo przebywał za granicą (był profesorem na uczelni w Zurychu, a w latach 1920-22 sprawował funkcję ministra robót publicznych i ministra spraw zagranicznych). Do agresywnej kampanii przeciwko prezydentowi przyczyniła się także znaczna część prasy. Już 10 grudnia media nazwały go "żydowskim elektem", a "Gazeta Poranna 2 grosze" w jednym z artykułów "Warszawa nie zawiedzie" jawnie wzywała mieszkańców stolicy, aby za wszelką cenę nie dopuścili do zaprzysiężenia nowego prezydenta.
W dzień zaprzysiężenia, 11 grudnia, Narutowicz wyruszył powozem z Białego Domu w Łazienkach do sejmu. Asystował mu szwadron szwoleżerów. Przejeżdżając przez miasto był nie raz obrzucany kulami z śniegu i wyzwiskami. Młodzież prawicowa ustawiła nawet barykadę ze szkolnych ławek, a gdy rozbrajali ją żołnierze z eskorty prezydenckiej, ktoś próbował zaatakować powóz kijem.
Prawicowi działacze napuścili także atak na posłów, którzy sprzyjali Narutowiczowi. Próbowano uniemożliwić im wejście do gmachu sejmu. Część posłów faktycznie nie zdołała przedrzeć się przez tłum prawicowców. Przeciwko nim wystosowano m.in. bojówki PPS-u. W trakcie zamieszek Ignacy Daszyński i Bolesław Limanowski ukryli się w jednej z bram, gdzie byli usilnie blokowani przez działaczy prawicy. Na pomoc ruszyli im z sejmu posłowie w robotniczej obstawie. Robotnicy i działacze PPS-u przybywali także z innych części miasta. Zaczęły padać strzały. Jeden z robotników zmarł, a kilkunastu zostało poważnie rannych. Mimo wszystko udało się dokonać zaprzysiężenia głowy państwa mimo iż na sali sejmowej nie było prawie połowy z wszystkich posłów.
Następnie 14 grudnia władzę w kraju powierzył Narutowiczowi sam Józef Piłsudski, pełniąc do tej pory funkcję Naczelnika Państwa.
Dzień później nastąpiła dymisja ministra spraw wewnętrznych, Antoniego Kamieńskiego, który został oskarżony o zbytnią bierność w zamieszkach z 11 grudnia. Na jego urząd powołano Ludwika Darowskiego.
Zabójstwo Narutowicza
Swój jeden z pierwszych dni w pracy, Narutowicz, 16 grudnia, rozpoczął od podpisania aktu łaski dla więźnia skazanego na karę śmierci. Później miał otworzyć pamiętną wystawę w gmachu Warszawskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Kiedy około południa przechadzał się na pierwszym piętrze padły trzy strzały. Jedna z kul ugodziła Narutowicza w kręgosłup, a dwie pozostałe trafiły w klatkę piersiową, w tym jedna przebiła serce. Na ratunek życia nie było już szans. Prezydent zmarł natychmiast.
Śmiertelne strzały skierował na niego Eligiusz Niewiadomski, malarz artysta, historyk sztuki, a prywatnie fanatyczny endek, niegdyś działacz Ligi Narodowej. Kiedy go schwytano powiedział tylko tyle, że Narutowicz przyjmując posadę prezydenta zgodził się przyjąć wybór dokonany głosami "wrogów państwa polskiego".
Proces zamachowca i sytuacja w kraju po 16 grudnia
Funkcję głowy państwa objął ówczesny marszałek sejmu, Maciej Rataj. 20 grudnia 1922 roku Zgromadzenie Narodowe musiało po raz kolejny stanąć przed wyborem nowego prezydenta. Drugim prezydentem w II Rzeczpospolitej został Stanisław Wojciechowski, który pełnił ten urząd nieprzerwanie aż do 1926 roku, do zamachu majowego Piłsudskiego.
Proces Eligiusz Niewiadomskiego odbył się dwa tygodnie po śmierci prezydenta, 30 grudnia 1922 roku. Po trwającym dwa dni procesie zamachowca skazano na karę śmierci. Podczas procesu nie wyraził skruchy. Nie przyznał się także otwarcie do popełnienia zbrodni. Przyznawał, że złamał prawo. Wyznał także, że początkowo celem miał być Józef Piłsudski, ale po zrezygnowaniu z kandydatury na prezydenta (według konstytucji marcowej prezydent miał pełnić funkcję czysto reprezentacyjną, a Piłsudski chciał mieć władzę jak najszerszą), porzucił swoje plany. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Kiedym strzelał, miałem to przekonanie, że za jego życie daję moje. Wystawiłem weksel. Chcę ten weksel spłacić uczciwie. To jest moje ostatnie słowo". W czasie procesu dowiedziono także, że za zamachem Niewiadomskiego nie krył się żaden spisek, a zabójstwo potępiły wszystkie ugrupowania polityczne. Jednak skrajne gałęzie ruchu nacjonalistycznego uznały Niewiadomskiego za bohatera i męczennika i otoczyły go nieprawdopodobnym kultem.
Web: http://historia.pgi.pl/narutowicz.php
Pogrzeb Pana Prezydenta Gabriela Narutowicza 19 grudnia 1922