W ciągu kilku ostatnich dni rozbawiły mnie niezmiernie dwie sprawy. Pierwsza to akcja "Prezydent Tusk prezesem PO", a druga to raport "Polska 2030". Pierwsza sprawa jest dla mnie zabawna przede wszystkim dlatego, że w bardzo ładny i czytelny sposób pokazała ogrom ślepego posłuszeństwa sporej części mediów w stosunku do partii rządzącej. Bardzo zabawnie wyglądało to zwłaszcza wtedy, kiedy dziennikarze od Janusza Rolickiego z "Faktu" po Andrzeja Stankiewicza z "Newsweeka" mówiąc o tej jakże "nowatorskiej" idei, prześcigali się wręcz w wyrażeniu dla niej poparcia. Ludzie, którzy jeszcze kilka dni wcześniej z paianą na ustach wieszczyli upadek polskiej demokracji przez "skrajne" upartyjnienie prezydentury, której rzekomo dokonał Lech Kaczyński, nazywany przez nich "żartobliwie" - "Prezydentem PiS-u" teraz już zagrożeń nie widzieli... Jak zaślepionym trzeba być człowiekiem, aby zagrożenie widzieć w powiązaniach z PiS, mimo iż "podejrzany" nie jest nawet członkiem tej partii, a nie dostrzegać równocześnie niczego złego w tym, że Donald Tusk nie tylko miałby będąc prezydentem pozostać w PO, ale dalej zasiadać na fotelu przewodniczącego. Wręcz przeciwnie, zdaniem niektórych dziennikarzy byłaby to ogromna szansa na "uporządkowanie sceny politycznej"... Jak dla mnie to Himalaje obłudy. I chociaż ja zawsze uważałem, że mydlenie ludziom oczu "bezpartyjną" prezydenturą to mrzonki i naiwna utopia, tak teraz czuję niesmak i zażenowanie kiedy po raz kolejny widzę tę samą grupę ludzi, którzy przez lata całe głośili coś zupełnie przeciwnego, a teraz, kiedy ze sztabu Platformy padło odpowiednie "hasło", z równym zacięciem głoszą i chwalą tezy całkowicie sprzeczne z tym czemu sprzyjali chwilę wcześniej. Kulminacją tego cyrku była wypowiedź Sławomira Nowaka, który ogłosił, iż wcale prezydent Tusk nie będzie przewoidniczącym PO, a hasło rzucono dla "intelektualnej prowokacji". Zrobiło mi się wtedy bardzo wesoło, jak na dłoni było bowiem widać smycz na której władza trzyma media. Zastanawia mnie, jak musieli czuć się ludzie którzy kilka dni zawzięcie bronili nowego pomysłu swojej Partii, a potem w kilka chwil zostali wystawieni do wiatru?
Z pozoru zupełnie odległa sprawa raportu "Polska 2030" pokazuje dokładnie ten sam, zabawny mechanizm działania mediów. Pomimo, iż te kilakdziesiąt kartek papieru to zwyczajna makulatura, momentami żenująco naiwna, a w niektórych miejscach przerażająca - bo pokazująca (choć w przewrotny, propagandowy sposób) zapóźnienia Polski w wielu sektorach, dokument ten stał się się obiektem niezliczonych medialnych pochwał i zadziwiających wręcz zachwytów. Momo iż ja tych czasów nie pamiętam (nie było mnie zresztą wtedy na świecie), to wyobrażam sobie, że w podobnej atmosferze oderwanej od rzeczywistości propagandy sukcesu musiała przebiegać prezentacja planu "Polska 2000" w późnych latach siedemdziesiątych. Ciekawe czy tak samo jak wtedy, mimo zaklinania rzeczywistości przez władzę Polska znajduje się w przededniu całkowitego krachu gospodarczego? Oby nie.
P.S. według danych GUS, zmiejszyła się liczba zatrudnionych - a jednocześnie, według informacji rządowych spadło (nieznacznie) bezrobocie... Czy może mi ktoś wytłumaczyć ten fenomen? "Prawo Tuska"?
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka