Na Salonie i w mediach elektronicznych nie brakuje już pełnych egzaltacji zachwytów nad tym, jakie to wielkie przemówienie wygłosił premier rządu i jak słuszną obrał strategię dymisjonując wszystkich którzy w sprawę „afery hazardowej” byli choćby minimalnie i pośrednio zamieszani. Niektóre media mówią wręcz o tym, że Tusk udowodnił iż jest już Mężem Stanu, bo nadużycia we własnym obozie wypala rozżarzonym żelazem, nawet jeśli dotyczy to najbliższej od lat „drużyny”. I przyznam szczerze – nawet ja, zaprzysięgły krytyk poczynań tej władzy, kiedy pojawiły się dziś rano spekulacje na temat tego jak głębokie będą te cięcia i jak bardzo dotkną nawet zaufanych towarzyszy, przez chwilę czułem dla Donalda Tuska coś w rodzaju prawdziwego podziwu. I jeszcze ta neutralizacja Cimoszewicza poprzez potencjalne wciągnięcie go do rządu… Wydawało mi się to majstersztykiem cynicznej bo cynicznej, ale jednak dalekosiężnej politycznej strategii… Jak się jednak okazało to wszystko - jak zawsze zresztą - napompowane PR-em pozory.
Niesłychanie agresywne, prowokacyjne i bezczelne od pierwszego zdania przemówienie Tuska na dzisiejszej konferencji rozpoczętej po 14.30 szybko sprawiło, że rozwiały się moje nadzieje na coś w rodzaju „nowego otwarcia”. Kiedy połowa prasy od kilku dni pisała że „miarka się przebrała”, że „premier jest wściekły na współpracowników”, że coś się zmieni, że (co pisali nawet jego krytycy) raczej chce uczciwego rozwiązania tej sprawy, także i ja, mimo wrodzonej ostrożności dawałem wiarę temu, iż w sytuacji granicznej nawet ktoś taki jak Donald Tusk jest w stanie dać z siebie wszystko dla stanięcia ponad podziałami i rzeczywistego wyjaśnienia sprawy. Dzisiejsza konferencja pokazała jednak, że nawet w minimalnym stopniu tak nie jest. Odwołanie Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa CBA pokazuje bowiem najdobitniej jak tylko można, że wyjaśnienie „afery hazardowej” i nieodzowna w takich sytuacjach zwyczajna pokora nie są przesłankami działania obecnych władz. Wręcz przeciwnie.
Wyrzucenie Kamińskiego, to tak jakby zwolnić onkologa za to, że wykrył nowotwór niszczący organizm swojego pacjenta. Decyzja Tuska w sprawie szefa CBA, moim zdaniem przekreśla wszystkie pozytywne aspekty pozostałych dymisji. Kiedy dodamy do tego wyjaśnienia jakich użył premier dla usprawiedliwienia swoich działań, otrzymamy jasny i czytelny przekaz: „Afery nie ma, nasi ludzie są krystalicznie czyści, a cała sprawa to spisek i prowokacja PiS oraz pociągających za sznurki Kaczorów, którzy chcą zniszczyć pracujący w pocie czoła rząd”. Wszystko to pokazuje niezbicie i najdobitniej jak można, że ta władza w żadnym wypadku nie ma najmniejszego zamiaru walczyć z korupcją, a jednocześnie jest to czytelny sygnał dla każdego szefa jakiejkolwiek państwowej służby, że podniesioną na nią rękę władza bezwzględnie odrąbie.
Tusk miał szansę udowodnić dzisiaj, że jest kimś więcej niż bezładną kukłą w rękach układów i grup interesów. Zrobił coś zupełnie przeciwnego – sparaliżował wszystkich tych, którzy chcieli temu rządowi w najdelikatniejszy nawet sposób patrzeć na ręce. Szef PO miał możliwość pokazania, że jest „kimś”, a wzniecił tylko „wojnę z PiS” i zapoczątkował procesy gnilne swojej formacji. Bo nawet z poparciem mediów i oligarchii na takiej obłudzie trwałego poparcia zbudować się nie da.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka