Dwie relacje tego samego Marka Pyzy z tego samego Smoleńska, z tego samego dnia, choć z różnych lat:
Pyza (godz. 12.02 polskiego czasu – relacja na żywo ze Smoleńska; 10 Kwietnia 2010): „
Przede wszystkim zdjęcia, które państwo przed chwilą widzieli, to pierwsze zdjęcia z tego miejsca zrobione przez jednego z pracowników TVP. Wszystko się wydarzyło około dwustu metrów stąd za tymi drzewami. Tam runął samolot z prezydentem L. Kaczyńskim na pokładzie około godziny dziesiątej(! - przyp. F.Y.M.).Dwieście metrów w drugą stronę jest hotel, w którym zakwaterowana jest ekipa telewizji. Myśmy jeszcze ten samolot słyszeli, gdy on podchodził do lądowania. Słyszeliśmy wielokrotnie szum silników niemal nad naszymi głowami, ale nic wtedy jeszcze nie budziło niepokoju. To, co my słyszeliśmy później potwierdzali świadkowie, których spotkaliśmy tutaj. Mówią, że czterokrotnie samolot podchodził do lądowania tuż nad drzewami przechylił się pod kątem mniej więcej 45 stopni, lewym skrzydłem zahaczył o wierzchołki drzew, ściął drzewa, wbił się właśnie lewym skrzydłem w ziemię, wyrył spory rów i tam zapłonął. Na miejscu pojawili się strażacy. Dziennikarze natychmiast właściwie wszyscy przyjechali z Katynia do Smoleńska, co nie było łatwe, bo miasto w okolicach lotniska w tym momencie stanęło w korkach. Sytuacja na miejscu, gdy przyjechaliśmy była bardzo dramatyczna. Próbowaliśmy dotrzeć do miejsca katastrofy, ale bardzo szybko pojawiła się milicja, FSB, po chwili również funkcjonariusze służb specjalnych, OMON-u, nie pozwalali nam tam wejść, zatrzymali nawet kilka osób, pracowników TVP (kto został zatrzymany? - przyp. F.Y.M.)
i od świadków dowiadywaliśmy się, jak to wyglądało. Jak mówiłem, około dziesiątej samolot runął i stanął w płomieniach. Później nadeszła ta najgorsza wiadomość: wszyscy zginęli” (
http://mmariola.salon24.pl/276738,wydanie-specjalne-smolensk-czesc-ii).
Pyza
rok później (tekst z „
Uważam Rze” nr10/2011, s. 12-14): „
10 kwietnia. Po godz. 8 polskiego czasu. Gdy wchodzimy na teren Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu, tupolew o numerze 101 jest już w powietrzu (…). (Parę stron później po wielu dygresjach opowieść się „wznawia” przed 9-tą polskiego czasu; jest mowa o telefonach Sikorskiego do JK, potem o drodze Tuska i gajowego do Wwy i Pyza pisze zagadkowo – przyp. F.Y.M.):
W tym czasie (nie wiemy więc, o jaką godzinę mu tym razem chodzi? - przyp. F.Y.M. - czy o godzinę powrotu ciemniaków do stolicy, czy o godzinę „około 9-tej” zgodnie np. z tym, co zeznawał J. Sasin w sejmie)na katyńskim cmentarzu wszyscy wciąż oczekują prezydenta. Cisza zamienia się w niepokojący szmer. Ktoś biegnie. Znikają funkcjonariusze BOR. Zaczynają dzwonić telefony. Rozchodzą się pierwsze informacje - na razie o awarii samolotu (...) Wsiadamy do samochodu, zabieramy fotoreportera jednego z tygodników (...) Ruszamy z piskiem opon. Prowadzący służbowe auto operator pędzi 170 km/h. Jedziemy środkiem drogi. Nikt nas nie zatrzymuje. Staram się ustalić cokolwiek. Niewiele to daje. .Nie wiemy, czy spadł samolot z państwową delegacją, czy z naszymi kolegami z redakcji. Trudno się do kogokolwiek dodzwonić.Z Polski napływają coraz gorsze wieści. Reuters podaje, że nikt nie przeżył”(Pyza występuje też w słynnej kwietniowej „Misji specjalnej” (2010), w której opowiada o lampaćkach na siewiernieńskim lotnisku
http://www.tvp.pl/publicystyka/magazyny-reporterskie/misja-specjalna/wideo/28042010/1629837).
Wróćmy jednak do zagadkowej relacji Pyzy z 10 Kwietnia. Może było tak, że pojechał on po „lądowaniu iła-76” do Katynia po prostu – stąd to świadectwo o krążeniu nad lotniskiem? No ale to by znaczyło, że (mimo pojawienia się na liście (
http://clouds.web-album.org/photo/364882,program-10-04-2010-i-program-lotu-7-04-2010)) nie był z dziennikarską ekipą na pokładzie jaka-40, bo ta widziała iła z płyty. Czy więc był z P. Prusem, który w tejże „
Misji specjalnej” wyrażał zdziwienie, że tam przy hotelu jest lotnisko, bo oni przez tydzień tam żadnego statku powietrznego nie widzieli („
Tam nie lądował żaden samolot. Nie było żadnego śladu, który mógłby wskazywać, że to było lotnisko”)?
Co to za godzina u Pyzy, ta
Dziesiąta, skoro wedle polskiego czasu miała być ca. Dziewiąta, a wedle ruskiego ca. Jedenasta? O godz.
Dziesiątej mówią też inni dwaj pracownicy telewizji będący w Katyniu tu:
http://www.tvp.pl/publicystyka/magazyny-reporterskie/magazyn-ekspresu-reporterow/wideo/11042010-smolensk-wydanie-specjalne/1654384 (program niestety składa się głównie z łzawych relacji samych prezenterów i dziennikarzy o tym, co czuli, przekazując informacje o „wypadku” – tak więc nawet nie warto go w całości oglądać; D. Holecka mówi o pierwszej informacji z „prezydenckim jakiem-40”). N. Nowotnik z PAP relacjonuje (16'41'' materiału): „
Autokarami wybraliśmy się ze Smoleńska do Katynia koło 9.30. Po godzinie 10-tej, gdy ustalaliśmy z moim redakcyjnym kolegą te ostatnie szczegóły dotyczące uroczystości nagle pojawiła się ta informacja. Ona przyszła, nie wiem, ktoś z obsługi sejmu bądź senatu, być może jakiś dziennikarz podał informację, że coś się dzieje. Zaczął panować pewien chaos informacyjny. To było bardzo trudne doświadczenie, dlatego że część osób twierdziła, że to tylko awaria samolotu, że jest jakiś pożar, że ludzie... (…) No i pewnym momencie (…) przyszła ta informacja, że skutki są tragiczne.”
Jest jeszcze opowieść z samego Smoleńska, pewnej nauczycielki polskiego pochodzenia przytoczona w grudniu 2010 r. przez „
NDz” (
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101222&typ=po&id=po01.txt): „
Jak relacjonuje kobieta, 10 kwietnia już o 7.00 rano była w pracy. Była wtedy słoneczna pogoda, nie było żadnej mgły. Pojawiła się dopiero po godzinie, więc ok. godziny 8.00 rano czasu polskiego (ok. 10.00 czasu moskiewskiego). Jak tłumaczy, w pewnym momencie zaczęła gwałtownie gęstnieć, jakby "wychodziła z ziemi". Kładła się gęstymi płatami wyraźnie od strony jaru, który od szosy dzieli odległość około jednego kilometra.
Z opisu nauczycielki wynika, że mgła wypełzła z jaru i przemieściła się w kierunku szosy w stronę lotniska Siewiernyj. Opary ustąpiły równie szybko, jak się pojawiły. Zdaniem kobiety,około godziny 10.00wiadomo było, że coś złego się dzieje, ludzie, usłyszawszy wybuch, zaczęli biec w kierunku szosy. Kobieta ruszyła za nimi. Kiedy wszyscy dobiegli do szosy, co nastąpiło zaledwie kilkanaście minut od upadku polskiej maszyny, stał tam już kordon funkcjonariuszy OMON, którzy nikogo na miejsce katastrofy nie dopuszczali”.
Jeśli więc przyjmujemy, że o godz. 8.41 pol. czasu doszło do Zdarzenia, to w Smoleńsku najwyraźniej była to 9.41, zaś w Moskwie 10.41. Jeśli jednak polscy świadkowie posługiwali się czasem moskiewskim, a nie smoleńskim, to byli spóźnieni o godzinę w stosunku do tego, co się działo na Siewiernym. Pyza o godz. 12-tej pol. czasu opowiada na antenie TVP o tym, co zdarzyło się o 10-tej lokalnego czasu.
Pozostawiam te kwestie na razie w zawieszeniu, bo jeszcze one wrócą w dalszych blogerskich analizach. Nie daje mi jednak spokoju to 4. podejście – nie tylko kiedy ono było, ale i
do kogo ono należało? Pierwsze wykonał jak-40, następne dwa ił-76.
Jaka maszyna dokonała 4. podejścia? Czy to był np. „prezydencki jak-40” pilotowany przez śp. gen. A. Błasika dokonujący rekonesansu i stwierdzający, że nie ma delegacji czekającej na Prezydenta (delegacja pojawi się z godzinnym opóźnieniem (
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/w-ruskiej-zonie.html,
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/mashina-wriemieni.html)), czy też jakaś maszyna, która przeleciała nad Siewiernym tylko po to, by pirotechnicy mogli potem upozorować „wybuch samolotu” (
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/bilokacja-o-838.html)? Czy... i to, i to? Na to ostatnie możliwe rozwiązanie wskazywałaby relacja moonwalkera S. Wiśniewskiego, który w pewnym momencie swoich zeznań sejmowych wspomina o tym, że katastrofę małego, wojskowego samolotu poprzedziło jakby lądowanie jakiegoś innego samolotu, który zaraz odleciał.