Mam bardzo fajną ciocię i wujka. To bardzo, bardzo daleka rodzina, ale... Wujek silny, zaradny, na stanowisku, ciocia zaś spokojna, cicha, taka domowa, ale zarazem z charakterem lubiąca wieczorami grać na pianinie....
Lubię ich choć czasem drażnią mnie mocno. Lubię bo są fajni, rzeczowi w miarę i swoim trzem synom dali dobre wykształcenie. Drażnią mnie, gdyż są rozkrzyczani, rozśpiewani, rozkolędowani, rozpielgrzymowani, pouczający wszystkich dookoła i uciążliwie wręcz głośni... Wujek pomimo 60-tki uczy się esperanto, (sic!) i na rzeczowe pytanie: wujku, po co ci to Esperanto? Język wymarły i do niczego nieprzydatny, wujek zaczyna mnie na głos uczyć słówek niczym sześciolatka i przekonywać, że garaż to la garadżio a samochód to auxtomobilo... No i co? pytam sceptycznie. I nic! Ale to takie ładne, że grzech się nie nauczyć... W końcu nie wiem czy się tego esperanto nauczył czy nie, ale gdybym był jego rodzinnym Chełmem to był bym nim mocno zmęczony... Jeśli dodać do tego, że są absurdalnymi centusiami to mamy pełen obraz. Co to jest absurdalny centuś? Już wyjaśniam: to dobrze zarabiający człowiek, który własnej matce przywozi w prezencie dwa hotelowe szamponiki i słoik dżemu, bratu buteleczkę koniaczku 200 ml. jak wraz -wprost z hotelowej lodóweczki, A siostrze – dobre słowo, i zapewnia gorliwie, że następnym razem to coś jej przywiezie, bo teraz miał dla niej ten dżem, ale że matka jest już stara – i tu następuje porozumiewawcze spojrzenie, mówiące; chyba nie chcesz zabrać staruszce dżemu.... Mistrzowskie zagranie!! To trzeba mieć w genach!
Pamiętam jak woziłem po Warszawie szanowne wujostwo a był to rok 2003 lub 2004. Gdzieś tam jechali, coś załatwiali, i woziłem ich cały koszmarnie długi dzień. Byłem tym wożeniem tak potwornie zmęczony że pamiętam to beznadziejne uczucie zmęczenia aż do tej pory. Kłócili się, sprzeczali, pouczali mnie jak mam skręcać i instruowali, że źle prowadzę samochód. A muszę dodać, że w 2004 roku miałem prawo jazdy już od 22 lat, i zajeżdżałem kolejny - bodajże ósmy samochód... Aż wreszcie zahamowałem gwałtownie i trochę niepoczytalnie. Wujostwo walnąwszy się głowami w szyby trochę się uspokoili i zaczęli być „normalni”, cokolwiek to znaczy...
„Boże spraw żeby ten błogostan dotrwał do końca dnia..” modliłem się cichutko...
A skoro zaczęli normalnie rozmawiać to zeszło na punkt dnia: inwestycje kapitałowe. Ciotka miała coś około 17 tysięcy oszczędności a wujek coś około 25 tysięcy i chcieli te pieniądze dłuuuuugofalowo zainwestować.. Jechaliśmy przez centrum Warszawy a tam stała drewniana budka (dosłownie!) a na niej reklama: waluty obce, złoto, brylanty...
Wujostwo dyskutowali jak zainwestować kasę i bardziej przez grzeczność niż przez respekt dla mojej wiedzy zapytali; co zrobić z tymi pieniędzmi. Pamiętam jak dzisiaj, że powiedziałem bez namysłu: kupcie złoto! Na molibdenie zarobicie więcej ale się na tym nie znacie, kupcie więc złoto! Obydwoje wybuchnęli głośnym śmiechem! Ale nie tym swoim zwykłym – dydaktyczno - neurotycznym, tylko takim zwykłym szczerym, tubalnym śmiechem! Ich reakcja była dosłownie taka, jakby usłyszeli, że mają zainwestować w Ptasie Mleczko, a konkretnie w waniliowe, i zakopać pod drzewem bo kiedyś, za 10 lat będzie to cenny rarytas! Złoto – łkała ze śmiechu ciotka – zło..złooo...złoooo to... Wtórował jej tubalnie 120 kilogramowy wujek... Ale jak my mamy kupić to złoto? Normalnie – odparłem, w banku sprzedadzą wam takie małe sztabki z certyfikatem i nabitymi próbami, kupcie i zostawcie w najtańszej skrytce bankowej.... Ot cała filozofia.
Wujostwo potraktowali mnie jako nieszkodliwego idiotę. Mondraliński wujek zainwestował w jakiś „plan drapieżny” , a ciotka w jakieś fundusze w jakimś mało znanym banku, którego logo obecnie już nikt nie pamięta.... Wujek i ciotka stracili. Wujek po 6 latach dostał dokładnie tyle pieniędzy ile wpłacił, bo fundusz drapieżny to fundusz dużego zysku ale i dużego ryzyka... Panienka w okienku powiedziała „przepraszam, tak się zdarza” i w wielokrotnie wyćwiczonym geście rozłożyła bezradnie rączki.. Słowem bank bezkarnie obracał przez 6 dłuugich lat kasą 120 kilogramowego inspektora budowlanego z Chełma, po czym go wydymał w pupę.
A on się jeszcze cieszył, że w ogóle tę kasę zobaczył na oczy! Ciotka z tych 17 tysięcy po jakichś kombinacjach strasznych nerwach i mecyjach wypłaciła 18.....
A czemu o tym piszę? Bo właśnie wpadł mi w ręce wykres cen złota i srebra na przestrzeni ostatnich lat.. A gdyby mnie wujostwo wtedy posłuchali i kupili to złoto?
Gdyby wtedy 25+17 = 42 PLN zainwestowali w srebro/złoto to dziś w 2011 wypłacili by około 140 tysięcy PLN. Sprawdziłem dziś na Allegro; mieli by za to 2 pokojowe mieszkanko w centrum Chełma z ładnym balkonem i jeszcze zostało by im 15 tys. na mały remont.
Próbowałem znaleźć jak jest w języku Esperanto „inwestycja” ale nie znalazłem.
Może to dlatego. Wszak już Wttgenstein twierdził, że jeżeli nie ma słowa to i nie ma desygnatu....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka