Jednym z najpopularniejszych pojęć ostatnich kilkudziesięciu godzin jest słowo „hak”. Kaczmarek ma ponoć haki na Ziobrę i cały rząd. Ziobro ma mieć hak na Kaczmarka. A znowuż Giertych ogłosił, że Kaczyński zbiera haki na Tuska. Dwuznacznie można rzec, iż każdy polityk chce kogoś „wyhaczyć”.
Hak, jak wiadomo, służy do wieszania. Hak polityczny służy do "wieszania" politycznych przeciwników poprzez ujawnienie kompromitujących daną osobę materiałów. I tu dochodzimy do ciekawej kwestii. Słowo „hak” ma bowiem znaczenie zdecydowanie pejoratywne. Lecz przecież hakiem często jest informacja naprawdę ważna dla opinii publicznej (a często i dla wymiaru sprawiedliwości). Jeśli na przykład Lepper naprawdę seksualnie wykorzystywał kobiety to czy informacja o tym będzie „hakiem”? Lepper rzecz jasna powie, że tak. Ale zapewne tylko on.
Typowym hakiem były pogłoski o rzekomej lojalce podpisanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Teraz wiadomo, iż domniemana lojalka jest efektem działań dawnych esbeków zatrudnionych w UOP. Fałsz, kłamstwo – to właśnie jest hak.
Jednakże prawdziwe informacje o przestępstwie popełnionym przez osobę publiczną żadnym hakiem nie są. Oczywiście często takie wieści wymagają weryfikacji. I tu najważniejsza jest rola mediów, które przecież nie muszą z miejsca powtarzać każdej bzdury. Politycy zawsze obrzucają się błotem. Dziennikarze nie mają jednak obowiązku rozwozić tego błota taczkami.
Inne tematy w dziale Polityka