Pisząc ostatnie dwie notki o niezaproszeniu A. Michnika przez L. Kaczyńskiego i nieodznaczeniu szefa "Wyborczej" w trakcie obchodów "marca '68", zetknąłem się z dość specyficznym podejściem. Otóż zdaniem niektórych komentatorów i autorów maili (dzięki), twierdzenie że Adam Michnik nie dość, że nie ma zasług dla dawnej opozycji, to jeszcze - po '89 - był sprawcą wielu złych rzeczy... w pełni wyjaśnia postawę prezydenta.
Zostawmy na chwilę moją opinię o naczelnym "Gazety Wyborczej" (kto chce, może zerknąć pod tag "Michnik") i jego roli w historii Polski. Ograniczmy się do logiki. Kancelaria Prezydenta organizuje uroczyste obchody rocznicy "wydarzeń" z 1968. Nie jest zaproszony jeden z ich istotnych uczestników i, co ważniejsze, nikt nie był łaskaw poinformować "publiki" o przyczynach takiej sytuacji. Mamy słowa Pawła Śpiewaka przeciwko słowom dawnych polityków Unii Wolności.
Zgadzam się z tymi, którzy chcieliby otworzyć dyskusję o tym, czy "marzec '68" był wydarzeniem tak istotnym dla historii Polski, jak to sugeruje szereg osób. Rejestruję również wątpliwości i pytania związane z faktem, że A. Michnik został relegowany z uczelni i skazany na 3 lata, by wyjść na mocy amnestii 1969, zamiast - podzielając los bardzo wielu osób - zostać wydalony z Polski (chociaż, pisząc szczerze, przypomina mi to nieco dywagacje i żarciki na temat uniknięcia interny przez J. Kaczyńskiego - i jego ówczesnego kota).
Rzecz jest prosta, jak zdecydowana większość "dyskusji politycznych" od wyborów 2005. Jeżeli się takie obchody organizuje, obecność osób, w obronie których demonstrowano, po tym jak zostały relegowane za... udział w wydarzeniach, których rocznicę się celebruje, jest nieodzowna. W przypadku braku uczestników o takim znaczeniu, obowiązkiem tak chętnie występującego Michała Kamińskiego jest informacja w imieniu Kancelarii Prezydenta o przyczynach takiej sytuacji. Nawet jeżeli chodzi wyłącznie o ich małostkowość, jak wcześniej sugerował P. Śpiewak, a dzisiaj J. Kaczyński.
To nie jest miejsce na dyskusję o roli "komandosów" w historii Polski, co zasygnalizowało kilku autorów maili po mojej przedostatniej notce (swoje zdanie na ten temat w kilku postach wyraziłem i je podtrzymuję). Mamy konkretną sytuację, którą stworzyła Kancelaria Prezydenta - nikt więcej. I nikt więcej za taki, a nie inny obraz tego, co widzimy nie odpowiada. Być może, z wyjątkiem samej głowy państwa.
Spotkałem się z opinią, że świadome pominięcie Adama Michnika byłoby "sprawiedliwe". Naprawdę? Albo się uznaje znaczenie tych "wydarzeń", a więc i rolę w nich ówczesnych komunistycznych rewizjonistów, albo się tego nie robi. Proste.
Jako pewne uzupełnienie, przypominam swój post sprzed niemal roku:
Po ten kwiat czerwony
Wielokrotnie w różnych dyskusjach (również w S24) pada słowo "gomułkowszczyzna", jako określenie pewnej, dość charakterystycznej, postawy mentalnej. Często też osoby doceniające "dorobek" III RP, pisząc o aktualnie rządzących, używają retorycznych "wytrychów" w stylu: "IV PRL", ww. "gomułkowszczyzna", "lojalki" (jako określenie oświadczenia, że się NIE współpracowało...), itp.
Na zjawisko to po raz kolejny zwracają uwagę ukazujace się ostatnio publikacje: Adama Michnika w "New York Times", prof. Ewy Thompson w "Washington Times" (do sprawy odniosłem się w poprzednim poście) oraz dzisiejszy artykuł redakcyjny "Boston Globe". Na potrzeby tego wpisu pominę już kwestię, że krytycy nowelizacji ustawy lustracyjnej (zarówno w kraju, jak i za granicą) ignorują "drobiazg", że ten projekt został przeprowadzony wspólnie przez PiS i PO (należy tu zwrócić uwagę na wyjątek - prof. Osiatyńskiego. O samym zjawisku piszę w wątku lucyferycznym).
Dzisiaj chciałbym się skupić wyłącznie na komunistycznych skojarzeniach do antykomunistów oraz ich działań. W tym kontekście warto przypomnieć dwa cytaty, które - być może - pozwolą zrozumieć takie tendencje.
Poniżej fragmenty recenzji eseju A. Michnika "Wściekłość i wstyd", napisanej przez T. Wołka i zamieszczonej w "Zeszytach Literackich" - najwyraźniej pisanej z dużą estymą dla autora omawianego eseju. Celowo przytaczam taką publikację, a nie tekst krytyczny (zwłaszcza - strach się bać - R. Ziemkiewicza). Oto, jak o związkach twórcy "Gazety Wyborczej" z komunizmem można napisać najbardziej miękko:
Rozliczenie z mistrzami
Byłych komunistów dręczyło poczucie winy za grzechy młodości, toteż ich akces - niekiedy poprzez złudzenia rewizjonizmu - do opozycji demokratycznej był swoistym aktem pokuty. Zgadzam się, że taka przemiana - często drogo okupiona - zasługuje na zrozumienie i szacunek miast nieustannego wypominania minionych przewin.
To chyba lepiej, że Leszek Kołakowski nie pozostał stalinowcem i zajadłym antyklerykałem po wsze czasy, lecz przeszedł ewolucję, która doprowadziła go do zaszczytu goszczenia na sympozjach u Jana Pawła II. Ewolucję, której kamieniem milowym były "Główne nurty marksizmu" - zdaniem Stefana Kisielewskiego najprzenikliwsza intelektualnie demaskacja komunizmu.
To chyba lepiej - u licha! - że ktoś wydobywa się z doktrynalnego zaczadzenia i etycznie dorasta do wysokich kwalifikacji intelektualnych. Że ktoś - jak powiada Michnik - "budzi się do życia w prawdzie i godności". Bo przecież mogłoby być zgoła odwrotnie. Gdyż ludzie "bywają niekonsekwentni, zmieniają się raz na lepsze, raz na gorsze".
"Wściekłość i wstyd" to również tytuł eseju o rewizjonizmie. "Zrodziły go - pisze autor - wściekłość i wstyd. Wściekłość na stalinowski system, którego było się składnikiem; wstyd za własną naiwność i fanatyczną wiarę w ideologię, która była zespoleniem absurdu z grozą". Oczywiście, sam Michnik był co najwyżej dzieckiem rewizjonizmu, uczniem jego najwybitniejszych "kapłanów".
Ten uczeń dostrzega i ułomności swoich mistrzów, i docenia ich zasługi w dziele podmywania ustroju, który kiedyś współtworzyli. Śmiem twierdzić, że nieco je przecenia. Destrukcja ideowa komunizmu była dziełem zbuntowanych komunistów. Ten "kościół" mogli zniszczyć od wewnątrz tylko heretycy, nigdy zaś - innowiercy.
(...)
Fałszywa symetria
I oto, zanim się spostrzegłem, wszedłem w polemikę z Adamem Michnikiem. No cóż, ostatecznie spieram się z nim od ćwierćwiecza.
Razi mnie uproszczona figura "fałszywej symetrii". Kiedy zrównuje - moim zdaniem zatracając wszelkie proporcje - zasługi Lecha Wałęsy i... Wojciecha Jaruzelskiego w obaleniu komunizmu. Kiedy twierdzi, iż podział "prawica - lewica" nie odnosi się do fenomenu Komitetu Obrony Robotników - owszem, KOR miał frakcje, ale dominanta lewicowa (Kuroń! Sam Michnik!) była jednak niewątpliwa. Kiedy zestawia w zbyt prostej linii "patriotyczne motywacje" płk. Ryszarda Kuklińskiego z "wyższą koniecznością", jaką - w dobrej wierze - kierować się mieli Gomułka, Gierek i Jaruzelski. Kiedy zrównuje "draństwa tych z ONR i NSZ" z "tymi z PZPR, którzy służyli dyktaturze".
Fałszywą symetrią grzeszy też historiozoficzny wywód Michnika, w którym "zagorzałych od początku przeciwników demokracji parlamentarnej i gospodarki rynkowej" określa on - co prawda "symbolicznie" - mianem "konserwatysty" i "socjalisty". Dopiero na ich tle pojawia się pozytywna sylwetka "liberała". Pal sześć odległe czasy Edmunda Burke'a, Alexisa de Tocqueville'a, Johna Stuarta Milla czy Ottona Bismarcka, ale jak Michnik, już w naszej epoce, zaszufladkuje Reagana i Margaret Thatcher? A gdzież tu miejsce dla Adama Krzyżanowskiego i Kisiela, Aleksandra Halla i Jerzego Buzka, Jana Rokity i Bronisława Komorowskiego? Co pocznie z fenomenem jakże konserwatywnego "chrześcijańskiego liberalizmu" Mirosława Dzielskiego i Tadeusza Syryjczyka? Wszystko to byli bądź są przysięgli admiratorzy i demokracji, i wolnego rynku. (...)
Całość: Zeszyty Literackie
Oddając głos samemu Adamowi Michnikowi:
Należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Nie będę ukrywał, że coś mieliśmy wspólnego z trockizmem. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska.
Opis: W rozmowie z Danielem Cohn Benditem w czerwcu 1988 r.
Źródło: por. L. Żebrowski: op. cit., s. 25,26.
Zaczerpnięte z: Wikicytaty
Pisząc o ludziach tego formatu, nie chcę przeprowadzać jakichś domorosłych "analiz" psychologicznych (mimo faktu, że z racji wykształcenia mam pewne kwalifikacje w tym względzie;) - zwłaszcza jako anonimowy żuczek, którego "walka z komuną" ograniczyła się do wzięcia udziału w kilku awanturach z ZOMO. Poprzestanę więc tylko na stwierdzeniu, że już dziadek Freud opisał pewne mechanizmy, które pasowałyby do opisu tej sytuacji.
Na każdy kolejny zarzut o "gomułkowszczyznę", czy "działania jak za poprzedniego systemu", można odpowiedzieć na dwa sposoby:
- Look, who's talking ;)
- Zacytować oceny Gomułki ferowane przez jednego z fundatorów III RP (włącznie z "wyższą koniecznością"... "w dobrej wierze" oczywiście).
PS Wrzucam kopię tego tekstu z mojego blogu tu - na S24, bo kilkoro z moich Szanownych Korespondentów, to jego stali bywalcy, oraz... myślę, że rzecz nieźle pasuje to "salonowego" klimatu ;)
Inne tematy w dziale Polityka