Jestem krwiodawcą jeszcze hen, od czasów studenckich. Grupa B Rh+. Teraz pojechałem do stacji krwiodawstwa gdyż mama kolegi pilnie potrzebowała krwi do operacji. Lał letni deszcz a do tego potężnie bolała mnie głowa, gdyż poprzedniego dnia w warsztacie kolegi naprawialiśmy silnik mojego motocykla wspierając się w działaniu wyśmienitą rumuńską Palinką... A wspieraliśmy się tak wszyscy konsekwentnie do drugiej w nocy...
Przychodnia jest ładna i świeżo wyremontowana. Wszystko odbywa się sprawnie i schludnie. Pani na recepcji ma komputer klasy PC. Najpierw mała próbka krwi, później badanie i właściwe pobieranie 500 ml. krwi. Małą próbkę krwi oddałem jako pierwszy w grupie kilkunastu facetów, która karnie czekała na korytarzu.
Oddałem krew do badania i czekam...
Czekam czekam...
Czekam...
Mógłby być dostęp do internetu, tzw Wi-Fi, czekanie było by milsze i bardziej efektywne... Prawie wszyscy którzy byli przede mną już weszli.. Pielęgniarka wychodzi na korytarz i wywołuje po nazwisku; Pan Malinowski Stefan.. Stefek Malinowski podnosi się i znika za drzwiami... Zostałem ja i jeszcze jakiś kolo... Kolo nazywał się Damian Górecki i wywołany wszedł za drzwi....
Na korytarzu zostałem już tylko ja sam.
Cisza.
Czekam...
Czekam 15 minut.
Czekam 20 minut.
Dowiedzieć się co się stało - jakoś nie mam śmiałości....
Zaczynam za to się zastanawiać...
Może mam żółtaczkę typu C ?
No może...
A może...
Jak ona miała na imię?
Stażystka z firmy produkującej koncentraty spożywcze.
Catalina z nomen – omen dalekiej Katalonii...
Kontakt się urwał niespodziewanie i raczej nieodwołalnie...
Dziwnie jakoś tak.
A może to właśnie....
Pogrążyłem się w niewesołych myślach...
Czekałem już 45 minut.
Sam.
Korytarz - wcześniej schludny i nowoczesny wydawał mi się teraz ponury i brudny, a światło swietlówek trupie i odrażająco niestosowne....
Pani pielęgniarka wychodziła i wchodziła jeszcze wiele razy z jakimiś papierami, ale nie do mnie. Wreszcie wyszła i zapytała; Pan Robert Fryczkowski ? Obróciłem się nerwowo. Aaaaa, to Pan – powiedziała z wyraźną troską w głosie,zapraszam Pana...
Od jej formalnej życzliwości zaschło mi gardle. Proszę zostawić tu kurtkę i plecak, lekarz już na Pana czeka...Poczułem jak nagle miękną mi kolana....
Przechodziłem z jednego pomieszczenia do drugiego klaustrofobicznym korytarzykiem. Miał około 160 metrów długości.
A dokładnie siedem kroków.
Lekarka była gruba, uśmiechnięta i radosna. Około 40-tki. Widać było po niej nadmiar czekoladek i permanentny niedobór dobrego seksu. Zgrana to para. Jeszcze nie było po niej widać efektu działenia powyższej pary - alkoholu...
Jeszcze czas...
Niech Pan siada! - powiedziała stanowczo. Zbadaliśmy Pańską krew i widzi Pan, nie jest dobrze! Wskaźnik „XYZ” ma Pan na poziomie 50, a norma wynosi 47.... Złe odżywianie, albo alkohol? Cóż, my grubasy tak mamy – roześmiała się na głos i spojrzała na mnie porozumiewawczo, tak jak byśmy obydwoje byli członkami jakiegoś supertajnego stowarzyszenia grubasów, przy którym Loża Masońska jest otwarta niczym PTTK.....Trzeba jeść mniej tłuszczów i za dwa tygodnie wskaźnik XYZ wróci do normy, a wtedy – zapraszam Pana ponownie....

To nie HIV! Będę żył! Z tej radości pożegnałem się serdecznie i zamaszyście, całując dwukrotnie lekarkę w jej pulchną rączkę... Nagle wszystkie pierdualne "problemy" jakie miałem jeszcze rano; kontrolka „chek engine” jaka niespodziewanie zaświeciła się w moim aucie, cholernie nieudane spotkanie z klientem, problemy z wyjazdem Enduro w Karpaty i ćmienie górnej szóstki skurczyły się w jeden mały punkcik i odzyskały właściwy wymiar - czyli 2cm x 2cm. Będę żył! Wyszedłem na ulicę. Ulica była świeża, dopiero co spłukana letnim deszczem, pachnąca parującą wodą. Będę żył! Nie wiem jeszcze jak długo, ale to cudowne, że jeszcze zobaczę Karpaty, uśmiech mojej dziewczyny, i jej zgrabne pośladki.... Będę żył.... dzień, rok, czterdzieści lat? Nie wiem? Ale to jeszcze nie dziś... A dziś? Dziś niespiesznie napiję się dobrej kawy na tarasie kawiarni Calipso, kupię nam bilety do teatru Krystyny Jandy i dobrą karmę kotu.. A jutro z samego rana zadzwonię do klienta i żeby nie wiem co - to się z nim dogadam...
Życie to doprawdy niezwykła gra możliwości.
Jeśli tylko cholera, to życie jest....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości