Czekałem w restauracji sushi na Klienta. Za oknem śnieg, a wewnątrz rośnie przyjemnie ciepło w takt kolejnych łyków herbatki z jaśminu. Przypomniał mi się wierszyk mojego wuja – cudownego birbanta: „Piąta rano, zimno, śnieg, zawieja...Idzie polski robotnik do pracy – dobrze że nie ja”
Tak właśnie myślano w latach '70.
Restauracja Akashja, to miłe miejsce w centrum warszawy, gdzie dobrze spotkać się z Klientem, i gdzie japiszony z pobliskich telekomów wyrywają na „lanczyki”. W pewnym momencie mignęła mi twarz, znajoma jakoś dziwnie tak. Nasze spojrzenia się spotkały. Kilka sekund nerwowego zagryzania warg... Mam! Witaj Jurek! Witaj Robert! (Robert to ja..) O rany, Jurek, nic się nie zmieniłeś.... Ty też nie źle wyglądasz Robert ! (tutaj należy dodać, że Jurek pamięta mnie sprzed 13 lat kiedy byłem 20 kilogramów młodszy... :) Pogadaliśmy kilka sekund niezobowiązująco i obiecaliśmy sobie solennie, że się „zdzwonimy”, co zresztą się raczej nie uda bo nie wymieniliśmy wizytówek. Bez żalu...
Zaczynaliśmy podobnie, z tym że Jurek był ugrzecznionym menadżerem , który za szczyt kompetencji poczytywał sobie myśleć dokładnie to samo co jego szef. Wyrażał to gorliwym, na granicy idiotyzmu potakiwaniem za słowami szefa: „tak tak” „no jasne szefie” „oczywiście, tak właśnie trzeba”. Z racji tego kabaretowego wazeliniarstwa, miał ksywę „Subwoofer” bo wszystko powtarzał za szefem jak taki właśnie głośnik.. Ta gorliwa jednomyślność zaprowadziła go z parterowej Łomży wprost na dwunaste piętro szklanego biurowca w Warszawie i lanczyków w barze sushi, w którym był znacznie częstszym bywalcem niż ja. Poznać to było łatwo po głębokości ukłonów powitalnych obsługi... W tym wszystkim tylko jedno było przerażające – Jurek naprawdę NIC SIĘ NIE ZMIENIŁ !! Wyglądał dokładnie tak jak 13 lat temu!! Nie było po nim widać nic poza gorliwą, neutralną, wypraną z jakichkolwiek cech indywidualnych wolą służenia swemu Panu. Wyglądał doskonale bez wyrazowo, jak kierowca ekskluzywnej limuzyny. Starzał się zupełnie bez właściwości jak prezenter Krzysztof Ibisz, który leżąc za 40 lat w modnej trumnie będzie wyglądał dokładnie tak jak wygląda teraz, tyle że będzie lśnił rzędem nieskazitelnie białych implantów..
Bylem przerażony! 13 lat minęło temu człowiekowi.... Jak dzień...
Spotkanie z Klientem było owocne, choć widać było pewne zmęczenie materiału, i niemy krzyk -”czemu ja mam dokonywać zmian?” Cóż zmiany są powołaniem wybitnych i przymusem przeciętnych....
Po spotkaniu pomknąłem jak fryga do kuśnierza na ulicę Miedzianą.
Dziś miałem odebrać piękną ciepłą naturalną czapę z lisa. Sam go strzeliłem w najlepszym okresie. Piękny, zdrowy złocisty włos. Taka czapka zawsze jest ciepła i zawsze przewiewna.

Czapa była jak ulał! Kuśnierz – pogodny starszy pan o wyglądzie radosnego działkowca opowiedział mi co i jak połączył, uszył, przeszył i wzmocnił...
Widać było, że ta praca sprawia mu biologiczną radość a zadowolenie Klientów karmi go dobrą energią.... Już miałem wyjść , gdy moją uwagę zwróciły dwie piękne, jeszcze przedwojenne maszyny kuśnierskie. Zapytałem go, czy mogę coś sobie poszyć. Taka maszyna szyje bowiem tylko jedną nitką a nie jak domowa maszyna do szycia – dwiema. A już to jak porusza się tam igła i nitka ma w sobie zarówno coś z baletu jak i seksu jednocześnie. Pan kuśnierz się zgodził, wytłumaczył co i jak, dał do zabawy ścinki i pozwolił szyć. O ile kuśnierzem był dobrym to dydaktykiem – słabym.
Noooo nie!
Źle!
Krzywo!!
Nie tak! Nie tak...
O rany!!
No mocniej!
Pokrzykiwał tak, aż dzwoniło mi w uszach i na nic było moje tłumaczenie, że szyję futra pierwszy raz w życiu. Coś tam w końcu uszyłem i nawet całkiem prosto, ale kuśnierz skwitował to tak:
ECH WY MURARZE !! MACIE ŁAPY JAK Z DREWNA!!
Osłupiałem.... MURARZE ? Ja nie jestem murarzem...
A kim ? - zapytał niedowierzająco kuśnierz...
Jestem trenerem – uczę ludzi dobrej komunikacji - wyjaśniłem.
Trenerem?!?... Teraz z kolei osłupiał kuśnierz...
Bo, bo ja myślałem, że Pan jest z tej budowy obok.. - dodał
Ja z budowy...?!
Tak... Z tej tu obok - wskazał głową kuśnierz.
Wyszedłem na siarczysty mróz. Piękna czapa pozwoliła mi się cieszyć zimową nocą bez obaw, że mnie coś zawieje. Ale cały czas nosiłem w głowie nierozwiązaną jeszcze zagadkę: czy lepiej zestarzeć się bez wyrazowo jak Subwoofer Jurek, czy raczej tak „na murarza”. Jak ja.. :)
A może jest jakaś trzecia droga ?
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości