Jarosław Kaczyński pokonany w debacie. Pokonany nie na argumenty, wagą poruszanych kwestii, intelektem czy trafną oceną sytuacji dokonaną przez adwersaża, ale przez chamską młodzieżówkę PO która zagłuszała prawie każde jego zdanie. Oglądałem to widowiskio i powiem szczerze że jestem zażenowany zachowaniem publiczności. Premier niestety chyba nie był przygotowany na to, że będzie się musiał zmierzyć zarówno z wygadującym głupoty Donaldem Tuskiem jak i krzyczącymi ludźmi na widowni. Momentami widać było że jest bardzo zdenerwowany a jego realcje były nazbyt emocjonalne. W pierwszej części debaty Kaczyński wydawał się całkowicie wyprowadzony z równowagi (trudno mu się dziwić, Tusk zaprezentował od pierwszych minut zachowanie skrajnie cyniczne), widać było że hałas na trybunach wyraźnie go rozprasza. Donald Tusk zaprezentował się spokojnie i rzeczowo (oczywiście była to rzeczowość z gruntu zakłamana, bo liberał Tusk mówiący z przejęciem o biedzie to widok delikatnie mówiąc niecodzienny), w odpowiednich momentach jedynie "podgadywał" premiera, umiejętnie (acz trzeba przyznać że to zachowanie prostackie) podsycając jego zniecierpliwienie. Dla postronnego obserwatora Tusk mógł się wydawać osobą bardzo dobrze przygotowaną, sypał precyzyjnymi danymi (tylko niech ktoś poważnie powie jakie znaczenie dla przeciętnego obywatela ma uzależniona od urodzaju a nie polityki rządów cena jabłek). Ten "profesjonalizm" przewodniczącego PO nie odbiegał znacząco od używanych przez całą kampanię banalnych formułek, tym bardziej zatem dziwi fakt że na początku premier dał się zapchnąć do narożnika.
W kolejnych częściach debaty było troszkę lepiej. Kaczyński raczej celnie ripostował, ale niestety zabrakło mu trochę niezbędnego w takich sytuacjach luzu i dobrego humoru. Ja się temu nie dziwię, gdybym był zaszczuty przez adwersaża i publiczność pewnie sam bym poległ całkowicie, ale Jarosław Kaczyński, znany z ciętego języka orator, z niektórych ataków Tuska mógł wyjść z bardziej obronną ręką, zwłaszcza że prawdziwe argumenty i atuty były po jego stronie. Prawdziwie wyrównana walka była w drugiej części, kiedy premier, wyraźnie nabrawszy wigoru i wiatru w żagle ostro kontrował okrągłe słowa Tuska. Tak jak przeciwnik wcześniej, teraz on pozwalał sobie na drobne docinki i wtrącenia zachowując przy tym uśmiech i pewność siebie. Tym razem nie przeszkadzała też Monika Olejnik która chyba wzięła sobie do serca ostre komentarze po poprzedniej debacie i o dziwo nie faworyzowała jednej ze stron.
Koniec debaty był smutny, bo poza krzykiem publiczności niewiele udało mi się usłyszeć. Mauszę jednak z bólem serca przyznać że starcie to wygrał Donald Tusk. Zwyciężył spokojem i pewnością siebie. Szkoda, bo gadał te same banały i frazesy co zwykle (tym razem okraszone statystyką i rumorem sali). Nie powiedział niczego ważnego, zbijał punkty na starych stereotypach i resentymentach. Premier zaskoczył mnie tym że po raz pierwszy odkąd pamiętam dał się sprowokować i ulec narzuconemu tokowi dyskusji, a powinien swoimi ostrymi kontrami wykazywać obłudę pytań zadawanych przez konkurenta. Kaczyński emocjonalnie i z zaangażowaniem odpowiadając Tuskowi na jego wyimaginowane problemy jeszcze je (i samego Tuska) w oczach wielu widzów uwiarygodnił.
Wczoraj przestrzegałem przed zbyt dużą pewnością siebie którą widzę u premiera, upajał się sondażami i dziś niestety mamy tego konsekwencję. Chyba zlekzeważył przeciwnika a za lekceważenie w polityce płaci się wysoką cenę. Kosztem takiego obrotu sporawy mogą być przegrane wybory. Obym się mylił. Zobaczymy.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka