Foxx Foxx
86
BLOG

Polityka spójności

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 41

W związku z kontrowersjami dot. ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego i komentarzami różnych ocen całej sytuacji, ferowanych przez różnych "salonowych" sympatyków PiS, chciałbym jeszcze raz przypomnieć swoje stanowisko napisane w czerwcu 2007:

"Raport Mniejszości"

Powoli opada fala weekendowych komentarzy po szczycie UE w S24. Poznajemy coraz więcej szczegółow "z kuchni" negocjacji. Coraz więcej informacji o istotnej roli Sarkozy'ego i Blaira. Niezależnie od dość prostej konstatacji, że "Nicea" jest dla nas bardziej korzystna, niż "pierwiastek" oraz faktu, iż w takich przypadkach sama Unia traktuje własne ustalenia umownie: vide warunki znane (i ciężko wynegocjowane) przed referendum akcesyjnym: "Nicea", próba ostatecznego zadekretowania systemu głosowania: "podwójna większość" - jedna publikowana dzisiaj wypowiedź utwierdziła mnie w opinii o dużym sukcesie UE. Jest to wywiad z Danielem Cohn-Benditem, który możemy znaleźć w "Dzienniku". Kluczowy jego fragment wygląda tak:

ARTUR CIECHANOWICZ: Kto wygrał w Brukseli? Polska czy Niemcy?
DANIEL COHN-BENDIT:
Nikt. Cała impreza, cały ten szczyt to porażka dla Europy. Niektóre kraje - nie tylko Polska - zaliczam do nich też Wielką Brytanię, Holandię, Czechy bezwzględnie forsowały partykularny interes narodowy. Zamiast bronić wspólnego interesu europejskiego.

Nie da się tak dłużej budować Unii. Nie da się w Europie połączyć tych, którzy chcą Europy bardziej i tych, którzy chcą jej mniej. Ci ostatni na domiar wszystkiego non stop straszą wetem. To zwykła tyrania mniejszości.

Jaka tyrania? Polska nie zrobiła przecież nic, co byłoby niezgodne z zasadami przyjętymi w Unii. Poza tym każdy broni swojego interesu. Niemcy robią to dokładnie tak samo jak Polska.
Każdy broni swojego interesu, ale powinien również bronić wspólnego. Przecież to, co się dzieje, widać jak na dłoni. Warszawa czy Londyn nie chcą powstania Europy jako tworu politycznego - wystarczy im Unia jako organizm gospodarczy.

Doskonale rozumiem ten rodzaj logiki. Każdy chce dostawać od Unii pieniądze i robić z nią interesy, każdy chce zarabiać na Unii, ale nie każdy jest gotowy przyjąć i dostosować się do dynamiki wspólnego rozwoju. Dla mnie tymczasem Unia to nie tylko gospodarka, ale przede wszystkim wartości.

Mówi pan o wartościach, więc jakimi wartościami kierowała się kanclerz Merkel, próbując zignorować polskie zdanie i doprowadzić do izolacji Polski?
Bądźmy poważni! Polacy ciągle dają do zrozumienia, że jak się znajdą w izolacji, to będzie im wszystko jedno. A jak wreszcie ktoś im zagrozi, to podnoszą larum. Powiedzmy sobie wprost: jeśli ktoś próbuje przebić głową mur, musi się liczyć z tym, że w końcu ktoś na to ostro zareaguje.

Czyli Merkel miała rację - skoro Polacy nie chcą zaakceptować naszego zdania, rozmawiajmy bez nich.
Mogę mieć tylko za złe pani kanclerz, że nie zdołała przekonać do swego pomysłu wszystkich. Na resztę jestem wściekły. I to nie tylko na braci Kaczyńskich, ale tak samo na Tony'ego Blaira, państwa bałtyckie, czeskiego premiera Mirka Topolánka.

 

Mamy tu w wersji skondensowanej całą esencję "ducha" eurofederalizmu. Wszytko powiedziane wprost. Jest też "kwiatek", który powinien przejść do annałów "złotych cytatów" ludzi lewicy. Słowa "tyrania mniejszości" powinny wracać bumerangiem przy każdej próbie otwarcia dyskusji nad działaniami w sferze publicznej organizacji np. afirmujących homoseksualizm pod hasłem, że "demokracja przede wszystkim zabezpiecza prawa mniejszości".

Z jednej ze sztandarowych postaci pokolenia '68 wyszedł prawdziwy demokrata. Socjalistyczny. Jest to kolejny dowód prawdziwych intencji eurofederastów - zdominować małe i średnie państwa narodowe, siłą rzeczy wzmacniając... głównie Niemcy - żywcem jak u Marksa i Engelsa. Jakaś nowość? Oczywiście, że nie. Czym innym jednak jest próba przewidzenia czyjegoś celu, a czym innym otwarta deklaracja poparta... wściekłością, że na dzisiaj nic z tego nie będzie.

