Free Your Mind Free Your Mind
19319
BLOG

Wokół hipotezy z katastrofą na Siewiernym

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 662
KaNo w swoim najnowszym poście (http://fotoszop.salon24.pl/312527,maskirowka-na-abarot) zaproponował pewien eksperyment myślowy, który, jak mam rozumieć, ma być jakąś formą krytycznej konfrontacji z generalnymi ustaleniami zespołu min. A. Macierewicza oraz tych blogerów, którzy twardo stoją na gruncie lotniska Siewiernyj, a nie dopuszczają do siebie myśli, że mogło tam nie dojść do żadnego lotniczego wypadku (tudzież do zamachu upozorowanego na wypadek):

 
Zapomnij na chwilę o różnych miejscach katastrofy, wielu samolotach i przyjmij założenie, że samolot z naszą delegacją był jeden, że był to TU-154M i że rozbił się na Siewiernym.
Dlaczego?
Jeżeli założymy, że przyczyną katastrofy był zamach dokonany w powietrzu, to na wraku samolotu mogły, a nawet powinny pozostać tego ślady. W przypadku zamachu również niezbędna była „maskirowka”, tylko że w drugą stronę! Należało jak najszybciej usunąć te części wraku (zapewne największe), na których widoczne były takie ślady. Wiemy, że usunięto kokpit, brakuje większych części kadłuba... więc może usuwano je wraz z fotelami i ciałami przypiętymi do nich. Nie było czasu na ich „odpięcie” na miejscu katastrofy.
Jak w świetle Twojej wiedzy wygląda realność takiego scenariusza?

 
Przypomnę, zwłaszcza tym osobom, które od niedawna zaczęły czytać teksty na moim blogu, że przez wiele miesięcy sam należałem do grona osób przekonanych, iż to smoleńskie Siewiernyj jest miejscem, gdzie dokonano zamachu i napisałem dziesiątki tekstów na ten temat, odwołując się do coraz to nowych materiałów poszlakowych czy dowodowych, analizując zdjęcia, szukając podobnych zdarzeń lotniczych itd. Hipotezę „dwóch tupolewów”, jak pierwotnie nazywano to podejście, które kwestionowało fakt katastrofy na Siewiernym i autentyczność miejsca tejże katastrofy, uważałem też zrazu za trudną do potwierdzenia z kilku istotnych powodów, jakie wyłuszczyłem w poście napisanym w 12 maja 2010, a więc dobry miesiąc po tragedii (http://freeyourmind.salon24.pl/181169,dwa-tupolewy).

 
Hipoteza „2T” głosiła (która bardzo szybko się pojawiła po tragedii – nie pamiętam dokładnie, czy nie wraz ze słynnym już, krążącym w Sieci, komentarzem przypisywanym czeskim służbom specjalnym, a dotyczącym uprowadzenia polskiej delegacji do Lipiecka), mówiąc z grubsza, że na Siewiernym wysadzono „wydmuszkę”, zaś tupolewa z delegacją zaatakowano gdzieś w innym miejscu. W maju 2010 jeszcze śledztwo blogerskie (wspierane wtedy przez „GP” i „NDz”) było jednak na zupełnie innym etapie niż obecnie – właściwie to wydawało się kwestią czasu, gdy pojawią się jakieś poważne materiały, typu zdjęcia satelitarne, zeznania naocznych świadków, zdjęcia robione na miejscu etc., które sfalsyfikują hipotezę głoszącą, że na Siewiernym do katastrofy nie doszło. Nikt z nas chyba wtedy nie przypuszczał, że np. monitoring przelotu będzie fikcją, że nie zostaną opublikowane pełne stenogramy rozmów COP, że nie będzie wiadomo, co się działo na Okęciu, że nie będzie dokumentów sekcyjnych itd. - słowem, że zabraknie bardzo wielu istotnych materiałów, które powinny zostać opublikowane w ramach dochodzenia dotyczącego tak poważnej sprawy. Z biegiem czasu więc, gdy coraz więcej ruskich matactw i fałszerstw wychodziło na jaw, gdy pojawiało się coraz więcej niejasności i gdy wiedza dotycząca zdarzenia zaczęła raczej się kurczyć niż przyrastać, coraz więcej osób (w tym i ja) zaczęło sobie zadawać pytania, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego aż tylu ważnych dokumentów czy dowodów po prostu nie ma? Te kwestie poruszałem już wielokrotnie, choćby w postach takich jak: http://freeyourmind.salon24.pl/279085,poza-ruska-zone, http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/kilka-wyjatkowych-zagadek.html, http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/proste-pytania.html, http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/zamach-tak-ale-czy-na-siewiernym.html). Teraz jednak KaNo proponuje to wszystko „zawiesić” i wziąć pod uwagę scenariusz z katastrofą na Siewiernym. OK. Spróbujmy.

 
  Nie będzie to jednak wcale łatwe. Nie wiemy wszak tylu podstawowych rzeczy, że tak czy tak musimy stawiać kolejne (hipotetyczne) założenia. Jeśli przyjęlibyśmy (jak zdaje się sugerować w swym eksperymencie myślowym KaNo), że to, co widział Wiśniewski, Bahr czy inni, którzy byli na Siewiernym, to innego rodzaju „maskirowka”, tzn. związana z „uprzątnięciem” miejsca po zamachu (np. dokonanym w powietrzu), to powinniśmy umieć wyjaśnić, jak to się stało, że nikt nie widział transportowania sporej wielkości części tupolewa po zamachu, a byłby to na pewno niecodzienny (nie tylko jak na Smoleńsk)widok. Musiałyby brać w tym udział ciężkie helikoptery no i cała brygada ludzi zajmujących się „podczepianiem” poszczególnych części (helikoptery by raczej nie lądowały, bo pozostawiłyby ślady albo zahaczyłyby o drzewa). Nie mamy żadnych świadectw na ten temat. Może wykorzystano by ciężkie dźwigi „SmAZ”-a i przerzucono części na teren fabryki, na który nikt z Polaków (pomijając polskich udziałowców w zamachu, bo tych wciąż dokładnie nie znamy, a chyba są) nie miał 10 Kwietnia wstępu. No ale praca takich dźwigów też mogłaby zostać zauważona lub przynajmniej zasłyszana (chrzęst, stukot) na dość „głuchym” lotnisku, tymczasem polska delegacja nie słyszy niczego takiego. Min. Macierewicz twierdzi, że są zdjęcia z transportowania kokpitu, który miał leżeć 4 godziny na pobojowisku, jednakże nikt z polskich świadków, którzy przybyli (a nawet ruscy świadkowie, pomijając leśnego dziadka, co ponoć „5 osób w kokpicie” miał widzieć) niedługo po „ogłoszeniu katastrofy” nie widział tego kokpitu. Ten ostatni zaś to nie jest coś, co łatwo na pobojowisku byłoby ukryć lub przeoczyć. No ale mniejsza z tym.

 
Jeśliby faktycznie tak się miały sprawy, że Ruscy „posprzątali po zamachu”, to na takie działania musieli mieć nie tylko dużo ludzi (przygotowanych w okolicy? czekających w ukryciu? wiedzących gdzie i jak spadnie maszyna?), ale też sporo, naprawdę, sporo czasu. Należałoby więc wliczyć tu czas samego zamachu (atak, ostrzał, bomba na pokładzie etc.), czas samego upadku trafionego samolotu, czas toczenia się szczątków po ziemi, czas konania osób, które by mogły przeżyć odniósłszy nawet ciężkie rany, czas „przebierania” czekistów w stosie rzeczy, które należałoby wziąć jako łupy z miejsca zdarzenia itp. Sam zamach więc musiałby się wydarzyć dużo wcześniej aniżeli w okolicach godz. 10.38 ruskiego czasu, kiedy to moonwalker Wiśniewski oglądał „skrzydło pionowo w dół”, zaś gubernator smoleński słyszał „ten nierealny, nienaturalny dźwięk silników samolotu i nagle zrobiło się cicho” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/bilokacja-o-838.html). Nie podejrzewamy chyba, że w ciągu kilkunastu minut dokonano by takiego posprzątania pobojowiska, o jakim wspomniałem wyżej. Mało tego, przecież musieliby teren ocenić fachowcy, którzy spokojnym okiem wyszukiwaliby, które szczątki mają na sobie ślady wybuchu i co należy zabrać, a co można pozostawić. Część takich kawałków mogłaby być przygnieciona innymi, trzeba by znowu coś podnosić, przesuwać itd. Mnóstwo roboty nawet dla sprawnych w zabijaniu czekistów.

 
Nie wiem, szczerze mówiąc, jakiej broni czy środków musiano by użyć, by po odpaleniu czy zdetonowaniu nie doszło do natychmiastowej eksplozji paliwa znajdującego się w skrzydłach samolotu. Najczęściej do katastrof lotniczych dochodzi przy lądowaniu i startowaniu, i wystarczy poważny wstrząs albo np. uszkodzenie silnika (http://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotu_Air_France_4590) i niemal natychmiast wybucha pożar. Nie bez powodu zresztą w portach lotniczych stały dyżur pełnią strażacy, prawda? Jeśli więc tupolew zostałby trafiony lub wysadzony, to paliwo także wzięłoby udział w eksplozji i z samolotu zostałyby strzępy, ale szczątki nie leżałyby na obszarze niedużej polany, tylko rozprysnęłyby się na setki metrów kwadratowych, zaś wybuch słyszałoby całe miasto, a z wielu okien posypałoby się wiele szyb. Z dużym prawdopodobieństwem można też sądzić, że zapaliłby się „przylotniskowy” las, a ogień mógłby dotrzeć nie tylko do pobliskich budynków, lecz i do stacji benzynowej znajdującej się za ul. Kutuzowa. Tymczasem powtarzają się w relacjach świadków opowieści o „plaśnięciu”, jakby coś ciężkiego po prostu spadło na ziemię. Czy tak spada ok. stutonowy statek powietrzny? P. Kraśko kręci się po Smoleńsku i dopiero po powrocie do hotelu Nowyj dowiaduje się od koleżanki, do której ktoś zatelefonował, że... doszło do katastrofy (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/oko-zaby-4.html).

 
Można założyć (i takie były też koncepcje niektórych blogerów), że hałas, jaki robił nadlatujący ił-76 „zagłuszyłby zamach”. Czy jednak dopuszczono by do sytuacji, w której polska delegacja znajduje się na podobnej wysokości, co wielki ruski transportowiec? Czy nie byłoby zagrożenia kolizją? Czy w takiej sytuacji polska załoga nie czekałaby w powietrzu na wylądowanie ruskiej? Jeśli zaś ta ostatnia by nie wylądowała, to przecież chyba polska załoga by nie ryzykowała podejścia w takich warunkach?

 
Przede wszystkim jednak należałoby założyć, że „stenogramy” CVR nadają się do wyrzucenia, nie było rozmów między załogą jaka a tupolewa w okolicach godz. 10.30 rus. czasu (skoro zamach był wcześniej), no i że tupolew wyleciał z Okęcia o zupełnie innej porze niż do tej pory twierdzono, czyli np. niedługo po jaku-40 – a więc np. o 6.40/6.50 (pol. czasu), jak zrazu twierdzono – byłby wtedy nad Siewiernym koło godz. 8-mej (pol. czasu) – to i tak jest jednak już czas „ciszy we mgle”, a więc po drugim odlocie iła. Wprawdzie są jakieś relacje świadków dotyczące „długiego krążenia samolotu nad lotniskiem”, lecz nie sposób na ich podstawie ustalić, CO krążyło, skoro niewiele ludzie widzieli. Spośród tych wszystkich zeznań świadków przebija raczej coś takiego, że żadnej wielkiej eksplozji, żadnego wielkiego rumoru, żadnego trzęsienia ziemi, żadnego niesamowitego hałasu nie było. Jak więc to mogłoby się wydarzyć tak, że by tego nie zauważono?

 
No ale załóżmy znowu, że „szum miasta” i „gwar rozmów” to wydarzenie zagłuszył. Pozostaje wciąż sprawa pobojowiska. Nie wygląda ono na „pozamachowe”, gdyż – co choćby potwierdził J. Sasin – większość (z niewielu pozostałych) części wraku zgrupowanych jest na niewielkim obszarze. Sasin, jak wiemy, opowiada, że jadąc na Siewiernyj (i wiedząc już „o katastrofie”) , spodziewał się, że szczątki będą rozsypane na dużej przestrzeni i był zaskoczony: „To mnie uderzyło, no, że ten wrak był tak w jednym miejscu (…) tak mi się wydawało, nie miałem okazji nigdy wypadków lotniczych z bliska oglądać, ale tak mi się wydawało, że to może być na bardzo dużym terenie rozrzucone części... Tutaj jakby ten samolot, on był bardzo zniszczony, bardzo rozbity, ale jednak zasadnicze części tego samolotu, wydawało mi się, że są jakby w jednym miejscu” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/woko-zeznan-sasina.html) i wyciąga z tego wniosek, iż sądził, że samolot spadł „pionowo w dół”.

 
Oczywiście, jeśli samolot zostałby trafiony/wysadzony w locie, to właśnie „nie spadłby pionowo w dół”, lecz „rozprysnąłby się” na boki i najwyżej jakieś najcięższe jego kawałki „spadłyby pionowo”. Z tymże one wbiłyby się głęboko w ziemię, zwłaszcza jeśli byłaby tak błotnista czy nawet bagienna, jak mówią relacje świadków. Wystarczy zrzucić starą pralkę z 10 piętra i można zobaczyć, jaki powstanie ślad w ziemi, a co dopiero po uderzeniu części o takiej wadze, jak szczątki pasażerskiego samolotu z setką ludzi na pokładzie. Wiele części by koziołkowało i taplało się w błocie oraz roślinności, pełno rzeczy wisiałoby na gałęziach (Ruscy mieliby je pościągać przed przybyciem delegacji?), mnóstwo zaś drzew byłoby bezładnie i na wiele stron połamanych jak po wichurze.

 
Tego natomiast na Siewiernym wcale nie ma. Wiśniewski spaceruje, a słychać ćwierkające ptaki – to nie jest „martwa cisza po zamachu”. Części wraku są na wielu zdjęciach zdumiewająco (jak na „skalę katastrofy”) „czyste” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/odwrocone-koa.html) - nie ma na nich śladów po koziołkowaniu, a chyba nie możemy sądzić, że Ruscy by... wymyli je przed przybyciem polskich świadków, przecież takie ślady by dodatkowo „uwiarygodniały” wypadek. Ruscy mogliby mówić: „no, spójrzcie, jak się ubabrały te kawałki samolotu, jak toczyły się po glebie, zabierając za sobą błoto, korzenie i gałęzie; tędy leciał”. Jedyna zabłocona część, którą widzieliśmy, to jeden z silników, ale ten z kolei wygląda, jakby nie działał „przed katastrofą”, a powinien być „spalony”, „poczerniony”.
1
 
2
 
 
Poza tym, gdzie się podziało te ok. tuzina ton paliwa, które miał tupolew? Jeśli nie eksplodowało, to przecież powinno było rozlać się z uszkodzonych skrzydeł i skazić teren. Owszem, są te brudne koła, moim zdaniem jednak ślady na nich nie wyglądają to na brudy po „przyziemianiu na mokradłach”, lecz na pozostałości po leżeniu części wraku pod gołym ruskim niebem (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/powiekszenie.html), tak jak niszczeją części na szrocie.
 
a
 
b
 
 
 
Ostatnia, lecz chyba najważniejsza sprawa, to ciała. Jeśli jakaś ich część zachowała się w dobrym stanie (są na to zeznania rodzin ofiar), to jak to pogodzić z wizją zestrzelenia/wysadzenia w powietrzu? Przecież doszłoby do „potrójnej” masakry: eksplozja, rozpad w powietrzu i obrażenia spowodowane upadkiem, tudzież koziołkowaniem części. Taki przebieg zamachu nie tylko uniemożliwiłby szybkie „posprzątanie miejsca”, lecz poskutkowałby jednym wielkim „polem śmierci” w postaci rozsypanych na wieluset metrach kwadratowych, ludzkich szczątków. Niemożliwe, fizycznie niemożliwe wydaje się przy takiej katastrofie „usypanie ciał” w jakąś „strefę zero” o rozmiarze kilkuarowego podwórka. Można wprawdzie znowu poczynić założenie, iż Ruscy by w pośpiechu tak usypali ciała, no ale tego rodzaju operacja musiałaby trwać dodatkową „dobrą godzinę” (masa ludzi musiałaby wyzbierać te szczątki), nie licząc czasu sprzątania pobojowiska z łupów i szczątków świadczących o zamachu.

 
Podsumowując więc, hipoteza z zamachem na Siewiernym czy nad Siewiernym, wydaje mi się obecnie mało prawdopodobna. Rzecz jasna wiemy, że czekiści zamachu chcieli dokonać i go dokonali. O wiele „bezpieczniejszym” jednak, z punktu widzenia „logiki” takiego zamachu, było 1) umiejscowienie go tam, gdzie nie byłoby niepowołanych świadków i gdzie łupy można byłoby wziąć bez konieczności „grzebania w szczątkach” po wysadzonym/strąconym samolocie i 2) skierowanie uwagi świata na miejsce zainscenizowane na lotniczy wypadek. Jak się okazuje, mimo nieudolności tej inscenizacji, „polskie media” i „rządzące elity” łyknęły bez większego sprzeciwu ruską narrację, którą żyją do dziś, pogłębiając przyjaźń peerelowsko-sowiecką, a wnet wyszykowany będzie „polski raport” stanowiący twórcze uzupełnienie doszczętnie załganego bełkotu komisji Burdenki 2, przekazanego opinii publicznej jako „raport MAK”. Tak to niestety wygląda, gdyż musimy w końcu zacząć zdawać sobie sprawę, że w przygotowaniach, w osłonie i być może w samym przeprowadzeniu zamachu na polską delegację brali udział, obok ruskich czekistów, także Polacy. (Jacy i którzy to jeszcze trzeba dokładnie zbadać). I być może ta kwestia jest najtrudniejsza do zrozumienia dla osób, które są przywiązane do hipotezy z katastrofą na Siewiernym. Mówimy bowiem, że to była największa polska tragedia po II wojnie, ale chyba też powinniśmy zacząć myśleć o „Smoleńsku” w kategoriach największej polskiej zbrodni po II wojnie – z racji właśnie udziału „polskiej strony” w tymże zamachu. Jak bowiem już pisałem wcześniej: 10 Kwietnia to „gruba sprawa”. Z tego też powodu aż tylu ludzi i tyle instytucji pracuje nad tym, by – jak w przypadku pierwszego Katynia – prawda o zbrodni nie wyszła na jaw. Tu już bowiem nie chodzi o jakieś proste „polityczne profity” lub inne „konfitury władzy” - tu chodzi o zabezpieczenie się przed długoletnim więzieniem.

 

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka