Znalazłem na rynku fajne produkty. Dobre sosy, keczupy, musztardy w ekonomicznych opakowaniach. Domownicy je polubili od pierwszego zakupu. Smakują dobrze, używane są na co dzień więc nie wstawiamy ich nawet do lodówki. Ale jest też pewien problem. Sosy są w długich butelkach, zawartość jest pysznie gęsta ale przez to jest problem z ich aplikacją. Pani domu bowiem stawia je w pionie - lubi porządek, ja karkołomnie stawiam je „do góry nogami” - jestem praktyczny a Krzysio kładzie je na płask - bo wgodniej. Efekt tego jest taki że butelki leżą na stole 90% czasu co sprawia wrażenie bałaganu i zajmuje miejsce. A kiedy trzeba zrobić kanapkę to stukamy odwróconymi butelkami o ściany i framugę, co pierwsze trzy razy nas nawet bawiło, ale teraz staje się uciążliwe.
Będąc osoba kreatywną „wymyśliłem” na poczekaniu trzy fajne stojaczki reklamowe na produkty, których obecność spowodowała by że domownicy dokupowali by kolejne produkty w miarę zużycia. Aplikacja na kanapkę była by szalenie prosta (produktu zużywało by się siłą rzeczy nieco więcej) Narysowałem więc na kartce trzy modele takich stojaczków – jeden do powieszenia na ścianę, jeden na stół i jeden do lodówki. Jeden model ekologiczny – ze sklejki a pozostałe dwa z plastiku. Pomyślałem że skoro firma jest 16 kilometrów ode mnie to podjadę tam do działu marketingu i podzielę się tą myślą. Ot z czystej życzliwości – bezpłatnie. Bo ja właśnie tak rozumiem społeczną odpowiedzialność biznesu.
Telefon w firmie odbiera młody szalenie kontaktowy człowiek przełącza do działu marketingu raz, drugi, trzeci.... Nie mają OGM (zapowiedzi głosowych) więc raz za razem zrzuca mnie na fax. Ja mam wprawdzie inne zajęcia ale dzwonię wytrwale i życzliwy telefonista podaje mi numer do działu marketingu. Dział marketingu będzie najbardziej otwarty na sugestie ulepszenia zwłaszcza jeśli dzwoni klient zachwycony smacznym produktem, ba! Wręcz entuzjastyczny! Tak jak ja...
Odbiera dziewczęcy głos o prowincjonalnym nosowym, mało dźwięcznym brzmieniu. Po lekturze Pigmaliona wiem że nie rokuje to dobrze. Pani nie przedstawia się (sic!!) tylko rzuca krótkie – halo! No słucham! Przedstawiłem się , powiedziałem że jestem konsumenta indywidualnym, że kupujemy ich produkty, a szczególnie takie, takie i takie i bardzo naszej rodzinie smakują i mam pomysł jak można by zwiększyć rozpoznawalność produktów i zwiększyć sprzedaż.
Pani warknęła: „w jakim sklepie pan kupił!?!” odpowiedziałem że w mojej wsi, i że... „Wprowadziliśmy nowe opakowania 400 gram a pan ma 900 gram!!...” - przerwała mi znowu dość opryskliwie... Odparłem że mam właśnie te 400 gramowe opakowanie, które można by moim zdaniem sprzedawać tak żeby ten produkt był naszym stałym domownikiem a nie tylko gościem...
„Proszę pana” – podniosła głos (sic!!) pani z „marketyngu” – ja się spieszę i my żadnej pomocy nie potrzebujemy! Klik! (tu się rozłączyła) Pomyślałem, że znałem kiedyś wydawnictwo w którym „Pani z marketingu i sprzedaży” (cudzysłów w pełni uzasadniony) miała taki zwyczaj, że na dzień dobry rzucała się Klientom do gardła, tak stanowczo, że bali się dzwonić aby przedłużyć prenumeratę czasopisma, ale ta przedstawicielka lumpenmarketingu naprawdę niewiele jej ustępuje....
Mój idol trenerski, z firmy Kaiser International powiedział mi kiedyś:
„pamiętaj , pomagaj innym gdy cię o to 3 x poproszą lub ci za to płacą.”
Czasem w swej naiwności o tym zapominam i dostaję prztyczka w nos od świeżo upieczonej sfrustrowanej absolwentki zaocznego "zarzundzania i marketyngu.... "
No cóż, zdarza się....
Poza tym dziś jest słoneczny piękny dzień :)
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka