Nowelizacja VAT 2008 r. staje się rzeczywistością – Prezydent podpisał ustawę na tydzień przed jej wejściem w życie. Można więc z czystym sumieniem zacząć jeździć po niej jak po burej suce. Jest to bowiem jeden z najbardziej bulwersujących bubli prawnych ostatnich kilku lat.
Na początek – delikatnie, bez perwersji, nieco nawet populistycznie – o zwolnieniu darowizn na cele charytatywne (art. 43 ust. 1 pkt 16).
Swego czasu, wśród ludzi wrażliwych społecznie modny był motyw piekarza, który darując chleb ubogim, musiał płacić VAT należny z tego tytułu. Temat wzruszający. Lecz nie wynikło z niego w praktyce zbyt wiele. Ot – urzędnicy fiskusa zadbali, by dany tu konkretny piekarz okazał się złodziejem, oszustem i swołoczą jakich mało. Mniejsza z tym, że Ministerstwo Finansów, bez żadnych oporów , w szczegółach, na swoich stronach opisało wszystkie podatkowe grzechy tego człowieka…
Przyszła jednak chwila opamiętania dla naszych władców. Tam, podle centrum stolicy, w siedzibie Senatu, prosto ze stroskanego serca zrodziła się idea, by zwolnić z VAT produkty spożywcze przekazywane za darmo organizacjom pożytku publicznego. Co więcej – można było pozwolić sobie, by odliczyć wartość tych produktów spożywczych jako koszt od dochodów do opodatkowania CIT-em. Brawo, Senat, brawo Sejm, Prezydent i wszystkie stany (nie wyłączając odmiennych stanów świadomości – tak ostatnio popularnych wśród przedstawicieli naszej władzuni).
I tyle, dobrego. Gdzie zaś czai się zło?
W szczególe się ono czai. Chodzi bowiem o to, że poza nieistotnymi wymogami formalnymi (trzeba mieć trochę zaświadczeń i trochę zawiadomień złożyć, gdzie trzeba) w danym tu zwolnieniu z VAT, podstawową przesłanką jest wymóg, by przekazania produktów spożywczych dokonywał ich producent. Innymi słowy – chleb ubogim bez VAT-u może podarować tylko piekarz, mąkę – młynarz, śledzia zaś – matka natura (bo rybak wszakże chyba nie jest producentem ryb). Jeśli zaś prowadzimy jakiś sklepik, hurtownię, lub hipermarket i chcemy zrobić komuś prezent z żywności – wystawimy fakturkę wewnętrzną, ustalimy cenę przy zakupie liczoną na dzień wydania towaru i zaniesiemy VAT należny Budżetowi – nie mogąc przy ty zaliczyć kwoty tego podatku do kosztów CIT (kwota VAT należnego w tym przypadku nie jest neutralna ekonomicznie dla podatnika – nie otrzymuje on bowiem jej w cenie towaru, który wszakże przekazywany jest za darmo). Do tego – sam towar wydany za darmo ze sklepu nie będzie kosztem w CIT – de facto więc obciąży go również kwota podatku dochodowego (marne 19%). Piękne i super to rozwiązanie jest – kto ze sprzedawców, nie-producentów nie doczyta nowelizacji ustawy o VAT, na pewno się zdrowo natnie. Szczególnie – w nadchodzącym czasie Świąt Bożego Narodzenia…
A przecież – zawsze można inaczej . Bo polski system podatkowy nie termos – żadnej temperatury nie trzyma.
Wystarczy dogadać się z potencjalnym obdarowanym – i nie musi to być zarejestrowana w KRS, posiadająca milion pozwoleń na działalność, organizacja pożytku publicznego. Może to być każden jeden zainteresowany. Właściciel sklepu powie mu po prostu, kiedy przeprowadzi we firmie złomowanie (brakowanie, likwidację czy jak tam zwał) partii towaru i gdzie tę partię można znaleźć oraz sobie zabrać. I nie dotyczy to wyłącznie towarów spożywczych. Ubrania, zabawki dla biednych dzieci – wszystko w ten sposób można przeprawić na drugą stronę biurokratycznej przepaści. A na potrzeby zachłannych urzędasów skarbowych trzeba sporządzić protokół złomowania we firmie z podpisami komisji likwidacyjnej, w skład której wchodzą np.: kierownik sklepu, prezes, jego teściowa, szwagier sąsiada, oraz organista z pobliskiego kościoła i Pan Staszek - były, zasłużony członek ORMO, żeby sprawa była maksymalnie wiarygodna. Od likwidacji towaru VAT się nie płaci, a „straty w środkach obrotowych” są regularnym kosztem w podatku dochodowym. Motyw jest legalny, a i etycznie nie ma się czego doczepić. Jak uczył bowiem papież Leon XIII podatki uzasadnione są tylko w takim zakresie, w jakim nie naruszają godności człowieka:)
fc2c69fb332799eb2cad86aa7faf84c1
Polskie podatki w prasie
Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny".
e-mail salon24@interia.eu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka