Kiedyś napisałem felietonik o wydymanych przez władzę stoczniowcach. Władza liżąc tyłek eurokratom gorliwie polikwidowała stocznie a pozostałych ludzi przeszkoliła w większości fikcyjnymi szkoleniami (afera z Panem Posłem który miał firmę i zgarnął rynek szkoleń). Felietonik nosił tytuł: smętni niepotrzebni i w dresach.

Tytuł był swoistą prowokacją. Do czasu kiedy przeczytałem o losie stoczniowców. Mianowicie – mało kto ich chce do pracy. Nikt w Nibylandii jaką jest Polska, nie potrzebuje ludzi z charakterem... Po co? Lepiej przyjąć posłusznego głupka...
Dziś zgadałem się o tym z moim kumplem z segmentu 40+ Facet ma niebotyczne kwalifikacje, biegłe języki, doświadczenie, sukcesy, certyfikaty. Wysłał 470 CV i dostał jedną odpowiedź. Rekruter wypytał, wypytał i.... nie oddzwonił.. Kumpel zaczepił się na kierownika sprzedaży do jakiejś firmy produkującej elementy do rusztowań. Po jakimś czasie powiedział:
„ależ ta moja dyrektorka to idiotka!” Po czym podał kilka przykładów działania, a zwłaszcza jej bezsensownych zaniechań przez które firma straciła sporą kasę. Pani dyrektor po prostu nie widzi rynku jako całościowego dużego organizmu, tylko w perspektywie tygodnia, co przynosi firmie straty. Ja też miałem podobne przykłady z innych firm i tak sobie pogadaliśmy.
Po czym zapytałem: powiedz mi jak to jest, że takie miernoty dochodzą do władzy?!
Aaaaaa... Odpowiedział kumpel, u mnie mechanizm był prosty.
O stanowisko walczyła ona – głupia kura i taki prawdziwy inżynier po 50, będący na rynku już ze 30 lat.. Facet był ekspertem jak mało kto, ale był hardy. Miał swoje zdanie. Ona zaś we wszystkim przytakuje Panu Prezesowi, i została dyrektorem. Inżyniera zaś osaczono (tak powiedział – osaczono) i szpetnie wywalono. Po czym kumpel dodał najważniejsze chyba słowa: „Staram się z niczym nie wychylać, ze wszystkim jej potakuję, choć raz o mało co się nie zdemaskowałem ze swoją wiedzą. Ale jakoś to wyprostowałem, że to nieporozumienie. Siedzę cicho i jej przytakuję, a że w międzyczasie straciliśmy wiele zamówień na prawie milion PLN – to nie moja sprawa.
Ta rozmowa przeraziła mnie. Pamiętam że gdy ja byłem kierownikiem w strukturach korporacyjnych zawsze, ale to zawsze przyjmowałem ludzi lepszych od siebie. Praca z takimi była wprawdzie trudniejsza niż z miernymi, ale dawała radość i miałem wspaniałą radość tworzenia pracownika. Te czasy minęły. Na pewno w Nibylandii.
Ale nie wszędzie.
Oglądałem piękny film o TGV, na YT. TGV to kolej nowych możliwości. Filmik pokazywał jak jest budowana ta kolej, jak testowana, jak wdrażana. Pierwsze wrażenie: w zakładach ludzi jest mało (nie ma tłumów) ale jest pełen przekrój wiekowy. Urzekła mnie taka scena: Włosi pomimo że mają „Pendolino” sami kupili TGV. Może dlatego że swoje Pendolino (ale bez systemu Pendolino (!) czyli systemu wychylania pudła wagonu na zakrętach) sprzedali głupawym Nibylandczykom z północy. No i teraz piękne bordowe – bo takie sobie zażyczyli Włosi – TGV pędzi nocami po całej Italii i jest wdrażane do ruchu. Szefem tego składu jest 32 letni młodziak z laptopem i w swetrze. Młody, kompetentny, komunikatywny. Przy monitorach inżynierowie kontrolujący temperaturę klocków hamulcowych, osi, łożysk i silników. Kolejna noc w trasie. Aż tu coś nawaliło i trzeba to naprawić. I na to wychodzi z zaplecza trzech panów pomiędzy 50-65 lat, w ogrodniczkach, ze śrubokrętami w kieszeniach. Jeden z nich, taki 'misiowaty” położył się pod konsoletą na której było z tysiąc lampek i przełączników i z pięć kolorowych monitorów. Pogrzebał, poprosił drugiego o kombinerki.... I działa!! U nas, „misiowaty” tej roboty by nie dostał. Za stary, za hardy, za dużo wiedzy.....

Pamiętam moje rozmowy z Babcią. Babcia doświadczona przez wojnę, przenikliwa do bólu, oczytana i diabolicznie inteligentna... To czasem była gorzka mieszanka. Rozmawiała ze mną w latach '70. Pamiętam jak dziś te nasze rozmowy, które czasem były nie do zniesienia. Zwłaszcza jedną. Babcia siedziała ze mną przy stoliku z chińskiej laki i piliśmy kawę. Prawdziwą a nie ten komunistyczny syf. Babcia tłumaczyła mi pewne zachowania społeczne i w pewnym momencie powiedziała: bo widzisz, ludzi jest na świecie za dużo. Nie mów tak! - odkrzyknąłem ze złością. Tak, jest za dużo – mówiła patrząc w okno - tylko.... nikt nie ma odwagi tego powiedzieć na głos. Zobacz, że teraz wszystko robi się automatycznie (a mówiła to w latach '70 !!). „Ziuuuu” i jest samochód, ziuuuu... i jest odkurzacz. Po polach jeżdżą kombajny. Ja pamiętam żniwa w Góraju (jej majątku ziemskim), to było tam z 50 osób. A teraz? Zobacz u twojego ojca. Paru ludzi! (Tato był dyrektorem kombinatu rolnego, i faktycznie pracowały tam na polach całą dobę dwa kombajny Bizon i Vistula, obsługiwał to Star z dwoma przyczepami, i żuk który dowoził kanapki, oranżadę, ludzi i paliwo. Czterech ludzi na 300 hektarach. Wiem bo wakacje spędzałem u Ojca w PGR. Synek Pana Dyrektora :)
Dla nich wszystkich nie ma już pracy i celu, tylko że oni o tym jeszcze nie wiedzą. Nie wiedzą że są niepotrzebni. - zakończyła Babcia. Pamiętam, że wtedy się rozpłakałem.

Minęły lata i okazało się, że całe pokolenie młodych Hiszpanów, skazano na śmietnik. Młodych pięknych wykształconych ludzi po 30 którzy nigdy nie pracowali i którzy nigdy pewnie już nie wyrobią sobie nawyków dobrej pracy. Bo kiedy? Po 30. Zgniją pewnie na głodowym zasiłku. Nie oni zresztą jedni. A w takiej Nibylandii – „państwie” którego już nie ma, menadżer po 40 ukrywa się przed swoją głupią przełożoną ze swoją rozległą wiedzą, bo wie, że jak się zdemaskuje to straci robotę. Jak straci? Normalnie: „osaczą go” i wywalą bez zbędnych ceregieli na śmietnik jak zaszczaną wersalkę.
I tylko ciekawi mnie co teraz, w roku 2013 powiedziała by Moja Babcia?
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka