Mniej więcej około Roku Pańskiego 2000, przy okazji pęknięcia tak zwanej "bańki" fikcyjnych przedsiębiorstw z dziedziny wysokich technologii i Internetu stało się jasne dla ekonomistów (a ci, którzy nie byli związani z żadnym stanowiskiem oficjalnym odważyli się nawet to wysłowić), że zbliża się kres cyklu wzrostowego.
Gospodarka światowa nie jest powiększającym się kosmosem w nieskończonej przestrzeni. Są jeszcze olbrzymie przestrzenie geograficzne, dziesiątki krajów, które ze względu na bieżący poziom rozwoju ekonomicznego byłyby w stanie rozwijać się a ich PKB wzrastać przez dziesiątki lat. Są one jednak całkowicie poza oczkiem uwagi ekonomistów Banku Światowego, MMF, G7 czy G20. Natomiast wysoki światek ekonomii założył klapki na oczy i pompuje papier, aby odwrócenie kierunku i recesja nie przypadła za jego kadencji. Dotąd drukował głównie dolary, które Chińczycy skrzętnie magazynowali. Teraz, jak się okazało, ma też spore moce przerobowe w drukarniach euro.
Przy czym wszyscy poważni ekonomiści (włącznie z tymi, siedzącymi w bankach centralnych) wiedzą doskonale, że wieczny wzrost jest utopią. Świat nie wytrzyma na dłuższą metę wzrostu. Ciągły wzrost po prostu nie jest możliwy, z uwagi na ograniczoną ilość surowców, zasobów ludzkich, możliwości chłonięcia zanieczyszczeń przez środowisko czy też ograniczonej przestrzeni na kuli ziemskiej. Już dziś, w większości tzw. "rozwiniętych" państw świata, ludzie kupują wyłącznie rzeczy, które nie są im potrzebne. Na te rzeczywiście potrzebne im do życia wydają tylko znikomy procent swoich dochodów. Wciskanie ludziom niepotrzebnych im rzeczy, czyli w języku światłych marketingowców "kreowanie rynku" kosztuje już prawie tyle samo (czasami więcej) niż samo wytworzenie produktu. A więc sytuacja staje się coraz trudniejsza, gdyż stado baranów konsumenckich musi zapłacić nie tylko za wciskane im, niepotrzebne "dobra" ale też za to, że im robią pranie mózgów, by przekonać, że jednak potrzebny im jest czwarty samochód i sto dwudziesta druga para butów. Wiem, wiem, zaraz napadną na mnie panie, które powiedzą że te buty naprawdę są potrzebne :-)
Ale nie w tym sęk. Można jeszcze upychać po coraz obszerniejszych garażach czwarte auta, można poddawać recyklingowi stare coraz wcześniej, magazynować niepotrzebne buble i trzecie rezydencje wakacyjne w "niekonwencjonalnych turystycznie" miejscach, o ile nie bywają tam piraci somalijscy powiązani z Alkaidą. Można upychać trucizny w betonowych silosach lub wysyłać śmieci na orbitę Jowisza.
Nie w tym sęk, bo barany konsumenckie są tym bardziej spolegliwe, im dłużej trwa proces ich ogłupiania. Popatrzmy na własne podwórko. Ile młodych owieczek i baranków wręcz pasjonuje się oglądanie reklam ? Żądają więcej ! I mają więcej, bo scenariusze "Życia nad rozlewiskiem" i "Ojca Mateusza" zawierają już lokowanie produktów. Zatem nawet w publicznej telewizji z publiczną misją doczekali się reklam pomiędzy reklamami. Zwyczajnie nie ma już niczego innego.
Że co ? Ze bredzę? Że tylko mała część Polaków ma własne mieszkania, tylko połowa samochody a duża część nie ma nawet pralki z suszarką ? No tak, ale mamy też już część społeczeństwa "napasioną" po uszy, full wypas, pełny Zachód. I proszę się nie łudzić, że gdy zapanuje światowa recesja to my pozostaniemy zieloną wyspą. Raczej większe szanse na to ma pustynna saharyjska Mauretania.
Jasne jest, że ani Obama, ani Merkel, ani Sarkozy nie chcą aby początek kryzysu został powiązany z ich nazwiskiem. Bliżej nas, nie chce tego Vincent Rostowski ani Donald Tusk. Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że następca Obamy, Sarkozy'ego, Merkel też będą chcieli tego uniknąć za wszelką cenę. Biedą wiec próbować bawić się w tę sama grę podtrzymywania sztucznego wzrostu "programami uzdrowieniowymi" polegającymi na pompowaniu papieru w ludzkie kieszenie.
A u nas ? U nas kampania wyborcza w pełni i wszyscy nawzajem wyrzucają sobie nieudolność, nieoszczędność, brak kompetencji, nierealne pomysły, puste obietnice ...
Zaraz, zaraz. Czyli, że być może jest chociażby jedno ugrupowanie, które nie powtarza poprawnej politycznie utopii, że lekarstwem na wszystko jest wzrost ? No... chyba za wiele żądam. Ale może jest jedna formacja, która w przypadku, gdyby jednak recesja zaczęła się w przyszłej kadencji mniej wyjdzie na durnia od innych ? Warto się nad tym zastanowić przed głosowaniem 9go października.
Kto wie, może pierwszy bankrut da sygnał i jednak bankierzy świata wykorzystają okazję aby się poddać, rzucą rękawicę, zamkną drukarnie banknotów i pozwolą na kolejny naturalny cykl. Aby ekonomia wzrostu mogła działać, musi co jakiś czas dokonać resetu, tak jak w latach dwudziestych. Powtarzam : ciągły wzrost po prostu nie jest możliwy, z uwagi na ograniczoną ilość surowców, zasobów ludzkich, możliwości chłonięcia zanieczyszczeń przez środowisko czy też ograniczonej przestrzeni na kuli ziemskiej. Czy zatem bankructwo Grecji nie będzie tym sygnałem rzucenia rękawicy i pozwolenia na reset ? A kiedy waszym zdaniem Gracja zbankrutuje ? Bo o tym czy zbankrutuje juz nikt nie chce nawet rozmawiać.
Inne tematy w dziale Gospodarka