Europejscy "demokraci", którzy próbowali "obejść" głos obywateli wyrażony w referendach dot. ratyfikacji traktatu (Francja, Holandia) będącego efektem nietransparentnych prac Konwentu... przegrali. Choć nadal "mniejszością" nazywają ludzi, których nie porywa wizja Eurosojuza z XIX w. Wszak nie do pojęcia jest, by większość myślała inaczej, niż siły bedące od lat w awangardzie "postępu". Porównanie do archaicznych wizji socjalizmu nie jest tu przypadkowe. Bawi nazywanie konserwatywnego poglądu na priorytety polityki europejskiej właśnie XIX-wiecznym, gdy w rzeczywistości mamy do czynienia z pokojową walką dwóch wizji Europy, pochodzących z podobnych okresów. Oczywiście nastąpiły istotne zmiany w obu nurtach politycznych. Z jednej strony są one efektem globalizacji, a z drugiej osłabienia radykalnych skrzydeł po obu stronach i - wreszcie - przejścia przez europejskie społeczeństwa "progów": industrializacji, elektryfikacji, powszechnej edukacji i informatyzacji. Nie zmienia to faktu, że czynienie z wizji nawiązujących do marksistowskich pomysłów sprzed ponad wieku czegoś wybitnie nowoczesnego jest małą przesadą.

To wszystko sprawia, że szczyt ten, moim zdaniem, był dużym sukcesem UE, a więc również Polski. Zupełnie niezależnie od realnego zwycięstwa, jakim jest zachowanie nicejskiego systemu głosowania, wspartego kompromisem z Joanniny. Zważywszy na dotychczasową praktykę UE, trudno stwierdzić jak długo ustalenia te będą obowiązywać. Faktem jest, że "wojna" o kształt Unii będzie trwała nadal. Jednak "bitwa" jest wygrana. Nie ma co się oszukiwać, że "większość" przywiązuje przesadną wagę do demokratycznych procedur. Róbmy swoje.

http://foxx.salon24.pl/20621,index.html

"Co zasłonił pierwiastek"

Jak podał Onet, Polska zagwarantowała sobie na europejskim szczycie prawo, by nie obowiązywała ją unijna Karta Praw Podstawowych, określająca między innymi prawa pracownicze. (..) Wiadomo było od początku, że Karcie Praw Podstawowych najgłośniej sprzeciwiała się Wielka Brytania. Teraz okazuje się, że po cichu, także dwa inne kraje zarezerwowały sobie prawo do wyłączenia spod zapisów Karty - między innymi tych dotyczących praw socjalnych. Z nieoficjalnych informacji wynika, że poprosiły o to Irlandia oraz Polska, przy czym nasi negocjatorzy nie powiedzieli dziennikarzom o swym postulacie na zakończenie szczytu.

Jednym słowem, jeżeli w ustaleniach międzyrządowych, Polska podtrzyma swoje stanowisko, pomysły euro-socjalistów dot. np. demotywującej do podjęcia pracy wysokosci zasiłków dlla bezrobotnych porównywalnej do kwoty płacy minimalnej (patrz: Niemcy), czy takich kwiatków, jak seksistowska europejska dyrektywa nr 79/7/ o równym traktowaniu kobiet i mężczyzn w sprawach z zakresu ubezpieczeń społecznych (a co z równością grubych i chudych?) nie będą nam zagrażać. Czy zagrażały dzisiaj? Nie, jednak federalistyczna wizja "harmonizacji" systemów socjalnych nie pozostawia wątpliwości, co do intencji państw "starej Europy". Jednym słowem, mamy szansę, by ograniczyć ekspansję lewicowego tzw. europejskiego modelu socjalnego na nasz kraj. Jest to istotne o tyle, że - zostawiając na chwilę wątpliwy sens rozbudowanego socjalu, jako-takiego - jesteśmy na zupełnie innym etapie rozwoju, niż kraje "starej Europy". Nasz system świadczeń społecznych jest juz teraz tak chory i złożony, że sam w sobie stanowi kamień u szyi systemu redystrybucji środków finansowych w państwie i spowalnia wzrost gospodarczy. Tymczasem, Magazyn polsko-niemiecki DIALOG w ten sposób pisał o propozycjach Konwentu zawartych w projekcie "eurokonstytucji" odrzuconym przez społeczeństwa Francji i Holandii w referendach:

W projekcie konstytucji Konwentu znalazły się sformułowania, że Unia dąży do stworzenia społeczeństwa, »w którym panuje tolerancja, sprawiedliwość i solidarność« i że stawia sobie za cel »w wysokim stopniu konkurencyjną, socjalną gospodarkę rynkową«. W katalogu celów projektu konstytucji znalazła się zarówno »zabezpieczenia społeczne«, jak i pełne zatrudnienie, podczas gdy do tej pory stosowane jest w układach pojęcie »wysokiego poziomu zatrudnienia«.

(...)

Istotnym żądaniem w sensie Europy socjalnej jest ugruntowanie w konstytucji Karty Praw Podstawowych. Ta Karta, opracowana w latach 1999-2000 również według zasad Konwentu pod przewodnictwem byłego niemieckiego prezydenta Romana Herzoga, zawiera obok prawa do wolności i równości również podstawowe prawa socjalne. Należy do nich między innymi prawo do zakładania związków zawodowych i wstępowania w ich szeregi, prawo pracobiorców lub ich przedstawicieli do informacji i konsultacji we właściwym czasie, jak również prawo do negocjowania i zawierania układów zbiorowych pracy, oraz w przypadku konfliktu interesów prawo do podejmowania działań zbiorowych w obronie swoich interesów, w tym akcji strajkowych. Dalsze socjalne prawa podstawowe obejmują należyte i sprawiedliwe warunki pracy, ochronę w przypadku nieuzasadnionego zwolnienia, prawo do urlopu rodzicielskiego, prawo do zabezpieczeń społecznych i pomocy społecznej, do ochrony zdrowia, środowiska i konsumenta. To, że Karta została uznana w projekcie Konwentu za drugą część konstytucji – a nie, jak proponowano, dołączona jedynie w charakterze Protokołu – jest ważnym postępem. Tym bardziej, że artykuły opisujące prawa podstawowe, zostały przejęte bez zmian. Włączenie Karty do projektu konstytucji jest dla obywateli wymiernym sukcesem, który nie powinien zostać zakwestionowany w obradach rządów. Karta Praw Podstawowych symbolizuje dalszy rozwój EWG/UE ze wspólnoty czysto gospodarczej do wspólnoty opartej na wartościach.

Bez wątpliwości mamy do czynienia z wizją socjalistycznej federacji, czyli rzeczy nie do przyjęcia. Jest to kolejny punkt, w którym obecny rząd w drodze negocjacji oddalił euro-federalistyczną wizję Unii, zajmując racjonalne stanowisko obok Wielkiej Brytanii i Irlandii. W mojej ocenie, nieźle.

http://foxx.salon24.pl/20956,index.html

Konsekwentnie więc, jako wyborca PiS, popierający obecność Polski w UE, ale na warunkach nie federacyjnych - co w dużym stopniu gwarantuje protokół brytyjski (prof Sadurski nie przekonał mnie, że jest inaczej ---> http://foxx.salon24.pl/67938,index.html ) - uważam, że zabezpieczenie TL w formie wynegocjowanej w poprzedniej kadencji jest rozwiązaniem optymalnym. Zwłaszcza po nie zrozumiałych voltach D. Tuska, który po grudniowej uchwale afirmującej Kartę Praw Podstawowych (co, jak na liberała, było stanowiskiem zadziwiającym) - po prostu wrócił do ustaleń dot. trybu ratyfikacji TL, jakie poczynił z prezydentem.

Swoją drogą ciekawe, że tej volty "nie zauważają" ani dziennikarze, ani komentatorzy, natomiast "w zamian" twierdzą, że J. Kaczyński "się miota"... ponownie "nie zauważając", że jego postawa wciąż opiera się o zabezpieczenie warunków, które uchwała z 20 grudnia podjęta przez koalicję PO-PSL-LiD podważyła. Zabezpieczenia postulowane przez PiS, zgodnie z obietnicą premiera, mają się znaleźć w tzw. ustawie kompetencyjnej. Uchwała nie ma znaczenioa, chociaż jest nieco zabawne, że posłowie Platformy podnoszą ręce za stanowiskiem przeciwnym do wyrażonego w uchwale grudniowej, a w komentarzach wciąż czytamy o niekonsekwencji i "zakiwaniu się"... PiS.

Reasumując. Taka, a nie inna moja ocena całej sytuacji wynika z postawy zajmowanej wobec członkostwa w UE, a nie jakiegoś "kultu JarKacza". Jezeli ktos ma wątpliwości w tej ostatniej sprawie, przypominam tekst, którego "tezy" podtrzymuję: http://foxx.salon24.pl/22167,index.html

Najśmieszniejsze, że znowu jestem w przeciwnym obozie, niz duża część "salonowych" sympatyków PiS - wtedy broniąc P. Zalewskiego przed A. Fotygą - dzisiaj nie drąc szat, że Polska "umarła". Taki life :)

 

PS Uważam jednak, że referendum byłoby najlepszym rozwiązaniem.

 

 

Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka