Expansywny Expansywny
595
BLOG

Jak wykosić konkurencję z Google (nieuczciwie, wg zasad)

Expansywny Expansywny Rozmaitości Obserwuj notkę 1
Google najlepszą wyszukiwarką jest. Nie jedyną, ale dla wielu jest synonimem Internetu. Kiedy zaczynali mieli liczną konkurencję w postaci m.in. Altavisty, Yahoo czy Infoseeka. Teraz rządzą niepodzielnie i nawet cała para Microsoftu skierowana w Binga nie jest w stanie im zagrozić. No chyba, że wykończą się sami(ale o tym później).
 
 Trochę historii - dlaczego Google jest takie dobre?
 
 Dawno, dawno temu, pozycja strony wyszukiwarkach opierała się na zindeksowaniu ich treści, tzn. robot przeszukujący trafiał na taką stronę i patrzył o czym pisze autor. Potem robił sobie zestawienie słów kluczowych i fraz i na tej podstawie określał pozycję w rankingu. Owocowało to np. techniką o nazwie keyword stuffing, czyli napychaniem tekstu strony przy pomocy słów kluczowych w taki sposób, żeby nie były one widoczne dla odwiedzjącego stronę, a jedynie dla robota wyszukiwarki.
 
 Google jako pierwsze stworzyło algorytm, który budował listę słów kluczowych na podstawie zawartości nie naszej strony, ale innych stron, które umieściły linka do nas. Czyli: mogliśmy sobie 1000 razy napisać na naszej stronie „Jestem mądry”, ale i tak taka fraza nie była traktowana poważnie. Wystarczyło  jednocześnie, że kilku ludzi umieściło na swoich stronach frazę „Jestem głupi” jako link do naszej strony i już znajdowaliśmy się na czele rankingu - gdy ktoś wpisał w wyszukiwarkę „jestem głupi” nasza strona pojawiała się na początku wyników. Oczywiście zależało to od wielu innych elementów, jak np. wiarygodność (PageRank) strony z linkiem, czy ilość linków wychodzących, ale i tak wystarczyło, żeby zmówiło się kilka(set) osób i można było wyprodukować Google Bomb. Jednym z pierwszych przykładów bombingu było wypozycjonowanie strony Andrzeja Leppera, która pojawiała się na pierwszym miejscu po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „kretyn”.
Podkreślmy to jeszcze raz: wg Googla pozycja naszej strony zależy od tego jak piszą o nas inni.
 
 Pozycjonerzy wchodzą do akcji.
 
Można by przypuszczać, że skoro pozycja naszej strony zależy głownie od tego jak piszą o nas inni, właściciele stron zadbają o to, aby ich zawartość była jak najciekawsza i stanowiła cel odnośników z wielu innych stron. OK, duże firmy, portale mogą to zrobić, ale jaką treść ma wyprodukować producent marchewki z Parzęczewa Górnego, który chciałby się pojawiać w wynikach zapytania o marchewkę w swoim województwie. Ma pisać eseje o wykorzystaniu marchewki i kija? Czy może tworzyć animacje i umieszczać je na YouTube, aby przyciągnąć widzów. Pomoc dla takich ludzi nieśli pozycjonerzy – zawód, którego prawie nie było jeszcze 10 lat temu, rozkwitł i stał się całkiem dochodową gałęzią gospodarki. W skrócie – skoro  Googlowi zależy na linkach z innych stron, to należy stworzyć dużo takich miejsc, z których można linkować swoich klientów czyli tzw. zaplecze.
 
Pojawiły się więc masowo katalogi, precle, systemy wymiany linków stałych i rotacyjnych, na Allegro można było kupić linki o konkretnej sile, automaty publikujące komentarze z linkami na blogach… tysiące, setki tysięcy nowych linków. Oczywiście takie linki odwiedzane były tylko przez roboty Googla, który musiał stawiać coraz to nowe serwerownia, aby je wszystkie przemierzyć.
 
 I zaczął się wyścig – nowe elementy algorytmu Google kontra nowe techniki pozycjonowania stron. Algorytm stawał się coraz bardziej doskonały, odsiewając terabajty spamu, a pozycjonerzy musieli ciągle szukać ulepszonych metod, aby unikać sandboksów, filtrów i banów. Przynajmniej raz na rok pojawiał się znacząca aktualizacja, która wywracała ranking do góry nogami i zmuszała firmy pozycjonerskie do zmiany strategii. Ale zawsze można było coś wymyśleć, bo jeśli jest algorytm, to inny algorytm może go pokonać. Poza tym – nawet jeśli stworzyłeś „złe” linki, to nic ci nie groziło – mogły być one jedynie przez Googla zignorowane.
 
 Pingwin wchodzi do akcji
 
 Ostatnie duże zmiany to update o kodowej nazwie Pingwin, który pojawił się na początku października ubiegłego roku. I zaczęły się schody. Zmiany, które przynosił Pingwin mimo, że do nie wszystkich Google oficjalnie się przyznało można zawrzeć w dwu punktach.
  1. Jeśli uznamy, że linki, które wskazują na twoją stronę są nienaturalne, ukarzemy cię za to przy pomocy „ręcznego” nałożenia filtra
  2. Jeśli pokajasz się i zakapujesz skąd one były – filtr BYĆ MOŻE  zostanie zdjęty
 
Jakie linki wg Googla są nienaturalne? To proste – nienaturalne linki, to te, które Google uzna za nienaturalne.
No i się zaczęło – spanikowani pozycjonerzy zaczęli donosić na siebie i na konkurencję „wysadzając w powietrze” całe farmy linków. Z jednej strony należy się cieszyć – ci, którzy wcześniej tworzyli spamerskie treści wypełniające Internet tylko w celu umieszczania linków sami zaczęli te zaplecza czyścić. Google oczyszczało się rękami tych, którzy wcześniej nabałagnili. Ale pojawił się niebezpieczny precedens.
 
 Do rzeczy, czyli o koszeniu konkurencji.
 
 Do tej pory od innych zależało to, czy nasza pozycja zacznie rosnąć. Teraz zależy także to czy nie zacznie spadać. I to spadać w otchłań. 
 
 Jak możemy wykosić z TOP10 konkurencyjne witryny? Np. wykupując w jakimś SWL kilkaset linków o treści „viagra, ciali,  loan” i skierować je na tę witrynę. Google bardzo nie lubi takich linków więc z pewnością szybko otrzyma filtr. Czas wychodzenia: od tygodnia do.. nigdy?
 
Możemy też na rynku wtórnym zakupić za grosze domenę po jakiejś stronie porno i przekierować odnośniki do niej przy pomocy dyrektywy 301 na serwis, który chcemy „zdjąć”. Praktycznie nie do wykrycia.
Z pewnością wiele osób w tym momencie stwierdzi – to niemożliwe – Google nie jest a ż tak głupie, żeby strzelać sobie w stopę – przecież karanie za niepopełnione przestępstwa jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i ideą tej wyszukiwarki. Niestety – tak jest – w tym miejscu jest przykład udokumentowanego ataku na stronę lastminute.com. Osoby prowadzące działalność w Internecie wiedzą czym jest ograniczenie ruchu przychodzącego nawet na tydzień. To tak jakbyś firmę z ze skrzyżowania Marszałkowskiej przeniósł do Ustrzyk Dolnych.
 
No dobra, ale po co?
 
 Inżynierowie I CEO Googla podejmując decyzję o aktualizacji algorytmu w tym kierunku, z pewnością mieli świadomość, że pozycjonowanie zmienić się teraz może w depozycjonowanie, a BlackSEO zyska na popularności. Czy możliwość oczyszczenia swoich serwerów ze spamu warta była tej ceny?
Oczywiście, że tak! Chaos, który już powstał po Pingwinie, a który pogłębi się, kiedy zacznie się wzajemne depozycjonowanie spowodował, że wiele firm przeniosło swoje budżety z firm pozycjonerskich do AdWords. I to jest istota tych zmian. Nie chodzi wcale o lepsze wyniki, o usuwanie spamu, ale o to, że Google jest korporacją, której udziałowcy chcą mieć wyniki. A skoro Internet to Google, to ono może ustalać zasady – "skończcie więc bawić się w to pozycjonowanie i przynieście do nas kasę, bo to my zdecydujemy na jakiej pozycji w wynikach możecie być.  Bo musimy mieć kasę na kolejne „darmowe” usługi, które jeszcze dokładniej spenetrują Wasze życie."
Expansywny
O mnie Expansywny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości