Free Your Mind Free Your Mind
11493
BLOG

Świadek Wojciechowski

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 411

„Tam na miejscu prokuratorzy i urzędnicy różnego rodzaju rosyjscy byli kompletnie pijani wszyscy, więc być może to była kwestia jakby odreagowania na pewne sytuacje, które tam zastali na przykład, ale prokurator, który (…) tak mi się przedstawił, który tam nadzorował te czynności tam na miejscu, no to pamiętam, że – tam była taka brama wjazdowa, droga na lotnisko prowadziła (…); ona była zamykana i otwierana, ale na czas… Ona nie była zamykana na kłódkę, tylko była zamykana na taki drut po prostu. I pamiętam, że on miał koszmarne, koszmarne problemy, ten prokurator, żeby ten drut odkręcić i zakręcić po prostu” – takie barwne wspomnienia prac ruskich śledczych z dni po „katastrofie smoleńskiej” ma były reporter TVN-u (później w TVP) Przemysław Wojciechowski, z którym październikowe (2015) spotkanie dostępne jest pod tym linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=QvTPlwiKWq0 (od 22’43’’). Można jedynie ubolewać, że dopiero grubo po 5 latach od tragedii polskiej delegacji prezydenckiej można usłyszeć tego rodzaju rewelacje, ale dobre i to – wszak po ostatnich wyborach zmienia się w Polsce władza, więc pewnie na nowo ruszy śledztwo w sprawie 10 Kwietnia. Chyba że nie ruszy…

 

Gdyby jednak ruszyło, to Wojciechowski mógłby z powodzeniem wystąpić jako świadek, miał on bowiem okazję nie tylko widzieć pijanych ruskich śledczych, ale też spędzić z kamerą kilka dni w Smoleńsku (kwiecień 2010), nagrywając smoleńskich leśnych dziadków, jak też uzyskać dostęp do unikalnych zdjęć (o czym za chwilę), a nawet… towarzyszyć polskim śledczym (od 17’54’’):

 

„W tym motelu, w którym zatrzymaliśmy się, kilka godzin po nas zaokrętowała się, zameldowała się nasza ekipa śledcza. Po prostu ludzie, którzy przylecieli z Polski, czyli przedstawiciele Komisji Badania Wypadków Lotniczych, ŻW, prawdopodobnie ABW, prawdopodobnie jakieś jeszcze inne służby, czego nam się do końca nie udało ustalić, jakie (…). Oni również w tym samym motelu się zatrzymali. I sytuacja wyglądała w ten sposób, że rano zawsze, począwszy od 11-go [kwietnia 2010 – przyp. F.Y.M.], wszyscy wychodziliśmy z tego motelu. Oni zajmowali się swoją robotą, my zajmowaliśmy się swoją, czyli próbą przekroczenia, sforsowania tego kordonu policyjnego, wojskowego, dotarcia tam w głąb tego lotniska. A oni po prostu robili to, co do nich należało, czyli próbowali zabezpieczać ślady i to wszystko, co tam się działo. Natomiast wieczorem, kiedy wracaliśmy wszyscy już dosyć zmęczenie, no, to tak był taki, w tym motelu, taki bar. I tam się wszyscy spotykaliśmy i w tym sensie, że przez pierwsze dwa dni zabroniłem moim współpracownikom otwierać buzię i w ogóle rozmawiać z naszymi śledczymi o czymkolwiek. I to było generalnie, no, żeby się, mówiąc, przepraszam za brzydkie słowo, ale obwąchać, żeby się oswoić ze sobą. Bo przecież wszyscy wiemy, jak wygląda specyfika pracy w różnego rodzaju służbach, że to nie są ludzie, którzy są skorzy do mówienia, a jak ktoś pyta, to człowiek się naturalnie usztywnia. Natomiast moim zadaniem było – jako dziennikarza, reportera i to reportera śledczego – wydrzeć informacje zewsząd, skąd to jest tylko możliwe. No ale po trzech dniach jakby ogrom tego wszystkiego, co widzieliśmy tam na miejscu, tego nieszczęścia i tej katastrofy, jakby dotykał nas tak samo mocno jak i tych ludzi, którzy tam pracowali. I oni sami tak naprawdę zaczęli do nas po polsku tam, jak siedzieliśmy, mówić: „Chłopaki, my już nie dajemy rady”. No to my mówimy: „No to my też nie dajemy rady”. Jak widzieliśmy, jak tam, nie wiem, przepraszam, to nie żaden dance macabre, ale fragmenty ludzkich ciał ktoś musiał przenosić z jednej kupki na drugą, no to jednak w człowieku to zostaje. No i pijąc tą ciepłą rosyjską wódkę oni tam generalnie zaczęli z nami rozmawiać.”  

 

Jak ta praca polskiej ekipy wyglądała? Wojciechowski tak wspomina (od 24’19’’):

 

„Jedna rzecz, która mną wstrząsnęła, to była sytuacja, w której ci ludzie nie mieli żadnej autonomii tam na miejscu. Oni byli pod opieką urzędników MCzS-u (….). Oni nie mieli tak: nie mieli własnych samochodów, nie mieli własnych urządzeń, nie mieli własnych pieniędzy do dyspozycji, nie mieli niczego i oni tak naprawdę byli wożeni i przywożeni przez urzędników MCzS-u (…), wwożeni i wywożeni z lotniska. I tak naprawdę była taka sytuacja, w której znaleziono telefon komórkowy – prawdopodobnie był to telefon komórkowy należący albo do prezydenta Kaczyńskiego, albo do kogoś z jego bliskich współpracowników i pamiętam, że jeden z pracowników [mieszkających z ekipą w motelu – przyp. F.Y.M.] opowiadał, że stoczył walkę o ten telefon komórkowy z urzędnikami MCzS-u, kiedy oni się zorientowali, że on znalazł coś takiego. Po prostu rzucili się na niego i mu zabrano ten telefon.”

 

Wojciechowski zresztą (kiedyś to już podawał na swym blogu) twierdzi, że przedstawiciele polskiej strony zaraz po przybyciu na Siewiernyj, byli przetrzymywani w hangarze (1h17’34’’):

 

„Według moich informacji, według nagrań, które posiadam, polska delegacja śledcza, czyli komisja ds. badań wypadków lotniczych, ABW, prokuratorzy, ŻW, inne służby, została na 6 godzin uwięziona na lotnisku w Smoleńsku. Została zamknięta w hangarze samolotowym na klucz i pilnowana przez żołnierzy czy też urzędników MCzS-u. Dopiero później ich wypuszczono stamtąd, dopiero później oni mogli zameldować się w tym motelu, o którym wspominałem wcześniej. I dopiero później mogli rozpocząć swoją pracę.”

 

(Na marginesie dodam, że wedle relacji (wspomnieniowej) w „Mojej czarnej skrzynce”, płk. dr. E. Klicha, polscy przedstawiciele byli przetrzymywani 2 godziny w samolocie (po wylądowaniu na XUBS), a potem odwiezieni na „miejsce wypadku”.) Wojciechowski, będący zapewne autorem słynnego i szeroko komentowanego (także w mojej „Czerwonej stronie Księżyca”) materiału wideo z kwietniowego (2010) „Superwizjera”, w taki sposób rekonstruuje swe rozmowy z ruskimi świadkami „Zdarzenia”:

 

„Rozmowa z Rosjanami – ona niczego nie wnosiła. Wszyscy mówili to samo: „słyszeliśmy ryk silników, jakiśtam huk, ale nie wiemy, czy to był wybuch, czy to może silniki. Ci ludzie są przyzwyczajeni do życia przy lotnisku, przy zakładach lotniczych, zbrojeniowych, więc dla nich jakiśtam warkot silnika nagły, czy nawet jakaśtam nagła eksplozja silnika, to nie jest nic nadzwyczajnego, bo przez całe dziesięciolecia tam po prostu pracowali w tych zakładach

ił

i produkcja samolotów czy ryk silników to jest nic nad czym oni się zastanawiają jakośtam specjalnie. Więc powtarzali to samo: „No, był ryk silnika, słyszeliśmy to, tamto, potem jakiś upadek, potem wybiegliśmy, widzieliśmy, słyszeliśmy syreny straży pożarnej, służb specjalnych itd. itd. w sensie służb ratowniczych. Więc oni nie wnosili niczego tak naprawdę. To było emocjonalne bardzo (…), ale natomiast co do kwestii śledczych to nie posuwało nas do przodu w ogóle.”

 

Tymczasem to właśnie w materiale „Superwizjera” zdumiewające było to, że każdy świadek opowiadał jakby inne zdarzenie, że przypomnę choćby głośną relację gostka przy garażach nieopodal Siewiernego, co sądził, że na śmietnisku butelka pękła w ognisku albo relację babuszki Nosarczukowej,

babuszka

co okno myła w bloku tuż przy remizie strażackiej, gdy „coś gruchnęło” – i myła okno dalej. Ale może Wojciechowski długo już tego wideo sobie nie odświeżał. Sam zresztą na linkowanym spotkaniu zastrzega, że trzyma się wyłącznie faktów i na pytania osób z sali (przekonanych, zapewne dzięki pracy „zespołu parlamentarnego”, że „prezydencki tupolew” eksplodował) chcących wciągnąć go w narrację zamachowo-wybuchową, odpowiada, że nie chce teoretyzować na temat 10-04 – nie przeszkadza mu to jednak głosić z kamienną twarzą, że do „katastrofy” doszło o godz. 8:39 (pol. czasu, jak się domyślamy), kiedy to (zdaniem Wojciechowskiego) „tupolew zahaczył kołami o linię wysokiego napięcia”.

 

Mało oblatanym w tematyce „smoleńskiej” przypomnę, że taką tezę (choć nie w wersji z kołami zrywającymi linię energetyczną) prezentował w swej klasycznej książce „Ostatni lot” doc. S. Amielin, (smoleński fotoamator i modelarz, którego zdjęciami posłużyła się legendarna KBWLLP),

model

powołując się zresztą na bumagę z samej smoleńskiej elektrowni. Jeśli więc ta sama bumaga jest dla Wojciechowskiego faktem, to pogratulować śledczego wyczucia na detale. No ale mniejsza z tym, wszak były reporter TVN-u zaznacza też (już pod koniec spotkania), że „odpowiedź na pytanie, co zdarzyło się w Smoleńsku, jest w Polsce”. Wątku tego zbytnio jednak nie rozwija.

 

Ale mówi coś takiego (1h13’25’’):

 

„Dla mnie kluczową kwestią, której nikt dotychczas nie zbadał, nikt się tym nie zajął, jest kwestia przejrzenia, zanalizowania dokumentacji zgromadzonej w Centrum Informacyjnym MSZ-u. To budowa serwerów w CI MSZ-u, która przez jedną z dużych gazet w Polsce była regularnie obśmiewana. Były podnoszone kwestie korupcyjne związane z budową tego CI; kwestia z zaopatrzeniem urzędników ministerialnych w telefony znanej kanadyjskiej marki, która też przez tę samą gazetę była obśmiewana, że to złe telefony albo za drogie itd. itd. (…) Następnie dokumentacja związana z godziną 9-tą – jakie depesze przyszły do tego centrum, kto depeszował, skąd depeszował i jaka treść jest tych depesz, i przede wszystkim, gdzie są te depesze, co stanowiły. Ja znam odpowiedzi na te pytania, bo rozmawiałem z ludźmi, którzy mieli dyżur w tym centrum i wiem, jakie te depesze przyszły, natomiast, proszę mi wybaczyć, ze względów osobistych i ze względów bezpieczeństwa nie chcę o tym w tej chwili rozmawiać.”

 

Wojciechowski więc potrafi być enigmatyczny, jak widać. Jeszcze bardziej tajemniczo niż zagadnienie „depesz MSZ-u” wygląda kwestia zdjęć, które reporter miał uzyskać od jednego ruskiego budowlańca (wożącego betony na drogę dojazdową na „miejsce katastrofy”). Wojciechowski zaznacza na spotkaniu wyraźnie, że to są te drastyczne zdjęcia, które publikowane były przez „pewnego blogera”, ale dodaje, że on (tj. polski reporter) nabył je (za 600 rubli) w ilości ok. 60-ciu i obecnie ich nie posiada. Zdaniem dziennikarza (1h12’03’’) było to „60 zdjęć przedstawiających znane postaci po prostu poszatkowane i z pourywanymi członkami”. Już samo to dictum nakazywałoby umieścić Wojciechowskiego w szeregu wyjątkowych świadków, gdyż w przestrzeni publicznej nie pojawiały się do tej pory, a więc przez 5,5 roku, żadne zdjęcia z „miejsca katastrofy”, na których można byłoby kogokolwiek z polskiej prezydenckiej delegacji rozpoznać. Z lakonicznej zaś relacji reportera wynikałoby, że on miał możność takie zdjęcia osobiście widzieć.

 

Dopytywany, czy zrobione w Smoleńsku materiały wideo skopiował dla siebie, Wojciechowski wyznaje, że przekazał wszystkie swojej ówczesnej macierzystej stacji (z którą miał rozstać się niedługo po powrocie do kraju), ale przyznaje mimochodem z uśmiechem, że ma „inne nagrania” (41’45’’). Jakie? Niestety, nie wyjaśnia. Czyżby więc istniał kolejny depozyt czekający na czasy rewizji śledztwa?  

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka